Ponad 24 lat w fintechu. Były prezes Polskich e-Płatności – Janusz Diemko – opowiada o swoim nowym projekcie

Dodane:

Adam Sawicki, Redaktor prowadzącyRedaktor prowadzący MamStartup Adam Sawicki

Ponad 24 lat w fintechu. Były prezes Polskich e-Płatności – Janusz Diemko – opowiada o swoim nowym projekcie

Udostępnij:

Janusz Diemko poświęcił ponad 24 lata życia zawodowego branży płatniczej. Między innymi były prezesem Polskich e-Płatności i Euronet Polska. Teraz wchodzi w nowy, własny biznes. Mowa o Xelo Pay, którego celem w uproszczeniu jest wymiana terminali płatniczych na aplikację i smartfona.

Skąd Pana zamiłowanie akurat do tej dziedziny?

Trafiłem do branży trochę przypadkiem. Urodziłem się w Anglii i ze szczerego zamiłowania studiowałem geografię w Londynie. Potem, w ramach studiów podyplomowych, zrobiłem uprawnienia biegłego rewidenta (ACA). Pierwszą pracę rozpocząłem w 1991 r. w Moore Stephens, firmie będącej jednym z pierwszych zagranicznych audytorów w Polsce. W latach 90-tych audytowałem firmy tak w Anglii, jak i w Polsce. Tu miałem kilku klientów bankowych, m.in Bank Rozwoju Eksportu (poprzednik Mbanku) czy BRE Bank leasing. Już wtedy nabrałem przekonania, że to ciekawa dziedzina.

Kiedy zatem nadarzyła się okazja pracy dla Euronet, nie wahałem się zbyt długo. To były nadal lata 90-te, a firma była w początkowej fazie rozbudowy infrastruktury w Polsce – najpierw sieci bankomatów, potem terminali POS do doładowań telefonów komórkowych prepaid. W Euronecie pracowałem na stanowiskach w finansach, a później w M&A. Był to naprawdę ciekawy czas – początki rozbudowy niezależnej sieci bankomatów oraz outsourcing usług. Już wtedy współpracowałem z funduszami VC jako akcjonariuszami. To doświadczenie bardzo przydało mi się później – przy akwizycjach i rozwoju Polskich ePłatności. Przez te 24 lata branża finansowa rosła na moich oczach. To był i jest okres nieustannych zmian – co rusz pojawiały się nowe technologie i usługi, na rynek wchodzą nowi gracze i konkurenci. To czyniło, i nadal czyni, pracę w branży płatniczej i fintech niezwykle ciekawą i rozwojową.

Dziś branżę płatniczą można definiować bardzo szeroko. Mamy tu i hardware – bankomaty czy POS’y, ale i szereg rozwiązań software’owych – aplikacje na telefony i tablety, usługi dodatkowe i systemy zarządzania (karty gift, prepaid, kredytowe, walety płatnicze), na systemach pomocniczych (fraudy, kyc, aml, onboarding, tokenizacja) kończąc. Niemal co dzień powstają jakieś rozwiązania. To bardzo żywy i aktywny ekosystem. Firmy na całym świecie pracują nad zwiększeniem procesów digitalizacji, eliminacją pośredników, nad nowymi metodami płatności, zwłaszcza real time account to account – wyścig o dominację i przywództwo nie ma końca. Praca w płatnościach nie zna stagnacji i nudy.

Pracował Pan w branży nie tylko w Polsce, ale również w innych krajach Europy, a także i Afryki. Jakie różnice w technologiach płatniczych dostrzega Pan we wspomnianych regionach świata?

Pracowałem nad rozwojem nowego biznesu w „Bałtykach”, Rosji, na Ukrainie, nad M&A w EMEA (głównie Niemcy i Anglia), w First Data zarządzałem jednostkami regionalnymi w Czechach, na Węgrzech, Słowacji, a potem w Niemczech i Austrii.

Trudno uogólniać tak zróżnicowane rynki. Natomiast z pełnym przekonaniem stwierdzam, że polski rynek jest technologicznie wysoko rozwinięty – tak pod kątem samych technologii, jak i usług świadczonych przez rynkowych graczy. Systemy banków, agentów i innych podmiotów są na tyle nowoczesne i elastyczne, że wprowadzanie wszelkich nowości było w ostatnich latach stosunkowo proste – choćby wdrożenie i komercjalizacja usług BLIK w POS’ach, bankomatach i w e-commerce. Lubimy nowiki, a klienci szybko je wdrażają i chętnie używają płacąc – czy to Apple czy Google Pay, telefonami lub zegarkami.

Których technologii płatniczych brakuje w Polsce? I dlaczego warto po nie sięgnąć?

Nie sądzę, byśmy mogli mówić tu o braku jako takim. Ja go na pewno nie dostrzegam. Nie ma u nas takich jak np. w Chinach pełnych ekosystemów płatności z usługami dodatkowymi – mówię tu o Wechat i Alipay. W Polsce zdaje się po prostu wolimy konkurencję i większy wybór partnerów, u których możemy zaspokoić potrzeby. Są branże, które są bardziej rozwinięte zagranicą, np. BNPL (płatności odroczone w POS’ach lub e-commerce), ale i u nas są one dostępne i szybko zyskują na popularności..

A skoro o brakach mowa, czego Pana zdaniem brakuje polskim startupom z branży fintech?

