„Układziki”, „Messi w Barcelonie”, „patopraktyki”, „ofiara zemsty” i pytanie o brak efektów pilotaży perowskitów: najciekawsze komentarze po wywiadzie Olgi Malinkiewicz

Dodane:

Przemysław Zieliński Przemysław Zieliński

„Układziki”, „Messi w Barcelonie”, „patopraktyki”, „ofiara zemsty” i pytanie o brak efektów pilotaży perowskitów: najciekawsze komentarze po wywiadzie Olgi Malinkiewicz

Udostępnij:

Olga Malinkiewicz: polski Edison czy kolejna founderka, która przeszarżowała z autopromocją? Zbieramy dla Was najciekawsze komentarze po niedawnej rozmowie naukowczyni w Kanale Zero.

„Historia Olgi” jako symbol – podziw, duma, a potem zderzenie z systemem

Oskar Król wraca we wspomnieniach do 2018 roku: pełna sala, młoda fizyczka na scenie, perowskity drukowane na folii, duma i zachwyt. Malinkiewicz chodzi „w wianuszku inwestorów”, wszyscy chcą kawałka jej uwagi.

Z jego perspektywy tamten entuzjazm miał też ciemną stronę: „atencja, która ją otaczała, nie zawsze była dobra. To była energia, która wysysa z człowieka czas, uwagę i pieniądze.”

Król widzi w tej historii coś więcej niż konflikt założycielka–inwestor. Pisze o „układzikach”, pychach, podziałach płci, o przyzwoleniu na umniejszanie ludziom, którzy dopiero startują. I o tym, jak sami „kopiemy sobie dołki” pod najbardziej obiecującymi pomysłami.

Podobnie emocjonalny jest wpis Matthew Halaby. Przypomina obrazek: młoda naukowczyni z folią w ręku – i kontrastuje go z dzisiejszym wyrokiem na kilkaset milionów złotych. „Olga popełniła tylko jeden błąd: zaufała” – pisze. I stawia tezę: zawiódł nie deeptech, zawiódł kapitał, który zamiast być cierpliwym partnerem, zadziałał jak lichwiarz.

W tych głosach Malinkiewicz przestaje być jednostkowym przypadkiem. Staje się symbolem: tego, jak traktujemy tych, którzy „nie sprzedali patentu Chińczykom” i próbowali budować przełomową technologię nad Wisłą.

System, który „mieli” innowacje

Tomasz Trzpil idzie krok dalej: dla niego wywiad jest impulsem do większej diagnozy. Pisze o Polsce, która kocha słowa „innowacyjność” i „ekosystem startupowy”, ale sadzonkom każe płacić ZUS „jak dorosłemu drzewu”. W swoim eseju – który linkuje pod postem – patrzy na państwo jak na architekta systemu, a na przedsiębiorców jak na tych, którzy mają zasilać PKB przez dekady. Zwraca uwagę na:

  • państwo jako „wspólnika tylko w zyskach, nie w ryzyku”;
  • biurokratyczne koszty samego „istnienia w rejestrze”;
  • operatorów programów wsparcia, którzy potrafią traktować publiczny pieniądz jak prywatny fundusz;
  • strach przed porażką większy niż wiara, że system da się naprawić.

To już nie jest opowieść o złym inwestorze i skrzywdzonej founderce, tylko o architekturze, w której takie historie są możliwe – a może nawet prawdopodobne.

Jest też bardziej chłodny, techniczny głos. ŚwiatOZE w swoim wpisie przypomina audyt Saule: deklarowana produkcja 40 tys. m² vs. rzeczywista zdolność ok. 1 tys. m², brak wdrożeń, brak sprzedaży, potrzeby inwestycyjne liczone w miliardach. Konkluzja: perowskity jako technologia to nie bańka, ale bańką stała się narracja wokół konkretnego projektu.

To ważne uzupełnienie emocjonalnej opowieści: obok zawiedzionego zaufania i wątpliwych umów jest twardy problem – rozjazd między narracją a realnym zaawansowaniem produktu.

Uwaga: dzień po publikacji przez nas tekstu, do redakcji napisała p. Olga Malinkiewicz z prośbą o sprostowanie przytoczonego powyżej tekstu. Komentarz p. Malinkiewicz oraz jej uwagi zamieszczamy na dole artykułu.

