12 tys. pracowników Google straci pracę. Skąd te fale zwolnień w bigtechach?

Dodane:

Damian Jemioło, redaktor MamStartup.pl Damian Jemioło

12 tys. pracowników Google straci pracę. Skąd te fale zwolnień w bigtechach?

Udostępnij:

Google (Alphabet Inc.) ogłosiło, że zredukuje zatrudnienie o 6%. To oznacza zwolnienie ok. 12 tys. pracowników. To kolejny bigtech, który tnie etaty. Czy jest się o co martwić?
Fot: Александр Щербаков – https://hi-tech.mail.ru/news/google-io-2019/, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=78797590

Google redukuje etaty

Sundar Pichai – CEO Alphabet Inc. – wysłał notkę do pracowników, w której poinformował ich, że firma zbyt szybko zwiększała zatrudnienie w ostatnich latach i że te miały miejsce w innej rzeczywistości gospodarczej. Wszystko sprowadza się do jednego – zwolnień. Co ciekawe te nastąpiły kilka dni po tym, jak etaty zredukowało Microsoft – o 10 tys. osób.

Pichai wskazał, że bierze pełną odpowiedzialność za decyzje, które doprowadziły Alphabet Inc. w to miejsce. To jednak nie on zostanie zwolniony, a 12 tys. pracowników. Alphabet Inc. i Microsoft to jednak wierzchołek góry lodowej. Przez cały okres 2022 r. i w styczniu 2023 r. etaty redukował też Amazon, Twitter, Meta (Facebook), Xiaomi, Netflix i wiele innych spółek technologicznych.

Co ciekawe o cięciach słychać przede wszystkim za oceanem.

– Nie jest niczym nadzwyczajnym, że po okresie wieloletniej prosperity w obszarze technologii przychodzi okres spowolnienia. Duże spółki technologiczne w USA muszą dostosować swoje zasoby do pogarszających się warunków ekonomicznych, podwyższonych kosztów działalności i znacząco większej presji na marże – mówi Paweł Leks, partner zarządzający w Pracuj Ventures.

Dlaczego bigtechy redukują etaty?

Paweł Leks twierdzi, że o ile duże, stabilne firmy, o solidnych podstawach finansowania, działające na podstawie zdrowego modelu biznesowego nadal są rentowne, to z pozostałymi spółkami może być inaczej.

– Redukcja skali zatrudniania to w zasadzie tylko dostosowanie do etapu cyklu koniunkturalnego. W wielu firmach, które nie udowodniły jeszcze, że mogą być rentowne, a korzystały blisko 20 lat z „taniego pieniądza”, aby rozwijać działalność, takie zwolnienia to walka o przetrwanie. Należy więc rozróżnić 2 części rynku. Stabilne, duże firmy, od których nie oczekiwałbym znaczących cięć w najbliższej przyszłości oraz firmy, które będą musiały udowodnić swoją rację bytu i adekwatnie zarządzać swoją skalą, w tym skalą zatrudniania – twierdzi Paweł Leks.

Partner zarządzający w Pracuj Ventures wskazuje, że w tych mniej stabilnych firmach nadal będziemy obserwować redukcję zatrudnienia, a nawet bankructwa czy przejęcia. Jednocześnie podkreśla, że zwolnienia w bigtechach nie powinny mieć już miejsca w tak dużej skali.

Koniec cięć etatów w bigtechach?

Z kolei Mariusz Maciulewicz – head of staff w Just Join IT podkreśla, że na ten moment nie ma powodów do nadmiernego niepokoju. Szeroko komentowane przez media zwolnienia w bigtechach mają tylko niepotrzebnie nakręcać panikę.

– Warto spojrzeć szerzej na dane makroekonomiczne płynące do nas, chociażby ze Stanów Zjednoczonych, gdzie rynek pracy jest zaskakująco silny. W ostatnim tygodniu liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych spadła poniżej 200 tys., po raz pierwszy od końca września 2022. Masowe zwolnienia, które miały miejsce w czasie pandemii, były nieporównywalnie większe od obecnych redukcji. Podobnie rzecz ma się odnośnie do europejskiego czy polskiego rynku pracy. W 2022 r. bezrobocie w branży technologicznej kształtowało się na poziomie 2%, a teraz wynosi 1,8% – twierdzi Mariusz Maciulewicz.

Head of staff w Just Join IT podkreśla też, że w grudniu 2022 r. w Stanach Zjednoczonych odnotowano 6. miesiąc z kolei spadku inflacji CPI. Dane z amerykańskiej gospodarki mają zatem nastrajać pozytywnie. W grudniu i styczniu poprawiły się też znacznie nastroje na giełdach. Zdaniem Maciulewicza początek roku ma o wiele więcej argumentów za „miękkim lądowaniem” gospodarki niż długotrwałą recesją.