Po pierwsze i najważniejsze: ułatwienia i prostoty pozyskiwania finansowania większego niż milion złotych dla spółek na wczesnym etapie. Można znieść pewne ograniczenia środków pozyskiwanych z PFR oraz z innych grantów, zwiększyć kwoty dla spółek w fazie pre-seed i seed, nie ograniczając się tylko do finansowania projektów B+R, lecz umożliwić finansowanie z tych środków dalszej komercjalizacji projektów. Nawet na wczesnym etapie to pieniądze po prostu niezbędne do rozpoczęcia wielu procesów, a wydatki są w nich liczone zwykle w kilku milionach, a nie w jednym.

Po drugie, zachęty od rządu dla inwestorów do tego, by inwestować w spółki czy fundusze: choćby możliwości odliczenia od podatku kwot zainwestowanych bezpośrednio lub pośrednio poprzez fundusz w daną spółkę. Ponadto myślę, że pomocne w rozwoju ekosystemu startupowego w Polsce byłyby inwestycje funduszy emerytalnych – te mogłyby inwestować w ten sposób część swoich środków, co poza kwestią dywersyfikacji zwiększyłoby pulę inwestycji.

Stosunkowo łatwo jest pozyskać większe kwoty finansowania, gdy spółka uzyskuje już spore przychody i wykazuje szybkie wzrosty. Wtedy o kolejne finansowanie, zwłaszcza w formule fundusz + aniołowie, nie jest jej trudno. Na wczesnym etapie rozwoju to zwykle bardzo mozolny proces.

I z drugiej strony czego zagraniczne startupy lub ogólnie rynek finansowy może nauczyć się od Polaków?

Wytrwałości i wytrzymałości – zwłaszcza w pozyskaniu finansowania. Ale polscy przedsiębiorcy mają wiele pozytywnych cech: są wyjątkowo przedsiębiorczy i bardzo kreatywni.

Pomówmy o nowym, realizowanym przez Pana projekcie – Xelo. W jego ramach zamierza Pan zastąpić terminale płatnicze smartfonem i aplikacją. To duże uproszczenie, mówiąc tak o Xelo?

Xelo to schemat płatniczy i autoryzacyjny pozwalający płacić i przyjmować płatność bez dotykania czegokolwiek, prócz własnego telefonu. Xelo nie potrzebuje ani dotychczasowej ani nowej infrastruktury czy obecnych systemów rozliczeniowych, aby zrealizować transakcję płatniczą w sklepie. Nie potrzebuje kart płatniczych. Wystarczy w systemie sprzedażowym merchanta dodanie nowej formy płatności i prosta integracja z Xelo. Będziemy również wdrażać różne usługi dodane powiązanie z płatnością: naliczanie i dodawania punktów lojalnościowych bezpośrednio podczas transakcji (bez konieczności nabijania ich także na dedykowaną temu kartę danego sklepu czy punktu usługowego) czy opcje automatycznego pobrania i zapisania na telefonie elektronicznej kopii paragonu lub faktury do transakcji.

Skąd w ogóle wziął się pomysł, aby uprościć sposób dokonywania płatności z poziomu terminali?

To jest nieustanny proces, który dzieje się w każdej dziedzinie biznesu i życia: potrzeba maksymalnego upraszczania i ułatwiania. Jest to sposób na pozyskanie nowych klientów i odróżnienie się od konkurencji. Zauważyliśmy że możemy stworzyć coś prostszego i tańszego, a tym samym bardziej funkcjonalnego, więc po prostu wzięliśmy się za robotę.

Jak będzie wyglądało wdrożenie technologii Xelo w sklepach i u konsumentów?

Dla klienta będzie się to wiązało ze ściągnięciem aplikacji, choć w przyszłości może się zdarzyć i tak, że będzie ona już wgrana w system operacyjny smartfona lub zintegrowana z innymi aplikacjami konsumenckimi, które klient już posiada. U akceptanta będziemy tworzyć API, pozwalające na prostą integrację z systemami sprzedażowymi – czy to na tabletach IOS/Android czy typowych systemach kasowych w dużych sieciach.

Zaimplementowanie Xelo, i tym samym wymiana terminali płatniczych na Pańską technologię, ma przynieść sklepom oszczędności. Na jakie oszczędności mogą liczyć I z czego one wynikają?

Nie chcemy do końca zdradzać strategii rynkowej i cenowej, biorąc pod uwagę, że wchodzimy na rynek dopiero w 2022 roku. Natomiast nasz plan zakłada, że będą to znaczące i zauważalne wobec obecnych stawek obniżki cen. Oszczędności wynikają z dwóch obszarów: korzystamy ze sprzętu, który już jest – u klienta to telefon komórkowy, a u sprzedającego system sprzedażowy w sklepie. Dodatkowo sam sposób płatności, minimalizujący liczbę pośredników, również znacznie obniża koszty.

W jaki sposób Xelo będzie zarabiać?

Będziemy pobierać jedną opłatę transakcyjną za transakcje od akceptanta.

Prace badawcze nad projektem mają potrwać do końca drugiego kwartału 2022 roku. Co konkretnie planuje Pan zrealizować w zaplanowanym czasie?

Musimy dokończyć projekt badawczy, który niesie w sobie elementy analizy szyfrowania, kryptografii, bezpieczeństwa różnych metod komunikacji aplikacji z kasami i systemami fiskalnymi. Planujemy też dokończenie aplikacji i systemu host oraz wszelkie niezbędne testy systemu.

Co będzie potem? Kiedy Xelo ma szansę trafić na rynek?

Na przełomie II i III kwartału 2022 roku.