Transport 4.0, czyli podróżowanie w czasach sharing economy

Dodane:

Marcin Giełzak Marcin Giełzak

Udostępnij:

Nadszedł czas, kiedy o samochodach zaczynamy myśleć w kategoriach usług, nie zaś produktów. Już niedługo na pytanie “czym jeździsz?” przeciętny człowiek będzie odpowiadał: Uberem, Lyftem, BlaBlaCarem. To, którą markę wskaże, będzie wiele mówiło o jego stylu życia, wartościach i potrzebach.

Ridesourcing

Zacznijmy od najprostszych potrzeb. Budzik nie zadzwonił, autobus nie przyjechał (i tej wersji będziemy się trzymać). Za chwilę spóźnimy się do pracy. Możemy wezwać taksówkę… albo Ubera. Za tym drugim będzie przemawiać cena. Obecnie Uber pobiera opłatę 4 zł za “trzaśnięcie drzwiami” oraz 1,40 zł za przejechany kilometr. Sprawdzam cenniki najpopularniejszych korporacji taksówkarskich w stolicy: standardem jest 6 zł za wejście do pojazdu i 1,80 – 1,90 za kilometr; łapiąc kurs pod Dworcem Centralnym zapłacimy nawet 8 zł na start i 3 zł na kilometr. Strategia Ubera jest więc czytelna i można ją zamknąć w haśle znanego dyskontu spożywczego: “codziennie niskie ceny”. Potwierdza to General Manager Uber Polska, Kacper Winiarczyk:

“Chcemy być najtańszą alternatywą transportu miejskiego, która umożliwi każdemu zainteresowanemu przejazd z punktu A do punktu B. Chcemy, żeby ludzie nie korzystali z aplikacji tylko od czasu do czasu, ale traktowali Ubera jako regularną alternatywę dla innych rozwiązań komunikacyjnych, jak metro, autobus czy pociąg podmiejski”.

Według danych przedstawionych nam przez Ubera, aż ⅓ przejazdów zaczyna się lub kończy w promieniu 400 metrów od stacji metra.

Winiarczyk podkreśla też, że samochód przywołać można “jednym kliknięciem” i nie jest to dalekie od prawdy. Obsługa aplikacji jest bardzo intuicyjna.

1. Zaczynamy od założenia konta. Możemy to zrobić zarówno na stronie internetowej Ubera, jak i w ramach aplikacji, z której korzystamy na telefonie.

2. Rejestracja wymaga od nas podania numeru konta bankowego, które będzie obciążane kosztami przejazdów.

3. Aby upewnić się, że wszystko się zgadza, system poprosi nas o weryfikację danych poprzez SMS-owy kod zabezpieczający.

Samo zamawianie przejazdów przypomina nieco korzystanie z Google Maps.

1. Podajemy lokalizację początkową i docelową, a następnie czekamy na przybycie Ubera. Aplikacja umożliwia nam sprawdzenie prognozowanej ceny przejazdu, z tym jednak zastrzeżeniem, że w godzinach szczytu może ona ulec zwiększeniu.

2. Kiedy wsiadamy do środka, kierowca już wie, gdzie ma jechać.

3. Gdyby się spóźnił albo jeśli my zmienilibyśmy zdanie w ciągu 5 minut od wezwania samochodu, przejazd możemy bezpłatnie odwołać.

Ridesharing

Raz jeszcze wychodząc od potrzeby użytkownika, przemyślmy inny scenariusz. Tym razem chodzi nie o podróżowanie po mieście, ale udanie się w dłuższą trasę. Przykładowo: wybieramy się na Open’er Festival, ale chcielibyśmy zaoszczędzić na biletach. W dodatku przyjemnie byłoby zabrać się razem z innymi fanami muzyki, którzy akurat jadą  na to samo wydarzenie. To naprowadza nas na najważniejsze korzyści ridesharingu:

Dzieląc się miejscem w samochodzie dzielimy się kosztami, ale jednocześnie poznajemy ludzi, z którymi możemy współdzielić podróż.

Kierowca i tak tam jedzie, i tak musi ponieść koszt. Decydując się na ridesharing, może go jednak znacząco zmniejszyć. Zestawmy wydatek, jakie ponieślibyśmy wybierając pociąg vis-a-vis BlaBlaCar.

