Akcelerator sportu: czas start!

Dodane:

Przemysław Zieliński Przemysław Zieliński

Akcelerator sportu: czas start!

Udostępnij:

Działalność akceleratorów startupów prowadzonych w ramach programu Scale Up dowodzi, jak potrzebna była to inicjatywa dla takich obszarów jak Przemysł 4.0 czy life science. Czy nie czas wprowadzić podobne rozwiązanie dla młodych spółek o sportowym profilu działalności?

W marcu 2017 roku Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości uruchomiła nabór do programu Scale Up. Celem było wyłonienie operatorów, którzy funkcjonowaliby jako akceleratory. Ich głównym zadaniem było inicjowanie oraz koordynowanie szeroko rozumianej współpracy między startupami a dużymi przedsiębiorstwami. Wyłoniono 10 takich akceleratorów, m.in. KPT ScaleUP, MITEF Poland czy Huge Thing. Każdy z nich określił swój obszar działalności, kanały komunikacji ze startupami i tzw. odbiorców technologii, czyli duże przedsiębiorstwa mające wdrażać u siebie innowacje opracowane przez młode spółki. Przeważały takie obszary jak Przemysł 4.0, fintech, life science, automotive czy logistyka.

W niniejszym tekście chcemy zastanowić się nad sensownością utworzenia akceleratora sportowego. Taki rodzaj akceleracji rozumiemy identycznie jak procesy zainicjowane przez PARP. Różnica polegałaby na innym profilu działalności. Skład akceleratora tworzyłyby dwie drużyny: startupy z rozwiązaniami znajdującymi zastosowanie w szeroko rozumianym sporcie (amatorskim i zawodowym) oraz podmioty mogące zarówno wdrożyć te rozwiązania na swoje potrzeby, jak i upowszechnić je wśród użytkowników końcowych. Odbiorcami sportowych technologii mogłyby być zatem producenci odzieży czy akcesoriów, drużyny i kluby sportowe, organizatorzy wydarzeń czy też szkoły mistrzostwa sportowego.

Sportowe przyspieszenie

Przyczyną naszych rozważań jest fakt, że wśród akceleratorów sygnowanych marką Scale Up nie ma właśnie takich inicjatyw. To tym ciekawsze, że nawet na najbardziej podstawowym poziomie sport  – rozumiany jako sposób na aktywność fizyczną i zdrowy styl życia – jawi się jako idealny obszar do akceleracji. Dlaczego?

Przede wszystkim kluczowa faza akceleracji żywo przypomina sportowy trening. Polega przecież ona na intensywnym testowaniu innowacji, ulepszaniu i wzmacnianiu jej po to, aby w momencie wdrożenia była jak najlepiej dopracowana. Czy nie tak można by opisać przygotowania sportowców do sezonu czy konkretnych zawodów? Drugą zbieżnością jest praca zespołowa: w swoich założeniach program Scale Up opiera się przecież o obowiązkową współpracę między młodą spółką a dużym przedsiębiorstwem. Tylko taka kooperacja może doprowadzić do powstania wartościowego rozwiązania. Wreszcie, każdą dyscyplinę sportu cechuje dążenie do bicia rekordów oraz dążenie do doskonałości. Przecież taki sam cel przyświeca startupom i odbiorcom technologii, zaangażowanym w rozwijanie nowatorskiego pomysłu, produktu, usługi.

Akceleracja, czyli legalny doping

Ale co poza wymienionymi podobieństwami miałoby jeszcze przemawiać za uruchomieniem sportowego akceleratora? Kluczowym argumentem jest pandemia COVID-19. Branża sportowa została szczególnie dotkliwie poobijana. Pozamykane kluby fitness, siłownie i baseny. Odwołane maratony, biegi czy mecze. To wszystko przełożyło się na spadek dochodów. Oznacza to, że firmy sportowe dysponują mniejszą niż zazwyczaj ilością gotówki. To z kolei przekłada się na spadek gotowości do rozwoju firmy, do dokonywania inwestycji, do wzmacniania swojej rynkowej pozycji.

