Sieć – współczesne Koloseum

Dodane:

MamStartup logo Mam Startup

Udostępnij:

Internet, na początku chaotyczny twór, coraz bardziej przypomina rzymską dumę – Koloseum. Z tą różnicą jednak, że zamiast jednego imperatora można wymienić kilku, którzy usadowili się wygodnie na najlepszych miejscach. To oni decydują i decydować będą o repertuarze igrzysk.

Internet, na początku chaotyczny twór, coraz bardziej przypomina rzymską dumę – Koloseum. Z tą różnicą jednak, że zamiast jednego imperatora można wymienić kilku, którzy usadowili się wygodnie na najlepszych miejscach. To oni decydują i decydować będą o repertuarze igrzysk. Podobnie, jak historyczny monument, gdzie zachowana była ścisła hierarchia miejsc, tak nasz współczesny „plac zabaw” zaprasza do interakcji wszystkich – biednych i bogatych. Niedługo jednak może się to zmienić.

Od razu uprzedzam pytanie: igrzyska będą trwały, to znaczy nikt z dnia na dzień nie straci dostępu do sieci. Byłoby to niezgodne z nową filozofią ładu społecznego, która ma miejsce w świecie wirtualnym, gdzie wytworzyły się swoiste prawa, gdzie istnieją przyzwyczajenia, skróty myślowe, gdzie spędzamy czas i wydajemy pieniądze. Interes będzie się kręcił, igrzyska pozostaną dla wszystkich.

Zdjęcie royalty free z Fotolia | Autorem tekstu jest Tomasz Jedoń

Podobnie jednak, jak to odbywało się w rzymskim Koloseum, wpadniemy w hierarchiczne sidła.

Imperatorzy i cała reszta

Najlepsze miejsce zajmował imperator – podium, na którym mieścił się jego tron i miejsca dla najbliższej rodziny oraz senatorów. W epoce cyfrowej to miejsce nie jest okupowane przez jednego wszechwładnego aktora (choć wielu wskazałoby na Google), znajdują się tam miejsca przeznaczone dla starych wyjadaczy: Larry’ego Page’a i Siergieya Brina, Marka Zuckerberga, Billa Gatesa, Steve’a Jobsa (lub jego inkarnacji), Steve’a McAffee, Jeffa Bezosa, Steve’a Ballmera i kilku innych…

Tuż koło nich siedzą – czyhający na potknięcie imperatorów – pure players. Ich głowy pełne pomysłów zachwycają wielkich, ale jednocześnie mrożą im krew w żyłach. Wolą jednak mieć ich blisko siebie, bo to znak, że idąc ramię w ramię, tworzą jedną – bardzo szczelną i niepodatną na niepowodzenia – całość.

Razem z całym ludem obserwują trendy przemykające na arenie, jednak to oni widzą najlepiej, bo nie dość, że siedzą na najlepszych miejscach, są twórcami i scenarzystami hucznie obchodzonych igrzysk. Pozdrawiają tych, co siedzą nad nimi. To wyznawcy cyfrowego świata gotowi zapłacić, żeby być bliżej, żeby dostać sensowne, wartościowe treści.

Dalej siedzą niezdecydowani – raz się zbliżają do przekonanych, raz się oddalają i uciekają na obrzeża. Nic ich nie obchodzi, mogą przecież karmić się resztkami, jak ci siedzący niżej. A ci siedzący na zadupiu areny nic nie widzą, zlizują tylko resztki wirtualnych obiadów serwowanych w trzeciej klasy hotelach. Wystarcza im pasek informacyjny: ten zabił tego, ten zgwałci tą, ten wyjdzie na wolność, a ta się znów puściła. Internetowa szmira.

Zupełnie nowa era – zupełnie stara hierarchia

Historia lubi się powtarzać, zataczać koło, by pokazać nieuchronność pewnych zdarzeń. Kiedy powstawała sieć rozentuzjazmowani pionierzy mówili o „neutralności sieci” i o czymś, co można nazwać „równością w dostępie do informacji”.

Triumfalnie można było usłyszeć, iż od teraz wszyscy mają dostęp do wiedzy, z każdego miejsca/komputera na ziemi. Oczywistością jest, że nie każdy człowiek jest „podłączony”. Nie ma też co liczyć, że nagle będzie można ogłosić, iż wszyscy mają dostęp do sieci. Chodziło raczej o pewien trend, o wzrastający z prędkością światła dostęp do ogólnoświatowej wirtualnej społeczności.

Niestety, nic już prawie nie zostało z entuzjazmu wspomnianych pionierów. Coraz bardziej za to da się odczuć niezwykłą siłę potentatów gospodarczych i finansowych. To współcześni imperatorzy, którzy oferują igrzyska wedle swojego przepisu. Smutna to konstatacja dla marzycieli i utopistów wierzących w równy dostęp do sieci. Beznadziejna, kiedy pomyślimy, że owa cyfrowa rewolucja, która miała stworzyć lepszy świat, utuczyła największe monopole w historii kapitalizmu.

Nie ma złudzeń, wspomniani wcześniej imperatorzy, to królowie sieci, nowych porządków, nowego świata.

Nowy informacyjny ład

Jeśli popatrzeć w przyszłość może zaistnieć następująca sytuacja: powstaną dwie sieci, z których jedna będzie tą, którą znamy obecnie, a druga (premium) zostanie wyposażona w specjalny wydajnościowy silnik – będzie szybsza i po prostu lepsza. A przy tym, rzecz oczywista, droższa, więc tylko dla wybranych.

Informacje w tej pierwszej (gorszej) sieci będą jak emerytura z ZUS, w tym samym momencie – druga, lepsza sieć będzie oferowała treści, które porównać można z odziedziczeniem wielkiej fortuny. Będzie to nasze współczesne Koloseum, wypełnione ludźmi, bo każdy będzie łaknął informacji, ale tylko ci uprzywilejowani dostaną to, co wartościowe. Tym, dla których informacja będzie za droga (lub niewarta wydawania pieniędzy) pozostaną tabloidowe tematy wymieszane z reality show w najbardziej prymitywnym wydaniu.

Na razie brzmi to jak mrzonka, którą trudno sobie wyobrazić. Ale świat się zmienia coraz szybciej, co pokazuje rozwój nowych technologii. Najlepiej jednak zmieniający się świat obrazują przyszłe plany imperatorów, stawiających swoje pomniki za życia.

Tomasz Jedoń

copywriter, creative writer, bloger.

Znajdziesz go pod adresem: skuteczny-copywriter.pl.