Rozmawiamy z Aymeric Monod-Gayraud i Michałem Niemczyckim – twórcami Freebee, czyli platformy mobilnej, która umożliwia każdej firmie budowanie i oferowanie własnego programu lojalnościowego w prosty i nowoczesny sposób.
Zacznijmy od tego skąd w ogóle wziął się pomysł na coś takiego jak Freebee?
Michał Niemczycki: Trzeba zacząć od tego, że znamy się z Aymeric – który jest Polako-Francuzem – już od ponad 20 lat. Chodziliśmy razem do szkoły podstawowej i liceum. Potem 12 lat się nie widzieliśmy. Ale kiedy spotkaliśmy się po wielu latach, od razu wiedzieliśmy, że chcemy zrobić coś wspólnie. Coś w e-biznesie, coś internetowego i to raczej w kierunku aplikacji na smartfony. Śledziliśmy więc uważnie zagraniczne rynki. Na początku, myśleliśmy o tym, aby ściągnąć jakiś pomysł ze Stanów. Jednak to, co wpadło nam w końcu do głowy było oryginalne, nasze.
Zwróciliśmy uwagę na to, że istnieje spora tendencja do check-inowania się, dzielenia się z innymi informacją o tym, gdzie jesteśmy. To może być niesamowicie silna reklama dla miejsc, w których się meldujemy. Znamy to oczywiście z Facebooka czy Foursquare’a. W tych serwisach to wszystko opiera się na geolokalizacji, która często nie jest wiarygodna. Przykładowo, siedząc tutaj, moglibyśmy zameldować się w Galerii Mokotów, która jest kilkaset metrów dalej. Ponadto uważamy, że brakuje w nich czegoś, co naprawdę motywowało by użytkownika to tego, by się meldował. Dlaczego ktoś miałby chcieć się obnażać i reklamować miejsca za darmo? Dla punktów, odznak, żeby zostać mayorem? Uznaliśmy, że powinna to być motywacja finansowa.
Pomysł, był dobry. Jednak nie mógł być czysto oparty na geolokalizacji, w związku z niedoskonałościami, o których mówiłem wcześniej. To by było nieuczciwe dla biznesów. Stwierdziliśmy, że musi być w tym jakaś transakcja – człowiek wydał pieniądze i będzie za to nagrodzony. Oczywiście mieliśmy świadomość, że nie robimy tutaj żadnej rewolucji – przecież istnieją wszystkim dobrze znane programy lojalnościowe. My jednak chcieliśmy to wszystko przenieść na smartfony. Tworząc nasz projekt odkryliśmy, że w Stanach działa na przykład serwis Punchd (zakupiony przez Google), który jest dość prostym przełożeniem kart stempelkowych. My wymyśliliśmy trochę bardziej zaawansowany sposób działania, który opiera się na bardziej elastycznym systemie punktowym. Wiemy, że na świecie pojawiają się aplikacje podobne do naszej. Obserwujemy je i podglądamy. Ale Freebee to nasz pomysł, który wymyśliliśmy od zera.
A skąd nazwa Freebee?
MN: Po angielsku słowo Freebie oznacza nagroda/darowizna. Nasza nazwa jest grą słów opartą właśnie na tym wyrazie. Postanowiliśmy zamienić końcówkę, żeby nawiązać do przyjemnej i pracowitej pszczółki, którą widać w naszym logo.
Aplikacja jest również zintegrowana z Facebookiem?
Aymeric Monod-Gayraud: Tak, kiedy ktoś zdobędzie punkty informacja o tym wędruje na jego ścianę na Facebooku. Oczywiście odbywa się to za jego zgodą i użytkownik może tę funkcję wyłączyć.
MN: To mocniejsze niż samo check-inowanie, bo pokazuje, że rzeczywiście lubię do tego miejsca chodzić. Wydałem tam pieniądze. A potem pojawia się jeszcze informacja o tym, że zdobyłem nagrodę. To zachęca. Tak, jakbym mówił znajomym „idźcie tam – tam dają nagrody”.
Dla kogo jest Freebee? Głównie dla małych firm?
MN: Nie, nie tylko. Udało się nam pozyskać duże firmy, które mają już swoje programy lojalnościowe. Freebee daje możliwość przechowywania istniejących plastikowych kart członkowskich i lojalnościowych w swoim smartfonie. Wystarczy je po prostu zeskanować za pomocą aparatu.
AMG: Ponadto dzięki przeniesieniu takich kart do Freebee użytkownik ma dostęp do kluczowych informacji, takich jak lokalizacje sklepów czy godziny otwarcia.
MN: Jednak bardzo ważne dla nas jest to, że to nie są tylko te duże firmy. Freebee to świetne narzędzie, rozwiązanie dla tych małych. Mogą dzięki temu dołączyć do większej grupy, pokazać że są, trafić do nowych klientów. No i otrzymują bardzo rozbudowany system do oferowania nowoczesnego, ale własnego programu lojalnościowego. Fajne jest to, że to może się sprawdzić w wielu branżach. Już w tej chwili mamy wśród klientów restauracje, kafejki, teatry, salony fryzjerskie, salony masażu, a nawet mechaników samochodowych.
