Woblink – mobilność, multimedialność, prostota działania

Dodane:

Adam Łopusiewicz Adam Łopusiewicz

Udostępnij:

O e-bookach, pieniądzach i nowym systemie ReadKid rozmawiamy z przedstawicielami Woblinka. Robert Chojnacki jest Prezesem Zarządu Wydawnictwa Otwartego i twórcą platformy Woblink, a Mateusz Tobiczyk dyrektorem Woblinka i oddziału Wydawnictwa Otwartego.

O e-bookach, pieniądzach i nowym systemie ReadKid rozmawiamy z przedstawicielami Woblinka. Robert Chojnacki jest Prezesem Zarządu Wydawnictwa Otwartego i twórcą platformy Woblink, a Mateusz Tobiczyk dyrektorem Woblinka i oddziału Wydawnictwa Otwartego.

Czym jest Woblink?

Mateusz Tobiczyk: Woblink to najogólniej mówiąc platforma do sprzedaży ebooków i mulibooków. Celowo używam słowa „platforma”, ponieważ od samego początku postawiliśmy sobie za cel stworzenie czegoś więcej niż tylko kolejnego sklepu online i obraliśmy nieco inną ścieżkę rozwoju niż nasza konkurencja. Nie bez przyczyny zaczęliśmy też tworzenie Woblinka od aplikacji dla iOS, która pozwoliła nam zrealizować to, w co od początku wierzymy – mobilność, multimedialność, prostota działania. Obecnie w skład platformy Woblink wchodzą: aplikacja iOS, aplikacja Android, aplikacja desktopowa dla PC, serwis woblink.com oraz serwis woblink.mobi dla Kindle, który umożliwia pobieranie ebooków bezpośrednio na urządzenie, co jest najprawdopodobniej jedynym takim rozwiązaniem na świecie.

Jaka jest historia powstania Woblinka?

Robert Chojnacki: Wszystko zaczęło się dawno temu, pewnie jeszcze w 2007 roku. Wydawnictwo Otwarte powstawało w wielkich bólach, z mozołem wypracowując sobie pozycję na rynku. Tuż obok eksplodowały kolejne głośne biznesy, jak choćby Nasza Klasa. Zrozumiałem wtedy, ba, doświadczyłem na własnej skórze, że tworze firmę, której za kilka lat przyjdzie walczyć na gwałtownie kurczącym się rynku. To było traumatyczne doświadczenie, ale nie było wtedy szans na myślenie o czymś innym niż książki. A jednak nam się udało, wypromowaliśmy kilku znakomitych autorów, a potem Bóg dał w nasze ręce książki dra Dukana, na których zarobiliśmy mnóstwo pieniędzy. Gdyby nie to wcześniejsze doświadczenie i przemyślenia, pewnie wpakowałbym te pieniądze w kolejne papierowe tomy. Oczywiście, i tak trochę tego musieliśmy kupić (z tego ciągle żyjemy), ale we wrześniu 2009 wrócił ze stypendium w Stanfordzie nasz kolega ze Znaku Paweł Polański (obecnie szef marketingu Woblinka) i zaczął w obu firmach zasiewać ziarno cyfrowej rewolucji.

Idea własnej cyfrowej platformy pojawiła się w mojej głowie na przełomie 2009 i 2010 roku. W Polsce wtedy nie była to już żadna nowość, ale szybko zdałem sobie sprawę, że jako wydawca patrzę na rynek ebooków inaczej niż inni i gdzie indziej upatruję swoich szans oraz kierunków rozwoju rynku. Kilka miesięcy wcześniej pojawił się w Wydawnictwie Otwartym Mateusz Tobiczyk, który miał pełnić w nim funkcję redaktora. Okazał się bardzo pomysłowy, ciekawy świata i zaradny, a ponieważ nie zdążył jeszcze za bardzo wejść w swoje obowiązki, więc zaproponowałem mu, żebyśmy się za to zabrali razem. To on ostatecznie dotarł do Pawła Nowaka, który potem stworzył pierwszą aplikację iOS Woblinka, a teraz ze swoimi ludźmi z Untitled Kingdom Ltd. (dawniej Chwilami) trzyma w garści całą programistyczną stronę platformy. Jedyną osobą w wydawnictwie, która miała pojęcie o programowaniu, był wtedy Adam Stach, zatrudniony jako… grafik (robił świetne okładki!). On zajął się przygotowaniem publikacji, czyli po prostu konwersją, która wtedy była naprawdę poważnym problemem. I tak 6 grudnia 2010 Woblink zaczął sprzedawać swoje pierwsze książki na iOS, a w maju 2011 był już taką rozgałęzioną platformą, jak teraz.

