VC Football League Poland to nowa inicjatywa, umożliwiająca połączenie się ekosystemów VC i startupowego, w nieco mniej formalnych warunkach. 11 października br. odbyło się pierwsze wydarzenie – Innovation Cup 2025 – czyli turniej 6 vs 6, który łączy sport, networking i nowe technologie.
Jak emocje zdążyły już opaść, porozmawiałam z Mikołajem Kaimem – pomysłodawcą całej inicjatywy, który opowiedział o kulisach Innovation Cup 2025.
Skąd pomysł na takie wydarzenie i dlaczego akurat piłka nożna? Inspirowałeś się istniejącym już wydarzeniem, czy sam wymyśliłeś formułę od zera?
Wydaje mi się, że nie ma w Europie, lub nawet na świecie, ligi piłkarskiej skierowanej do ekosystemu VC, startupów i inwestorów indywidualnych, tym bardziej z showcasem startupów sportstech podczas rozgrywek.
Nie inspirowałem się istniejącym już wydarzeniem, lecz raczej beta wersją, jaką sam od jakiegoś czasu prowadziłem. Pomysł powstał półtora roku temu, jak jeszcze pracowałem w Rubiconie. Piłka nożna była częstym tematem rozmów, a czasem nawet razem oglądaliśmy Ligę Mistrzów po pracy. Któregoś dnia pomyślałem: „a co, jeśli sami byśmy pograli?”. Udało nam się wtedy razem z zespołem Rubicon zebrać chętnych wewnątrz funduszu oraz spółek portfelowych, wraz z przyjaciółmi i rodziną, i grać regularnie mecze raz w tygodniu. Po roku regularnych rozgrywek udało nam się zebrać ok. 40 osób, znajomych, ludzi głównie z VC, IB, data science.
Wtedy też pomyślałem o tym, że zrobić takie rozgrywki na większą skalę, by połączyć ludzi z ekosystemu VC i startupów. Skontaktowałem się z Tomkiem Kowalczykiem z PZPN Innovation Hub i zapytałem czy nie pomógłby mi wypromować tego wydarzenia.
Ja z kolei z piłką związany jestem praktycznie całe życie. Przez całe dzieciństwo siedziałem na boisku przed blokiem grając z kolegami po szkole. Potem grałem w paru klubach i w reprezentacjach szkolnych, lecz im byłem starszy, tym mniej miałem na to czasu.
Dlaczego piłka? Myślę, że to po prostu najciekawszy sport i najwięcej ludzi kiedyś „coś kopało”, więc potencjalny „rynek” na rozgrywki jest największy. Jest to sport zespołowy, więc naturalnie daje to idealne pole do networkingu i poznawania nowych osób. No i wiadomo też, jakie emocje jest w stanie wywoływać.
Jakie są główne cele VC Football League – networking, rywalizacja sportowa, integracja środowiska, a może coś jeszcze?
Myślę, że głównym założeniem jest oczywiście networking oraz integracja środowiska, które na co dzień ze sobą rozmawia, lecz w dużo bardziej formalnych warunkach. Dużo lepiej jest do kogoś podejść na linii autu lub przybić piątkę po meczu i zagadać niż pisać cold mail na Linkedinie, których inwestorzy dostają setki tygodniowo.
Celem też jest przełamanie barier między inwestorami oraz startupami, możliwość współpracy i poznawania nowych ludzi, jak również pogłębianie relacji, między funduszami, aby polski ekosystem VC był bardziej zintegrowany, a przez to silniejszy na arenie międzynarodowej. Kolejnym, bardzo wyjątkowym aspektem naszych rozgrywek, jest live case study dla startupów sport tech. Na naszym boisku spółki miały okazje pokazać swoją technologię, opowiedzieć o niej potencjalnym inwestorom i zbudować świadomość wśród uczestników. A ostatnim i miłym akcentem – zwycięzcy przekażą 2500 zł od BETFAN na wybrany przez siebie cel charytatywny. Cieszę się, że wydarzenie może mieć wartość dodaną.
Jak wyglądały kulisy organizacji wydarzenia – co było największym wyzwaniem?
Organizacja wydarzenia, jako „one-man army”, na taką skalę była zdecydowanie dużym wyzwaniem. Na pewno nie udałoby mi się to bez pomocy naszych partnerów. Lecz cały proces na pewno oceniam jako satysfakcjonujący i udany.
Oczywiście, pierwszym pytaniem było, jak to wszystko sfinansować. Infrastruktura w sezonie zimowym jest całkiem kosztowna. Zacząłem od pozyskiwania partnerów finansowych oraz komunikacyjnych. Dzięki Respo.vision oraz BallSquad, którzy mogli pokazać swoje technologie przed światem inwestorskim, udało mi się pokryć koszty. Dużo pomocy w promowaniu wydarzenia uzyskałem od Tomka Kowalczyka z PZPN, który pomógł mi zaangażować organizacje zrzeszające przedsiębiorców, takie jak PFR Ventures, PARP, TechPL. Jeśli chodzi o pozyskanie zawodników – było to najłatwiejsze. Większość osób sama do mnie pisała, że chciałaby dołączyć jako solo zawodnicy lub wystawić swoje drużyny.
