Nowoczesna propaganda. Czy Facebook wygra z fałszywymi newsami?

Dodane:

Bartłomiej Postek Bartłomiej Postek

Udostępnij:

Internet jest potężnym narzędziem, i jak z każdym narzędziem bywa, może być wykorzystany do różnych celów. W ostatnich miesiącach przebił się do masowej świadomości temat #fakenews. Ponoć fałszywe wiadomości najczęściej pojawiają się na Facebooku. Czy serwisowi uda się je zwalczyć?

Zdjęcie główne artykułu pochodzi z pexels.com

Wiele fałszywych informacji jest rozsiewanych w internecie, a zjawisko to nasila się w szczególności w okolicach kampanii wyborczych. Każdy z nas ma dosyć silną tendencję do ufania informacjom, które udostępniają znajomi. Tak zbudowała nas ewolucja, generalnie dobrze na tym wychodzimy, dzięki temu m.in. nie każdy musi “znać się na wszystkim”.

Ciemną stroną tego zjawiska jest jednak szybkie rozprzestrzenianie się fałszywych informacji. W szczególności te powodujące reakcje emocjonalne mają szczególnie duży potencjał zamieniać się w tzw. wiralne/wirusowe materiały. Platformą, która w szczególności “zasłynęła” z umożliwienia masowego odbioru różnego rodzaju fake newsom jest Facebook.

Musimy pamiętać, że model biznesowy Facebooka oparty jest na przychodach z reklamy. Wartość FB dla reklamodawców płynie głównie z trzech czynników: ilości osób logujących się na portalu, tego jak długo użytkownicy spędzają na nim czasu oraz jak dużo aktywności wykazują (lajki, komentarze, posty itp.). Aktywność użytkowników na Facebooku z jednej strony poprawia targetowanie reklam, ale równocześnie poprawia algorytm, który indywidualizuje treści, które każdy użytkownik serwisu odbiera.

Już kilka lat temu dostępna była statystyka mówiąca o tym, że widzimy mniej niż 1% treści, które generują znajomi oraz fanpage, które “lubimy”. Facebook poprzez indywidualizację pokazywanych nam treści ma jeden główny cel – zwiększyć nasze zaangażowanie na serwisie (czas + aktywność). I tutaj pojawia się problem, ponieważ wysokie zaangażowanie budują m.in. kontrowersyjne newsy, poruszające drażliwe tematy. Jeśli zaangażowanie na serwisie budowały treści nie mające kontaktu z prawdą – tym gorzej dla prawdy.

Na przestrzeni ostatnich miesięcy narastała dyskusja wokół faktu, że rozprzestrzenianie fałszywych informacji jest w interesie Facebooka ponieważ utrzymuje użytkowników dłużej na serwisie. Okazuje się, że temat urósł na tyle, że twórcy serwisu postanowili wreszcie się za niego zabrać. Facebook przeprowadził już pierwsze testy z oznaczaniem postów, które najprawdopodobniej zawierają fałszywe informacje

Zdjęcie pochodzi z serwisu techcrunch.com

Pod artykułami, które są prawdopodobnie fałszywe, pojawią się powiązane artykuły przeczące im lub przedstawiające inny punkt widzenia. Informacje o fałszywych newsach są zbierane poprzez “partnerstwa facebooka” (“fact checking partnerships”) i działają aktualnie w USA, Niemczech, Francji i Holandii. To rozwiązanie – przedstawianie innych punktów widzenia, ma osłabić zarzuty względem serwisu, że jest “policjantem naszych wypowiedzi”. Każdy będzie mógł sobie wyrobić własne zdanie nt. danego tematu korzystając z kilku źródeł opinii.

Temat fake news był szczególnie ciekawie opisany przy okazji ostatnich kampanii politycznych:

1. W ramach zeszłorocznych wyborów prezydenckich w USA mieliśmy do czynienia z olbrzymią ilością fałszywych newsów oraz personalizowanej kampanii negatywnej, wykorzystującą internet i analitykę danych w zupełnie nowy sposób.

