Prowadzili bloga, a potem założyli biznes. Tworzą biurowe budki telefoniczne do samodzielnego montażu

Dodane:

Adam Łopusiewicz Adam Łopusiewicz

Udostępnij:

Trzy lata temu do Tomka Kapicy i Pawła Ślęczki zadzwonił były szef. – Nie mamy gdzie w biurze rozmawiać przez telefon, wszyscy sobie przeszkadzają. Pomożecie zbudować jakieś ścianki wygłuszające? – zapytał. Ci stworzyli budkę telefoniczną do samodzielnego montażu. Do dziś sprzedali ich blisko setkę.

Na zdjęciu (od lewej): Tomek Kapica i Paweł Ślęczka, założyciele imin booth

Pomieszczenie w pomieszczeniu

Były szef zadzwonił do autorów bloga dla fanatyków designu. Tomek i Paweł pisali na nim o ciekawych rozwiązaniach dla przestrzeni, nie tylko biurowych. Ta jedna rozmowa z byłym szefem sprawiła, że z bloga powstał biznes. – Pamiętam jak wieczorem pojechałem do domu wspólnika i przedstawiłem mu temat. Był to wyjątkowo trudny dla nas czas, bo właśnie startowaliśmy z naszym pierwszym biznesem. Czasu było więc bardzo mało, ale jakoś czuliśmy, że temat jest bardzo ciekawy – wspomina Tomek. 

Na spotkaniu padło hasło budek telefonicznych, które stały się inspiracją do rozwiązania problemu byłego szefa. – Wszyscy pamiętamy czasy, kiedy nie było w domu telefonów i aby zadzwonić biegło się do osiedlowej budki telefonicznej. Pomyśleliśmy, że można by znów zacząć z nich korzystać, ale w innych okolicznościach i w innej przestrzeni – mówi Tomek Kapica. Dochodzą wtedy do wniosku, że nie ma sensu dzielić pomieszczeń i ograniczać przestrzeń w firmie byłego szefa, lepiej zbudować „pomieszczenie w pomieszczeniu”. 

Dwa biznesy na raz

I tak z jednorazowej pomocy byłemu szefowi powstaje pomysł na produkcję dźwiękoszczelnych budek telefonicznych do biur. Po trzech miesiącach powstaje prototyp ulepszonej wersji budek, które później zamontowano w firmie byłego szefa. Zatrudnia coraz więcej, dlatego problem braku miejsca na swobodne rozmowy jeszcze bardzie mu dokucza. – Od tamtego czasu budki przeszły gruntowny lifting pod względem konstrukcyjnym jak i wizualnym. Następną budkę sprzedaliśmy dokładnie po roku od tamtego momentu – opowiada jeden z założycieli imin booth.

W tym czasie powstają kolejne prototypy, zespół sprawdza szereg materiałów dźwiękoizolacyjnych poprawiających akustykę we wnętrzach i przeprowadza testy jakościowe. Samodzielnie opracowuje modularną konstrukcję budek, dzięki czemu klienci mogą samodzielnie je zamontować w swoim biurze. Ruszają też prace nad stroną internetową, ofertą i zaczęły się poszukiwania sposobu na pozyskiwanie Klientów. – Równolegle wystartowaliśmy z pierwszym biznesem, czyli produkcją nowoczesnego oświetlenia. Pracy było naprawdę bardzo dużo – dodaje.

Niezagospodarowany segment

Stworzenie wygłuszającej budki do samodzielnego montażu nie jest łatwe. Na jej potrzeby zespół opracowuje autorski sposób wentylacji budki. – Konstrukcja, która z założenia ma być zamknięta, żeby zapewnić odpowiednie wyciszenie, musiała zostać w taki sposób rozszczelniona, by zagwarantować użytkownikom odpowiednią cyrkulację powietrza przy jednoczesnym braku ingerencji we właściwości dźwiękoszczelne – tłumaczy konstrukcję budek imin booth. Gdy widzą, że pracownicy zaczynają z budek korzystać dochodzą do wniosku, że na pewno przyda się też w innych biurach.

Zanim podejmują decyzję, sprawdzają, ile w Polsce jest metrów kwadratowych powierzchni komercyjnych. Okazuje się, że rynek jest ogromny, a segment niezagospodarowany. Na prace poświęcają więcej czasu niż na etacie, bo prowadzą dwa biznesy jednocześnie. Krótko przed pojawieniem się tematu budek telefonicznych, wystartowali z produkcją lamp. Na jej potrzeby otworzyli sklep internetowy, pozyskiwali salony oświetleniowe, do których wprowadzali lampy w Polsce i Europie i rozwijali ofertę. – Praca nad budkami telefonicznymi odbywała się równolegle, ale była traktowana bardziej projektowo – mówi Tomek Kapica.

17,9 tys. za budkę

Na produkcję budek i lamp poświęcają siedem dni w tygodniu, po kilkanaście godzin dziennie, kosztem snu i życia rodzinnego. Z niepowodzeń i upadków wyciągają lekcje, a zarobione pieniądze wydają na rozwój imin design. Do kosztów pracy dochodzą później koszty prowadzenia sklepu internetowego w Niemczech. – Trochę musieliśmy się nagimnastykować, żeby spiąć budżety – dodaje jeden z założycieli imin design. Sukces w końcu przyszedł, bo do dziś Tomek i Paweł budek sprzedali niemal setkę. Można je spotkać m.in. w Onecie, Calrsbergu, a niebawem w Nordea Banku.

Klientami są również firmy zza granicy, a firma podpisała już umowy redystrybucyjne m. in. z jednym z największych producentów mebli biurowych w Europie, który posiada swoje oddziały na całym Starym Kontynencie, a także w Chinach, RPA i nie tylko. W Polsce koszt zakupu jednej z budek wynosi 17 900 zł netto, a w cenie jest kompletny produkt, czyli ściany z materiałem dźwiękoizolacyjnym, moduł górny z materiałem niwelującym rezonowanie dźwięku, moduł dolny z matą, ściana tylna wykonana z grubego, podwójnego, klejonego szkła hartowanego, a także składana półka i automatycznie uruchamiana po wejściu do budki wentylacja.

Tajemniczy produkt

– Jedynym dodatkowym kosztem jest siedzisko, ale ono nie jest obligatoryjne i Klienci nie muszą się na nie decydować – dodaje. Po wymyśleniu minimalistycznego oświetlenia i dźwiękoszczelnych budek przyszedł czas na kolejny produkt ze stajni imin design. – Pracujemy właśnie nad kolejnym inteligentnym rozwiązaniem do biur, które również związane będzie z komfortowymi warunkami pracy – mówi Tomek Kapica. Nie zdradza jednak szczegółów, zapowiada że produkt będzie miał premierę jeszcze w tym roku. Zespół planuje też ekspansję na inne rynki europejskie.