Polacy będą zdalnie rehabilitować pacjentów. Pomoże im w tym sztuczna inteligencja

Dodane:

Adam Sawicki, Redaktor prowadzącyRedaktor prowadzący MamStartup Adam Sawicki

Udostępnij:

Grupa polskich startupowców opracowała sensory wykorzystujące sztuczną inteligencję do rehabilitacji pacjentów. Zamierzają wdrożyć to rozwiązanie w szpitalach i klinikach w Polsce i zagranicą. Wcześniej jednak przeprowadzą program pilotażowy.

– Według Najwyższej Izby Kontroli, średni czas oczekiwania na rehabilitację w Polsce wynosi od sześciu do dwunastu miesięcy, ale w skrajnych przypadkach może wynieść nawet więcej – mówi współtwórca AISENS Adam Woźniak. Dodaje, że w Europie wcale nie jest lepiej, ale wie jak rozładować kolejki i rozwiązać problem oczekujących pacjentów. Zamiast leczyć się w dedykowanych temu placówkach, proponuje rehabilitację w domu.

Zdalna rehabilitacja

Razem z dwójką znajomych opracował zestaw sensorów, które wykorzystują algorytmy maszynowego uczenia i sztuczną inteligencję, aby połączyć się z aplikacją mobilną i nadzorować poprawność wykonywanych ćwiczeń. Wyjaśnia, że w zależności od terapii wystarczy założyć od 2 do 5 czujników na rehabilitowaną część ciała, aby rozpocząć pracę z systemem AISENS. Po tym urządzenie monitoruje w czasie rzeczywistym ruchy użytkownika i przesyła na smartfona informację czy wykonywana technika jest właściwa.

Ma to zminimalizować ryzyko urazów i zwiększyć efektywność leczenia. Na razie jednak projekt jest na wczesnym etapie rozwoju i jego twórcy skupili się przede wszystkim na terapii stawu kolanowego i barku. Jednak z czasem zakres możliwości oferowanych przez platformę rehabilitacyjną ma być większy, a urządzenie powszechnie dostępne w szpitalach i klinikach rehabilitacyjnych, z którymi startupowcy już prowadzą rozmowy.

Test modelu biznesowego

– Przed nami testy z pacjentami w 5-10 placówkach oraz działania sprzedażowe. Planujemy do końca roku nawiązać stałą współpracę z kilkoma placówkami w Polsce i za granicą – mówi Adam Woźniak. Wspomina między innymi o Niemczech i Skandynawii oraz dodaje, że na razie jest za wcześnie, aby mówić o jakichkolwiek przychodach. Jest jednak przekonany, że niebawem na firmowe konto zaczną spływać pierwsze pieniądze.

Sukces przedsięwzięcia zależy jednak od liczy zainteresowanych zdalną rehabilitacją.  – Zakładamy, że najlepiej będzie wykorzystać model subskrypcyjny, aby dotrzeć do jak największej liczby pacjentów – tłumaczy i dodaje, że planuje pobierać od klientów cotygodniową opłatę za wypożyczenia zestawu sensorów wraz z dostępem do aplikacji. Pytanie tylko, czy taka forma rozliczenia przypadnie od gustu użytkownikom?

Wdrożenie

Na razie nie można tego stwierdzić, ale Woźniak bada już rynek pod względem modelu biznesowego i wysokości opłat. – Głównym miernikiem sukcesu będzie liczba placówek medycznych, z którymi będziemy współpracowali oraz liczba pacjentów, którzy będą korzystali z naszego produktu. Ponadto od samego początku będzie liczyła się liczba krajów w których nasza firma będzie obecna – twierdzi. Mimo że projekt jest świeży, bo rozwijany od 2016 roku, to jego współtwórcy już mogą pochwalić się osiągnięciami.

Po rejestracji spółki w marcu tego roku, dostali się do akceleratora IMPACT Poland i zgarnęli finansowanie na rozwój przedsięwzięcia. Potem zgłosili się do Startupbootcamp Digital Health w Berlinie i jako jeden z dziesięciu projektów zakwalifikowali się do niemieckiego akceleratora, dzięki czemu mieli szansę porozmawiać z ponad 60 ekspertami z branży Digital Health z całego świata.

Teraz przyjdzie czas na kolejny krok: test platformy do zdalnej rehabilitacji. 

fot. materiały prasowe