Na zdjęciu: Krzysztof Opałka, Chief Product Officer w Yggdrasil Polska
Krzysztof Opałka pracował jako programista w krakowskiej firmie GameDesire. Kiedy dostał ofertę od jednej z największych światowych firm produkującej gry online – King – zdecydował się na przeprowadzkę do Berlina. Zapronowano mu wówczas podobne stanowisko do tego, które miał w polskiej firmie. Co zatem skłoniło go do wyjazdu? – Interesująca oferta i chęć rozwoju. Byłem ciekaw, jak wygląda praca w znanej, międzynarodowej firmie, o której czytałem na blogach i portalach branżowych – mówi.
Chciał przekonać się na własnej skórze, czy jego wyobrażenia i wizerunek kreowany w mediach, pokrywają się z rzeczywistością. Dodaje, że był też ciekaw, jak wygląda praca w dużej, międzynarodowej firmie od strony metodologii i kultury pracy. – Perspektywa zdobycia tego typu doświadczeń i powrotu z nimi do Polski sprawiała, że wyjazd w dłuższej perspektywie mógł przynieść długofalowe korzyści – mówi Krzysztoł Opałka.
Po kilku miesiącach, postanowił jednak wrócić do kraju i swoje pomysły realizować w krakowskim oddziale międzynarodowej firmy Yggdrasil. Dlaczego praca w Polsce wydawała mu się jeszcze ciekawsza? Tego dowiecie się z poniższej rozmowy.
Dlaczego ponad trzy lata temu zrezygnowałeś z pracy w Krakowie na rzecz tej w Berlinie?
W branży IT taki transfer raczej nie dziwi. Pracowałem jako programista w firmie z branży gier komputerowych przez blisko trzy lata, więc miałem solidne doświadczenie, umiejętności i przede wszystkim chęci żeby spróbować coś nowego. Wtedy pojawiła się opcja pracy w Kingu – firmie, którą znałem z blogów, z prasy, z wystąpień na konferencjach.
Dziś jesteś zadowolony z pracy dla Kinga?
Tak. Na tamtym etapie mojej kariery chciałem się zmierzyć z najlepszymi. King znalazł mnie w idealnym momencie i właściwie popchnął w stronę firmy, w której jestem teraz. Duże firmy poprzez akcje wizerunkowe tworzą wokół siebie mydlaną bańkę, która w jakimś momencie pęka i wtedy zaczynasz zwracać uwagę na inne kwestie. Nie twierdzę, że duże firmy są złe i kropka, ale trzeba zachować zdroworozsądkową ostrożność i jeśli trzeba – zmienić kierunek kariery.
Czego nauczyłeś się podczas pracy w berlińskiej siedzibie firmy?
Otwartość tamtych ludzi i wielokulturowe środowisko pracy zmieniają perspektywę i dużo uczą. Na miejscu okazało się też, że mimo początkowych wątpliwości, nie mam powodów, żeby mieć kompleksy czy obawy dotyczące swoich kompetencji. Myślę, że podobne spostrzeżenia ma wielu polskich programistów, którzy mieli szansę zweryfikować swoje umiejętności w międzynarodowym środowisku.
Na zdjęciu: zespół Yggdrasil Polska podczas otwarcia krakowskiej siedziby firmy
Byłeś jednym z pierwszych pracowników w Yggdrasil Polska, o firmie niewiele osób wtedy słyszało. Dlaczego zdecydowałeś się zostawić jedną z największych firm z branży gier (King) na rzecz startupu, pracującego jeszcze wtedy w coworku?
Kiedy już wydawało się, że poukładałem sobie życie w Berlinie nagle dostałem niesamowicie interesującą ofertę. Na początku wydawało mi się, że to szalony pomysł, żeby wracać do Polski tak szybko, jednak intuicyjnie czułem, że to coś dla mnie. W Krakowie mogłem stać się częścią czegoś kompletnie nowego i mieć realny wpływ na firmę. Po dłuższym zastanowieniu wybór stał się oczywisty.
Obecnie pracujesz jako Chief Product Officer w Yggdrasil. Co jest najtrudniejsze dla osoby o technicznym zapleczu, która przechodzi na stronę procesową i odpowiada tak naprawdę za cały cykl życia produktu – od idei po rynkowy sukces…lub porażkę?
W Yggdrasil staramy się zbudować organizację zorientowaną produktowo, dlatego na początku ciężko było ogarnąć ogrom informacji, pytań czy poleceń atakujących z każdej strony. Dodatkowym wyzwaniem jest zawsze połączenie dwóch perspektyw: technicznej i sprzedażowej. Obie muszą w którymś momencie zrozumieć, że są od siebie ściśle zależne. Niekiedy przychodzi to z trudnością. Tymczasem możesz mieć najwspanialszą technologię, ale po drugiej stronie stoi ktoś, kto musi to sprzedać i mówiąc wprost – zarobić na twoją pensję. Dlatego obu stronom powinno zależeć, żeby współpraca była jak najbardziej efektywna.
Yggdrasil Polska liczy teraz ponad 90 osób. Mówi się, że najtrudniejszy z perspektywy zarządzania jest moment, w którym firma przekracza magiczną liczbę 30 pracowników. Jak poradziliście się sobie z tym w Yggdrasil?
Myślę, że w naszym wypadku możemy mówić o dwóch magicznych momentach. Pierwszy to jak przekraczasz liczbę 30, a drugi w okolicach 70 osób. To takie momenty, kiedy trzeba na nowo poszukać odpowiedzi, dlaczego coś robimy tak a nie inaczej i czy można to zrobić lepiej, bardziej optymalnie.
To moment, w którym odrzucasz status quo, redefiniujesz procesy i organizację pracy zespołów. Jeśli przegapisz ten czas i będziesz kontynuował prace w taki sposób, do jakiego przywykłeś mając 15 osób na pokładzie, prędzej czy później „zawali się sufit” i trzeba będzie tworzyć nowy porządek.
Niedawno otworzyliście nowe biuro na terenie kompleksu Browaru Lubicz. Zbiegło się to ze zdobyciem nagrody Innovator of the Year podczas imprezy branżowej 10th International Gaming Awards. Masz poczucie, że to sukces krakowskich programistów?
Yggdrasil Polska to technologiczne, samodzielne centrum globalnej spółki. Bez krakowskich programistów tej nagrody i wielu innych by nie było. Doceniono nas za innowacje, które są efektem współpracy polskiego oddziału z biurami na Malcie, Gibraltarze czy w Sztokholmie. Wiele rzeczy robimy inaczej niż branża, dlatego wyróżnienie Innovator of the Year doskonale oddaje to, co robimy każdego dnia. To, w jaki sposób dziś docenia nas branża i klienci potwierdza, że powrót do Polski to była najlepsza zawodowa decyzja w mojej dotychczasowej karierze.