Sprawdziłem, dlaczego sto polskich startupów upadło. Cz. 2

Dodane:

Adam Łopusiewicz Adam Łopusiewicz

Udostępnij:

Do poniższej listy startupów, które upadły nie omieszkaliśmy zaprosić te projekty, o których często pisały media. Nie zawsze bowiem popularne produkty, których założyciele pojawiają się w mediach, odnoszą sukces. Poznajcie kolejne powody upadków polskich startupów.

Zdjęcie główne artykułu by unsplash.com

– Startupy mogą minąć się z budżetem. Mogą nie realizować planu od A do Z. Skład ekipy zakładającej startup można wymienić (pod warunkiem, że jest zastępowalny). Czego za to nie może zrobić startup? Nie może minąć się z rynkiem! – powiedział nam jeden z twórców startupów, które nie są już dalej rozwijane. To jeden z kilku powodów dlaczego polskie projekty odnoszą porażki. Chcesz poznać więcej? Przeczytaj poniższy tekst, który jest drugą częścią artykułu o polskich startupach, które upadły.

W poprzedniej części artykułu mogliście poznać główne powody rozpoczęcia pracy nad nowym cyklem na MamStartup. Dla tych, którzy jej nie czytali przypominamy: celem artykułów tej serii jest pokazanie z jakimi problemami borykali się przedsiębiorcy internetowi kilka lat temu i co spowodowało, że zrezygnowali z dalszego rozwijania swoich projektów. A powody rezygnacji bywały różne: czasem nie starczyło pieniędzy, niekiedy brakowało motywacji, zdarzało się też, że problemy prawne wstrzymywały zespół przed dalszym rozwijaniem narzędzi.

W tej części poznacie nieco inne powody porażek polskich projektów.

11. Nearbox

“Poznawaj nowe miejsca i ludzi dzięki aplikacji Nearbox” – głosiło hasło aplikacji mobilnej stworzonej przez krakowski zespół firmy Sigmapoint. Jej założyciele postanowili ułatwić użytkownikom smartfonów czatowanie z osobami w pobliżu, przeglądanie zdjęć i śledzenia na bieżąco, co dzieje się w ich ulubionych miejscach.

“Zaloguj się przez konto na Facebooku i dołącz do pierwszej społeczności wokół miejsc” – mogliśmy przeczytać w opisie na Google Play. Użytkownicy Nearboxa mogli więc dzielić się informacjami w jakim miejscu właśnie przebywają i np. na tablicy zamieścić zaproszenie na kawę z kimś w pobliżu. Mogli też zostawiać wirtualne karteczki w miejscach, które odwiedzili i zostawić na nich ukrytą wiadomość. Projekt finansowany był z pieniędzy jego założycieli. Nearbox, zanim zakończył swą działalność, zdobywał uznanie w polskiej branży. Został finalistą T-Mobile Startup Challenge, wziął też udział w programie akceleracyjnym ACCELERATE organizowanym przez krakowski fundusz inwestycyjny Innovation Nest. Dzięki niemu wyjechał do Doliny Krzemowej w poszukiwaniu inspiracji. Głównym powodem porażki tego startupu okazał się brak użytkowników.

– Wydaje mi się, że na porażkę Nearboksa złożyło się kilka czynników, ale jednym z głównych był po prostu brak realnego problemu: serwis opierał się na założeniu, że każde miejsce (np. Rynek Główny w Krakowie) to taka tablica lub wirtualna skrzynka pocztowa, gdzie możemy zadać pytanie, zostawić wiadomość lub po prostu obserwować, co tam się dzieje (tak jakby zamiast hashtaga na Twitterze posługiwać się współrzędnymi geograficznymi). Okazało się, że po pierwsze użytkownicy nie mają potrzeby komunikować się z innymi użytkownikami poprzez miejsce, po drugie miejsce nie jest wystarczającym spoiwem do budowania społeczności, a po trzecie nawet jeśli były jakieś przypadki użycia np. „jestem na Rynku, potrzebuję pożyczyć ładowarkę” to były one sporadyczne i raczej ekstremalne, co nie wróżyło, że użytkownik korzystał będzie z serwisu codziennie – mówi Kamil Stanuch, pomysłodawca Nearbox.

