W jakich dziedzinach przodują naukowcy w Polsce?
Dr Maciej Wieloch: Wydaję mi się, że mamy w Polsce niesamowitą zdolność rozwiązywania postawionych problemów, to znaczy, że jak ktoś zgłosi się z problemem do zespołów naukowych, to zostanie on relatywnie szybko i sprawnie rozwiązany. Znalezione zostanie proste i efektywne rozwiązanie. I to jest zdecydowana przewaga. Niestety, są to tylko rozwiązania o charakterze innowacji inkrementalnej, czasem bardzo istotne i ważne, ale trudno mówić tu o przełomowej, kompleksowej innowacji o globalnym zasięgu. Brakuje wizjonerów. A może po prostu zbyt mocno próbujemy ich ściągnąć na ziemię?
Jako fundusz szczególnie zwracamy uwagę na szeroko rozumianą branżę tzw. life science, w której Polscy naukowcy są bardzo kreatywni, a wzmożone działania obserwujemy zwłaszcza w obszarze biotechnologii. W Polsce nie brakuje pomysłów, aby ten sektor rozwijał się jeszcze bardziej dynamicznie. Pandemia COVID-19 przyspieszyła m.in. rozwój badań klinicznych, szybszy transfer technologii oraz wymianę know-how między ośrodkami badawczymi. Co więcej, obserwujemy też wzrost rozwoju w technologiach – materiałowych i przemysłowych (przemysł 4.0).
Oczywiście nie można nie wymienić branży, która staje się naszą narodową specjalnością – technologie informatyczne – w tym szczególnie istotne – sztuczna inteligencja, uczenie maszynowe czy gaming. Fundacja Digital Poland w swoim najnowszym raporcie „State of Polish AI 2021” wskazuje, że zajmujemy siódme miejsce w UE pod względem nominalnej liczby talentów AI w UE, a pierwsze w regionie Europy Środkowej i Wschodniej. To naprawdę imponujący wynik i szansa na coraz liczniejsze wdrożenia AI do biznesu jeżeli postawimy m.in. na aktywną współpracę firm z zespołami akademickimi.
Jak wyglądamy na tle innych krajów europejskich? Jak bardzo jesteśmy innowacyjni?
Nadal jesteśmy europejskimi „średniakami” i niestety (zgodnie z EuropeanInnovationScoreboard 2020) relatywnie pogorszyła się pozycja Polski na tle krajów EU, pomimo poprawy wskaźnika, co oznacza, że pozostałe kraje sprawniej wdrażały innowacje. Zwróćmy uwagę na podstawowe czynniki kształtujące wysoki poziom innowacji, czyli tzw. zrównoważony system wspierania innowacyjności we wszystkich ważnych dla innowacji obszarach. Chodzi m.in. o odpowiedni poziom inwestycji publicznych i prywatnych w edukację, rozwój badań i kwalifikacji, partnerstw między przedsiębiorstwami i środowiskiem akademickim, a także przyjaznego dla innowacji otoczenia biznesowego, w tym dobrze rozwiniętej infrastruktury technicznej.
Kluczowe obszary w dużej mierze odpowiadają wymiarom i wskaźnikom stosowanym w europejskiej tablicy wyników innowacyjności. I tutaj, nie bez znaczenia jest model przyjętego sposobu rozwoju innowacyjności i baczniejsze przyjrzenie się rozwiązaniom, które są skuteczne w rozwoju innowacji szczególnie wśród małych i średnich przedsiębiorstw. Liderem w tym zakresie w UE jest Portugalia, a za nią Finlandia, Austria i Belgia.
Mam szczerą nadzieję, że działania środowiska i rozwój startupów z silnym DNA badawczo-rozwojowym zaowocuje poprawą pozycji Polski w tym rankingu. Sprzyjają temu rekordowe inwestycje sektora venture capital. Jest tu oczywiście inercja efektów tej działalności, ale jestem pewien, że jesteśmy w przededniu informacji o znacznych sukcesach polskich, młodych, innowacyjnych spółek.
