– W Prodio codziennie rozmawiamy z naszymi klientami – mikro i średnimi firmami, korzystającymi z naszego innowacyjnego oprogramowania do zarządzania i kontroli produkcji, z branż takich jak: obróbka skrawaniem, produkcja wyrobów z gumy i tworzyw sztucznych, stolarnie, drukarnie, firmy oferujące usługi poligraficzne i reklamowe, producenci opakowań kartonowych i tekturowych, producenci maszyn i instalacji, itp. Zdecydowana większość z nich sygnalizowała nam od razu obawę przed problemami, jakie już dostrzegają i jakich mogą spodziewać się podczas dalszej eskalacji wojny. Dlatego zdecydowaliśmy się szerzej zbadać rynek, zweryfikować które obszary działalności firm produkcyjnych najbardziej cierpią, dzięki czemu być może uda się wypracować wnioski mogące pomóc zachować stabilność biznesu w obecnej sytuacji – komentuje inicjatywę Marek Mrowiec, CEO Prodio.
Prawie 75% firm mocno lub zdecydowanie odczuwa presję kosztową w związku z rosnącymi cenami energii. W tym nawet 25% ankietowanych widzi ryzyko „wywrócenia biznesu”. Najbardziej zagrożone branże to produkcja z metali, firmy powiązane z branżą automotive oraz zakłady stolarskie, a także firmy produkujące skomplikowane produkty o rozbudowanej logistyce, złożonych łańcuchach dostaw, etc.
Najmocniej przeszkadza utrudniony dostęp do stali, półfabrykatów oraz płyt meblowych kupowanych na wschodzie. Wskazywano, że np. Rosja była jednym z głównych dostawców niklu – co w przyszłości może mieć wpływ na cenę i dostępność zawiasów. Dodatkowo w branży obróbki metali czy tworzyw sztucznych mamy kumulację braku dostaw oraz wysokiej chłonności energetycznej; nie tylko energia, ale i ceny granulatów powiązane są z cenami ropy. – Od dwóch tygodni nie ma skąd kupić wyrobów hutniczych, ceny poszły w górę o około 300%. Przestaliśmy produkować jeden z kluczowych detalibo nie mamy z czego. Podwyżki prądu odnotowaliśmy od jakiegoś czasu, natomiast zamówiliśmy butlę gazu i czekamy od 2 tygodni – zwykle płaciliśmy 55 złotych, a teraz aż teraz 90 złotych – komentuje obecną sytuację jeden z uczestników badania.
Horrendalne ceny to nie jedyny problem. Również ceny transportu poszły w górę, a także ceny materiałów budowlanych – to z kolei ma wpływ na inwestycje i rozwój. Sporo firm zamraża środki finansowe na zakup surowców, a wolne fundusze przeznaczają na zakupy. I tak tworzy się przysłowiowe “błędne koło”.
Wśród ankietowanych aż 54% firm wstrzymuje się z inwestycjami (rozbudowa firmy / zakup maszyn / zakup oprogramowania/ sprzętów) na czas kilku miesięcy (13%) lub bezterminowo (24%). Nie jest niespodzianką, że największe zatrzymania dotyczą branż odczuwających najdotkliwiej skutki problemów z zaopatrzeniem i obciążonych wzrostami cen energii.
Dla 42% firm obecna sytuacja jest bez znaczenia. Można powiedzieć, że wszystko toczy się według wcześniejszego planu, bez większych zmian. Prawdopodobnie jest to spowodowane tym, że realizowane obecnie działania są wynikiem planowania wcześniejszego (połowa/ostatni kwartał 2021) lub inwestycje są realizowane w ramach wydatków zaplanowanych na pierwsze trzy miesiące 2022.
Do tej kategorii można także zaliczyć firmy, które są w trakcie realizacji szeroko zakrojonych projektów (budowa nowej hali, gruntowna modernizacja) – tu przysłowiowa „machina” poszła już w ruch i trudno jest ją tak po prostu zatrzymać w trakcie zmian, gdy poniesiono już konkretne koszty.
Tak więc choć koniec roku zakończył się w przemyśle z delikatnym optymizmem, poszedł on szybko w zapomnienie wraz z podwyżkami cen energii i cen surowców energetycznych.
Mimo problemów z surowcami dla większości firm – 55% badanych – sprzedaż pozostała na tym samym poziomie, czyli właściwie nie odnotowały one większych zmian. Tylko 25% respondentów stwierdziło, że sprzedaż nieznacznie spadła, a 10% ankietowanych firm zanotowało duży spadek sprzedaży.
Utrata rynku ukraińskiego oraz zamknięcie rosyjskiego miały bardzo podobne skutki, jeśli chodzi o sprzedaż – dla około 60% firm nie miały żadnego wpływu, a tylko 35-38% ma skutki negatywne.
Wbrew medialnym doniesieniom o obywatelach Ukrainy masowo wyjeżdżających na wojnę i pozostawiających dotychczasowe miejsca pracy okazało się, że tylko dla 16% firm był to problem, a jedynie 4% ankietowanych znacząco odczuło odpływ takich pracowników. Przeważająca większość firm produkcyjnych bezpośrednio nie odczuła odpływu pracowników z Ukrainy (69.5%). Ucierpiały najbardziej branże powiązane ze stolarstwem oraz skomplikowanymi produktami/produkcją seryjną, gdzie na małych liniach produkcyjnych przy bardziej ustandaryzowanych pracach pracowało najwięcej osób ze wschodu.