12. Eko-faktura

Eko-faktura.pl była serwisem dedykowanym do przesyłania faktur elektronicznych pomiędzy firmami. Użytkownicy tego rozwiązania nie musieli już drukować faktur, naklejać znaczków i biegać na pocztę, aby wysłać dokument do klienta. Wraz z wejściem nowych przepisów prawnych, które sankcjonowały przesyłanie faktur w formie elektronicznej, mogli zrobić to szybko i tanio przez internet. Rozwiązanie zapewniało także archiwizację przesłanych faktur w e-archiwum dając użytkownikom narzędzie, które zapewnia swobodny dostęp do przechowywanych dokumentów z każdego miejsca z dostępem do internetu. Startup rozwiązywał problem z zastosowaniem się do ówczesnych przepisów prawnych dotyczących wysyłania faktur. Sześcioosobowy zespół stojący za Eko-faktura.pl pozyskał na rozwój dotację i chciał zarabiać na abonamentowych opłatach. Dlaczego już go nie rozwija?

– Rozwiązanie eko-faktura.pl funkcjonowało dosyć sprawnie do momentu, gdy w naszym kraju zmieniły się przepisy prawne dotyczące przesyłania faktur drogą elektroniczną. W tym momencie nie ma już konieczności stosowania sformalizowanego podpisu elektronicznego jak również zapewnienie wiarygodności e-faktury może odbywać się za pomocą dowolnych kontroli biznesowych.

Po wprowadzeniu nowych przepisów prawnych, faktura elektroniczna cieszy się w naszym kraju niewątpliwie coraz większą popularnością, trend ten nie rozwija się jednak tak szybko jak np. w Wielkiej Brytanii. Tym samym zdecydowaliśmy się nie rozwijać rozwiązania eko-faktura. Nie znaczy to jednak, że całkowicie zaprzestałam działać jako firma. Podsumowując, z mojego punktu widzenia, praca nad rozwojem swojej firmy nie jest łatwa i z pewnością dla osoby niedoświadczonej w biznesie niesie wiele niespodzianek i nowych wyzwań. Ja do rozwoju swojego biznesu zawsze podchodziłam w kategorii spełniania marzenia – jest to dla mnie ogromna wartość, która dodaje skrzydeł w najtrudniejszych chwilach, a jednocześnie niesie pokłady wielkiego zadowolenia, gdy czuje, że firma ciągle się rozwija – Izabela Walkiewicz, współzałożycielka Eko-faktura.pl.

13. Flicolo

Inkubator NK jesienią 2012 roku ogłosił dwa projekty, w które postanowił zainwestować zarząd spółki. Wsparł je finansowo i merytorycznie. Mówiło się wtedy tylko o dwóch projektach, ale po czasie ujawniono trzeci wsparty przez program iNKubatora. Tym projektem była aplikacja Flicolo, która potrafiła automatycznie uporządkować wszystkie zdjęcia zrobione podczas imprezy, w której bierzemy udział. Nie trzeba było tracić czasu na zbieranie fotek od znajomych/uczestników imprezy. Flicolo porządkowała wszystkie fotki zrobione podczas jednego wydarzenia, tworząc jeden katalog. Cztery miesiące po premierze aplikacji na system Android zespół postanowił dokonać w niej kilku zmian. Z opinii użytkowników dowiedział się, że w programie brakuje takich funkcji jak: powiadomienia PUSH komunikujące, że znajomy utworzył właśnie nowy album. Zespół aplikacji utworzył też stronę internetową, na której można było przeglądać zdjęcia. Nawiązał również współpracę z organizatorami wydarzenia, którzy mogli odpłatnie umieszczać banery na stronie zachęcające do udziału w imprezie. Okazało się jednak, że te zmiany nie przyciągnęły tylu użytkowników, by projekt mógł przetrwać.

