GodsToys.pl – wytrwałość i konsekwencja

Dodane:

MamStartup logo Mam Startup

Udostępnij:

O zmaganiach młodego przedsiębiorcy zakończonych bankructwem jednego z pierwszych internetowych sklepów spożywczych, o powstaniu sklepu GodsToys.pl, a także o wytrwałości i konsekwencji pisze dla nas Jakub Zieliński.

O zmaganiach młodego przedsiębiorcy zakończonych bankructwem jednego z pierwszych internetowych sklepów spożywczych, o powstaniu sklepu GodsToys.pl a także o wytrwałości i konsekwencji pisze dla nas Jakub Zieliński.

Autorem tekstu jest Jakub Zieliński

Startupowe początki – iLike.pl

Jest lipiec 2007 roku. Po roku przygotowań, wpisaniu kilku tysięcy produktów, zmienianiu dwa razy siedziby, partnerów i smutnym rozstaniu z osobą odpowiedzialną za logistykę, wreszcie ruszamy. Jesteśmy jednym z pierwszych internetowych sklepów spożywczych w Warszawie (w głowach jak chyba każdy startup-team mamy wizję na 5-10 lat). Na rynku kilka miesięcy wcześniej startuje Frisco.pl z gigantycznym kapitałem. Wkrótce pojawiają się inni, ale jest za późno, aby poddać się i nie spróbować. Jednocześnie zaczyna się coś o czym jeszcze nie wiemy, że w znaczący sposób wpłynie na dalsze losy projektu. Kryzys.

Nie finansuj projektu z giełdy

Osoby, które miały w tym czasie oszczędności na Giełdzie Papierów Wartościowych, na pewno niezbyt dobrze wspominają czasy, które miały nastąpić. Dla iLike.pl gigantyczne spadki oznaczały, że zabezpieczone najbliższe lata projektu nagle okazały się niepewne, a kilka miesięcy później jasnym stało się, że zabraknie czasu i pieniędzy, by osiągnąć break-even czy choćby funkcjonować przez rok bez kredytów.

W wielu książkach autorzy powtarzają, że startupy powinno zaczynać się za pieniądze innych. Najdroższy pieniądz to „własny pieniądz”. Z perspektywy ciągnących się długów, to chyba prawda. Przez cały czas życia projektu pracowało w nim 6-8 osób. Z tego sześć (rodzina) osób nie posiadało żadnych innych źródeł utrzymania. Wszyscy żyliśmy z oszczędności, które pożerała firma, koszty życia i spadające kursy akcji. Plusem było, że pracowaliśmy w branży spożywczej, a tu zawsze coś się popsuje i nie nadaje do sprzedania Klientom. Jedliśmy więc często odpadki, by minimalizować straty. W sam raz do ckliwej historii ala „zaczynaliśmy w garażu”, ale smaczne to nie było, a obrzydzenie do nabiału i parówek utrzymuje się u niektórych z nas do dziś. 😉

Tworzenie teamu – ustalenia na papierze

Z racji przykrego rozstania na początku istnienia firmy. Raz jeszcze napiszę coś, co było już powtarzane przy wielu okazjach, ale wciąż jest pomijane. Zanim cokolwiek zaczniesz razem z przyjacielem, kumplem, znajomym, wspólnikiem, dziewczyną, kimkolwiek: wszystko miej na papierze. W paru zdaniach określcie podział co do kogo należy. Tak, aby w chwilach kryzysu czy niejasności, był dokument potwierdzający, co tak naprawdę zostało obiecane i kto czym ma się zajmować. Wracajcie do tego przy inwestowanej kolejnej większej transzy pieniędzy. Nie odkładajcie tego na później. Jeżeli teraz, gdy jest dobrze nie umiecie się dogadać, na pewno nie będzie wam łatwiej w chwilach, gdy sytuacja stanie się napięta.

Umowy ustne nie wystarczą. Pamięć jest elastyczna i jest masa teorii z zakresu psychologii poznawczej, która bada zniekształcenia, do których dochodzi. Nie bójcie się spisanej i podpisanej kartki papieru. Nawet jak chcecie dobrze, w dniu w którym dokładacie kolejne 20 tyś. zł do projektu, a wspólnik nic, pojawia się w głowie głosik: „coś się zmieniło w udziałach”. U drugiej strony niekoniecznie to tak działa.

Nie bój się zbyt wielu Klientów

Gdy zaczynaliśmy projekt obawialiśmy się, że będzie za dużo zamówień i nie damy rady. Faktycznie pewnie nie dalibyśmy, ale z perspektywy czasu myślę, że lepiej popełniać błędy i uczyć się na dużych obciążeniach niż bezpiecznie dryfować.