Oferty wspólnego przejazdu 11.07 na trasie Warszawa-Gdynia znajdują się w przedziale od 48 do 83 zł. Na cenę wpływa m.in.:

  • klasa samochodu (od Toyoty Avensis przez Volvo XC po Alfa Romeo GT),

  • wiarygodność i doświadczenie kierowcy poświadczone społecznościowym systemem reputacyjnym (prościej: dajemy gwiazdki i komentarze),

  • oraz dodatkowe udogodnienia lub ich brak (czy kierowca akceptuje zwierzęta w aucie, czy słucha muzyki, takiej jak my, czy przeszkadza mu palenie, etc.).

Alternatywnie możemy wybrać pociąg. Tutaj koszty rozciągają się od 64 do 150 zł (2-ga klasa) oraz od 84 do 229 zł (1-sza klasa). Na to, z kim będziemy podróżować w przedziale wpływu nie mamy. Najczęstsza stawka za przejazd Blablacarem z Łodzi do Warszawy to 18 zł. Za bilet PKP zapłacimy o 10 zł więcej.

Ridesharing to jednak nie tylko korzyści finansowe. Społecznościowy charakter usługi pozwala nam dodatkowo ją personalizować. Powiedzmy, że poznamy kogoś, kto regularnie jeździ do pracy przy ul. Domaniewskiej, gdzie i my pracujemy. W takim wypadku możemy zabezpieczyć sobie dojazdy z pominięciem dworca i jechać prosto do celu, ze sprawdzonym kierowcą – i towarzyszem podróży.

Po stronie zalet należy też zapisać prostotę i przejrzystość samego modelu. Rozważmy go na przykładzie najpopularniejszego dostawcy – BlaBlaCar. Wchodząc na ich stronę internetową, czujemy, że mamy do czynienia z serwisem społecznościowym.

  • Po podaniu lokalizacji startowej i docelowej wyświetla nam się lista osób gotowych zawieźć nas gdzie potrzeba.

  • W związku z tym, że BlaBlaCar bazuje na systemach reputacyjnych, każdy kierowca podlega ocenie pasażerów. Wyraża się ona w komentarzach oraz w systemie “gwiazdek”, stanowiących średnią ze wszystkim not wystawionych przez użytkowników.

  • Kierowcy muszą użyczać przejazdom swojej twarzy i wizerunku, tak abyśmy wiedzieli z kim zabieramy się w podróż. Nie jest tajemnicą, że podnosi to szanse osób atrakcyjnych na zgarnianie przejazdów. Podobno były już pierwsze BlaBlaCarowe małżeństwa 😉

“Należy wyraźnie rozróżniać platformy peer-to-peer oparte na dzieleniu się kosztami, od tych, w których celem jest zarabianie na udostępnianych innym zasobach. Kierowca, jako osoba prywatna bez celu zarobkowego, dzieli się kosztami swojego wcześniej zaplanowanego przejazdu z zabranymi w podróż pasażerami. Nie ma tu mowy o dochodzie, czyli zysku. Dlatego w naszym przypadku mówienie o dzieleniu się (sharing) jest jak najbardziej uzasadnione i celne.” – Michał Pawelec, polski Country Manager BlaBlaCar.

Carsharing

W tym miejscu, warto dodać, że ridesharing należy wyraźnie odróżnić od carsharingu. Ten pierwszy sprowadza się do dzielenia się miejscem w samochodzie, w ramach przejazdu, który zamierza odbyć kierowca. Ten drugi polega zaś na dzieleniu się samochodem jako takim. Może to odbywać się w taki sposób, że wiele osób korzysta z jednej floty powszechnie dostępnych aut, rozliczając się tylko w zakresie realnego użycia. Wystarczy, że:

1. Założymy konto,

2. Podamy numery: prawa jazdy oraz karty kredytowej,

3. Zarezerwujemy auto,

4. i możemy jechać.

