Na zdjęciu: John LeFevre, autor książki pt. Prosto do piekła
Pełna czarnego humoru opowieść o karierze ambitnego bankowca inwestycyjnego, rozgrywająca się w Nowym Jorku, Londynie i Hongkongu. Jej autor, którego wpisy na Twitterze pod pseudonimem @GSElevator przez trzy lata śledziły setki tysięcy użytkowników, poszukiwany w wewnętrznym śledztwie przez bank Goldman Sachs, odsłania kulisy świata międzynarodowych finansów. Bez cienia skruchy opisuje niechlubne wydarzenia z giełdowych parkietów i marketingowych prezentacji, ale także to, co dzieje się w prywatnych samolotach i po godzinach pracy – na szalonych imprezach. Szokująca anarchia, sztubackie kawały i zwycięstwa za wszelką cenę – oto świadectwo dewiacji, dysfunkcyjnych zachowań i dekadenckiego przepychu, które otrzymujemy od ich uczestnika, błyskotliwego reprezentanta bankowych elit.
Poniżej kilka recenzji:
„Nie ulega wątpliwości, że [LeFevre] wie, o co chodzi w jego branży – kompletnie pozbawionej moralności. Zmowa, konkurencja, nepotyzm i cała masa innych karygodnych zachowań, które zdarzają się wśród bankowców… To fascynująca, wspaniała lektura”. BUSINESS INSIDER
„Nie pomylcie tej książki z czymś, czym nie próbuje ona być. Główne wątki Prosto do piekła bronią się, jeśli chodzi o wiarygodność, lecz w tej książce nie chodzi o przechwałki, tylko o rozrywkę. Czy powinniście ją przeczytać? Być może. Zależy, czy lubicie rozpustę”. NEWSWEEK
„Autor odsłania przed nami złowrogi, bezsensowny, gorzki świat. Byłoby jednak karygodnym nadużyciem, gdybyśmy w tym wszystkim odmówili mu humoru”. EUROMONEY
„Obowiązkowa lektura dla bankowców, ich klientów i celebrytów”. CNBC
„Jego tweety przeszły do legendy”. FORBES
Bestseller „New York Timesa”, jedna najlepszych książek lata 2015 wg „Entertainment Weekly” i magazynu „Time”, lider rankingów księgarni Amazon w kategorii Biznes/ Władza, Banki/Bankowość oraz Humor/ Rozrywka.
John LeFevre osiągnął znaczące sukcesy w branży międzynarodowych finansów. Bezpośrednio po college’u trafił do banku Salomon Brothers, następnie pracował dla Citigroup w Nowym Jorku, Londynie i Hongkongu. W 2010 r. został zatrudniony w Goldman Sachs jako dyrektor konsorcjum długu azjatyckiego, lecz ostatecznie nie objął tego stanowiska w związku z problemami wynikającymi z umowy. Jest autorem słynnych wpisów na Twitterze jako @GSElevator i tekstów dla „Business Insider”.
Poniżej znajdziecie rozdział książki pt. „Od autora”.
–
Od autora
„Pieprzony Goldman Sachs. Obiło ci się o uszy?”
To idealny tweet na początek książki. Pytanie „Obiło ci się o uszy?” jest w bankowym światku tak popularną (i irytującą) frazą, że stało się żartem samym w sobie. Na przykład jeden bankowiec mówi: „Ten krawat to od Brooks Brothers?”, a posiadacz krawata gasi go, odpowiadając: „Nie, od Charveta. Obiło ci się o uszy?”. Zawsze robiłem sobie z tego jaja, bezczelnie dodając: „Obiło ci się o uszy?” po dowolnej nazwie lub nazwisku.
Zaledwie kilka godzin wcześniej siedziałem w hongkońskim barze z grupą przyjaciół, bez wyjątku pracujących w finansach. Rynek odbił się już od dna po kryzysie gospodarczym, mimo to latem 2011 wciąż jeszcze dało się odczuć echa niedawnych wydarzeń.