Jaki macie model biznesowy?

Robert Chojnacki: Na razie bardzo prosty. Zarabiamy na prowizji od wydawców oraz trochę na usługach (przygotowaniu pewnych publikacji, czy konwersji). Przyjemny jest natomiast fakt, że mamy też własne książki i tu nie musimy się dzielić z nikim.

Z jakich środków został sfinansowany startup?

Robert Chojnacki: Ja nie wiem, czy my mamy prawo nazywać siebie startupem. Dla mnie ludzie tworzący startupy, to rodzaj szlachetnego zakonu, gdzie realizując własną wizję tworzy się coś z niczego. To ludzie, którzy samym sobą odpowiadają za to, co robią. To zwykle ludzie bardzo młodzi, którzy nie mają pieniędzy, tylko otwartą głowę i mnóstwo entuzjazmu, który pozwala im zarazić innych. Potem często latami klepią biedę, zanim ostatecznie ich biznes wypali, albo kupi go jakaś korporacja. Z drugiej strony czasem szkoda, że niektórzy z nich, jak mówi Piotr Wilam, budują startupy, zamiast budować firmy, ale to inna historia. Woblink powstał i dalej jest finansowany ze środków własnych Wydawnictwa Otwartego, czyli z pieniędzy zarobionych na książkach. Oczywiście, jest to inwestycja w ramach całej grupy kapitałowej Znaku (Otwarte to jego spółka córka).

Ile kosztowało Was stworzenie całego systemu Woblink?

Robert Chojnacki: Wszystko zależy, co liczyć i na kiedy. Sama infrastruktura to grubo ponad dwa miliony złotych, ale ona by nie powstała, gdyby nie ludzie, zarówno Ci zatrudnieni w Woblinku, jak i go wspierający. Nie chcąc ujawniać konkretów, mogę powiedzieć, że to przynajmniej drugie tyle.

Cztery miliony zlotych to sporo pieniędzy. Szukaliście jakichś inwestorów? Dlaczego nie chcieliście skorzystać z pomocy finansowej i merytorycznej inwestora?

Robert Chojnacki: Jeśli ma się własne pieniądze, to nie ma potrzeby dzielić się przedsięwzięciem z kimś innym. Bardzo cenimy sobie niezależność. Teraz owszem, prowadzimy rozmaite rozmowy, ale po pierwsze zupełnie inaczej się rozmawia, kiedy już się coś osiągnęło, a po drugie mamy bardzo określone wyobrażenie takiego kapitałowego związku i to nie wielkość kapitału jest tu najważniejsza. Kluczowa jest strategiczna zmiana naszej pozycji, która z takiego mariażu mogłaby wyniknąć. Tego, czego chcemy, nie załatwi się kilkoma milionami złotych.

Jakimi wynikami może pochwalić się Woblink? Ile pobrano e-booków itd?

Robert Chojnacki: Mamy taką zasadę, że o wynikach finansowych nie mówimy jeszcze wprost. Gołe liczby idą w świat, a żeby zrozumieć to, co się dzieje na rynku na tym etapie jego rozwoju trzeba znać cały kontekst. Otwarcie jednak możemy powiedzieć, że są takie momenty, kiedy nasza sprzedaż przekracza 1000 pobrań dziennie i nie są to wypadki przy pracy. Od początku roku do dziś miesięczna sprzedaż wzrosła siedmiokrotnie! Jeśli weźmiemy pod uwagę, że to wszystko osiągnęliśmy bez wsparcia wielkim zasięgiem reklamowym, bez udziału wielkiej korporacji i nie agregując treści dla innych podmiotów, tylko sprzedając to przez Woblinka, to jest to wynik niesamowity. Uważam, że już mamy naprawdę mocny brand i to wydaje mi się naszym kluczowym osiągnięciem.

Osiągnęliście już próg rentowności jeśli chodzi o Woblinka?

Robert Chojnacki: Woblink nie jest jeszcze rentowny. Według naszych wyliczeń osiągnie ten próg z końcem roku, ale rentowność nie jest dla nas w tym momencie najważniejsza. Rentowne jest wydawnictwo, a Woblink to jego część. Ciągle mocno się rozwijamy, inwestujemy, budujemy zasięg. Ważny jest wzrost i trzymanie deficytu w ryzach. Parcie na rentowność, to w tym momencie, naszym zdaniem, mogłoby dać Pyrrusowe zwycięstwo.

W czym jesteście lepsi od konkurencji?

