Zróbmy sobie bota. Chatboty jako języki programowania dla ludzi, którzy (jeszcze) nie umieją programować

Dodane:

Kamil Nicieja Kamil Nicieja

Udostępnij:

Śledząc to, co dzieje się za oceanem, trudno nie zwrócić uwagi na manię związaną z chatbotami, czyli aplikacjami porozumiewającymi się ze swoimi użytkownikami przez konwersacje, a nie interfejsy ekranowe. Powstaje ich coraz więcej. I pewnie w najbliższych latach rynek ten jeszcze rozwinie się.

Informacje z placu boju

Produkty takie jak applowskie Siri, Google Now, Amazon Alexa, czy Cortana od Microsoftu były już dostępne na rynku od jakiegoś czasu. Mniej więcej pół roku temu zaliczyliśmy jednak znaczny przeskok w tej technologii. Każdy duży brand musi teraz wypuścić swojego chatbota. Startupy idą wzorem większych graczy i nazywają swoje boty personalnymi asystentami i próbują automatyzować za ich pomocą kolejne gałęzie usługowe.

Jeszcze inne firmy – jak na przykład Facebook ze swoją Messenger Platform – wchodzą na poziom meta, budując platformy do budowania chatbotów. Ostatni raz tak gorąco było w 2008 roku, kiedy powstał App Store dla iOS. 

Wydaje się, że obserwujemy narodziny zupełnie nowego ekosystemu, który może zostać z nami na lata. Czy słusznie? Jednym z celów mojego artykułu jest przekonanie czytelników, że faktycznie mamy do czynienia z czymś ważnym. Skąd o tym wiem? Tworząc Adę, personalnego asystenta, który pomaga ludziom wynajmować mieszkania, zainwestowałem w chatboty ogromną część ostatniego roku. Mam więc dostęp do informacji bezpośrednio z placu boju.

Dwie cechy technologicznej rewolucji

Technicznie rzecz ujmując, chatbot to interfejs dialogowy napędzany algorytmami z dziedziny sztucznej inteligencji, rozumiejący tekst wprowadzany przez użytkownika za pomocą języka naturalnego – takiego jak polski – a także potrafiącego sprawnie odpowiadać. Mówiąc bardziej praktycznie, interakcje między użytkownikiem a chatbotem, zamiast odbywać się na ekranie, prowadzone są po prostu za pomocą rozmów.

Już w tej krótkiej definicji pojawiają się dwie cechy, które nadadzą ton postępującej rewolucji. Pierwszą z nich jest przemodelowanie trybu interakcji użytkownika z aplikacją wokół wprowadzania tekstowych komend, zamiast klikania po ekranie. Drugą z nich jest oparcie tego trybu interakcji o język naturalny, którym potrafią się posługiwać osoby nietechniczne, zamiast predefiniowanych komend technicznych typu “!help” czy “apt­get ­s install ruby”, jakie mogą kojarzyć osoby, którym kiedykolwiek ktoś kazał zrobić coś w konsoli.

Boty piszą programy

Rozważmy prosty przykład oparty o nieruchomości. Najważniejszą funkcją personalnego asystenta na rynku wynajmu nieruchomości jest szukanie nowego mieszkania. Asystent przyjmuje więc od użytkownika zlecenie. Zleceniem może być na przykład taka wiadomość: “szukam kawalerki za 2000 zł niedaleko dworca głównego – ale jeśli znajdziesz coś tańszego, to może być też gdzie indziej”.

Ludzie uważający chatboty za chwilowy trend nie dostrzegają, że powyższe zlecenie jest w gruncie rzeczy programem komputerowym podyktowanym przez kogoś, kto nie musi wcale umieć programować. Możliwości i funkcjonalność takiego mini­programu dyktują gramatyka i znaczenie podyktowanego zdania, które nie są ograniczone przez zdefiniowany z góry przez programistów i designerów interfejs ekranowy. To, jak zostanie wykonana komenda, zależy oczywiście od jakości chatbota, ale zmiana paradygmatu jest fundamentalna.

Do tej pory tylko programiści byli w stanie napisać program, który przegląda ogłoszenia i akceptuje bądź odrzuca mieszkania nie będące blisko dworca, jeśli spełniają dodatkowe, drugie kryterium. Teraz może to zrobić każdy. Jeśli sądzicie, że to nic wielkiego, to pozwólcie, że dorzucę kolejny element układanki.

Co się nie zmieni

Świętym Grallem większości startupów jest znalezienie i okiełznanie jakiejś disruptive innovation. Innowacje takie zostały chyba najpełniej opisane w książce Claytona M. Christensena pod tytułem “The Innovator’s Dilemma”. Christensen jako jedne z najważniejszych cech charakteryzujących disruptive innovations wylicza większą elastyczność danej technologii, której kosztami są słabszy z początku performance i paradoksalnie wyższy koszt implementacji.

Wszystkie z tych cech opisują też chatboty. Póki co nadają się one do tworzenia wąskiego zbioru konkretnych rozwiązań. Trudno wyobrazić sobie dojrzałą firmę taką jak Uber, której produkt w całości oparty jest o konwersacje za pomocą języka naturalnego. Dodatkowo dojrzałość rynku technologii mobilnych, a także łatwy dostęp do narzędzi i programistów sprawia, że póki co taniej jest zbudować zwykłą aplikację mobilną. Warto jednak zauważyć, że są to wady, które będą zanikać zgodnie z prawem Moore’a w miarę tego, jak coraz więcej firm będzie inwestować coraz większe środki w coraz lepsze chatboty. To, co się nie zmieni, to uniwersalność i plastyczność takiego trybu interakcji — to, że możliwości chatbotowych mini­programów ogranicza tylko kreatywność użytkownika i to, jakie klocki do budowy zapytań dadzą mu twórcy produktu.

Jeżeli prawa opisane przez Christensena sprawdzą się i tym razem, te same cechy doprowadzą do tego, że konserwatywne firmy nie będą w stanie odpowiedzieć startupom, które wcześnie zaadoptują się do nowego paradygmatu. To one zbudują zasoby wiedzy o AI, nauczą się lepiej i taniej budować produkty w tych nowych warunkach, a także zatrudnią odpowiednie osoby i zorganizują swoje procesy tak, żeby te osoby mogły lepiej zutylizować nowe technologie.

Biorąc to wszystko pod uwagę, dla mnie pytanie o chatboty brzmi właściwie całkiem prosto: czy chcesz być na czole tej nowej fali, czy bronić się przed jej atakiem? Ja znam już odpowiedź.

Kamil Nicieja

CEO Ada

Ada jest personalnym asystentem od nieruchomości napędzanym sztuczną inteligencją. Ada pomaga wygodniej wynająć mieszkanie, bezpośrednio łącząc ze sobą najemców i wynajmujących po to, by mogli zaoszczędzić czas i pieniądze.