– Startupy mogą minąć się z budżetem. Mogą nie realizować planu od A do Z. Skład ekipy zakładającej startup można wymienić (pod warunkiem, że jest zastępowalny). Czego za to nie może zrobić startup? Nie może minąć się z rynkiem! W przypadku Flicolo zrobiliśmy to w mojej ocenie trochę za wcześnie, odrobinę za szybko. Z drugiej strony nie mieliśmy takiej kasy, żeby rynek stworzyć. Bezskutecznie szukaliśmy finansowania u VC i dużych branżowych graczy. Skończył się czas i zasoby przed dowiezieniem skalowalnego modelu biznesowego. Ciekawe, że rok po skillowaniu projektu powstało ZOOM ME (startup bardzo podobny). Duża kasa, projekt pchany przez sieć sprzedaży T-Mobile, a twarzą sam Mateusz Kuśnierewicz. W tym przypadku musiało się udać – mówi Mateusz Materna, współzałożyciel Flicolo.

14. EcoTrade24

Serwis podobny do Allegro, ale skupiony na surowcach wtórnych chciała stworzyć trójka znajomych ze studiów. Jeden z nich wpadł na pomysł takiego portalu, gdy zauważył lukę, którą warto było wypełnić. Wtedy zazwyczaj transakcje związane ze skupowaniem surowców wtórnych były przeprowadzane w tradycyjny sposób, co zespół chciał zmienić. Zrobił szybko research w wyszukiwarce Google i okazało się, że nie ma podobnego rozwiązania. Sam serwis miał umożliwiać handel surowcami wtórnymi. Z jednej strony dostawcy mieli możliwość wystawienia surowców na aukcję lub po określonej cenie, z drugiej każda firma mogła dodawać ogłoszenia. Za polecenie platformy firma wpłaciła środkami, które można było wykorzystać tylko w serwisie. Model biznesowy opierał się na pobieraniu prowizji od sprzedaży oraz na opłatach za wystawienie towaru. Pozyskanie jednego użytkownika kosztowało między 20 a 30 zł, ale trzeba było włożyć sporo energii w ich aktywizację i z tym był problem.

Zespół pracował nad projektem po godzinach. Kiedy zaczynał pracę nad EcoTrade24, klienci ją kończyli, więc trudno było o kontakt z nimi. Zmniejszył się jednak do jednej osoby, która nie była w stanie sama tego pociągnąć i po paru miesiącach projekt umarł. – Konkurencja, którą odkryliśmy działała w podobny sposób, ale stawiała tylko na jedną z sześciu grup surowców i udostępniała tylko ogłoszenia. Oszacowaliśmy, że ich miesięczne przychody to około 800 tysięcy złotych i wtedy dotarło do nas z czym przyszło nam się zmierzyć. Dysponując tylko własnymi oszczędnościami nie mieliśmy szans – mówi Wojciech Drewczyński, jeden z pomysłodawców EcoTrade24. Jak wspomina prace nad projektem?

– Projekt kosztował nas niecałe cztery tysiące złotych, bo bardzo dużo rzeczy udało się zoptymalizować dzięki mojej pracy. Przy tym sam serwis prezentował się naprawdę świetnie, więc mieliśmy sporo atutów. Niestety okazało się, że w przypadku posypania się zespołu i niedostatecznym zbadaniu rynku nic więcej nie da się z tym zrobić. To była jednak bardzo fajna lekcja optymalizacji kosztów, marketingu, uruchamiania sprzedaży i tego jak nie robić wielu rzeczy – mówi Wojciech Drewczyński, jeden z pomysłodawców projektu.

15. Noclegiada

Tylko 30 sekund mieli poświęcać użytkownicy portalu Noclegiada.pl na znalezienie noclegu w dowolnym miejscu w kraju. A to za sprawą wyeliminowania najbardziej czasochłonnego procesu dzwonienia do obiektów noclegowych i pytania o wolne pokoje. Korzystając z serwisu wystarczyło wybrać miejscowość, termin noclegu i maksymalną cenę, jaką możemy zapłacić za pokój, mieszkanie czy apartament. Portal sam pytał właścicieli obiektów noclegowych, czy mogą ugościć użytkowników na wskazanych warunkach. Z odpowiedzi nadesłanych przez właścicieli ośrodków powstawał raport dostępnych propozycji noclegowych, spośród których mogliśmy dokonać najlepszego dla siebie wyboru. Portal ruszył w czerwcu 2012 roku, pracował nad nim z własnych środków Marcin Zimnica. Dlaczego jego biznes nie przetrwał?