Patopraktyki inwestorskie – schemat, który „wszyscy znamy”

Najmocniejszy język w opisie praktyk inwestorskich ma Borys Musielak. W swoim poście rozpisuje – krok po kroku – „szablon działania” inwestora, którego nazwisko przewija się przez tę sprawę:

  • entuzjastyczne pierwsze spotkanie i obietnica szybkiej inwestycji;
  • przeciągające się negocjacje, zwykle powiązane z grantami publicznymi;
  • zmiana umowy w ostatniej chwili – najczęściej właśnie wtedy, gdy wszyscy są „pod ścianą”;
  • zabezpieczenie pożyczek majątkiem prywatnym founderów;
  • spirala kolejnych pożyczek;
  • przejęcie udziałów w zamian za umorzenie długu lub przejęcie majątku przez zastawy.

To – jak pisze – schemat, który „jest znany od lat” z innych spółek finansowanych w podobny sposób.

Andrzej Targosz nazywa takie działania po imieniu: to nie są „twarde negocjacje”, ale toksyczne wzorce, powtarzające się w polskim deeptechu. Dodaje kilka ważnych punktów:

  • deeptech jest ekstremalnie trudny, więc oczekiwanie „pełnego biznesplanu” od razu jest szkodliwe;
  • więcej regulacji raczej nie naprawi rynku – potrzebna jest edukacja;
  • kluczowe jest weryfikowanie inwestorów i rozmowa z innymi founderami, którzy z nimi współpracowali.

W innym tonie, ale o podobnych mechanizmach, pisze detektyw Wojciech Koszczyński. On patrzy na to z perspektywy śledczej: w jego doświadczeniu dziewięć na dziesięć takich spraw to nie tylko pieniądze, ale też emocje, urażona duma, potrzeba dominacji.

W komentarzu analizuje wątek „zauroczony–zdrada–spacer pod gwiazdami” z wypowiedzi inwestora w czasie programu, nazywając to wprost: możliwa odrzucona relacja osobista przeradzająca się w bezwzględne działania biznesowe. I dorzuca bardzo praktyczną listę, co powinna zrobić każda założycielka przed wejściem w relację z inwestorem: wywiad gospodarczy, zbieranie dowodów, wczesne nagłaśnianie sprawy, stała współpraca z kimś, kto monitoruje zagrożenia.

Na jeszcze inny aspekt zwraca uwagę Szymon Kapturkiewicz. Jego post jest o Piotrze Kurczewskim – wpływowym, ale bardzo niepublicznym graczu polskiej sceny technologicznej. To on, poprzez swoje wehikuły i spółki, miał uczestniczyć w finansowaniu Saule. Szymon pokazuje dwie twarze takiego kapitału:

  • dla jednych – „człowiek, który ratuje projekty przed upadkiem”,
  • dla drugich – inwestor, który po wejściu do gry „ustawia reguły”, a gdy projekt się buntuje, rozmontowuje go do fundamentów.

Na końcu zawiesza pytanie: co się stanie, jeśli ten typ inwestora publicznie przedstawi swoją wersję wydarzeń?

Deeptech to nie apka – inna oś czasu, inne ryzyko

Władek Halbersztadt, który był i founderem, i inwestorem, i doradcą, patrzy na całą sprawę stricte przez pryzmat deeptechu. I stawia twarde tezy:

  • w deeptechu mówimy o 10–15 latach od pierwszej rundy do exitu – inaczej się nie da;
  • potrzebny jest „cornerstone investor”, który konsekwentnie dokładada w kolejnych rundach;
  • rola założyciela jest kluczowa – w przeciwieństwie do wielu „softowych” startupów, tu bez foundera trudno wyobrazić sobie dalszy rozwój.

W jego metaforze founder deeptechowy musi mieć status „Messiego w Barcelonie”: swobody, zaufania, akceptacji, że gra czasem „gdzie chce”. Inwestor – niczym „Katarczycy w PSG” – musi mieć świadomość, że wchodzi w długą, kosztowną grę, w której nie ma szybkich pivotów i tanich skrótów.

Zderzenie tej wizji z tym, co widzieliśmy w Saule – presja, szybkie oczekiwania, przerzucanie ryzyka na założycielkę – jest jednym z najmocniejszych wątków, jaki przewija się przez komentarze.