Ruch Occupy zaczynał się dopiero konstytuować. Społeczeństwo było wściekłe. Mimo załamania na rynku nieruchomości, kryzysu, jaki po nim nastąpił, i wsparcia wielkich banków rządowymi dotacjami ani jeden pracownik sektora bankowego nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Nikomu nie pojechano po premii, a notowania giełdowe wróciły do poziomu 2009 roku. Gniew i uraza większości obywateli zapłonęły nowym ogniem, gdy okazało się, że owa większość nie skorzystała z hossy, a różnice przychodów pomiędzy najbogatszymi a najbiedniejszymi jeszcze się powiększyły. Jeden z moich przyjaciół opowiadał ze śmiechem, jak jego żona została niemal zlinczowana w prywatnej przychodni na Manhattanie, gdy inni pacjenci usłyszeli, że za jej wizytę płaci Goldman Sachs. Wzburzenie skierowane przeciwko Wall Street gwałtownie narastało. „Pierdolone pospólstwo”.
Nieco wcześniej tego samego dnia przeczytałem w „Daily Mail” artykuł o anonimowym koncie na Twitterze (@CondeElevator), którego posiadacz dowcipnie dokumentował najbardziej absurdalne dialogi podsłuchane w windach niesławnego biurowca Condé Nast. „O kurde” – pomyślałem. – „Jeżeli takie pierdoły interesują ludzi do tego stopnia, ciekawe, jak by zareagowali na naprawdę skandaliczne teksty bankowców?!” Media od dawna zwracały uwagę na negatywne aspekty kultury Wall Street – można nawet powiedzieć, że niektóre z nich usiłowały ją szkalować – lecz większość społeczeństwa nie miała pojęcia, jak to naprawdę wygląda od środka. Nieco później tego samego wieczoru w pijanym widzie wymyśliliśmy twitterowe konto @GSElevator – „Podsłuchane w windach u Goldmana Sachsa. Przysyłajcie e-mailem to, co usłyszeliście”. Założenie było proste – anonimowo ujawniać najskrytsze tajemnice Wall Street i mieć przy tym niezły ubaw.
Wybrałem bank Goldman Sachs w związku z ich statusem wroga publicznego numer jeden, fascynacji ludzi „bankowymi krwiopijcami” i absurdalnymi wypowiedziami Lloyda Blankfeina* utrzymującego, że „wypełnia wolę Boga”. Poza tym nieco wcześniej przeszedłem męczący proces rekrutacji na prestiżowe stanowisko dyrektora konsorcjum długu azjatyckiego w tym banku (agencje informacyjne, m.in. Bloomberg, uznały tę rekrutację za wartą wzmianki w swoich serwisach). Stwierdziłem, że obyczaje panujące w tym miejscu stanowią doskonały przykład szeroko pojętej kultury bankowców. Założyłem konto z windą w nazwie, niejako składając hołd mojemu poprzednikowi z Condé Nast, a jednocześnie wyraźnie dając odbiorcom do zrozumienia, że rozmowy, podsłuchane w windach banku Goldman Sachs, nigdy nie są tu przytaczane dosłownie.
W ciągu kilku kolejnych dni moje tweety doczekały się wzmianki w „Daily Mail”, „New York Post”, na blogach Gawker i ZeroHedge oraz w kilku innych miejscach. Przyjaciele dzwonili do mnie – i do siebie nawzajem – z oskarżeniami o bycie źródłem bądź winowajcą (zależnie od punktu widzenia). Moja była dziewczyna (vel Panna Klawisz) opowiadała każdemu, kto chciał słuchać, że @GSElevator to ja… Aż nagle głupi, wymyślony po pijaku kawał wymknął się spod kontroli, narażając na szwank moją reputację i karierę oraz zagrażając przyjaciołom.
Kiedy więc reporterzy „New York Timesa” dotarli do mnie z prośbą o wywiad, oczywiście zełgałem, że to nie ja. Kogo to, kurwa, obchodzi? W końcu to tylko gówniany mikroblog obserwowany przez głupie dwa tysiące użytkowników, a co ważniejsze, tożsamość autora była w tym wszystkim najmniej istotna. @GSElevator to nie prawdziwa osoba; to skoncentrowana esencja kultury i mentalności, to podsumowanie osobowości tak zwanego. statystycznego pracownika banku. Skupianie się w tym przypadku na mnie doprowadziłoby do pomylenia pojęć. Przecież @GSElevator działa na zasadzie „przysyłajcie to, co usłyszeliście”, w związku z czym pojawiają się tu historie z firm takich jak Goldman Sachs, JPMorgan, Morgan Stanley i im podobnych. Media zainteresowało jednak to, że wiarygodność publikacji @GSElevator wzburzyła opinię publiczną, choć także urzekła wielu ludzi na całym świecie.