Nie ratuj projektu kredytami – szczególnie na działalności gospodarczej

Kolejnym błędem jaki popełniliśmy, było tworzenie całości projektu na działalności gospodarczej. Jest to tragiczne w skutkach, gdy pojawiają się kredyty. Po pewnym czasie z racji ogromnych spadków na giełdzie, stanęliśmy przed dylematem: zamknąć sklep, czy zaciągnąć kredyt i próbować dalej? Sprzedaż rosła w tempie 30-40%, nie wszystko działało tak jak należy, towar się psuł, potrzebne były dodatkowe inwestycje, ale rosła rzesza zadowolonych stałych Klientów i wyglądało na to, że może się udać, itd. Co robić?

Mówi się, że genialnego dowódcę od szalonego odróżnia wynik bitwy. My w pewnym sensie przegraliśmy, dlatego kredyty wydają się być błędem. Jednak dały nam czas, by znaleźć chętnych inwestorów… ale o tym za chwilę.

Dlaczego nie na działalności? Działalność gospodarcza jest fajna i prosta w księgowaniu. Niestety nie daje żadnej ochrony, gdy upada firma. Pewnie zdajecie sobie z tego sprawę. Powtórzę jednak dla tych, którzy tego nie wiedzą. Pod działalność nie zaciąga się dużych kredytów. Pod działalnością gospodarczą odpowiadasz całym swoim majątkiem – Ty i Twoi bliscy. Kiedy firma upada, tracisz czas, oszczędności, energię. Siedzisz pokonany pośród zgliszcz własnych marzeń, gdy zaczynasz słyszeć łopotanie skrzydeł zbliżających się sępów pragnących Twojego mięsa – pieniędzy. Od tej chwili zaczyna się szarpanina z wierzycielami, którzy zresztą słusznie dopraszają się swojego.

Rozmowy z inwestorami

O inwestorach wiele nie napiszę. Uczestniczyłem tylko w jednym ze spotkań, gdzie osobie, która kiedyś stworzyła jedną z największych polskich firm logistycznych (na tamte czasy), wyjaśniałem logistykę przyszłego sklepu. Ciekawe i stresujące przeżycie. Rozmowy na temat przyszłości iLike.pl toczyły się bezustannie od stycznia aż do chyba listopada. W zasadzie iLike.pl mogło przetrwać. Po kilku miesiącach rozmów – umowa była gotowa do podpisania. Dlaczego więc jednak nie?

Dużo mówi się o zaufaniu i szacunku w biznesie. Dużo o negocjacjach i o tym, że w Polsce jest zupełnie inna kultura niż na Zachodzie, gdzie projekty zaczyna się bez prawników, na słowo, itd. W Polsce faktycznie jest chyba nieco inaczej. Umowa, którą otrzymaliśmy była zbiorem kilkudziesięciu stron haków umożliwiających przejęcie firmy, zrzucenie na nas odpowiedzialności, itd. Podobno taki standard, ale nie budzi zaufania. Szczególnie, gdy w sieci można znaleźć informacje o potencjalnych Partnerach i o tym, jak przejęli od właścicieli firmę.

Czy ta decyzja była błędem? Finansowo na pewno wiele kosztowała, ale mogliśmy zacząć coś innego. Podsumowując, to jak się czujecie w towarzystwie ludzi, z którymi macie tworzyć biznes ma znaczenie. Zwracajcie uwagę na to, czy dotrzymują terminów, jak odpisują na wasze maile, jak traktują wasze obawy, co proponują, jak żartują. Będziecie z tymi ludźmi spędzać czas i niezbyt dobrze dla projektu będzie, jeżeli nie będzie wam odpowiadało ich towarzystwo.

Kończąc, brak zaufania i sposób traktowania, był powodem, dla którego zrezygnowaliśmy ze spółki. Powinniśmy zrobić to na początku. Niepotrzebnie marnowaliśmy czas, nasz i inwestorów. Czy nasze obawy były słuszne? Teraz po latach wiemy, że stworzyli własny sklep, wprowadzili go na rynek, podnieśli udziały i sprzedali innej firmie. Gdzie bylibyśmy my w tym wszystkim? 🙂

Urząd Skarbowy – przyjazne państwo

Jest jeszcze jeden powód, dla którego nie warto inwestować w firmę pieniędzy z giełdy. Zysk. Choć faktycznie, fizycznie i w każdy inny sposób stracone zostały oszczędności życia i sześcioosobowa rodzina z dnia na dzień pozostała bez środków do życia. Dla Urzędu Skarbowego zarobiliśmy i musieliśmy zapłacić podatek. Choć minęło kilka lat, spór o zasadność toczy się dalej.

