Mimo łagodniejszych prognoz, światowy deficyt programistów nadal trawi wiele firm, a o pracowników walczą nawet największe potęgi informatyczne, takie jak USA czy Japonia. Zakładając, że specjaliści IT na Zachodzie zarabiają średnio 2-3 razy więcej niż w Polsce, nic dziwnego, że coraz więcej naszych programistów decyduje się na emigrację.
Kierunek – Wielka Brytania i Niemcy
Alpejskie wioski, norweskie fiordy, a nawet australijskie plaże – dla specjalistów IT rynek pracy nie ma żadnych granic. Jakie kierunki obierają polscy programiści? Z obserwacji wynika, że szczególnie początkujący szukają zatrudnienia w Europie, wybierając te kraje, do których można najłatwiej i najszybciej dotrzeć.
– Obecnie dwa najpopularniejsze rynki pracy dla polskich programistów to Wielka Brytania i Niemcy. Spośród tych dwóch przeważa Londyn, który jest po Berlinie największym europejskim hubem dla startupów. Bardzo prężnie rozwijają się tam marki fintechowe, z racji tego, że londyńskie City to z kolei drugie największe centrum finansowe świata – mówi Piotr Nowosielski z portalu Just Join IT, który w ciągu ostatnich dwóch lat przeprowadził rozmowy z kilkudziesięcioma polskimi programistami pracującymi na całym świecie.
Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Wielka Brytania to obecnie jeden z najważniejszych rynków informatycznych w Europie. Choć tylko w 2016 roku w UK było aż 960 tys. programistów (na prawie 3,5 mln w całej Unii), deficyt na Wyspach nadal szacowany jest na ok. 80 tys. pracowników. Rocznie liczba ogłoszeń dla specjalistów IT sięga ok. 1,5 miliona!
Średnia pensja juniora pracującego w Wielkiej Brytanii to 1,3-1,9 tys. funtów (czyli 6,4-9 tys. zł), ale już po kilku latach wynagrodzenie przekracza 3,9 tys. funtów (prawie 19 tys. zł na rękę w przeliczeniu z funta na złotówki), a podróż samolotem tanich linii z Warszawy czy Wrocławia do Londynu zajmuje zaledwie 2,5 godziny. Najlepsi specjaliści IT zarabiają w Anglii nawet ok. 40 tys. zł miesięcznie na rękę (ponad 8,3 tys. funtów). Najczęściej nie jest to stałe wynagrodzenie. Wszystko zależy od skali projektu oraz pracodawcy.
Dodajmy, że to znacznie powyżej średniej zarobków w UK, gdzie Polacy pracują głównie w magazynach (średnie zarobki to ok. 1,3 tys. funtów – w przeliczeniu ponad 5,5 tys. zł), jako kierowcy (ok. 1,5 tys. funtów – ponad 6,4 tys. zł), w restauracjach czy hotelach (np. kucharz zarabia ok. 1,7 tys. funtów – ponad 7,2 tys. zł) i na budowach (tu też zarabia się ok. 1,7 tys. funtów).
Pięciocyfrowe zarobki – oferty od fiordów po Alpy
19 tys. zł miesięcznie za pracę na stanowisku programisty w Wielkiej Brytanii to dopiero początek. Jeszcze lepiej zarobić można w Szwajcarii, w której zresztą pracy chętnie szukają nawet Anglicy. Tu średnie zarobki Web Developerów w przeliczeniu na złotówki wynoszą ponad 27 tys. zł na rękę za miesiąc. Mimo takich pensji, programistów w Szwajcarii wciąż brakuje. Według szacunków JANZZ.technology, do 2026 roku luka w IT sięgnie tam 40 tys. wakatów. A to tylko niewielka część europejskiego deficytu, bo z danych Komisji Europejskiej wynika, że do 2020 roku w całej Unii będzie aż 600 tys. nieobsadzonych stanowisk w IT.
Sporo miejsca dla wykwalifikowanych koderów jest też na rynku holenderskim – w Amsterdamie w ubiegłym roku na jednego juniora przypadało 26 ofert pracy. Na słonecznej Malcie (średnie zarobki 1,3 tys. euro) w ciągu ostatnich 10 lat popyt na programistów wzrósł aż pięciokrotnie. Dla Danii (średnie zarobki 5,1 tys. euro) deficyt określono na prawie 20 tys., dla Finlandii (średnie zarobki 3,3 tys. euro) na 15 tys. pracowników IT, z kolei w mroźnej Szwecji (średnie zarobki 3,2 tys. euro) do 2030 roku zabraknie 30 tys. specjalistów.
– Szwecja jest surowa, mało przyjazna z punktu widzenia towarzyskiego, za to na wysokim poziomie socjalnym. Podatki są duże, ale jest też świetna opieka medyczna. Nie muszę płacić za prywatnego lekarza. Jako programistka zarabiam miesięcznie 17-20 tys. zł i po opłaceniu wszystkich rachunków zostaje mi jeszcze sporo na przyjemności czy wakacje – mówi Agata, która po kilku latach w zagranicznej korporacji w Polsce, postanowiła szukać szczęścia po drugiej stronie Bałtyku jako programistka Java. Jej zdaniem pod względem samych warunków pracy nie ma większej różnicy między poszczególnymi krajami w Europie.