AMG: Ponadto, dzięki Freebee mamy dostęp do panelu statystyk, w którym widać, jaki użytkownik, co robił, o której godzinie, jakie nagrody mu się najbardziej spodobały. Co ważne, bardzo chronimy dane osobowe użytkowników. Nigdy nie ujawniamy ich imienia i nazwiska czy adresów mailowych. Ale są tu takie dane jak wiek, płeć i miejscowość.
MN: Firma, która do nas dołącza, otrzymuje nagle taki mini dział marketingu. Dostaje statystyki, które, żeby zdobyć inaczej musiałaby zlecić badania. Wiemy, że te dane na razie dotyczą jedynie „smartfonowców”, ale im więcej będzie użytkowników Freebee, tym będą to bardziej wartościowe informacje.
AMG: Nasza filozofia jest taka, że my mamy frajdę z tego, że skupiamy się na małych firmach. Otwieramy całkowicie nowy rynek, ponieważ małe firmy, które były dotąd, można powiedzieć, lekceważone, otrzymują wreszcie możliwość zadbania, w bardzo profesjonalny sposób, o swoich stałych klientów.
W jaki sposób te firmy są pozyskiwane?
MN: Zasięg naszego działu handlowego obejmuje całą Polskę. W pierwszej fazie skupiamy się na większych aglomeracjach miejskich. Udało nam się pozyskać 120 firm w niecałe 2 miesiące. Co ważne, wejście do Freebee jest dla nich za darmo. Dopiero kiedy firmy zaczynają dzięki nam więcej zarabiać, zaczynają płacić abonament. To zero ryzyka. Dajemy również wszystkie materiały marketingowe. Nie ma też inwestycji w sprzęt. A ceny abonamentu są bardzo przystępne – już od kilkudziesięciu złotych miesięcznie.
W krótkim filmie, który można zobaczyć na stronie freebee.pl pojawia się pewne odniesienie Freebee do zakupów grupowych.
MN: Zakupy grupowe są pewną formą reklamy. Jednak ich skuteczność – to, że osoba, która dzięki nim do nas trafiła, wróci po raz kolejny – jest mała. Zakupy grupowe stworzyły całą masę rozpuszczonych klientów, którzy tylko szukają specjalnych promocji. Jednorazowo chodzą do miejsc, w których jest zniżka; gdy mogą coś dostać prawie za darmo. To jest fajne, jak ktoś otwiera jakiś lokal i nie ma innego sposobu na promocję. Kiedy ważne jest to, aby ściągnąć jakichkolwiek klientów. Nam chodzi jednak o budowanie lojalności. Ważne jest również zdobywanie nowych klientów, ale przede wszystkim chodzi nam o docenienie i zadbanie o tych, którzy już są. Oni nie tylko wracają, ale i też zazwyczaj płacą pełną cenę za zakupy. W dodatku, łatwiej jest zatrzymać istniejącego klienta niż zdobyć nowego.
AMG: Lubimy się odnosić do statystyki przygotowanej przez Deloitte, która mówi że średnio aż o 88% wyższe zyski ma firma, która dba o swój program lojalnościowy. Popularne, proste karty stempelkowe to nie jest dostateczne dbanie o klienta. Freebee jest natomiast narzędziem, które zostało stworzone po to, by zbliżyć klienta do lokalu, żeby w każdej chwili mógł sprawdzić, ile ma punktów, jakie są nagrody. Co jest bardzo fajne, nagrody niekoniecznie muszą być materialne. Przykładowo może to być możliwość uczestniczenia w próbie generalnej w teatrze albo życzenia od ulubionego autora, taksówka z klubu do domu, czy też nazwanie kanapki naszym imieniem. Zachęcamy tutaj wszystkich do kreatywności i myślimy, że takie nagrody będą coraz popularniejsze.
Kto stworzył aplikację Freebee?
MN: Za stworzeniem samej aplikacji stoi firma zewnętrzna.
AMG: Jednak całość została zaplanowana i zaprojektowana przez nas. Co do każdego ekranu. To były długie tygodnie…
MN: To prawda. Poszliśmy do firmy z narysowaną setką ekranów. Wszystko mieliśmy rozplanowane. Wszystkie funkcje. To nasza pierwsza aplikacja. Uczymy się. Wiemy, że jeszcze dużo przed nami, ale coraz bardziej to wszystko rozumiemy. Chociaż nie jest to łatwe.
Polacy będą chętnie chcieli korzystać z Freebee?
