Na jesieni zeszłego roku pod wpływem impulsu (i zbliżających się „przypadkiem” wyborów parlamentarnych) przygotowaliśmy w Autentice raport dotyczący stanu witryn WWW partii politycznych. Temat był na czasie. Byłem pewien, że to będzie dobry strzał. I był. Tydzień przygotowań, analiz, badań, wniosków i podsumowań. Nie napracowaliśmy się przy tym jakoś specjalnie. Uprośćmy to do 5 dni pracy jednej osoby. Niech to będzie 1500zł.
Finalny efekt miał postać atrakcyjnej infografiki uzupełnionej rozbudowanym raportem w PDF-ie. Czyli coś lekkiego dla „skanerów” i pogłębienie skierowane do bardziej dociekliwych czytelników. Ideał.
Efekty wysyłki w pewnym momencie nas samych zaskoczyły, a nawet przestraszyły. Drugi najważniejszy news na WP, kilkadziesiąt publikacji w innych mediach, telefony od polityków, podziękowania i oczywiście krytyka (dobrze, że skończyło się tylko na paru Żydach i masonach w komentarzach). Wielki szum, sukces. Fraza „specjaliści agencji Autentika zbadali” przedrukowana została w rekordowej ilości miejsc. Wypas, whisky i cygaro.
Jedna z zaprzyjaźnionych agencji PR-owych postanowiła zmierzyć dla nas efekty działań i odpowiedzieć na pytanie „ile musielibyście wydać, żeby znaleźć się w tych wszystkich mediach”. 120 tysięcy polskich złotych. Trochę mniej lub trochę więcej, ale taki rząd wielkości. To jeszcze bardziej podniosło naszą samoocenę. Po prostu zarobieni!
Z rozpierającej nas dumy nie pękliśmy chyba tylko dlatego, że szybko okazało się, iż cała akcja jest niewiele warta. Kolejne tygodnie i miesiące nie przyniosły żadnego efektu dla biznesu (prócz pustej satysfakcji i niewydanych pieniędzy). Żaden z nowych potencjalnych klientów nie przyszedł do nas z tego źródła.
OK, byłbym zapomniał o darmowej lekcji i puencie. Zanim zrobisz cokolwiek w kwestii PR-u, określ grupę, z którą chcesz te Public Relations budować. Oddałbym milion czytelników WP za 3 szefów marketingu z budżetem.
Michał Samojlik