– Z korporacjami jest tak, jak z sieciowymi sklepami czy fast foodami. W każdym kraju są takie same. Dlatego nie jest ważne to, z jakiego kraju pochodzę. Liczy się to, co potrafię – podkreśla.
Giganci zapraszają
Problemy z programistami są również w krajach tak wysoko rozwiniętych, jak Japonia. Wiceprezes Japońskiej Organizacji Handlu Zagranicznego ogłosił niedawno, że Kraj Kwitnącej Wiśni chce obecnie zatrudnić aż 200 tys. specjalistów IT, a w perspektywie kolejnych 12 lat ta liczba może wzrosnąć nawet do 800 tys. Japończycy chcą co prawda rekrutować głównie w Indiach, ale i na polskich tablicach ogłoszeniowych w internecie można znaleźć propozycje pracy. Najwyższe oferowane zarobki sięgają nawet 50-70 tys. zł miesięcznie, jednak to oferty dla bardzo doświadczonych i wysoce wykwalifikowanych specjalistów. Średnia pensja to ok. 20-30 tys. zł, przy czym Japonia należy do najdroższych krajów na świecie.
Innym odległym kierunkiem może być Australia. Według raportu Deloitte do 2023 roku będzie tam dla programistów 100 tys. wakatów. No i wreszcie największa potęga IT na świecie, czyli Stany Zjednoczone, gdzie programiści zarabiają średnio po 20-30 tys. zł miesięcznie na rękę. A pracy będzie tam pod dostatkiem, bo według najnowszego raportu The Knowledge Academy do 2026 roku powstanie 253 tys. miejsc pracy dla specjalistów IT. Tymczasem uczelnie “produkują” rocznie zaledwie 30 tys. nowych specjalistów, co oznacza, że rynek być może uda się zaspokoić za ok. 8 lat.
– Te same problemy mamy w Polsce. Według danych, które otrzymaliśmy z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, od 2014 roku rocznie kierunki związane z IT opuszcza nie więcej niż 12-14 tys. absolwentów uczelni państwowych i niepublicznych. Tymczasem deficyt w IT jest u nas szacowany na 50 tys. pracowników – mówi Marcin Kosedowski, szef marketingu w szkole programowania online Kodilla.com.
Przykład Kodilla.com, pokazuje, że podobnie jak w Stanach Zjednoczonych czy w Europie Zachodniej coraz większą popularnością cieszą się alternatywne dla uczelni wyższych formy kształcenia nowych programistów. Tak zwane bootcampy programistyczne ukończyło już w kraju co najmniej 6 tys. osób i większość z nich pracuje w nowym zawodzie.
Liczy się nie tylko grubszy portfel
Pięciocyfrowe pensje to tylko jeden z impulsów do wyjazdu z Polski. Ważna jest też potrzeba rozwoju w nowym środowisku zawodowym, chęć przeżycia przygody, poznania nowych ludzi i sposobów pracy czy myślenia. W IT można sobie na to pozwolić, bo ofert nie brakuje pod żadną szerokością geograficzną.
– W Polsce nie tylko mniej zarabiałem, ale miałem też mniejszy dostęp do szkoleń – mówi Aleksander, który pięć lat temu wyjechał z Wrocławia do Oksfordu i pracuje tam w jednej z dużych firm IT. Jak przyznaje, na emigracji nie jest tak kolorowo, jak się wydaje z oddali, ale podjąłby taką samą decyzję jeszcze raz.
– Często słyszy się, że za granicą pieniądze leżą na ulicy. Mało kto jednak mówi to tym, że aby je podnieść, trzeba włożyć sporo wysiłku. Emigracja to nie są wakacje, tu się ciężko pracuje. Poza tym, choć zarabia się lepiej niż w Polsce, wydatki także nie należą do najniższych. Mieszkanie, samochód, jedzenie, ubezpieczenia – wszystko słono kosztuje. Ale zarazem bardziej przyjazny jest system podatkowy i nie ma takich problemów z biurokracją jak w Polsce – komentuje sytuację polskich programistów pracujących w Wielkiej Brytanii.
To najlepszy moment na zmianę zawodu
Jak długo potrwa boom na programistów? Pomimo wielu niepomyślnych dla pracodawców prognoz są i takie, które wskazują, że kiedyś się skończy.
– Ostatnie szacunki Komisji Europejskiej mówią, że w 2020 roku deficyt programistów wyniesie 600 tys. osób. Jeszcze 4 lata temu był on szacowany na milion osób. Jeżeli zgodnie unijnym planem uda się zapełnić tę lukę, największe szanse na rynku będą mieli ci, którzy zaczną naukę programowania już dziś. Choć zaczną od podstawowych zarobków, za kilka lat będą mieli już doświadczenie gwarantujące lukratywną pensję – podsumowuje Marcin Kosedowski.