Lekcje dla founderów – business literacy, due diligence, prawo do upadłości

Wiktor Żołnowski po obejrzeniu wywiadu wypisuje listę lekcji – momentami brutalnych, ale bardzo konkretnych:

  • nie ma czegoś takiego jak „tylko techniczny founder”; jeśli chcesz robić biznes, musisz rozumieć biznes, umowy, finanse, zarządzanie;
  • jeśli firma jest pod kreską, trzeba jeszcze ostrożniej dobierać formy finansowania – bo „tonący brzytwy się chwyta”;
  • trzeba mieć Plan B, C, D, jeśli chodzi o kapitał – bo wszystko trwa dłużej niż obiecują inwestorzy;
  • upadłość nie jest wstydem, czasem to najrozsądniejszy reset, zanim prywatne życie zostanie wciągnięte w wir długów;
  • przełomowa technologia nie zwalnia z obowiązku posiadania planu monetyzacji i realnego rynku;
  • nie wolno podpisywać umów, których się nie rozumie w 100%, nawet jeśli chodzi o „jeden paragraf”.

To ważne uzupełnienie narracji „Olga jest ofiarą systemu”: Żołnowski kibicuje jej, ale jednocześnie pisze wprost – to, co się wydarzyło, nie stało się „bez jej winy”. I właśnie ta mieszanka empatii i twardej lekcji dobrze oddaje nastroje wśród wielu founderów.

Musielak, Targosz, Żołnowski – każdy trochę z innej strony – powtarzają jedno: sprawdzajcie inwestorów tak dokładnie, jak oni sprawdzają was. Nie każda kasa to smart money. Czasem to tylko pieniądz z pułapką.

Najlepsze na koniec

Wreszcie jest jeszcze jeden ważny głos: Jakuba Wiecha. On zwraca uwagę na coś, co w zgiełku emocji mogło umknąć – na pytania, których wciąż nikt głośno nie wypowiedział.

Wiech pyta m.in.:

  • czy istnieją dokumenty pozwalające precyzyjnie określić etap technologii druku perowskitów – w czasie, narzędziach i pieniądzach do pełnej komercjalizacji?
  • jakie konkretne cele stawiali kolejni inwestorzy i jak wyglądała ich realizacja?
  • jak efektywnie wydatkowano ok. 100 mln zł, które przewijają się w rozmowie?
  • dlaczego pilotaże z Żabką i Orlenem nie przeobraziły się w szerszą współpracę, mimo relatywnie niewielkich kwot na stole?
  • na jakiej podstawie jeden z inwestorów twierdzi, że Malinkiewicz „nie ma żadnego znaczenia w temacie technologii” – i co w takim razie miała oddać „za złotówkę”?

To jest może najciekawszy wątek na przyszłość: czy ta historia skończy się wyłącznie na emocjonalnej opowieści i kilku viralowych postach, czy stanie się początkiem porządnego, śledczego przyjrzenia się zarówno technologii, jak i inwestycyjnym konstrukcjom wokół niej.

Co te komentarze mówią o polskim ekosystemie?

Jeśli zbierzemy powyższe głosy (i dorzucimy do tego całą masę komentarzy tutaj nieujętych), widać kilka powtarzających się motywów.

  1. Marnowanie potencjału – poczucie, że mieliśmy w ręku coś ważnego (zarówno w sensie naukowym, jak i wizerunkowym), ale system – od państwa, przez kapitał, po własne błędy – to „zmielił”.
  2. Brak cierpliwego, rozumiejącego deeptech kapitału – inwestorzy nastawieni na szybki zwrot wchodzą w gry, w których cykl życia technologii liczy się w dekadach.
  3. Nierównowaga sił między inwestorem a founderem – pożyczki zabezpieczone prywatnym majątkiem, zmiany umów w ostatniej chwili, spirale długu.
  4. Słaba „alfabetyzacja biznesowa” części founderów – świetni naukowcy, ale bez pełnej świadomości konsekwencji podpisywanych umów i konstrukcji finansowych.
  5. Wątek płci i władzy – kilka komentarzy sugeruje, że inaczej traktuje się założycielki niż założycieli, zwłaszcza tam, gdzie w grę wchodzą ego, emocje i dominacja.
  6. Reputacja Polski – pytanie, czy po tej historii będziemy w stanie odbudować wiarygodność w obszarach takich jak perowskity czy szerzej: deeptech.