– W przypadku serwisu Noclegiada niestety nie udało nam się zgromadzić jakże istotnej w biznesie internetowym wymaganej masy krytycznej użytkowników. A ci pozyskani nie używali portalu do rezerwacji noclegów, co zburzyło nasz sposób monetyzacji serwisu. Z pewnością został popełniony szereg błędów, które widzę znacznie lepiej z dzisiejszej perspektywy – mówi Marcin Zimnica, szef Noclegiada.

Później podaje wszystkim rozpoczynającym przygodę ze startupami kilka rad, które dziś wydają się oczywiste, ale wówczas nie przyłożył do nich należytej uwagi.

1. Bardzo dokładnie skonsultuj swój pomysł… …z ludźmi z branży, potencjalnymi użytkownikami, inwestorami itp. Nie bój się wyjawić swojego pomysłu obawiając się, że ktoś Cię uprzedzi. W rozmowach w przyszłymi użytkownikami dopytuj czy serwis na pewno rozwiązałby ich problem oraz czy byliby gotowi zapłacić za wykonaną usługę.

2. Sprawdź dokładnie koszty promocji. Nie licz na to, że o Twoim portal rozpiszą się wszystkie pisma i serwisy branżowe. Miej pomysł jak będziesz promował swój startup i ile będzie kosztowała reklama, słowa kluczowe w AdWords itp. Te działania będą jednym z głównych pochłaniaczy budżetu.

3. Miej przemyślany sposób monetyzacji Nie koncentruj się jedynie na ilości użytkowników czy odsłon licząc na to, że sposób monetyzacji wyklaruje się po osiągnięciu pewnej masy krytycznej. Powinieneś mieć jasno sprecyzowany plan jak serwis będzie zarabiał oraz mieć plan B i C – mówi Marcin Zimnica, szef Noclegiada.

16. Synergian

Synergian.pl był porównywarką usług, w której firmy oraz freelancerzy mogli zaoferować swoje usługi, a zleceniodawcy zamówić je w szybki i łatwy sposób. Celem założycieli narzędzia było stworzenie jasno określonych, zunifikowanych definicji usług oraz przypisanie im parametrów, które pozwolą na precyzyjne porównywanie usług. Porównywarka wystartowała w maju 2011 roku i udostępniła do dyspozycji ponad 600 firm oraz 1 600 usług. Użytkownicy portalu mogli negocjować ceny za usługi i zawierać umowy online, co upraszczało formalności z zamawianiem usług. Synergian.pl był więc swojego rodzaju zbiorem firm świadczących usługi i szukających chętnych na nie. Projekt jednak nie odniósł sukcesu, choć lekcje wyciągnięte z niego przyniosły pomysł na utworzenie nowej wersji usługi, ale w innej domenie.

– Serwis Synergian.pl pozwolił na zebranie doświadczeń, które zaowocowały uruchomieniem nowej wersji w domenie uslugi24.pl. Dzięki doświadczeniom z Synergian.pl powstała baza usług, która posiada wysoką wartość SEO. Zmiana domeny była spowodowana dojściem do wniosku, że bardziej wiarygodna będzie domena generyczna ze słowem usługi. Pozwoliły też tak dobrać technologię, że serwis posiada obecnie wysokie parametry wydajnościowe. Dużo energii włożono w UX serwisu, dzięki czemu osiągane są wysokie konwersje na rejestrację i wycenianie usług – mówi Krzysztof Boruta, jeden z pomysłodawców Synergian.

17. Petpetum

Karma, która się nie kończy. Tak brzmiało hasło reklamowe kolejnego startupu, który nie jest już dalej rozwijany. Miał dostarczać w modelu subskrypcji karmę dla zwierząt do domu klienta. Mógł wybrać odpowiednią karmę dla swojego pupil, rodzaj abonamentu na dostarczanie jej do domu oraz czas dostawy. Petpetum miał przede wszystkim zaoszczędzić czas i pieniądze związane z kupowaniem pożywienia dla zwierzaków. Aplikacja webowa miała też pamiętać, kiedy dostarczyć karmę, dzięki czemu klient miał nie tracić czasu na chodzenie do sklepów i stanie w kolejkach. Projekt wymyślił Adam Przymusiała, prezes spółki BinarApps, która jest dev housem specjalizującym się w Ruby on Rails. Realizował go z własnych środków, a tworzyli go pracownicy BinarApps. Co jego zdaniem było głównym powodem porażki Petpetum?

