Zasady funkcjonowania akceleratora startupów są proste: kandydat przychodzi z pomysłem na biznes, a akcelerator pomaga go rozwinąć. Organizuje spotkania z ciekawymi przedsiębiorcami, sesje mentoringowe, ale też pomaga w rachunkowej stronie prowadzenia firmy. Tak też zapowiadano w przypadku poznańskiego akceleratora Huge Thing. Sprawdzamy, jak dzisiaj radzą sobie firmy, które miał pod opieką przez pół roku. Byliśmy ciekawi, jak z perspektywy trzech lat od zakończenia programu, oceniają jego przydatność.
fot. startupstockphoto.com
Network, kontakty i mentorzy to podstawa
Piotr Biegun do akceleratora przyszedł (wraz z Wojtkiem Hołyszem) z pomysłem na serwis Whalla. Miał on ułatwić oglądanie jednego wydarzenia oczyma tysięcy uczestników. Za jego pomocą mogliśmy zbierać zdjęcia i filmy z danego wydarzenia. Serwis nie przetrwał próby czasu, ale dał podwaliny do stworzenia Whalla Labs, czyli sprawnie działającego software house’u tworzącego oprogramowanie na zlecenie. Nasz rozmówca mówi jednak, że gdyby nie Huge Thing nie tak szybko zacząłby swoją przygodę z biznesem. – Najpierw poszedłbym do korporacji, aby nabrać trochę innego doświadczenia. Dlaczego do korporacji? Bo pozwala poznać ludzi, pewne mechanizmy i potrzeby od środka, dzięki czemu w przyszłości łatwiej się sprzedaję czy po prostu planuje i zarządza pracą – mówi Piotr Biegun, szef Whalla Labs.
Co dał mu udział w akceleratorze? Wiedzę, kontakty i zupełne inne podejście do życia. – Trafiłem do grona osób, z którymi do tej pory utrzymuję bardzo blisko relacje, a z częścią miałem możliwość współpracy – wspomina Biegun. Jego zdaniem największą wartością akceleratora są kontakty, siatka mentorów i poprzednich uczestników. To oni mogą pomóc rozwiązać problemy, dotrzeć do potencjalnych klientów, sami zostać klientami, bądź inwestorami. – Dobry network, kontakty i mentorzy to podstawa – mówi. Podobne wartości docenia Wojtek Hołysz, który zgłaszając się do akceleratora, prowadził już swój biznes – Filmpoint, ale przyszedł rozwijać Whalla. Mimo poprzednich doświadczeń w prowadzeniu firmy, nadal chciał skorzystać z pomocy doświadczonych przedsiębiorców. Dlaczego? – Gdyby nie udział w HT, prawdopodobnie nie miał bym teraz kilkukrotnie większej firmy niż wtedy – opowiada.
Co złowisz na wędkę zależy od Ciebie
Jego główną motywacją było pozyskanie wiedzy, bo przeczytane książki niewielu mu dały. – Najlepszym rozwiązaniem jest wyjść do ludzi z doświadczeniem. Pójść na startupowe imprezy typu Hive61 w Poznaniu czy Open Reaktor w Warszawie. Porozmawiać z praktykami – radzi Wojtek Hołysz, szef Filmpoint. Udział w akceleratorze dał mu mnóstwo ciekawych perspektyw, otworzył oczy na niektóre aspekty prowadzenia firmy. – Poza tym kontakty, kontakty, kontakty. Nigdzie ich nie kupisz ani nie wyczytasz – dodaje. Aplikację mobilną MoodUp, która miała na celu oswojenie dzieci przed wizytą u lekarza, tworzyła przy wsparciu akceleratora Ola Pszczoła i Paweł Masalski. I choć Ola Pszczoła nie pracuje już w akcelerowanej firmie, (dziś rozwija własną – Bee Talents) jest zadowolona z udziału w programie.
Na zdjęciu (od lewej): Ola Pszczoła i Paweł Masalski | fot. Wojtek Hołysz
– Udział w HT dał mi bardzo dobre podstawy budowania produktów, które przez kolejne lata rozwijam – mówi. Zapytana o to, czego brakowało w programie akceleracyjnym odpowiada, że niczego, bo żaden akcelerator nie robi niczego za ich uczestników. – Dostajemy wędkę i to od nas zależy, co na tę wędkę złowimy i w jakim czasie – dodaje. Aplikację, którą przygotowywała w ramach programu akceleracyjnego możemy dzisiaj pobrać z AppStore. Nie przyniosła jednak dużych zysków, ale za to dała cenne doświadczenie w budowaniu aplikacji i zarządzaniu zespołem. Z doświadczeń zdobytych przy pracy nad MoodUp zrodziły się dwie firmy: Oli Pszczoły – Bee Talents, która skupia się na wspieraniu firm w budowaniu zespołu i Pawła Masalskiego – MoodUp Labs, która tworzy aplikacje mobilne dla klientów z Polski i zza granicy.