– Sytuacja związana z pandemią mocno dała się we znaki wszystkim osobom związanym ze światem sportu. W mojej opinii trzeba teraz nie lada samozaparcia i przyśpieszenia, by odbudować to, co utraciliśmy przez zamrożenie tego właśnie aspektu życia. Zatem akceleracja jest tym, czego potrzeba teraz szeroko pojętej branży sportowej. Branża obiektów sportowych od roku praktycznie nie działa w generalnym ujęciu. Większość przedsiębiorców egzystuje i czeka na to, co się wydarzy. W tym trudnym okresie nikt nawet nie myśli, żeby skupić się na innowacjach w sektorze sportowym, czy rozwoju – zauważa Marta Krugły z serwisu DoSportNow, na co dzień współpracująca z setkami sportowych firm zrzeszonych na tej platformie.

Akceleracja mogłaby w takim wypadku stanowić jak najbardziej legalny doping dla firm, które w obecnej trudnej sytuacji nie mogą sobie pozwolić na żadne wzmocnienia czy transfery technologii. Rozwiązania wypracowane ramię w ramie ze startupami, a następnie wdrożone pomogłyby stanąć firmom na nogi oraz odzyskać nadwątlone przez koronawirusa siły.

Branża kibicuje akceleracji

Panoszący się od kwietnia 2020 roku kryzys wymusił na branży sportowej poszukiwanie nowych rozwiązań. O ile do tamtego czasu wiele rozwiązań funkcjonowało sensownie, tak wraz z wprowadzonymi obostrzeniami sanitarnymi stały się one bezużyteczne. Wystarczy spojrzeć na sytuację choćby właścicieli siłowni czy organizatorów sportowych imprez. Niemal z dnia na dzień stracili możliwość wykonywania swojej pracy.

Z drugiej strony, trudna sytuacja nie wywołała rozpaczy. Przeciwnie, postawieni pod murem przedsiębiorcy otworzyli się nowe formuły działalności. Dobrym przykładem jest postać Cezarego Zamany, kolarskiego mistrza Polski, triumfatora Tour de Pologne z 2003 roku, a od 17 lat – organizatora sportowych imprez dla kolarzy-amatorów, w tym cyklu Cisowianka Mazovia MTB Marathon. Gdy stworzony przez niego plan maratonów MTB na sezon 2020 legł w gruzach, nie załamał rąk. Rozejrzał się za technologicznym partnerem. Wspólnie spędzili kilka tygodni na szlifowaniu pomysłu Zamany, po czym razem uruchomili wirtualne wyścigi, jak żywo przypominające telewizyjną transmisję. Rozwiązanie było na tyle atrakcyjne, że materiał o nim wyemitowano w ogólnopolskich Wiadomościach TVP.

Jak zauważa Marta Krugły, dzięki akceleracji sportowym firmom udałoby się jeszcze trafniej identyfikować swoje szanse – także, a może zwłaszcza w pandemicznym okresie. – Akceleracja daje przedsiębiorcom możliwość spojrzenia na własne działania, na branżę z zupełnie innej perspektywy – z lotu ptaka. W trakcie procesu akceleracji następuje dosłowne przyspieszenie rozwoju dla firmy, dla ludzi w niej pracujących, pojawiają się nowe, praktyczne pomysły na kierunek, w którym powinny podążyć właściciele obiektów, aby zaspokoić zmienione potrzeby rynku i klientów. Żyjąc z dnia na dzień, na przysłowiowym „swoim podwórku” mało kto jest w stanie zrobić taki wgląd i dostrzec, jak zmienił się klient i jego przyzwyczajenia. Kilkumiesięczny proces akceleracji jest nieocenionym źródłem inspiracji, ale przede wszystkim, swego rodzaju, linią produkcyjną przemyślanych i praktycznych rozwiązań dla przedsiębiorców branży sportowej, a co za tym idzie ich klientów – podkreśla założycielka DoSportNow.

Szersze spojrzenie

Rozważając kwestię uruchomienia sportowego akceleratora, warto uwzględnić potrzeby nie tylko firm. Ze wszystkich akceleracyjnych dobrodziejstw oraz innowacji dostarczanych przez startupy, mogłyby też skorzystać podmioty odpowiedzialne za treningi oraz szkolenia sportowców. Profesjonalistów, jak i tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę w wybranej przez siebie dziedzinie. Szkoły czy kluby sportowe z sekcjami dla dzieci i młodzieży są słabo finansowane. Fundusze, którymi dysponują, są niemal w całości przeznaczane na bieżące funkcjonowanie. Mało który szkoleniowiec czy działacz może pozwolić sobie na luksus wdrażania innowacyjnych rozwiązań. Ze świecą można też szukać przykładów współpracy ze startupami szkół o sportowym profilu. Dla pierwszych jest to nieosiągalne, dla drugich nieopłacalne – a pomiędzy są jeszcze surowe i rozbudowane obostrzenia prawne, definiujące możliwości partnerstwa publiczno-prywatnego.