Nie miałem pojęcia, dokąd zaprowadzi mnie konto na Twitterze, ale kariera w bankowości pozwoliła mi zgromadzić niezłą kolekcję historii, zarówno niedorzecznych, jak i niebezpiecznych. Zaraz po college’u dołączyłem do zespołu ds. inwestycji o stałym dochodzie w Salomon Brothers. Zacząłem pracę w trakcie eksplozji bańki dotcomów i kontynuowałem ją na trzech kontynentach, brnąc przez kryzys, jaki dotknął branży bankowej. Moja barwna kariera przypadła na burzliwy i znaczący okres w historii – zwłaszcza historii rynków finansowych.
Jako „jeden z najlepszych menedżerów emisji długu w Azji” widziałem w tym czasie niejedno. Współpracowałem ściśle z klientami korporacyjnymi i państwowymi w zakresie usług bankowości inwestycyjnej i obrotu instrumentami finansowymi, z instytucjami finansowymi zarządzającymi aktywami oraz funduszami hedgingowymi. Ubijałem interesy z większością banków z Wall Street, obsługując emisje obligacji.
Po wyjeździe z Hongkongu mniej martwiła mnie perspektywa ujawnienia mojej tożsamości. Zacząłem tweetować o pewnych szczegółach i wydarzeniach, co sprawiło, że spora liczba osób związanych z rynkami kapitałowymi odgadła, kto prowadzi ten mikroblog. Nie siliłem się na subtelne żarty – w jednym z artykułów dla „Business Insider” polecałem usługi fryzjera Sammy’ego w hongkońskim hotelu Mandarin Oriental.
Staruszkowi Sammy’emu trzęsły się ręce, więc wysyłaliśmy do niego kolegów na golenie brzytwą. Ten dowcip wszedł do mojego repertuaru na stałe.
Kiedy podjąłem decyzję o napisaniu książki, wiedziałem, że moja tożsamość jako autora skandalizujących tweetów przestanie być pilnie strzeżonym sekretem. W sumie na to właśnie liczyłem: jako anonim nie mogłem zdradzić, skąd pochodzą przytaczane przeze mnie historie, ujawnienie się było więc jedynym sposobem, by zyskać wiarygodność.
Ta książka nie jest aktem oskarżenia wobec żadnej konkretnej firmy, nie jest również exposé ani moralizującą opowieścią o nawróceniu. Moim celem było raczej przedstawienie prawdziwego bankowca z Wall Street tak, jak jeszcze nikt go nie opisał. Nie znajdziecie tu żadnych objawień, żadnych przeprosin i żadnych, kurwa, skrupułów!
Podczas pisania pozmieniałem nazwiska wielu postaci, ich charakterystyczne cechy i inne drobne szczegóły, żeby chronić moich bohaterów. Nie jestem małoduszny i nie zależy mi na tym, żeby zaszkodzić komuś w karierze lub życiu prywatnym. Poza tym wiele wspomnianych tu osób wciąż należy do grona moich najbliższych przyjaciół. Pod wpływem sugestii prawnika zmieniłem również nazwiska ludzi, których pamiętam z najgorszej strony. Mają szczęście, skurwysyny, że nikt ich nie rozpozna!
–
Dla Czytelników MamStartup, razem z Wydawnictwem Bukowy Las, organizujemy konkurs, w którym do wygrania będą trzy egzemplarze książki pt. Prosto do piekła. Jak wygrać jeden z nich? Wystarczy odpowiedzieć na pytanie konkursowe, które brzmi: Jak na propozycję wywiadu dla New York Times, po tym jak wpisy na Twitterze stały się popularne, odpowiedział John LeFevre? Swoje propozycje wysyłajcie na adres: [email protected] w tytule wpisując: Prosto do piekła. Spośród poprawnych zgłoszeń wybierzemy dziesiąte, dwudzieste i trzydzieste i nagrodzimy ich autorów.
–
Konkurs został rozwiązany. Ze zwycięzcami skontaktowaliśmy się mejlowo.
John LeFevre
Tytuł oryg: Straight to Hell
Przekład: Maciej Studencki
Data publikacji: 13 stycznia 2016
Cena: 39,90 zł
ISBN: 978-83-64481-85-7
Format: 140 x 205 mm
Liczba stron: 360
Oprawa: broszurowa ze skrzydełkami
Gatunek: Biografie, wspomnienia, finanse