Dobrym przykładem takiej usługi jest City CarShare, non-profit z San Francisco, którego celem jest zapewnienie wszystkim łatwego dostępu do taniego transportu, przy jednoczesnym ograniczeniu emisji CO2. Użytkownicy nie muszą interesować się paliwem, ubezpieczeniem czy naprawami. Nieco inaczej jest z czystością: jeśli oddamy samochód w gorszym stanie niż go zastaliśmy, będziemy zobowiązani zapłacić karę regulaminową. Aby lepiej realizować swoją misję, City CarShare posiada więcej niż jeden plan zakupowy, oferując dedykowane oferty m.in. dla małych firm, rodzin, szpitali, a nawet specjalne taryfy dla osób o niskich dochodach.

P2P Car Rentals

Raz jeszcze zmieniając wektor ze społecznościowego sharing economy na bardziej biznesowy access economy, przejdźmy do modelu bliskiego City CarShare, ale tym razem w pełni for profit. Peer-to-peer Car Rentals to usługa bazująca na tzw. “wirtualnej flocie” samochodów. Składają się na nią pojazdy będące własnością nie usługodawcy, ale indywidualnych kierowców, którzy są gotowi wynajmować swoje auta.

W tym obszarze najbardziej znanym dostawcą jest Turo, do listopada 2015 roku występujący pod marką RelayRides. Jest to cyfrowe targowisko, na którym właściciele samochodów oferują je osobom zainteresowanym wypożyczeniem. Aby wejść w taką transakcję, użytkownik musi mieć przynajmniej 21 lat, ważne prawo jazdy oraz zarejestrowane konto w systemie. Właściciel musi poświadczyć, że oferowane przez niego auto jest wyprodukowane najpóźniej w 1990 roku, cechuje się dobrym stanem technicznym, a jego wartość przekracza 50 tys. dolarów. Co ważne, decyzja o wypożyczeniu ostatecznie spoczywa w rękach posiadacza samochodu i to on ma ostatnie słowo. Aby ułatwić mu decyzję, Turo gwarantuje ubezpieczenia zarówno pojazdów, jak i kierowców. W przeciwieństwie do usług carsharingowych, w modelu P2P Car Rental, usługodawca nie oferuje paliwa, czyszczenia, ani napraw – wszystko to spada na wynajmujących i użytkujących.

Z punktu widzenia użytkownika procedura jest następująca:

1. Wybieramy samochód, który nas interesuje i potwierdzamy czas i miejsce jego odbioru.

2. Odkąd zamkniemy drzwi, zaczyna bić licznik.

3. Jeśli zadeklarowaliśmy, że wynajmujemy samochód na dwie godziny, za tyle właśnie zapłacimy, bez względu na realne użycie.

Z opłaty użytkownika, 25% kwoty przypada Turo, resztę zgarnia wynajmujący. Może on swobodnie kształtować stawkę godzinową (albo: dniową czy tygodniową) albo kierować się wskazówkami Turo. Realne ceny wahają się od 5 dolarów za godzinę do 125 za tydzień użytkowania pojazdu.

Kliknij w obrazek, aby powiększyć

Car…?

Samochód, przez wiele dekad, był wyznacznikiem statusu. Jedni odkładali na własne cztery kółka całe życie, inni wymienili je co kilka miesięcy. Ale jedno było pewne: trzeba zbudować dom, zasadzić drzewo i kupić samochód. Dlaczego piszę to w czasie przeszłym? Bo wszystko to mocno straciło na aktualności, odkąd eksplodowało sharing economy.

Zdaję sobie sprawę, że w obszarze nowoczesnych technologii i rozwiązań społecznościowych eksperci zapowiadają rewolucję częściej niż kawiarniani politycy w Ameryce Łacińskiej. W tym przypadku niczego jednak nie musimy brać na słowo. Ta rewolucja już trwa i dzieje się na naszych oczach. A raczej: w naszych telefonach.

Więcej treści o tematyce sharing economy i gospodarce społecznościowej znajdziesz na:

http://wethecrowd.pl

Autor tekstu

Marcin Giełzak

Założyciel think-tanku i środowiska WE the CROWD, zajmującego się w teorii i praktyce crowdfundingiem, crowsourcingiem i wszystkim tym, co ma przedrostek “CROWD”, czyli służy tłumowi.