Ponownie warto powołać się do Raportu Fundacji Digital Poland z tego roku i przykładu AI. Mimo tak obiecujących wyników w tym obszarze to jednak cały czas podążamy za globalnymi trendami. Co prawda, postęp jest bardzo duży, ale wciąż efektywna współpraca między firmami a jednostkami naukowymi jest niewystarczająca. Powiązanie części grantów dla uczelni z koniecznością współpracy z przedsiębiorstwami jest zdecydowanie kierunkiem we właściwą stronę. Rozwój technologii sztucznej inteligencji wymaga silnych zespołów akademickich. Chociaż 47 proc. badanych organizacji zatrudnia naukowców, zaledwie 13 proc. z nich wymienia dane z ośrodkami akademickimi.
Które obszary nauki są słabo zagospodarowane w Polsce i z czego to wynika?
Jest ich kilka, sporo do zrobienia jest, chociażby w obszarze farmacji i medycynie, które wymagają olbrzymich nakładów na technologie. Dzięki nim innowacyjne ośrodki akademickie, instytuty badawcze czy przedsiębiorstwa mogą z sukcesem konkurować z zagranicą. Badania w zakresie zdrowia potrzebują znacznych środków, a tym samym zachęt do zwiększenia atrakcyjności tego sektora w Polsce.
To oczywiste, że sytuacja gospodarcza spowodowana pandemią odcisnęła wyraźne piętno na wielu branżach. Szkolnictwo, to zdecydowanie jedna z nich. W tym przypadku skutki nie są jedynie finansowe – mówić można o kompletnej transformacji cyfrowej branży edukacyjnej, wywołanej koniecznością wprowadzenia nauczania zdalnego.
Widzimy ogromne zapotrzebowanie na rozwój tzw. branży EdTech. Firmy, które dostarczają rozwiązania edukacyjne (w oparciu o nowoczesne technologie dostosowane do nauki zdalnej np. w Polsce prym wiedzie Skriware), zdobywają obecnie zainteresowanie wśród inwestorów. Potrzeba dostarczania wartościowej edukacji wybrzmiewa na rynku już od dawna, w tym właśnie w Polsce mamy w tym obszarze wiele do nadrobienia. W samym tylko 2019 r. inwestycje w branżę EdTech wyniosły prawie 16 mld dolarów. Zmiany wywołane pandemią sprawiły, że wzrost inwestycji funduszy venture capital w tę branżę szacuje się na 15% Według „The EuropeanEdTechFunding Report 2021”. Co więcej, określono także plan cyfrowego dostosowania edukacji do potrzeb 21.wieku – Digital Education Action Plan 2021-2027.
Podsumowując, w tych branżach, które wymagają dużych środków na komercjalizację, często nie brakuje wiedzy, tylko pieniędzy i podmiotów skłonnych podejmować ryzyko w takiej skali. Będzie znacznie łatwiej po osiągnięciu kilku znaczących sukcesów. Ale póki co, nie mamy jeszcze takich struktur. Podobnie jest w zyskującej na znaczeniu branży kosmicznej małymi krokami budujemy sukces, np. nasza spółka portfelowa SatRevolution jako pierwsza w Polsce wysłała komercyjnie satelitę. Tego typu sukcesy budują wiarygodność i przyciągają pieniądze.
Z jakimi problemami w Polsce stykają się naukowcy?