Z kolei tylko około 10% firm widzi bardzo dużą szansę na zatrudnienie kobiet napływających z Ukrainy. Dla 43.8% badanych jest to mało realna możliwość. Prawdopodobnie wynika to ze specyfiki branżowej i warunków pracy na produkcji – to środowisko trudne i często wymagające siły fizycznej, stąd preferencyjne zatrudnienie dla pracowników płci męskiej. Jednocześnie w branżach, gdzie taka praca jest możliwa, pojawiły się oferty skierowane do kobiet z Ukrainy, a 20% firm widzi spore możliwości ich zatrudnienia. Są to branże dalekie od zdominowanej przez mężczyzn prostej obróbki metali i jej pochodnych. Pracę kobiety mogłyby znaleźć w branży reklamowej, szwalniach i innych, powiązanych z produkcją seryjną / usługami około produkcyjnymi. – Nie zatrudniliśmy do tej pory żadnych pracowników pochodzenia ukraińskiego. Myślę, że jeżeli będą znali się na robocie, to będziemy zatrudniali, ale na pewno nie za niższe stawki – komentuje możliwość zatrudnienia imigrantów ze wschodu przedstawiciel jednej z badanych firm.
Prawie połowa respondentów (44.8%) nie była w stanie określić czy finalnie koszt zatrudnienia pracownika wzrośnie, czy zmaleje. Padały komentarze, że to „wróżenie z fusów”, gdyż sytuacja jest dynamiczna i nie do przewidzenia.
Szanse na zatrudnienie zwiększają się wraz z wielkością przedsiębiorstwa: jeśli firma zatrudnia powyżej 25 pracowników, częściej deklarowano chęć zatrudnienia pracowników z Ukrainy.
Pytanie otwarte o rządowy program wsparcia firm w związku z sytuacją na Ukrainie wzbudziło sporo emocji. I choć zdania były podzielone, około połowa badanych spodziewałaby się jakiś działań ze strony rządzących. Pytani o sugerowaną formę wsparcia najczęściej wskazywali na pomoc finansową, ulgi podatkowe i odliczenia, dotacje unijne, wsparcie merytoryczne.
Dodatkowo aż 30% firm okazało frustrację z powodu tzw. „Nowego Ładu”.
Zaskakującym wynikiem jest fakt, że 58% firm nie wzięło bezpośrednio udziału w działaniach pomocowych dla Ukrainy, choć 48% z nich deklaruje zaangażowanie do 20% posiadanych zasobów, a jedynie 2% poświęciło ponad 50% zasobów. Przy czym zaznaczono, że prywatnie zaangażowanie w pomoc było dużo większe. Organizowano głównie pomoc rzeczową (zbiórki / przekazywanie sprzętów) – 43.6%, finansową (przekazy pieniężne) – 29.8%, logistyczną (transport) – 25.5% oraz udostępnianie powierzchni noclegowej- 16% czy nieodpłatne udostępnienie własnych produktów/ usług – 13.8% badanych. Wspominano też o pracowniczych urlopach dla tych najbardziej zaangażowanych w pomoc, aktywnym wsparciu pracowników biurowych czy ofertach pracy.
Jeśli firma zatrudniała przed wojną pracowników z Ukrainy to wtedy zaangażowanie było bardzo duże – powyżej 51% zasobów. Pomagano rodzinom pracowników, ściągano ludzi do Polski, organizowano transporty na granicę, przygotowywano miejsca noclegowe i dedykowane stanowiska pracy. Im większa firma, tym większe zaangażowanie w pomoc dla Ukrainy.
Wśród większości respondentów pojawia się „tęsknota za normalnością”: “oby się to już skończyło jak najszybciej i żebyśmy wrócili do rzeczywistości nawet sprzed pandemii”, abyśmy „targali rynek” i po prostu pracowali, robili swoje. W czasie pandemii skutki lockdownów i wyłączenia poszczególnych branż usługowych, rozrywkowych czy wreszcie branży gastronomicznej były odczuwalne niemal od razu. Jedzenie w restauracji trzeba było zastąpić zamówieniami na telefon i/lub „jedzeniem na wynos”, a wizytę u fryzjera znacznie odłożyć w czasie. Prace na budowach zwolniły, wydłużył się czas oczekiwania na zamówienia ze sklepu internetowego czy później już po otwarciu lokali – obsługę w restauracji. Masowo współczuliśmy hotelarzom, firmom z branży fitness i beauty. Skutki wojny na Ukrainie i sytuacja na wschodzie może nie będą tak od razu odczuwalne, choć mają ogromne przełożenie na produkcję. Przeciętny Kowalski odczuje je na własnej skórze znacznie później – kiedy nie będzie mógł kupić zestawu mebli czy nowego auta, albo będzie mógł je zakupić, ale po wygórowanej cenie, znacznie przewyższającej planowany na zakup budżet i finansowe możliwości.
Raport dostępny jest bezpłatnie: https://bit.ly/35k35Xl