– Wracając do bigtechów, w ostatnich 10 latach tylko Apple, Microsoft, Alphabet i Meta zatrudniły ponad 500 tys. osób, bo była na to odpowiednia koniunktura. Technologiczni giganci często rekrutowali talenty na zapas, z myślą, że w przyszłości ich kompetencje się przydadzą. Teraz nadeszła spodziewana korekta. W wartościach bezwzględnych skala obecnych zwolnień wydaje się duża, ale tak naprawdę to tylko optymalizacje. A czy kolejne bigtechy będą zwalniać? Być może, ale najwięksi już dokonali wspomnianych ruchów. W tej grze też liczy się czas – mówi Mariusz Maciulewicz.

Czy seniorzy są wolni od redukcji etatów? Niekoniecznie

Niekiedy można usłyszeć, że redukcja etatów w bigtechach dotyka w dużej mierze juniorów czy innych niedoświadczonych pracowników. To jednak nie do końca prawda. Jak wskazuje Paweł Leks – zwolnienia dotykają wszystkich.

– Zwalniani są pracownicy ze wszystkich poziomów. Jeśli firma zdecydowałaby się na zwolnienie tylko juniorów, korzyści dla budżetu były niewielkie. Redukcja opiera się głównie o wydajność pracy, realizację stawianych pracownikom celów, ale też przez zaniechanie niektórych projektów w ramach organizacji. Zatem dotknąć może w zasadzie każdego poziomu pracownika – tłumaczy Leks.

Potwierdzają to decyzje np. Microsoftu, który niedawno całkowicie zamknął swoje działy VR, AR i HoloLens i zaczął masowo zwalniać pracowników z tychże. Oczywiście – seniorzy mają zapewne lepsze pozycje negocjacyjne i większe szanse na relokację do innych działów, ale nie zawsze się to wydarza.

– Wątpię, czy seniority jest dla big techów jakimkolwiek kluczem przy dokonywaniu redukcji. To zależy od indywidualnej polityki kadrowej i prowadzonych projektów. Raczej likwidowane są całe zespoły odpowiadające za produkty, których rozwój przestał być dla firm opłacalny. Seniorzy z pewnością mają lepszą pozycję negocjacyjną, ponieważ ich doświadczenie można wykorzystać w innych obszarach, gdzie mogą być przeniesieni – podkreśla Mariusz Maciulewicz.

Pytanie zatem – czy rynek wchłonie pracowników, których zwalniają bigtechy? To może być poniekąd szansa dla startupów czy sektora MMŚP, który może nie jest w tanie zapewnić takich warunków, co korporacje, ale chętnie przygarnie talenty.

– Jestem przekonany, że bardziej tradycyjne sektory, nadal potrzebują specjalistów w tej branży i stopniowo wchłoną zwalnianych pracowników. Nie powinni oni mieć problemów ze znalezieniem pracy. Różnić się będą jednak wynagrodzenia, ponieważ ciężko będzie liczyć na pakiety opcji lub akcji, jak to miało miejsce w wielu spółkach technologicznych. Osoby posiadające doświadczenie i kompetencje w dziedzinach technologii, znajdą prace zarówno w dużych, jak i małych przedsiębiorstwach, który do te pory nie udawało się pozyskać pracowników w tym obszarze – mówi Paweł Leks.

Czy zwolnienia w amerykańskim IT odbiją się na Polsce?

W tym wszystkim rodzi się pytanie – jak takie redukcje i cięcia odbiją się na polskim rynku? W końcu, jeśli chodzi o sektor IT, to jesteśmy dość mocno skoncentrowani na zachodnich klientach. A to tam w dużej mierze odnotowuje się redukcje. I zdaniem Maciulewicza – fala zwolnień niewiele zmieni na polskim rynku.

– Sięgnijmy po dane z naszego najnowszego raportu. Liczba zamieszczonych na Just Join IT ofert pracy dla programistów i innych pracowników sektora IT wzrosła w 2022 r. o 183% w porównaniu z rokiem 2021, a pensje w zależności od doświadczenia od 15% do 30%. Tylko w naszym serwisie mieliśmy w 2022 r. 175 tys. ofert pracy dla IT. To pokazuje nie tylko ciągły rozwój firm technologicznych, ale także to, jak duże jest zapotrzebowanie na pracowników sektora – mówi Mariusz Maciuleiwcz.

Zdaniem Mariusza Maciulewicza branża IT ma przed sobą kolejne lata prosperity i apokaliptyczne wizje o zwolnieniach, które do nas przyjdą oraz AI zastępującej programistów są według niego clickbaitem.

– W obliczu przywołanych wcześniej twardych danych tak pesymistyczna narracja w tej chwili nie ma racji bytu. Dodatkowo trudno oprzeć się wrażeniu, że nakręcająca się spirala strachu nie tylko negatywnie wpływa na pracowników, ale może skłaniać inwestorów do nadmiernej ostrożności, co w efekcie może hamować rozwój całych gospodarek – twierdzi Maciulewicz.