Przykładem placówki, w popyt na wdrożenie nowatorskich rozwiązań jest bardzo duży i która byłaby ciekawym, choć nieoczywistym odbiorcą technologii dostarczonych przez startupy, jest działająca w małopolskim Toporzysku szkoła Technik Jeździectwa. To pierwsze w Polsce technikum z autorskim, opracowanym przez ekspertów programem nauczania i tak rozbudowanym komponentem zajęć w siodle. Ale Dariusz Waligórski, spiritus movens tego edukacyjnego przedsięwzięcia zwraca uwagę, jak bardzo przydałoby się zastosowanie innowacyjnych pomysłów. – Pole do działania jest bardzo szerokie. Od wirtualnych szkoleń, przez aplikacje czy czujniki typu wearables mierzące parametry konia, aż po symulatory jazdy. Sami jako szkoła nie mamy nawet co marzyć o takich udogodnieniach. Szkoda, bo skorzystałyby na tym i uczennice, i zwierzęta, na których jeździ się u nas codziennie – mówi Dariusz Waligórski.

Skurcz mięśni

Jednak nim spoczniemy na laurach, ciesząc się tak mocnym zestawem argumentów przemawiającym za uruchomieniem sportowego akceleratora – uważajmy, aby na tej ostatniej prostej nie dostać zadyszki lub co gorsza, bolesnego skurczu. Na poważne zagrożenia dotyczące tej formy wsparcia zwraca uwagę Rafał Oświęcimka, prezes Stowarzyszenia „I Ty Możesz Być Wielki” oraz organizator sportowych imprez. Wskazuje on, że regulamin sportowego akceleratora powinien jasno wyznaczać priorytetowe obszary wsparcia. Konieczne jest przeanalizowanie poszczególnych sektorów powiązanych ze sportem i zidentyfikowanie najpilniejszych potrzeb. Inaczej może skończyć się tym, że akceleracyjny budżet zostanie po prostu zmarnowany na niszowe rozwiązania, z których skorzysta co najwyżej garstka ludzi. I to skorzysta raz, góra dwa. Dowodem na to są np. narzędzia software’owe, tworzone przy dużych nakładach na zlecenia organizatorów imprez biegowych. Takie aplikacje szybko się dezaktualizują lub tracą popularność.

Ale, na co zwraca uwagę Rafał Oświęcimka, nawet popularne aplikacje mają kłopoty z utrzymaniem się na rynku. Świeżym przykładem spektakularnego upadku jest Endomondo. Mimo tego, że cieszyła się największą popularnością w swoim segmencie – korzystało z niej aż 35% wszystkich osób mierzących swoje sportowe osiągi – aplikacja Endomondo nie zrealizowała swojego planu monetyzacji. 31 grudnia 2020 roku Endomondo przestało funkcjonować.

Wzrok wpatrzony w chorągiewkę

Polacy to naród zakochany w skokach narciarskich. Wszyscy znamy więc ten moment, gdy siedzący na belce Adam Małysz lub inny polski orzeł wpatruje się w niewielką, trzymaną przez trenera chorągiewkę. Od ruchu nadgarstka szkoleniowca zależy, czy zawodnik ruszy w dół – czy zostanie cofnięty. Podobnie jest z decyzją dotyczącą uruchomienia sportowego akceleratora. Ktoś musi starannie przeanalizować panujące warunki. Ktoś musi ocenić czy warto podejmować ryzyko. Ktoś musi podjąć decyzję. Ktoś musi machnąć chorągiewką. W powyższym tekście staraliśmy się – na miarę swoich skromnych możliwości – zebrać argumenty mające pomóc w podjęciu takiej decyzji.

Ale nawet jeśli jedynym efektem naszej inicjatywy będzie zainicjowanie szerokiej dyskusji dotyczącej sensowności istnienia akceleratora sportowego, to i tak będziemy usatysfakcjonowani.

Autor: Przemysław Zieliński

Założyciel Wielkiej Radości. Startupy wspiera marketingowo i PR, działając w Polsce oraz za granicą. Upowszechnia innowacje, pracując dla spółek, uczelni oraz instytucji otoczenia biznesu.