Mateusz Tobiczyk: Jest kilka elementów, które na pewno nas wyróżniają. Technologicznie warto wymienić aplikację iOS, która jest najpopularniejszą polską aplikacją do czytania i w ogóle jedną z najczęściej pobieranych aplikacji z App Store. Ponadto, jako jedyni oferujemy pobieranie książek bezpośrednio na Kindle, za pośrednictwem strony woblink.mobi. Mamy też aplikację na PC, która pozwala na synchronizowanie swoich zakupów z Kindle. Z innych elementów mogę podać chociażby unikalne akcje promocyjne, które przyciągają do Woblinka mnóstwo fanów e-czytania, jakość konwersji książek czy ofertę ebooków dostępnych na naszej platformie. Oprócz wydawnictw na wyłączność takich jak Znak czy Wydawnictwo Otwarte posiadamy komiksy oraz książki multimedialne, w tym całą gamę książek do nauki języków obych.

Czy oprócz prowadzenia platformy sprzedażowej pomagacie w tworzeniu np. multibooków?

Mateusz Tobiczyk: Tak, z przyjemnością realizujemy takie projekty we współpracy z naszymi partnerskimi wydawnictwami. Zresztą, jeśli chodzi o multibooki jesteśmy w Polsce pionierami. Pierwszym multibookiem, bo tak nazwaliśmy nasze książki z elementami multimedialnymi, który powstał w Woblinku była książka „Samsara” autorstwa Tomka Michniewicza, wydana w wersji papierowej przez Wydawnictwo Otwarte. W niej po raz pierwszy pojawiły się niepublikowane wcześniej filmy, zdjęcia, powiększane mapy. To był absolutny hit sprzedażowy i medialny. Jesteśmy z tej książki wyjątkowo dumni również dlatego, że udało nam się udowodnić, że zaawansowane ebooki mogą powstawać nie tylko za granicą i to jeszcze w czasach, gdy nie było pełnego wsparcia dla takich rozwiązań przez ePub 3.0. W tamtym czasie miałem okazję uczestniczyć w targach BookExpo America w Nowym Jorku i przekonać się, że oprócz konkurencji ze strony iBooksa, żadna aplikacja nie daje, w tym zakresie, podobnych możliwości jak Woblink.

Na rynku dostępne były jedynie wersje multimedialne książek, które powstawały w oparciu o drogie silniki i publikowane były jako osobne aplikacje – nie było mowy o ich funkcjonowaniu w ramach jakiegoś ekosystemu. Teraz multibooków w Woblinku powstaje znacznie więcej. Ostatnim ebookiem tego typu, który opublikowaliśmy był „Orzeł biały. Czerwona gwiazda” autorstwa znanego historyka Normana Daviesa. Przy współpracy z wydawcą książki (Wydawnictwo Znak) i autorem udało się przekształcić ten opasły tom historii w świetnego multibooka z animowanymi mapami bitew i galeriami zdjęć, i po raz kolejny dać użytkownikom Woblinka wartość dodaną do zwykłej narracji. W planach mamy już następne podobne projekty, które mamy nadzieję przełamią kolejne ograniczenia zwykłej książki.

Dlaczego jako pierwsi postanowiliście stworzyć aplikacje do kupowania oraz czytania e-booków i multibooków? Raczej mówiło się o kryzysie czytelnictwa…

Robert Chojnacki: Na rynku widać, że ludzie kupują mniej papierowych książek, ale czy to jednoznacznie oznacza kryzys czytelnictwa? Na pewno coś zmienia się, jeśli chodzi o tradycyjną formę i książki i czytania. Trzeba jednak pamiętać, że ludzie od dawna czytają w Internecie. Nie da się z niego korzystać nie umiejąc czytać. Kryzys czytelnictwa, jest więc moim zdaniem, zmianą sposobu konsumowania zapisanych treści, czy treści w ogóle. Wygląda na to, że ludzie chcą czegoś innego. O ile byłbym ostrożny z zakresem tej zmiany w odniesieniu do beletrystyki, o tyle w przypadku książek „użytkowych” (przewodników, poradników podręczników itd.) ta zmiana będzie gigantyczna, choć jej formuły jeszcze tak do końca nie znamy. Krótko mówiąc stworzyliśmy te narzędzia i tworzymy takie książki, bo tworzy się nowy bardzo duży rynek.

Jak rynek obecnie zapatruje się na e-booki?

Mateusz Tobiczyk: Jest coraz lepiej. Widzimy, że rynek bardzo przyspiesza i obserwujemy jak kolejni czytelnicy przekonują się do tej formy obcowania z literaturą, co widać także we wzroście ilości naszych użytkowników. Nawet wśród naszych znajomych jest coraz więcej fanów e-czytania. Jak pokazują analizy, w Polsce wartość rynku ebooków rośnie i to szybciej niż rynek globalny. Rośnie także liczba urządzeń mobilnych, która ma bezpośrednie przełożenie na e-czytelnictwo. Mam tu na myśli zarówno klasyczne e-czytniki z Kindle’m na czele, jak i urządzenia działające w oparciu o systemy operacyjne takie jak iOS, Android czy Windows 8.

