WaSH Innovation jest firmą rodzinną założoną pod koniec 2017 pod nazwą HandyShower (była to nazwa pierwszego produktu). Inżyniera, Zdzisława Iwanejko, poruszyła informacja, że 40% ludzkości – prawie 3 miliardy ludzi – nie ma możliwości umycia rąk we własnym domu. Nie zastanawiając się długo, zaczął projektować urządzenie do mycia rąk. Cel został osiągnięty. Dziś WaSH Innovation liczy już 4 produkty, a planach są kolejne innowacje.
Osoby, które założyły startup w wieku 45+ i chcą być bohaterami kolejnych odcinków cyklu o dojrzałych startupowcach, proszę o mail na adres: [email protected]
Nikt wcześniej nie wpadł na pomysł przenośnej, poręcznej łazienki?
Zdzisław Iwanejko: Nikomu nie udawało się połączyć wygody, niskiej ceny, wielofunkcyjności z oszczędnością wody. Sercem każdego produktu WaSH Innovation jest sprawnie działający zawór samozamykający. To zabawne, ale nikt wcześniej tego nie stworzył i nie opatentował.
Odbyło się szereg konkursów branżowych organizowanych przez Czerwony Krzyż, Oxfam, czy Standard Bank z Południowej Afryki na zaprojektowanie urządzenia do mycia rąk w warunkach kryzysowych. Brali w nich udział konstruktorzy pracujący m.in. dla Boeinga, Airbusa, F1 i agencji kosmicznych. Powstawały różne rozwiązania, ale nie takie jak nasze.
Zespołowi WaSH Innovation udało się zrobić to, czego innym się nie udało. Projekt zgłosiliśmy do opatentowania. Zgłoszenie patentowe zostało bardzo dobrze ocenione w Genewie i bez problemu dostaliśmy patenty europejskie, patent amerykański, chiński, tajwański i australijski. Jeśli ktoś się ubiegał o patenty, to wie, jak trudno je dostać w tych krajach.
Na czym polega trudność w dostaniu patentów w tych krajach?
Każdy kraj stara się odrzucić pomysły, które pochodzą z innych państw (chroniąc swój rynek). Może nie jest to oficjalnie powiedziane, ale takie są moje odczucia. Obcokrajowcy dostają mnóstwo wytycznych, które są trudne do spełnienia. Instytucje patentowe promują swoich rodzimych wynalazców.
Jeśli Amerykanie zablokują konkurencję chińską, to Chińczycy już nie wejdą do Stanów Zjednoczonych. Azjaci robią to samo tyle, że w drugą stronę. Znane są przecież spory na tym tle pomiędzy Apple i Samsungiem. Zdarzyło się także, że lokalny producent w Chinach zarejestrował nazwę iPad i potem oryginalny produkt Apple nie mógł być sprzedawany pod tą nazwą na rynku chińskim. Jedno prawo własności intelektualnej może być warte więcej niż kilkadziesiąt kopalni węgla.
Do kogo kierujecie Wasze rozwiązania?
Urządzenie może używać każdy, bez względu na płeć, wiek, wyznanie i poziom sprawności. Jest proste w obsłudze i nie wymaga dodatkowych narzędzi do montażu, jedyne czego potrzeba to woda i grawitacja. Mamy dwa typy klientów: rynek humanitarny (organizacje pozarządowe, rządy) i rynek komercyjny. Obecnie naszymi klientami są użytkownicy mieszkający w Afryce, outdoorowcy (z Australii i USA), kempingowcy i kierowcy tirów, motocykliści, którzy jeżdżą po całym świecie i znają realia związane z optymalnym wykorzystywaniem wody do utrzymania higieny.
Proszę, opisz Wasze wynalazki.
Opracowaliśmy pierwsze urządzenie, które jest w zasadzie przenośną łazienką. To rozwiązanie 3 w 1: na bazie jednego zaworu można mieć trzy funkcjonalności: prysznic, kran do bezdotykowego mycia rąk i bidet (na Bliskim Wschodzie nazywany shattaf’em) w jednym urządzeniu wraz z dodatkowym osprzętem spakowanym do jednej saszetki.
Skąd pomysł na bidet?
HandyShower może służyć również jako bidet – woda pod dużym ciśnieniem leci do góry. Taki produkt jest szczególnie poszukiwany przez Azjatów ze względu na tradycję i zwyczaje kulturowe. Kiedy podróżują do Europy, nie mają takich urządzeń w toaletach publicznych, hotelach czy samolocie. Szczególnie dotyczy to muzułmanów, przestrzegających zasad religijnych.