– Myślę, że popełniliśmy dwa grzechy główne: po pierwsze nie przyłożyliśmy się do dobrej promocji. I nie mam tu na myśli takich podstaw jak reklama w AdWordsach. Chodzi bardziej o zintegrowaną komunikację. Zabrakło nam czasu i energii: kiedy startowało Petpetum, rozkręcaliśmy software house. Chcieliśmy złapać kilka srok za ogon i trochę przeliczyliśmy się z siłami. Szybko okazało się też, że Petpetum nie zarabia. Nie mieliśmy środków na dobrą promocję, więc nie było zamówień. Koło się zamyka, historia doskonale zna takie przypadki. Drugim grzechem były słabo wynegocjowane ceny w hurtowni. Petpetum miało wygrywać konkurencyjnością cen, tymczasem miało takie, jak wszędzie, a do tego psychiczną zaporę w postaci płatności kartą kredytową. [Ponad – przyp. red.] dwa lata temu płacenie kartą, zwłaszcza subskrypcyjne, było nie do przejścia dla wielu klientów – mówi w wywiadzie Adam Przymusiała, CEO Petpetum.

18. MyGuidie

Historia MyGuidie zaczęła się podczas pierwszej edycji Startup Weekendu w Warszawie i zakończyła w maju 2012 roku. Po roku pracy nad platformą pozwalającą na oferowanie oraz szukanie ciekawych rzeczy do zrobienia w miejscach, w których mieszkamy lub które odwiedzamy Ola Sitarska wraz z zespołem postanowiła przerwać prace nad projektem, choć nic nie wróżyło porażki. MyGuidie (wtedy – guid.ie) uzyskał nagrodę mentorów Startup Weekend Warsaw. Żeby pozyskać środki na rozwój, twórcy MyGuidie postanowili wystawić w serwisie Allegro nagrodę, którą otrzymali, czyli iPada wraz z 1% udziałów w firmie. O aukcji napisały media technologiczne, wzbudziła duże zainteresowanie i zakończyła się ceną 19 300 złotych. Po odliczeniu wartości sprzętu, kupienie procenta udziałów w spółce dawało jej wycenę rzędu 1,5 miliona złotych. Mimo kolejnych wygranych konkursów, nie tylko na arenie krajowej, zespół postanawia jednak o przerwaniu prac nad projektem i porzuceniu go.

Wnioskami, które wyciągnęła z pracy nad własnym startupem podzieliła się Ola Sitarska, szefowa MyGuidie. Pełną treść możecie znaleźć w felietonie pt. Lessons learned, a poniżej przedstawiamy skrót najciekawszych wypowiedzi.

“Wybierzcie, co jest Waszym „value proposition” i stwórzcie na początku tylko i wyłącznie to, co być absolutnie MUSI”, “nie słuchajcie opinii ludzi co do Waszego designu, słuchajcie kliknięć. Mixpanel jest do tego niezawodny”, “rozwijajcie projekt bez założenia, że znajdziecie inwestora. Inwestor bardzo się przydaje, ale nie może być bazą Waszych działań”, “spróbujcie każdej możliwej drogi pozyskania użytkowników”, “rozmawiaj ze swoimi użytkownikami” i “rozmawiaj ze wszystkimi i słuchaj wszystkich rad, ale pamiętaj o tym, że to nadal jest Twój biznes i on nie zrobi się sam”.