Niestety, mimo postępujących pozytywnych zmian w obszarze relacji: świat biznesu – świat nauki, naukowiec musi stale zadawać sobie pytanie, czy komercjalizacja jest dla niego drogą zawodową, czy jedynie alternatywą i dodatkiem do pracy na uczelni, czy w ośrodku badawczym. Trudność łączenia pracy naukowej z działalnością komercjalizacyjną jest nadal widoczna. Nie ułatwiają tego warunki zewnętrzne – dużych i silnych graczy w biznesie jest niewielu, a mniejsze podmioty zwyczajnie nie stać na finansowanie prac badawczo-rozwojowych. Relatywnie, mamy więc niską chęć finansowania B+R, a także sama świadomość potrzeby finansowania badań jest wciąż jeszcze zbyt mała, mimo że widać pozytywne zmiany nastawienia niektórych dużych firm i nieśmiałą otwartość na poszukiwanie innowacji.
Widzimy też, że uczelnie wyższe, szczególnie te techniczne dopiero uczą się wspierania działalności komercjalizacyjnej i dopiero powoli przyznają jej wyższy priorytet. Bardziej prestiżowe wydają się często opublikowane wyniki badań czy wymagane warunki przyznanego dofinansowania zgłoszenia patentowego niż sukces wdrożeniowy i komercyjny. Realna komercjalizacja badań dla niektórych naukowców, którzy pozostają bez wsparcia ze strony uczelni czy przedsiębiorstwa, to często tor przeszkód nie do pokonania. W rezultacie współpraca z biznesem (o ile do takiej dojdzie) schodzi jedynie do poziomu doradztwa i nie przynosi mu takiej satysfakcji, jakiej się spodziewał.
Z jakich powodów naukowcy mogą chować swoje pomysły do szuflady?
Komercjalizację mogą też ograniczać uczelniane procedury związane z tworzeniem spin-off. W dużej mierze wybór współpracy pomiędzy biznesem a jednostką naukową sprowadza się do odpowiedzi na kluczowe pytanie – jaką funkcję mają pełnić w ramach procesu komercjalizacji – animatora czy inwestora?
Animator przyjmuje za główny cel komercjalizację, zysk jest istotny, ale raczej w kontekście możliwości utrzymania czy rozszerzenia działalności, a nie jako główny motywator. Uczelnia w roli inwestora, a nie animatora – w moim odczuciu – stawiana jest z kolei w trudnej, zaryzykowałbym nierealnej do wypełnienia funkcji – ma połączyć motywacje finansowe inwestora (nastawienie na zysk, akceptacja ryzyka, intensywna selekcja pomysłów) z procedurami i regulacjami obowiązującymi uczelnie. Rozwiązanie tego dylematu nie jest łatwe ani koncepcyjnie, ani regulacyjnie, ale wydaje się, że kierunek skoncentrowania na zawieraniu elastycznych umów licencyjnych związanych z posiadanymi przez te instytucje prawami własności intelektualnej od angażowania się od razu w strukturę udziałową spin-offu czy spin-outu jest lepszym wyjściem.
Takie rozwiązanie nie powinno ograniczać prawa uczelni czy instytutu do uczestniczenia w sukcesie komercjalizowanego rozwiązania, a pozostawia większą elastyczność funkcjonowania, tak cenną w przypadku młodych, innowacyjnych firm. Nie wspominając o tym, że często tego typu rozwiązanie czyni komercjalizację w ogóle możliwą. Wiele pomysłów jest przedmiotem intensywnych badań i wielu projektów. To natomiast przez te kolejne lata skutkuje zwiększeniem „kosztów” danego rozwiązania. Tym samym, mamy często znaczącą wycenę versus realną ofertę finansową, jaką może otrzymać pomysł od inwestorów. Z czystej matematyki może to uniemożliwić realizację pomysłu czyniąc uczelnię większościowym udziałowcem w spółce.
Dlaczego jeszcze?