Zdecydowaniem największym wyzwaniem, którego nie zaprognozowałem, były rezygnacje uczestników w ostatnim tygodniu przed wydarzeniem. Pierwotnie zainteresowanych było około 130 osób, które tworzyły 16 drużyn. W tydzień przed wydarzeniem ok. 60 z tych osób anulowało swój udział, przez co w turnieju zagrało 8 drużyn, składających się z około 70 osób. Na pewno na przyszłość musze pomyśleć, jak zmniejszyć „churn”, lecz zorganizowanie tak dużego wydarzenia dla osób, z bardzo zajętymi kalendarzami, jak startupowcy i inwestorzy, jest bardzo trudne i trzeba się liczyć z tym, że nie da się wybrać idealnego terminu i zawsze kogoś zabraknie.
Wspomniałeś, że wydarzenie wsparło kilka mocnych graczy ze sceny startupowej i VC – jak np. PFR Ventures czy Rubicon Partners. Czy od samego początku byli oni chętni na wzięcie udziału w wydarzeniu, czy może początkowo z ostrożnością podchodzili do nietypowej formy eventu?
Myślę, że nikogo nie trzeba było przekonywać, że wydarzenie ma potencjał. Nie mieliśmy sytuacji, aby ktoś z partnerów się wahał, tym bardziej, że w grę nie wchodziły, aż tak duże koszty. Dla każdego partnera wzięcie udziału w VC Football League jest sytuacją win-win – partnerzy dostają ekspozycję na ludzi ze swojego ekosystemu, a turniej credibility.
Możesz opowiedzieć trochę o startupach, które wsparły turniej i o tym, co wniosły do niego?
Jak już wspomniałem, ten turniej to nie tylko gra, ale też żywe case study polskiego sport techu, więc każda z firm wniosła coś bardzo konkretnego i wartościowego.
Prawn.Football odpowiadało za pełną analitykę meczową – od nagrań i highlights wideo, po generowanie indywidualnych dashboardów dla zawodników. Dzięki ich technologii każdy uczestnik mógł prześledzić swoje podania, strzały czy bramki, a całe mecze wraz z analizą AI zostaną opublikowane na ich platformie. To pierwszy raz, kiedy amatorzy z ekosystemu VC będą mogli zobaczyć swoje statystyki na poziomie profesjonalnych lig.
FC.APP było z kolei operacyjnym centrum całego turnieju – to w ich aplikacji powstały grupy, tabele, harmonogram oraz system wyników na żywo. Platforma automatycznie dobierała mecze, minimalizowała przerwy między spotkaniami i udostępniała wszystkim uczestnikom dane w czasie rzeczywistym. To dzięki nim turniej przebiegał płynnie i profesjonalnie, jak w prawdziwej lidze.
BallSquad, jako największy w Polsce marketplace do rezerwacji obiektów sportowych, pomógł nam znaleźć idealną lokalizację turnieju – halę o odpowiednich wymiarach, zapleczu i infrastrukturze. Dzięki ich doświadczeniu logistycznemu udało się przeprowadzić rozgrywki w komfortowych warunkach.
ReSpo.Vision wsparło nas organizacyjnie i merytorycznie – to startup działający na światowym poziomie, którego technologia analizy meczów jest certyfikowana przez FIFA i wykorzystywana przez kluby z topowych lig. Choć ich rozwiązanie jest zbyt zaawansowane jak na amatorskie rozgrywki, zespół pomógł nam w konsultacjach dotyczących struktury wydarzenia i zaplecza technologicznego.
Wspólnie te cztery spółki pokazały, że polski sportstech nie jest tylko teorią – to realne rozwiązania, które potrafią usprawnić organizację, analizę i doświadczenie gry na każdym poziomie.
Jak oceniasz potencjał takich inicjatyw sportowo-networkingowych w budowaniu relacji biznesowych?
Myślę, że nie ma lepszej formy integracji niż przez sport. Naturalnie, jestem fanem wszelkich takich inicjatyw i chętnie będę brał w nich udział. Przy dobrej organizacji VC Football League w przyszłości może być jedną z głównych inicjatyw w Polsce, łączącą nasz ekosystem. Natomiast w kontekście technologii na boisku – sky is the limit.
Jakie miałeś oczekiwania wobec pierwszej edycji – co jest dla Ciebie miarą sukcesu wydarzenia?
Pierwsza edycja na pewno jest dla mnie sukcesem, grało z nami prawie 70 zawodników, dzięki harmonogramowi turniej przeszedł bez żadnych zakłóceń i czasowych przesunięć. Widać było, jak ekosystem się integruje, ludzie z kompletnie różnych dziedzin ze sobą rozmawiają i opowiadają o swoich technologiach. Wszystko w pozytywnej atmosferze. Technologia i streaming spisały się idealnie.
Z rozmów z uczestnikami wynikało, że wszyscy byli zadowoleni i zadeklarowali swój udział na kolejnych edycjach, obiekt się sprawdził. Obyło się też bez żadnej kontuzji.
Czy planujesz kolejną edycję wydarzenia?
Tak, planuję kolejną edycję na pewno. Chciałbym być w stanie zrobić następne wydarzenie na co najmniej dwa razy większą skalę – celujemy w 150 zawodników. Mam też nadzieję, że funduszom oraz osobom, którym nie udało się dołączyć, następnym razem się uda. Cieszę się, że udało się zebrać aż tyle solo graczy, którzy poznawali swoje drużyny dopiero na boisku, łapiąc super kontakt.