19. Starpin

Starpin była aplikacją do znajdowania ciekawych wydarzeń w mieście, w którym właśnie przebywa użytkownik. Eventy prezentowane w programie na smartfony często były niszowe i wyjątkowe, i nigdy nie pojawiłyby się w oficjalnych przewodnikach. Aplikację poznańskiego zespołu od Instagrama różniło to, że Starpin służył do odkrywania miejsc publicznie dostępnych, a Instagram do prowadzenia fotobloga z codziennego życia. Ta pierwsza miała też ułatwić użytkownikom poznawanie nowych ludzi i kontakt z nimi. Posiadała funkcje społecznościowe jak dodawanie zdjęć i filmów, obserwowanie wybranych autorów, czy komentowanie ich aktywności. Ciekawiła kolejna funkcja, czyli mapa dojazdu do miejsca, z którego dodano właśnie nowe zdjęcie. Drugi użytkownik mógł dowiedzieć się, jak dojechać w to miejsce i spotkać osobę, która zrobiła ciekawe zdjęcie.

Historia Starpin rozpoczyna się w Poznaniu, na Uniwersytecie Ekonomicznym. Wtedy to Piotr Gabryszak (developer iOS), Przemysław Hanicki (developer Android i CTO projektu) i Grzegorz Skibiński (rozwój aplikacji na iOS), asystenci naukowi, postanowili po godzinach stworzyć własną aplikację. Zespołem zarządzał Miłosz Wójcik, który wcześniej zajmował się marketingiem w SpeedUp Group, jednym z poznańskich funduszy inwestycyjnych. Realizacją projektu zajmowali się w ramach założonego mobilnego studia developerskiego Appchance. Pieniądze na rozwój aplikacji pochodziły z kieszeń założycieli. Dlaczego Starpin nie przetrwał próby czasu?

– Podstawowym problemem Starpina był timing. Stworzona przez nas 5 lat temu aplikacja w całości opierała się o treści pochodzące od użytkowników. Podstawową przeszkodą okazał się jednak sposób korzystania ze smartfonów. W tamtym czasie zdecydowana większość użytkowników dużą wagę przykładała zużywanego transferu (drogie pakiety internetowe). Okazało się, że prawie 80% naszej miejskiej aplikacji korzysta z niej w domu, pod bezpłatnym WiFi. Z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się, że dla Starpina było wtedy po prostu trochę zbyt wcześnie – mówi Paweł Ellerik, współzałożyciel Starpin.

20. Pastylka

Do Startup School, szkoły dla startupowców utworzonej przez Rafała Agnieszczaka i Agnieszkę Lewandowską, w 2010 roku zgłosiły się dwie przyjaciółki: Adriana Pawłowska i Ewa Choduń. Wcześniej prowadziły własne działalności gospodarcze, ale cały czas marzyły o stworzeniu startupu. Udało im się to zrobić na początku z własnych oszczędności, pod okiem ekspertów Startup School, a potem także przy wsparciu inwestora. Do szkoły przyjechały z myślą o stworzeniu serwisu związanego z opowiadaniami oraz książkami, ale ostatecznie stworzyły serwis Pastylka.pl, który był przeznaczony dla pacjentów, jak i lekarzy i specjalistów z różnych dziedzin zdrowia. Aby czytelnikom łatwiej było się poruszać po stronie internetowej, stworzono kategorię dla każdej choroby, dzięki czemu łatwiej było szukać i wymieniać się informacjami na jej temat. Na portalu mogliśmy też znaleźć listy szpitali, gabinetów medycznych, czy poradniki związane ze zdrowiem. W ciągu dwóch lat od startu, założycieli planowały osiągnąć próg rentowności. Pieniądze miały im przynieść reklamy zamieszczane w serwisie. Projekt wystartował w 2010 roku i po dwóch latach przestał być rozwijany. Dlaczego?

– Złożyło się na to kilka rzeczy. Na pewno nie pomógł brak dystansu do projektu, przez co trudno było obiektywnie ocenić skuteczność zmian wdrażanych w serwisie. Poza tym, zmiany na rynku reklam nam nie sprzyjały – stawki za reklamę produktów związanych ze zdrowiem były na początku zupełnie inne niż te, kiedy serwis osiągnął interesujące dla reklamodawców statystyki. Zabrakło nam też wyczucia potrzeb użytkowników i cierpliwości do dalszego rozwijania serwisu. Mimo niepowodzenia Pastylki, niczego nie żałujemy – tworzenie serwisu bardzo wiele nas nauczyło – mówi nam Adriana Pawłowska, współzałożycielka Pastylka.pl.