Sfera czystej fantazji
Z projektem Transparent Choice, czyli aplikacją, która wspomaga proces podejmowania decyzji m.in. w firmach, do akceleratora przyszli Dawid Opydo i Janusz Noszczyński. Dzisiaj ich startup, jako jedyny z przedstawionych w tym artykule, jest stale rozwijany. – Mamy wzrost sprzedaży kwartał do kwartału w zakresie 40-60%. Nie są to jeszcze kwoty, które pozwoliłyby nam w pełni rozwinąć skrzydła, ale pozwalają nam bootstrapować i stopniowo budować zespół – mówi Dawid Opydo, VP of Product Strategy. Dodaje, że firma finalizuje rundę inwestycyjną (pierwszą od czasu akceleratora), dzięki której niebawem rozpocznie rekrutację programistów w Polsce. Zapytany o to, czy gdyby nie zgłosił się do akceleratora podjąłby się otwarcia własnego biznesu odpowiada twierdząco. Do HT zgłosił się z firmą generującą przychody. Brakowało mu jednak wiedzy biznesowej, w tym także tej dotyczącej pozyskania inwestycji. Tę zdobył podczas udziału w poznańskim akceleratorze.
Swojej drogi biznesowej bez udziału w Huge Thing nie widzi Daniel Mendalka, który czytał o ciekawych przedsięwzięciach w Polsce, Europie i w Dolinie Krzemowej i zachwycał się wysokością inwestycji w nie. – Było to jednak dla mnie zupełnie niezrozumiałe i pozostawało w sferze czystej fantazji – wspomina. Swoją karierę skupiał głównie wokół realizacji małych freelancerskich projektów, poszerzaniu wiedzy technicznej oraz aktywnym angażowaniu się w przeróżne konferencje i warsztaty skierowane do programistów. – Na jednym z takich wydarzeń pojawiła się informacja o przyjmowaniu aplikacji do akceleratora. Postanowiłem spróbować razem z dwójką znajomych i zgłosiliśmy prosty pomysł, z którym eksperymentowaliśmy przez zaledwie jeden weekend – opowiada o początkach Daniel Mendalka.
Kolejny program akceleracyjny
W akceleratorze podobał mu się sposób działania, bo od początku trwania programu uczestnicy byli “pompowani” nową wiedzą, “wypychani” do ludzi, żeby weryfikować pomysł i szukać pierwszych klientów, a w ostateczności zainteresować sobą inwestorów. Chwali też to, że w każdym tygodniu trwania programu były co najmniej jeden wyjazd do innego europejskiego miasta, który miał być szansą na złapanie kolejnej okazji do pokazania się szerszej publiczności. – Jednego dnia popełnialiśmy najgłupszy błąd jaki się dało, żeby następnego mieć przebłysk geniuszu i w parę godzin zupełnie nowy pomysł przenosić z czystej kartki papieru do nowego produktu – mówi Daniel Mendalka, były uczestnik programu. Kilka miesięcy po jego zakończeniu, zespół pozyskał dofinansowanie na dalszy rozwój. Wtedy też Mendalka odszedł do innej firmy, która rozpoczynała działalność w Dolinie Krzemowej.
Na zdjęciu: (Od lewej) Daniel Mendalka, CTO Sellbox i Piotr Machowski, CEO Sellbox
Przez kolejne półtora roku, Sellboxem zajmował się Piotr Machowski, współtwórca tej aplikacji do łatwego sprzedawania plików zamieszczonych na Dropboxie. Sellbox brał też udział w kolejnym programie akceleracyjnym – GoGlobal organizowanym przez Plug and Play w Sunnyvale (Kalifornia). Po czasie, Machowski również zrezygnował z rozwijania projektu dalej. Sprzedał wszystkie udziały poprzedniemu inwestorowi. Usługa przez kilka miesięcy była jeszcze dostępna, jednak na początku tego roku została wyłączona. Przyczyny tego stanu nie znamy.