Odrodzenie – startup nie musi być innowacyjny

Po tak dużym projekcie nie miałem ochoty na nic dużego. Pracowałem w kawiarni, gdy przypadkiem w święta znalazłem „drapak do głowy” nazywany masażerem głowy. Szczerze? Jest to najbardziej badziewnie wyglądającą rzecz jaką znam i takie miałem podejście, gdy próbowali mi ją wcisnąć w Tesco. Jednak efekt, jaki daje jest tak naturalnie fantastyczny, że miesiąc później zamówiłem pierwsze kilkanaście sztuk na próbę i przez rok z kawałkiem żyłem sprzedając masażery głowy i odkładając pieniądze na coś większego.

Samotność nie jest innowacyjna

Problem z masażerami był taki, że produkt był jeden i pracowałem nad nim w zasadzie sam. To nie jest fajne, innowacyjne i inspirujące. Jeżeli planujesz otworzyć firmę samemu, to pamiętaj, że to nudne. Nawet jak się dorobisz, to spędzasz 8-12h w samotności. W pewnych momentach, szczególnie tych złych, gdy zaczynasz chorować, brakuje pary, by pchać to dalej, czy są problemy (a są zawsze), to się staje najzwyczajniej nudne i przygnębiające. Nawet radość po odłożeniu słuchawki, gdy właśnie przyjęło się największe w historii zamówienie, nie ma gdzie eksplodować. Jasne, że zyski całe dla Ciebie, ale jakim kosztem?

Dotacja z Urzędu Pracy – przeczołgane pieniądze

W pewnym momencie uznałem, że stworzę coś większego. Nie miałem jednak dość pieniędzy, więc chciałem dotację. Ta z urzędu pracy wydawała mi się szybka i łatwa. Wycofałem się z handlu, zarejestrowałem i złożyłem wniosek. Z perspektywy czasu był to straszny okres. Nie przepadam za biurokracją, więc popełniłem trochę błędów. Raz zapomniałem podpisu, innym razem obcięli mi punkty za wrzucenie „kosztów wysyłki” w „koszty inne”, gdy tymczasem powinny to być „koszty reklamy” i nie ma tu żadnego „ale”. Temat rzeka. Cały ten czas człowiek nie może podjąć zatrudnienia, żadnego zlecenia. Nic. Choć w tym czasie opracowywałem szatę graficzną, wyceny, biznesplan, koszty, itp., to pojawiło się pytanie, czy przez pół roku nie zarobiłbym więcej?

Ewolucja – czy zawsze trzeba podbić w miesiąc świat?

Masazer-glowy.pl nie był innowacyjny. Może jedynie wyróżniał się podejściem, bo jako jedyny sprzedawał wyłącznie masażery głowy. W tej chwili nadal zarabia, ale nie ma czasu go dopracować. Wspominam o nim, aby pokazać, że czasem nie musicie robić czegoś niesamowicie nowego. Innowacyjnej, super usługi, której „NIGDZIE nie ma”. Czasem wystarczy znaleźć coś fajnego i zaproponować to w ciekawszym wydaniu. Pracujesz dla siebie, uczysz się zarządzania kosztami, zyskujesz doświadczenie, kontakty. Przy takim podejściu nie musisz mieć też dużych pieniędzy…a z czasem naturalnie powstaje Krok Drugi, na który jeżeli wszystko dobrze poszło, uzbierałeś pieniądze.

Moim naturalnym krokiem drugim było stworzenie www.GodsToys.pl, który aktualnie oferuje prezenty, gadżety i upominki. Nie jesteśmy najwięksi, najlepiej wypozycjonowani, najbardziej dynamiczni, lista „todo” rośnie w błyskawicznym tempie, ale jaką ma to wartość dla Klientów? Dajemy nowe doznania, serce, oddanie. Zaskakujemy, robimy niespodzianki, przesyłamy pozytywną energię. Mamy wizję, w której Polska będzie radosnym życzliwym krajem i jesteśmy cegiełką, która ją taką buduje. Jasne, że dużo mamy do poprawienia, ale robimy to każdego dnia. Cegła za cegłą, dzień za dniem, bez przerwy, w chorobie, smutku, kacu, radości, realizujemy wizję. Czy to się podoba? Tutaj ostatecznie zadecydują liczby. Grunt, że my się bawimy i poszukujemy osób, które patrzą na przyszłość podobnie. W końcu jedna rzecz w startupie musi być zawsze – wiara, że się uda. Później to już praca i pokonywanie problemów, bez wiary szybko się poddasz…

Kończąc – powodzenia! 🙂 I zapraszam po prezenty do www.GodsToys.pl

Autorem tekstu jest Jakub Zieliński