Kolejny powód, dlaczego naukowcy chowają swoje pomysły do szuflad leży też po ich stronie. Warto zdać sobie sprawę, że od rozwoju pomysłu do wartościowego biznesu wymagana jest koncentracja i determinacja. Praca naukowa, dydaktyczna, kolejne projekty i zlecenia zwykle nie sprzyjają rozwijaniu tego jedynego. Dlatego konieczne jest budowanie zespołów łączących kompetencje naukowe i biznesowe – nie tylko na zasadzie zlecania naukowcom rozwiązania problemów czy odkupowania od nich rozwiązań, ale właśnie na zasadzie budowania zespołów założycielskich, zdeterminowanych do realizacji wspólnego sukcesu. Sukcesu, który co do zasady nie przychodzi ani łatwo, ani szybko. Również z punktu widzenia inwestorów trzeba się uzbroić w cierpliwość. Przykładowo, nasze inwestycje są rozwijane zwykle przez 3-6 lat, zanim spółka osiągnie dojrzałość pozwalającą znaleźć inwestora skłonnego wykupić udziały, a nie tylko dofinansować spółkę (co udaje nam się dla naszych spółek portfelowych robić bardzo sprawnie). Myślę, że cel, aby wartościowe projekty nie trafiały do szuflady przyświecała twórcom cennej inicjatywy BridgeAlfa. Fundusze w niej skupione bardzo ambitnie i z sukcesami starają się współpracować z naukowcami i uczelniami. Program jest więc idealnym narzędziem, które może spowodować, że projekty badawczo-rozwojowe staną się biznesami, przedsiębiorstwami szybkiego rozwoju, które generują wartość zarówno dla naukowców, jak i dla nas, inwestorów.
Na jaką pomoc, poza funduszami, mogą liczyć naukowcy?
Naukowcy powinni szukać miejsc, które odpowiedzą na konkretne wyzwania, jakie stoją przed ich projektem. Warto szukać tych, którzy realnie dzielą się doświadczeniem, wiedzą i są praktykami m.in. ośrodki transferu technologii. Niezwykle cenne są wszelkiego rodzaju Parki Naukowo-Technologiczne np. Białostocki Park Naukowo-Technologiczny czy Poznański, lokalne Fundacje wspierające innowacje np. Technotalenty czy huby technologiczne.
Dobrym kierunkiem jest też udział w konferencjach czy warsztatach, które realnie budują sieci kontaktów. Szukając funduszu, warto przyjrzeć się czy kładzie nacisk także na działania wykraczające poza środki finansowe tzn. czy pomaga wzmacniać kompetencje zarządcze w powstającym zespole, czy oferuje wsparcie doradcze np. brokerów technologicznych, zespołu marketingowego czy PR. To niezwykle ważne, aby na początku współpracy czuć, że jesteśmy dla siebie konstruktywnymi partnerami.
Gdzie powinni skierować swoje pierwsze kroki badacze, którzy opracowali ciekawe rozwiązanie?
Jeśli prawa do pomysłu należą, chociaż w części do uczelni czy instytutu, to naturalnym kierunkiem są uczelniane i instytutowe spółki celowe dedykowane do współpracy z biznesem, które zajmują się m.in. pomocą w komercjalizacji.
Podobnie dobrym pomysłem jest uczestnictwo w programach akceleracji. Obecnie jest ich naprawdę wiele i działają w różnych miejscach Polski – lokalnie i globalnie. Dobrym przykładem jest, chociażby runda T Fundacji Technotalenty – to jedyna w Polsce północno-wschodniej inicjatywa, która pozwala twórcom i miłośnikom nowych technologii i innowacji spotkać się z inwestorami z całej Polski.
Świetną pracę robi też Alfa School, realizująca m.in. bezpłatne warsztaty dedykowane naukowcom czy doktorantom chcącym komercjalizować swoje projekty. Tego typu aktywności, dają możliwość spotkania praktyków biznesowych, którzy dzielą się swoim doświadczeniem. Pokazują m.in. zasady budowania modelu biznesowego dla projektu naukowego, jakie modele współpracy z inwestorami są możliwie, przedyskutują wątpliwości dotyczące praw majątkowych czy zaprezentują w praktyce jak przygotować ciekawą prezentację inwestorską.