Opierając się na dostępnych danych z Crunchbase, dojdziemy do wniosku, że jedynie 20 proc. startupów technologicznych przeżywa do etapu rundy A, czyli tej z finansowaniem na poziomie kilku mln USD/PLN. To wówczas zaczyna się pierwsza, kręta ścieżka do celu z napisem „unicorn” czyli firmy wartej minimum 1 mld USD. Kręta, bo jedynie nieco ponad 1 proc. firm, mających finansowanie w rundzie A (estymacje CBInsights), dochodzi do poziomu miliardowej wyceny. Co więcej, takim firmom zajmuje to zwykle 6-7 lat (to dane obejmujące znacznie lepiej rozwinięte ekosystemy od Polski).
Przykładając te kryteria od polskiej rzeczywistości i patrząc czysto statystycznie, dostajemy taki oto rachunek: żeby w 2020 r. doczekać narodzin jednorożca nr 1 w Polsce, trzeba się cofnąć. I poszukać nad Wisłą, w latach 2013-14 r. co najmniej 100 startupów, które w owym czasie dostały przynajmniej 1 mln USD finansowania w pojedynczej rundzie.
Hm… raport „Polskie Startupy 2015” autorstwa Startup Poland, pokazuje, że rundę A w 2015 r. miało za sobą ledwie 6 proc. badanych firm – daje to około 25 podmiotów. Zatem pierwsza odpowiedź na pytanie, jak hodować unicorny, nasuwa się matematyczną dedukcją: trzeba siać, by zebrać. Tyle, że takie stwierdzenie to półprawda. Bo jeśli siejemy na jałową glebę, to zbiory – niezależnie od wysianych ziaren – będą wciąż mizerne. Jak ją użyźnić, uczynić kwitnącą doliną?
- Skoncentrować się geograficznie. To nie Polska będzie wylęgarnią jednorożców a jej skrawek: konkretne miasto i okolice. Ekosystem to nie hasło do folderu a realna przestrzeń, tygiel w promieniu którego spotykają się ludzie, nie tylko z młodych firm technologicznych ale także z korporacji, przemysłu, nauki. Ci, mający do siebie nie więcej niż 3 kwadranse drogi. Tu mamy sporo do nadrobienia: pomimo olbrzymiego wzrostu i postępu, jaki dokonał się na polskim startupowym poletku, żadne miasto w Polsce nie jest klasyfikowane w TOP50 tego typu miejsc na świecie. W regionie wyprzedzają nas nie tylko oczywiście faworyci (Londyn, Berlin, Sztokholm, Tel Aviv) ale i np. Barcelona, Malta, Helsinki czy Stambuł oraz Paryż.
- Musimy się zestarzeć. W rozwiniętych ekosystemach startupowiec jest średnio o 5 lat starszy niż w Polsce, i – w zależności od branży – ma między 36 a 42 lat na karku. W tym wieku wielu founderów ma już za sobą doświadczenia w budowaniu wcześniejszego biznesu i skalowaniu go międzynarodowo. Nieważne czy doświadczenie zaowocowało wielosetmilionowym exitem czy porażką. I z dobrych i złych doświadczeń wielu startupowców wychodzi silniejszymi i lepiej przygotowanymi do budowy kolejnych biznesów.
- Integrować się z każdym i wszędzie, wzorem Szwedów czy Izraelczyków, którzy – pod kątem wymiany ludzi między regionami startupowymi na świecie – mają najwięcej powiązań osobowych. Taka personalna ekspansja oznacza, że szwedzki startup może liczyć na wsparcie „swoich” funduszy czy menedżerów niemal w każdym liczącym się zakątku startupowego świata. Tak, w tym ekosystemie narodowość też ma znaczenie. Integracja działa też w drugą stronę i oznacza również systemowe otwarcie na poziomie kraju. To np. ulgi podatkowe, inwestycyjne dla zagranicznych firm czy organizacji inwestujących w lokalne, innowacyjne projekty. Polska ma olbrzymią diasporę rozrzuconą po świecie i wiele osób polskiego pochodzenia osiągnęło na zachodzie duże sukcesy. To potencjał, który wciąż czeka na wykorzystanie.
- Myśleć globalnie. Polska ma na tyle duży rynek wewnętrzny, że wiele startupów tworzonych jest pod polską specyfikę. Nie ma oczywiście nic złego w podbijaniu „własnego podwórka”, jednak w DNA firmy powinno być myślenie i działanie globalne. Często oznaczać to będzie również przeniesienie części zespołu (szczególnie dotyczy to osób zarządzających oraz grup sprzedażowo-marketingowych) do miejsca, gdzie w danej branży jest „oko cyklonu”.
- Walczyć o najlepszych inwestorów. To, jacy inwestorzy wspierają startup, ma ogromne znaczenie od samego początku i od pierwszej rund y inwestycyjnej. Dobre fundusze czy aniołowie biznesu potrafią w sposób krytyczny wpłynąć na sukces startupu przez swoje doświadczenie i network, czyli tzw. smart money. Dlatego tak ważne jest przyciągać tych najlepszych inwestorów do Polski co częściowo już się zaczęło udawać.
- I na koniec: pozbyć się złudzeń. Nie ma przepisu, wzoru na idealną hodowlę jednorożców. Wiele krajów i korporacji wciąż kopiuje model słynnej izraelskiej Yozmy, oryginalnie uruchomionej w latach 90. Jednak okazuje się, że nigdzie naśladowcy nie są choć w części tak skuteczni jak ekosystem w czasach początków Yozmy. Dlaczego? Po prostu w czasach swej ekspansji Yozma… nie miała konkurencji.
Wojciech Fedorowicz, partner zarządzający TDJ Pitango Ventures
Związany z TDJ Venture od 2015 roku. Absolwent programu Master of Business Administration na Uniwersytecie Stanforda w USA, gdzie w latach 2009-2010 przewodził Stowarzyszeniu Wysokich Technologii (High Tech Club), organizacji silnie związanej ze środowiskiem firm technologicznych w Dolinie Krzemowej. Posiada głęboką wiedzę budowy i rozwoju startupów technologicznych zdobytą zarówno dzięki założeniu kilku z nich, inwestycjom jako anioł biznesu, jak również będąc mentorem dla młodych przedsiębiorców.
Wcześniej odpowiedzialny min. za skuteczne budowanie i egzekucję strategii wzrostu i ekspansji międzynarodowej dużych spółek w obszarze dóbr konsumenckich.
Obszary jego zainteresowań inwestycyjnych to przede wszystkim: AI i Uczenie Maszynowe, Big Data, Zdrowie Cyfrowe i Urządzenia Medyczne, Oprogramowanie Enterprise oraz Internet Rzeczy.