Artykuł jest częścią cyklu, w którym opisujemy historie sukcesu znanych marek. W poprzednich odcinkach ukazały się historie sukcesu marek: Ursus, Kross, CCC, Inglot, Solaris, Getin Bank i Comarch.
Na zdjęciu: Jędrzej Wittchen, Prezes Grupy Wittchen | fot. aniolybiznesu.org
Jędrzej Wittchen poszedł na studia, żeby uniknąć służby wojskowej. Podczas jednej z zagranicznych podróży kupił “na próbę” kilka portfeli i torebek, by sprzedać je w kraju. Interes idzie tak dobrze, że rezygnuje z kupowania galanterii innych marek i postanawia skupić się na zlecaniu produkcji i sprzedawaniu galanterii pod swoim szyldem.
W tym czasie kupuje konkurencyjną firmę, a zakup ten ma pomóc w rozwoju strategii firmy. Niestety bardziej przeszkodził niż pomógł, bo Jędrzej Wittchen popadł przez niego w długi. Sprzedaje go po kilku miesiącach, dzięki czemu udaje mu się wyjść z kryzysu. Dziś firma Wittchena jest notowana na polskiej giełdzie i osiąga roczny zysk w wysokości 25 mln zł. Jak wyglądała historia firmy?
Skóra niezłym biznesem
Jędrzej Wittchen, zanim został Prezesem Grupy Wittchen, był członkiem zespołu muzycznego, pisał wiersze, zajmował się organizacją imprez i podróżował. Tej ostatniej pasji postanowił poświęcić więcej czasu, więc rozpoczął studia na Wydziale Geografii. Podróżował dużo i nawet wybuch stanu wojennego nie przeszkodził mu w ciągłym zwiedzaniu świata. Urzędników przekonywał, że jako student geografii organizuje wyjazdy badawcze do Francji, Egiptu czy Tybetu. W Tybecie poznał tajniki taoizmu, filozofii wschodu, która przyświeca Wittchenowi do dziś.
Po studiach Jędrzej Wittchen wyjechał z kraju na dłużej. Utrzymywał się z pracy dorywczej i po trzech latach wrócił do Polski. W 1990 roku przywiózł z Malezji kilka skórzanych portfeli i torebek, które rozeszły się bardzo szybko. Pierwszy mały sukces dał mu do myślenia. – Pomyślałem wtedy, że skóra może być całkiem niezłym biznesem i dodatkowo przyjemnym, bo od zawsze uwielbiałem eleganckie skórzane gadżety – mówił Jędrzej Wittchen. Postanowił zaryzykować i za tysiąc dolarów zamówić pierwszą partię produktów galanteryjnych z malezyjskiej fabryki.
Sprzedawać, sprzedawać i jeszcze raz sprzedawać
Ta partia skórzanych portfeli i torebek sprzedała się szybko, przyniosła zyski, które przedsiębiorca zainwestował w rozwój. Wittchen zaprojektował logo firmy i pierwszą luksusową kolekcję galanterii skórzanej – Italy, którą do dziś klienci chętnie kupują. Galanterię sprzedawał w luksusowych sklepach w kraju, a jej produkcją zajmowały się chińskie fabryki. Jędrzej Wittchen stemplował na nich logo firmy z niemieckojęzyczną nazwą. Dlaczego nie chwalił się, że produkt pochodzi z Polski? – W tamtych latach to nie była zaleta, bo to co polskie kojarzyło się z PRL-owską tandetą – wspominał.
Na zdjęciu: modelka z torebką marki Wittchen | fot. materiały prasowe
Osobiście rozwoził do sklepów produkty sygnowane marką Wittchen. – Od początku były to wyroby bardzo dobrej jakości. Okazało się, że to się świetnie sprzedaje. Pomyślałem, że to jest bardzo dobry pomysł na biznes – dodał. Z czasem zaczął kupować galanterię w małej włoskiej fabryczce. Później zrobiono w niej logo firmy i stemplowano nim torby. – A że to były czasy, kiedy wszystko co zagraniczne kojarzone było z luksusem, to sprzedawcy mówili klientom, że to jest firma niemiecka albo austriacka – opowiadał.
Pierwsze lata działalności wymagały od niego dużej odpowiedzialności i powściągliwości. – Najważniejsze było: sprzedawać, sprzedawać i jeszcze raz sprzedawać. Ambicje twórcze musiałem zostawić na potem – mówił Jędrzej Wittchen.
Trudno produkować w Polsce
Jędrzej Wittchen chciał, aby jego produkty produkowały polskie fabryki. Szło jednak topornie. – Trzy lata zmagałem się z produkcją u nas. Bezowocnie. Myślałem, że w kraju, który słynie ze skóry, nietrudno będzie ruszyć – wspominał. Zatrudnił najlepszych kaletników, kupił najlepsze skóry, maszyny, nici, kleje. – Wszystko najlepsze, a jednak nie wypaliło… Nasze torby czy portfele nijak się nie miały do tych z Azji. Nie traciłem czasu na dalsze wnikanie, dlaczego tak się dzieje. Przeniosłem większość produkcji do Azji – mówił Wittchen. – Czuję się patriotą, ale to nie powód, by tracić pieniądze – dodał.