Na razie jest więcej pytań niż odpowiedzi. Ale sam fakt, że tak wiele osób z różnych części ekosystemu – od VC, przez founderów, po ekspertów energetycznych i detektywów – zabrało głos, jest sygnałem, że ta historia dotyka nerwu. I że wykracza daleko poza konflikt jednej naukowczyni z jednym inwestorem. Jeśli chcemy, by kolejne przełomowe technologie nie kończyły w ten sposób, to być może właśnie tu zaczyna się praca domowa dla całego ekosystemu – od ustaw, przez term sheet’y, po edukację founderów i… edukację inwestorów.

Wyjaśnienia p. Olgi Malinkiewicz

„Zwracam się z uprzejmą prośbą o korektę treści w Pańskim artykule opublikowanego na Państwa portalu MamStartup https://mamstartup.pl/131846-2/ , w którym znalazło się odwołanie do materiału ze Świata OZE. Artykuł ten był przygotowany na zamówienie Columbus. Dawid Zieliński jest powiązany finansowo ze Światem OZE. Artykuł zawiera szereg nieprawdziwych informacji dotyczących firmy Saule Technologies oraz rzekomych wyników „audytu”, który nigdy nie miał miejsca.

Zależy mi, aby portal MamStartup – znany z rzetelności i odpowiedzialności redakcyjnej – nie powielał treści pochodzących z materiału, który już w momencie publikacji zawierał liczne manipulacje i błędne interpretacje, zwłaszcza z portalu Świat OZE swiatoze.pl, który należy do Prezesa i właściciela Columbus Energy Dawida Zielińskiego.

Poniżej przekazuję oficjalne stanowisko zespołu Saule, przygotowane jako sprostowanie nieprawdziwych informacji:

1. Nie było żadnego audytu
Wbrew informacjom zawartym w raporcie, w ostatnim czasie w Spółce nie był
przeprowadzany formalny audyt. Przeprowadzono wewnętrzną analizę rozwojową mającą na celu ocenę statusu technologii oraz identyfikację kluczowych kroków potrzebnych do dalszej komercjalizacji i skalowania produkcji. Była to analiza strategiczna wspierająca plan rozwoju na najbliższe 10 lat, a nie niezależny audyt czy kontrola.

2. Rzekome rozbieżności w zdolnościach produkcyjnych
W raporcie błędnie zestawiono dwa różne parametry dotyczące wydajności linii
produkcyjnej:

  • Obecna zdolność produkcyjna 1000 m² rocznie odnosi się do konkretnego typu produktu (do zastosowań wewnętrznych), wytwarzanego przy pracy
    jednozmianowej.
  • Wartość 40 000 m² rocznie dotyczy teoretycznego maksimum linii, zakładającego pełną automatyzację i pracę ciągłą, dla zupełnie innego rodzaju produktu (np. wielkoformatowych modułów zewnętrznych).

Zestawianie tych wartości bez kontekstu technologicznego i operacyjnego jest nieuprawnione i wprowadza w błąd.

3. Wartość inwestycji – fałszywa interpretacja
Podana w raporcie kwota 250 mln euro nie dotyczy jednej inwestycji ani fabryki. Jest to szacunkowa wartość całkowitego, wieloletniego (do 10 lat) planu rozwojowego obejmującego m.in. budowę zakładów produkcyjnych, badania i rozwój nowych generacji produktów oraz działalność operacyjną w horyzoncie dekady. Przedstawianie tej liczby jako kosztu jednej fabryki jest niezgodne z intencją analizy.

4. Technologia perowskitowa i strategia rozwoju
Technologia perowskitowa jest innowacyjną i perspektywiczną dziedziną fotowoltaiki, a strategia Saule zakłada jej stopniowe wdrażanie – od produktów niszowych po zaawansowane aplikacje zewnętrzne. Wczesne wdrożenia i testy są naturalną częścią procesu B+R (badawczo-rozwojowego), a nie symptomem niepowodzenia.

[…]

Materiał opublikowany przez Świat OZE – a następnie powielany przez Columbus – jest świadomą manipulacją faktami i wynika z braku zrozumienia technologii oraz niewłaściwego interpretowania procesów zachodzących w spółce.”