Ze względu na ostateczny sukces Trumpa to jego kampania była poddana po wyborach wnikliwej analizie. “Projekt Alamo” zrealizowany w partnerstwie z firmą Cambridge Analytics jest flagowym przykładem wykorzystania analiz big data w celu targetowania negatywnej kampanii w wahających się wyborców liberalnych i lewicowych, która miała na celu ich demobilizację i zniechęcenia do udziału w wyborach.

Na zdjęciu: Donald Trump, Prezydent Stanów Zjednoczonych | Źródło: Wikimedia Commons

Projekt okazał się sukcesem, dzięki dokładnemu targetowaniu przekazu, Donald Trump wygrał wybory w większości stanów mimo że uzyskał blisko 3 miliony mniej głosów od Hillary Clinton.

2. Brexit – gazeta The Independent opisała analizę Uniwersytetu w Oxfordzie wskazującą wysoki wpływ botów twitterowych na ostateczny wynik referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Generalnie kwestia botów na Twiiterze jest narastającym problemem. Szacuje się, że blisko 50 milionów kont na Twitterze to boty, a ich aktywność generuje między 9 a 15 % wszystkich tweetów. Twórcy serwisu odpowiadają, że boty mają mnóstwo pozytywnych zastosowań i nie będą zwalczane.

Na zdjęciu: Nigel Farage i Boris Johnson | Źródło: Flickr, CC0 1.0

3. Google też nie uniknął problemów związanych z pozycjonowaniem się stron z fałszywymi informacjami. Brytyjski The Guardian opisał jak grupy prawicowe wykorzystują algorytm Google, aby funkcji autouzupełniania wyszukiwania dodawać hasła i frazy promujące ich światopogląd. Dla przykładu jeszcze niedawno wpisując po angielsku “zmiany klimatyczne to…” pierwszą podpowiedzią było “kłamstwo”.

U podłoża problemu leży fakt, że Google i Facebook opierają swoją wartość na zawłaszczaniu informacji, które generujemy poprzez użytkowanie internetu (wiem, mocne słowo, ale używam go świadomie). Korzystając z tzw. efektu sieci (“network effect”) akumulują gigantyczne informacje na nasz temat, które jednak dostępne są tylko im samym. Oczywiście ich część udostępniają właścicielom serwisów internetowych czy reklamodawcom, ale starają się ją minimalizować.

Dodatkowo nie wiemy i nie dowiemy się jak działają algorytmy Google i Facebooka, nie wiemy dokładnie dlaczego pewne treści dostępne online widzi garstka osób a inne miliony ludzi. Znaczy się coś tam wiemy, ale ponieważ duża część bańki w wycenach giełdowych tych dwóch gigantów, wyparowała by wraz z uwolnieniem informacji dot. aktywności użytkowników serwisów i aplikacji tych dwóch gigantów.

Nie oceniając w tym miejscu czy to dobrze, czy źle, skupmy się na faktach dotyczących popularności fake newsów. Aktualnie musimy powierzać prywatnym, amerykańskim korporacjom olbrzymią władzę. Żaden wywiad świata, w tym “smutni panowie” z czasów PRL nie zgromadzili nawet ułamka danych osobistych, jakie zgromadził o nas Facebook i Google. To jaki jest dokładny wymiar wiedzy tych dwóch korporacji na nasz temat, i co robią z tą wiedzą, to materiał na kolejny tekst, jednak już teraz powinniśmy podnosić kwestię jaka jest odpowiedzialność tych internetowych gigantów za rozpowszechnianie się propagandy, która wpływa na wybory polityczne milionów obywateli.

Od uporządkowania kwestii wolności słowa przy równoczesnym obronie przed nowoczesną propagandą zależy, czy przyszłe pokolenia zachowają lub stracą wiarę w demokrację.

Interesujesz się startupami? Szukasz ciekawych materiałów wraz z komentarzem doświadczonej osoby z branży? Zapisz się na mój bezpłatny newsletter – http://bit.ly/Bartlomiej_Postek_Newsletter.

Bartłomiej Postek

Założyciel m.in. Funmedia, Lerni oraz stowarzyszenia Startup Founders Zdobywca tytułu Startup Roku w 2014.