Produkty skórzane wykonywali ręcznie Włosi i Chińczycy ze skór pochodzących z rejonów śródziemnomorskich. Ich pochodzenie miało duże znaczenie dla efektu końcowego, czyli galanterii. – Polskie czy rosyjskie bydło ze względu na klimat wypasane jest na łąkach przez co najwyżej 3-4 miesiące w roku. Włoskie przez cały rok. Jakościowo to niezwykła różnica. Skóra tego bydła nie wymaga niemal żadnych udoskonaleń – opowiadał. Zanim jednak zlecił fabryce produkcje galanterii Wittchena, osobiście ją wizytował, by pominąć pośredników.
55 mln złotych majątku
– W Chinach z łatwością możesz natknąć się na ludzi, którzy podają się za właścicieli bądź dyrektorów fabryk, a są tylko pośrednikami. Dotarcie do prawdziwych właścicieli sprawia, że oszczędzam sporo pieniędzy – opowiadał Jędrzej Wittchen. W 2001 roku otworzył pierwszy salon firmowy w Warszawie. Dwa lata później złodzieje ukradli 45 tys. par rękawiczek z magazynu Wittchena w Bożej Woli pod Warszawą. Spółka szybko zamówiła towar samolotem, by dostarczyć produkty klientom, ale i tak straciła na interesie.
Wtedy też Wittchen rozpoczął eksport swoich produktów na wschodnie rynki. W 2004 roku biznes idzie tak dobrze, że Jędrzej Wittchen zostaje zamieszczony na liście 100 Najbogatszych Polaków 2004. Zajął 139. miejsce z majątkiem 55 mln złotych.
Wittchen rozszerzył wtedy asortyment produktów. Do portfeli i torebek dołączyły torby bagażowe, apaszki, szale, torebki Young oraz eleganckie parasole. W 2006 r. otworzył też pierwsze salony firmowe za granicą, głównie w Rosji, na Białorusi i Ukrainie. Rok później w ofercie znalazły się też ręcznie produkowane buty. Jędrzej Wittchen zaczął też interesować się innymi ciekawymi rynkami. Dzięki zagranicznym wyjazdom dowiedział się, że warto inwestować w młode przedsięwzięcia innych.
Inwestycje w startupy
W 2007 roku, razem z kilkoma innymi przedsiębiorcami, założył Business Angel Seedfund. Za pomocą tego funduszu inwestycyjnego zrzeszającego aniołów biznesu zainwestował w startupy. Zainteresował się m.in. takimi przedsięwzięciami jak: FanpageTrender (dzisiaj SoTrender), Skycash czy Chce.to. Grupa Wittchen nadal jest główną działalnością Jędrzeja Wittchena. W 2007 r. uruchomił Magazyn Wittchen w nakładzie kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy. Zatrudniał wtedy ponad 400 osób, którzy pracują w fabrykach i 50 salonach firmowych w Polsce, a w Azji tysiąc osób.
W 2010 r. spółka przekształciła się w spółkę akcyjną i zapowiedział debiut na giełdzie, z której chciał pozyskać do 60 mln złotych. Przygotowania trwały rok, ale w ostateczności firma Jędrzeja Wittchena zrezygnowała z planów ze względu na niekorzystną sytuację rynkową. W tzw. międzyczasie Wittchen zaciągnął dług i przejął konkurencyjną markę Vip Collection, który miał 26 salonów w różnych lokalizacjach (i 1,5 mln zł długu). Jak pisały później media, “korzyści z akwizycji były zbyt małe, a obsługa zadłużenia zbyt ciężka dla spółki”.
Uciec przed bankructwem
W 2011 r., korzystając z dotacji unijnej, firma otworzyła centrum logistyczne w Palmirach koło Warszawy. Wittchen stanął na skraju bankructwa i zaczął szukać planu naprawczego. W 2012 roku sąd zatwierdził procedurę naprawczą, którą stosuje się, gdy przedsiębiorcy grozi niewypłacalność. W grudniu 2012 roku Wittchen sprzedał Vip Collection. W ciągu dwóch lat wyszedł z długów i udało mu się powrócić na dobry tor do sukcesu. Pieniędzy zaczął szukać na giełdzie, z której chciał pozyskać 20-25 mln złotych na inwestycje w kolejne sklepy.
W 2014 roku Grupa Wittchen osiągnęła 130 mln zł przychodu i 27,7 mln zł zysku. Pod koniec 2015 roku ogłosiła plan wejścia na warszawską giełdę papierów wartościowych. W Grupie działało wtedy 65 salonów i outletów, w tym 54 pod szyldem Wittchen i 11 V VIP Collection. Oprócz tego spółka posiadała dwa sklepy internetowe. Dzisiaj radzi sobie dobrze, poprzedni rok zamknęła wynikiem 24,6 mln złotych zysku.
Wyobraźnia
Historia Grupy Wittchen nie była prosta i wiązała się z wieloma problemami. Zespół jednak podołał im i nie poddał się walcząc o sukces. Jaka jest zdaniem Jędrzeja Wittchena, Prezesa Grupy Wittchen, recepta na osiągnięcie milionowych zysków? – Moim celem w życiu była droga do celu, a nie on sam. Może dla kogoś to banał, ale… Nawet budując firmę, nie sądziłem, że stanie się tym, czym jest dzisiaj. Radowało mnie samo tworzenie. Nie wybiegałem myślami na lata wprzód, malując w wyobraźni wizję znanej międzynarodowej firmy i znanej marki. To przyszło z czasem – mówił Jędrzej Wittchen.