Pieniądze przyszły późno
Nie wszyscy jednak są zadowoleni z udziału w HugeThing. Nasz kolejny rozmówca, który nie chciał się wypowiadać pod imieniem i nazwiskiem, mówi nam, że prowadzący akcelerator nie byli na tyle doświadczeni, żeby uczyć innych. Jego zdaniem porażkami można się chwalić dopiero, gdy ma się jakieś sukcesy na koncie. – Osoby prowadzące HugeThing nie miały ich zbyt wiele, żeby się chwalić. Bezkrytycznie jednak krytykowały pomysły, mając swoich faworytów-gwiazdy potencjalnie pasujące do mediów – mówi jeden z uczestników poznańskiego akceleratora. Dodaje, że z perspektywy widać, że trzeba było pracować nad swoimi pomysłami, ew. lekko pivotować, a kto nie zdobył minimalnego zainteresowania na demoday, nie powinien dostać inwestycji i tyle. Zastrzeżenia ma też do sesji mentoringowych, bo część mentorów była sensowna, inna “fatalna”.
Zdaniem naszego rozmówcy do idealnego akceleratora temu z Poznania brakowała też dobra lokalizacja (najlepiej w centrum miasta) i krótszy okres akceleracji. – Pieniądze na akcelerację pojawiły się dopiero po 4-5 miesiącach, a nawet później – mówi. – A miały być po trzech – dodaje. Przez opóźnione finansowanie, wiele akcelerowanych firm musiało przejść do etapu wegetacji. Gdy pieniądze w końcu dotarły na konta spółki, nie wydawały się już tak atrakcyjne jak na początku. – Pozwoliły jedynie na połechtanie ego founderów, ewentualnie na udział w kilku konferencjach – dodaje były uczestnik akceleratora. Gdyby mógł cofnąć czas nie zgłosiłby się jeszcze raz. Zamiast oddawać udziały wolałby sam nawiązać kontakty np. podczas wydarzeń startupowych.
Podsumowanie
Do HugeThinga, w pierwszej edycji programu z 2012 roku, przyjętych zostało dwudziestu członków. Siedmiu z nich nie przeszło pierwszego etapu programu, a więc nie otrzymało inwestycji. Pozostałych trzynastu uczestników miało szansę współpracować z mentorami programu do pół roku, wtedy demo day’em kończyła się akceleracja. Ile z akcelerowanych firm działa dziś? Strona i fanpage Pocademy, chyba najbardziej “medialnej” spółki w akceleratorze, działają. Nie widzimy jednak większej aktywności na nich, przypuszczamy, że nie jest dalej rozwijany. Podobnie wygląda Lorneta, która na tę chwilę jest “zamrożona”. Dalej nie są rozwijane na pewno: Sellbox, Subscrea, Whalla i MoodUp. Choć z tych dwóch ostatnich powstały dwa osobne studia developerskie. Jedyny startup, który był już zarabiającym biznesem zanim trafił do akceleratora, przetrwał próbę czasu i jest rozwijany dalej, to Transparent Choice.
Oczywiście powyższe wytłuszczenie przedsięwzięć, które są zamrożone albo przerwano ich rozwój nie oznaczają porażki akceleratora, czy twórców firm. Ci drudzy po prostu nie rozwijają dalej tych projektów, ale działają na innym polu. Ciekawe czy gotowi na taki obrót sprawy będą kolejni uczestnicy programu, do którego nadal przyjmowane są zgłoszenia (do 10 września). Tegoroczna edycja programu trwa trzy tygodnie. Jest organizowana przez poznański fundusz inwestycyjny SpeedUp Venture Capital Group oraz 500 startups. Mentorami zaproszonymi do wsparcia młodych adeptów przedsiębiorczości są znani w branży startupowej przedsiębiorcy, m.in.: dr Jan Zając (Sotrender), Krzysztfo Klimczak (Zencard), Syed Asad (UsabilityTools), Łukasz Młodyszewski (DreamJay) czy Dawid Piaskowski (BookLikes). Wspomagać uczestników programu będą też: Andrea Barrica (500 Startups), Dariusz Moeini (Berlin Startup Consulting), Marc Wesselink (Startup Bootcamp), Oren Simanian (Indiegogo) oraz Tee Dobinson (TEEDOBINSON.COM). Do programu poszukiwane są osoby z pomysłem na biznes, które już przygotowały MVP.