MN: Żeby przekonać Polaków do tego, by korzystali z naszej aplikacji, trzeba ich najpierw przyzwyczaić do korzystania ze smartfonów. A korzystają coraz chętniej, bo to jest bardzo praktyczne. Nie unikniemy tego, ze telefon staje się coraz większą częścią naszego życia. Mało jest rzeczy, w które człowiek częściej zagląda niż w telefon. Nawet w oczy ukochanej (śmiech). Pewnie jednak jeszcze to wszystko zajmie trochę czasu…
AMG: Ale na razie odzew mamy bardzo obiecujący. Niezależnie od rejonu Polski, w którym pojawi się nasz przedstawiciel handlowy, reakcja i zainteresowanie właścicieli firm są podobne.
Kiedy projekt będzie rentowny?
MN: Ciężko mi w tym momencie powiedzieć, czy to będzie za 6 miesięcy czy za 2 lata. To wszystko zależy od skali, jaką będziemy chcieli osiągnąć. Im więcej firm i użytkowników pozyskamy, tym większe będą zarobki. Jednak to również wymaga większej inwestycji.
AMG: Traktujemy ten projekt długodystansowo, dlatego stale inwestujemy nie tylko w nasz dział handlowy, ale przede wszystkim w rozwój samej aplikacji. Wierzymy, że takie podejście pomoże nam zyskać zaufanie klientów i użytkowników. To właśnie buduje prawdziwą wartość firmy.
Freebee jest startupem?
AMG: Wierzymy w ten projekt. Na razie pracujemy więc w prawdziwie startupowych strukturach. Jesteśmy po pierwszej fazie finansowania. Wiemy, że aplikacja ma potencjał. Wkraczamy więc w drugą fazę. Inwestujemy i rozwijamy się.
MN: Myślę, że za pół roku Freebee wyjdzie już z fazy startupu i będzie prężnie działająca firmą, z rozbudowanym działem sprzedaży i pionem zarządzających ludzi.
Dużo czasu zajmuje praca przy Freebee?
MN: Powiem tak, po pół roku pracy nad Freebee musieliśmy wprowadzić sobie zasady (których i tak ciężko nam się trzymać), że przychodzimy do pracy około 8-9, ale wychodzimy już przed 19. Po to, by mieć jeszcze czas na życie prywatne, bo często wychodziliśmy z pracy koło 22, a zdarzało się, że nawet po północy, i tak dzień w dzień od rana.
AMG: Ja wcześniej pracowałem 6 lat w bankowości inwestycyjnej (doradztwo przy fuzjach i przejęciach) w Londynie. I tam liczba godzin spędzanych w pracy dużo się nie różniła od tych tutaj. Tutaj mam jednak dużo większą frajdę. To jest moje dziecko, mam świetnego wspólnika i rozkręcamy coś o naprawdę wielkim potencjalne. Ale wymaga to niesamowitej ilości poświęceń. Zdarza mi się nocować tutaj w biurze. Ze względu na koszty, staramy się robić jak najwięcej rzeczy sami. Jakość wymaga dużo dodatkowej pracy. Jest taka stara zasada, że w 20% czasu zrobi się 80% roboty, a na te pozostałe 20% potrzebujesz 80% czasu. A te 20% jest właśnie różnicą pomiędzy czymś OK, a czymś naprawdę super. Wiec jesteśmy trochę zmęczeni (śmiech).
Warto?
MN: Jak się w coś wierzy i widzi potencjał? Już sam pomysł wydawał nam się tak czysty z każdej strony i potrzebny dla klientów i firm. Ale sam pomysł to naszym zdaniem 10% – reszta to jego wykonanie, komercjalizacja – to jest wielka robota. Oczywiście bez dobrego pomysłu można tylko stracić czas. Ale naprawdę dobre pomysły ma wiele osób, nie uważamy, że jesteśmy jedynymi, którzy je mają. Chcemy udowodnić, że mamy też te inne elementy. Innym i sobie. Bo wierzymy, że to da się zrobić.
A gdyby miało się nie udać, to dlaczego?
AMG: Jedynie z naszej winy. Jesteśmy w Polsce pierwsi, mamy już sporo klientów. Rozmawiamy z kolejnymi.
MN: Czynników może być wiele. Najważniejsze, by nie spocząć na laurach. Trzeba obserwować konkurencję, trzeba być nonstop skupionym.
A nie ma lęku przed zbyt wolnym rozwojem mobile’u w Polsce?
MN: Rynek smartfonów w Polsce dopiero się rozkręca, ale gdyby tak nie było, to pewnie już ten pomysł by istniał. Jest więc coś za coś. Robimy pierwsi, rynek raczkuje, wiele osób nie miało szansy tego spróbować. Chcemy być już przygotowani, kiedy zacznie to wszystko funkcjonować. Mieć już wówczas relacje z firmami.
AMG: Michał powiedział ważną rzecz. Penetracja smartfonów na koniec tego roku jest zapowiadana na poziomie 40%. A na koniec przyszłego roku na 70%. Oczywiście nie oznacza to, ze każdy, kto ma smartfona, będzie koniecznie korzystał z naszej aplikacji. Jednak skok jest gigantyczny.
Dziękuję za rozmowę i w imieniu całej redakcji życzę powodzenia!
Aplikację Freebee możecie pobrać, klikając w ten link lub skanując poniższy QR kod.