Innowacyjne pomysły jakie rodzą się za murami siedziby Google, powstają podczas grupowych spotkań, głosowań i burz mózgów. Ten ostatni sposób chociaż może wydawać się chaotyczny, wcale nie musi tak wyglądać. Gigant technologiczny ze Stanów Zjednoczonych usystematyzował ten proces i teraz wykorzystuje kilka prostych kroków, aby generować pomysły. Poniżej przedstawiamy burzę mózgów rodem z Google.
Poznaj użytkownika i wspólnie znajdź rozwiązanie
Pierwszym elementem procesu jest poznanie użytkowników. Rozmowy o ich problemach, zrozumienie i brak oceny. – Na przykład ostatnio odwiedziłam naszych klientów w Kanadzie, Brazylii i w Indiach. Obserwując ich i rozmawiając z nimi, uświadomiłam sobie, że to co ogólnie nazywamy mobilnością oznacza zupełnie co innego w zależności od miejsca, w którym się znajdujemy – pisze dla Fast Company Veronique Lafargue, która przez ponad dwa lata kierowała działem Content Strategy w Google.
Wyjaśnia, że dla Kanadyjczyków mobilność oznacza możliwość pracy zdalnej, z kolei dla Brazylijczyków, którzy sporo podróżują, głosową obsługę urządzeń, a dla Hindusów pracę w trybie offline. Jej zdaniem nie można się tego dowiedzieć podczas tradycyjnych sesji burzy mózgów; trzeba wyjść do ludzi i rozmawiać z nimi. Jeśli jednak już mamy wiedzę o potrzebach użytkowników i rozumiemy ich, to możemy przejść do kolejnego kroku jakim jest „Myślenie 10x”. Polega to na poprawie jakiegoś aspektu o 10 razy zamiast o 10 procent.
Każdy z uczestników burzy mózgów prezentuje więc swoje pomysły i na kolorowych karteczkach przykleja je do tablicy. Veronique Lafargue radzi, aby na tym etapie nie skupiać się na jakości pomysłów, ale na ich ilości. Im jest ich więcej, tym lepiej. Dodaje, żeby na początku nie przekreślać i nie oceniać żadnego pomysłu, bo to może zaburzyć cały proces. Jej zdaniem warto także ilustrować pomysły, ponieważ obrazy mówią więcej niż słowa i trudniej jest je błędnie zinterpretować.
– Po tym przychodzi czas na działanie. Większość burzy mózgów kończy się ustaleniem terminu kolejnego spotkania, zaakceptowaniem tych pomysłów i podjęciem pracy nad nimi w przyszłości. To powszechny błąd. Kuj żelazo póki gorące, nie chcesz przecież odejść albo zgodzić się na większą ilość rozmów – pisze. Dodaje, że pracownikom Google zależy na szybkim wypracowaniu prototypu. Nie mysi być idealny, ma po prostu fizycznie odzwierciedlać pomysł i posłużyć do zweryfikowania założeń projektu.
Notuj i głosuj. Masz 15 minut
Jednak nie każdy uważa, że tak forma pracy nad pomysłami jest właściwa. – Spotkania są do bani – pisze dla Fast Codesign Jake Knapp, który przez ponad pięć lat był projektantem w Google. Jego zdaniem burze mózgów oraz grupowe negocjacje to najgorsze ze sposób marnowania czasu. Uczestnicy takich sesji tracą energię, wpadają na bezsensowne pomysły, a do tego nie podejmują sztywnych decyzji. Dodaje, że spotkania nie muszą jednak tak wyglądać i proponuje coś innego.
– Jak wszędzie tak i w zespole projektowym Google nie lubimy beznadziejnych spotkań. Wykorzystujemy „process hack”, który uprasza najgorszą cześć grupowego myślenia i pozwala spojrzeć z różnych perspektyw. Przez brak lepszego nazewnictwa, określam to jako „notuj i głosuj” – pisze Kanpp. Wyjaśnia, ze proces ten składa się z kilku kroków, a pierwszym jest rozdanie uczestnikom spotkania długopisu i kartki. Potem wszyscy notują swoje pomysły przez 10 minut ze stoperem w ręku.
Przez kolejne dwie minuty pracownicy oceniają własne pomysły i wybierają spośród zapisanych tylko te najlepsze; jeden pomysł, maksymalnie dwa. Następnie prezentują je przed cała grupa i zapisują na tablicy. Po tym znów wracają do stopera i ustawiają go na kolejne pięć minut. W tym czasie mogą oddawać głosy na swoich faworytów, żeby za chwilę zapisać na tablicy ilość punków. Następnie głosy są zliczane i podejmowana decyzja, który pomysł jest najlepszy. Cały proces trwa jakieś 15 minut.
– Rzadko kiedy spotkania dają czas do namysłu i pozwalają się skupić. Grupowe burze mózgów, gdzie każdy wykrzykuje swoje pomysły i tworzy je na podstawie innych, mogą być zabawne. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że najlepsze pomysły zawsze przychodzą do głowy pojedynczym osobom – pisze. Dodaje, że formuła „notuj i głosuj” nie jest idealna, bo nie wszystkie decyzje podjęte podczas tego procesu będą dobre, ale jest szyba. Pracownicy Google używają jej nie tylko do nazywania produktów i ustalania ich funkcji, ale także do umawiania się na spotkania.
–
Mimo że sposoby generowania pomysłów, które proponuje Veronique Lafargue i Jake Knapp, różnią się od siebie, to mają część wspólną. Wszystkie powstają w grupie, każdy ma prawo zaprezentować własne i na początku nikt nie jest oceniany. Każdy pomysł się liczy.
–
fot. materiały prasowe