Ile obecnie macie w bazie Woblinka książek?

Mateusz Tobiczyk: Obecnie baza tytułów Woblinka to już około 7 tysięcy tytułów pochodzących od ponad 80 największych polskich wydawców. Należy przy tym zaznaczyć, że na tę liczbę nie składają się publikacje liczone osobno dla poszczególnych formatów (pdf, epub, audio), ani pozycje obcojęzyczne, które i tak można nabyć w księgarni Amazonu, a taką zawyżoną liczbę książek podają często inni polscy dystrybutorzy. Nasze książki dostępne są głównie w formatach ePub i mobi. Książki w dobrze znanym, ale średnio wygodnym jeśli chodzi o ebooki formacie PDF, stanowią marginalną część naszego katalogu. W ofercie mamy także sporo ponad 1000 darmowych pozycji głównie z klasyki literatury. W Woblinku czytelnik znajdzie więc wszystko, co na polskim rynku zostało wydane w wersji elektronicznej i jest warte przeczytania.

Ile zostało pobranych łącznie e-booków na czytnik Kindle?

Mateusz Tobiczyk: Trudno jest podać jednoznaczną liczbę, ze względu na fakt, iż użytkownicy w różny sposób pobierają pliki na swoje urządzenia. Część z nich robi to bezpośrednio przez woblink.mobi, część poprzez pobranie ebooka na dysk swojego komputera, a jeszcze inni poprzez synchronizację swojego Kindle’a z aplikacją desktopową Woblinka. Bazując jednak na statystykach pobrań plików mobi z naszych serwerów (tych płatnych i tych darmowych) jest to już kilkanaście tysięcy od marca, czyli od momentu wprowadzenia formatu mobi do naszej oferty.

Kto częściej czyta e-booki na smartfonach? Posiadacze Woblinkowej aplikacji na systemy iOS czy Android?

Mateusz Tobiczyk: Zdecydowanie bardziej aktywnymi czytelnikami są posiadacze sprzętu z logiem nadgryzionego jabłka. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest co najmniej kilka, chociażby większą skłonność tej grupy klientów do wydawania pieniędzy na elektroniczne towary, przyzwyczajenie do błyskawicznego robienia zakupów w systemie in-app purchase czy ilość urządzeń z iOS na rynku. Zasięg systemu Android jednak szybko rośnie. Pojawiają się nowe tablety i smartfony, co przekłada się również na większą liczbę użytkowników czytających w aplikacji dostępnej dla tego systemu. Obawiam się jednak, że bez znacznego wzrostu ilości dobrych, niskobudżetowych tabletów z systemem Android dostępnych na polskim rynku, ta proporcja nie ulegnie szybkiej zmianie.

Jakie macie plany na przyszłość?

Mateusz Tobiczyk: Cóż, jest sporo rzeczy, które chcielibyśmy w Woblinku zrobić i poprawić w najbliższej przyszłości. Na horyzoncie widać już nowe systemy i urządzenia, obok których z pewnością nie przejdziemy obojętnie. Poza tym, w dalszym ciągu chcemy rozwijać nasze multimedialne ebooki i przełamywać kolejne bariery w produkcji tego typu treści. Rozwijamy także nasz nowy produkt, który prezentowaliśmy w wersji prototypowej na Targach Książki w Krakowie w listopadzie zeszłego roku, o nazwie ReadKid.

ReadKid to system do tworzenia interaktywnych książeczek dla dzieci składający się z narzędzia do ich produkcji, przeznaczonego na komputery PC i aplikacji na iPada, która umożliwia ich kupowanie i odtwarzanie. To, co wyróżnia ReadKid spośród innych narzędzi do tworzenia książek dla dzieci dostępnych na świecie to fakt, że cały system oparty jest na uproszczonych prawach fizyki, co pozwala z kolei nadawać obiektom widocznym w książce właściwości takich jak tarcie, sprężystość czy prędkość początkową. W połączeniu z możliwościami samego iPada (np. akcelerometr) i funkcjami takimi jak dodawanie video, audio, lektora czy ścieżki ruchu obiektów w programie, daje prawie nieograniczone możliwości kreacji dziecięcych treści, które często nazwać po prostu książką. Jak widać w najbliższej przyszłości w Woblinku będzie się więc sporo działo.

W takim razie życzę powodzenia, dzięki za rozmowę!