O ile mój bagaż będzie cięższy z HandyShower?
Wszystko razem waży 400-450 g, jest lekkie, tak jak kosmetyczka, więc można zabrać ze sobą wszędzie. Nasze urządzenie działa grawitacyjnie, nie potrzeba elektryczności, żeby leciała woda pod dobrym ciśnieniem. Jeśli chodzi o rozmiar, to nie widziałem nigdzie na świecie podobnego rozwiązania.
Przede wszystkim, biorąc pod uwagę COVID-19, urządzenie jest bezpieczne dlatego, że daje możliwość mycia bezdotykowego. Prawdopodobnie jesteśmy jedynym producentem, który przewidział takie rozwiązanie. Jeśli ktoś zna podobne, proszę – dajcie mi znać.
W jaki sposób udało się osiągnąć taki efekt?
Włoska firma Conself, która zajmuje się symulacjami przepływu dla hydrauliki i aeronautyki, (a dokładnie obliczeniami dynamiki płynów metodą elementów skończonych) wykonała symulacje komputerowe wypływu tak, żeby strumień był maksymalnie efektywny. Naszym zadaniem było zrobienie rzeczy możliwie małej i bardzo efektywnej.
Mniejsze urządzenie to lżejszy produkt, mniej surowca do użycia podczas procesu produkcyjnego, mniejszy koszt i łatwiejszy transport. Także mniejszy ślad węglowy. Jeśli np. musimy dostarczyć np. do Haiti po trzęsieniu ziemi 10 000 zestawów do mycia rąk, to jeśli nasz waży 400 gram, a konkurencyjny waży 40 kg, to dla nas wystarczy 1 samolot, a oni potrzebują 100 samolotów, żeby wykonać taką operację. W tym przypadku koszty są ogromnie istotne.
Co było bezpośrednim impulsem do stworzenia HandyShower?
Wszystko zaczęło od tego, kiedy moja żona stwierdziła, że nie lubi uzupełniać płynu do spryskiwacza w samochodzie, ponieważ musi otwierać maskę. Szczególnie w zimie, kiedy maska jest brudna. Powiedziała, że skoro jestem inżynierem, to powinienem zrobić coś, żeby płyn znalazł się w środku, tak, aby nie musiała otwierać maski. No i wymyśliłem takie urządzenie.
Rozwiązanie pokazałem na targach Automechanika we Frankfurcie w 2014 r., przekonany, że będzie kolejka chętnych producentów samochodów, aby kupić je ode mnie. Okazało się, że urządzenie podoba się praktycznie tylko kobietom, które cieszyły się, że wreszcie ktoś pomyślał o ich potrzebach. Większość mężczyzn była zdziwiona, po co to w ogóle powstało. Bo co to za problem otworzyć maskę w samochodzie i uzupełnić płyn. HandyShower powstał przy okazji (też go pokazałem we Frankfurcie).
Co było potem?
Przełomowym momentem była kolacja w domu, kiedy siedzieliśmy z dziećmi i opowiadałem, czym aktualnie się zajmuję. Zuzia, moja córka, mówiła, że robi badania na temat „water mafia” (mafia wodna) w Indiach, gdzie jest olbrzymi problem z dostępem do wody. Mafia wodna kradnie wodę i odsprzedaje biednym po zawyżonych cenach. Powiedziałem wtedy, że ja mam na to rozwiązanie i musimy coś z tym zrobić. Kiedy Zuzia miała już 18 lat, założyliśmy firmę. Potem dołączył do nas jeszcze Alex, mój syn, jak stał się pełnoletni.
Na zdjęciu: Zuzia i Alex Iwanejko
A czym jest CampTap?
CampTap to przenośna umywalka z zaworem do mycia rąk. To jest kran, który może być obsługiwany łokciem lub stopą, co zapewnia higieniczne umycie rąk także osobom niepełnosprawnym. Instaluje się go praktycznie w każdym miejscu i w każdych warunkach. Mogą tego używać samodzielnie także dzieci. CampTap można zainstalować na dowolnej wysokości. Ja zainstalowałem to urządzenie w samochodzie i w czasie jazdy mogę myć ręce bezdotykowo (jako pasażer).
Poza tym nadaje się do instalacji w samolocie pasażerskim, czy w samolotach transportowych. W tych drugich bardzo często jest problem z toaletą i z myciem rąk. Jest również wiele sytuacji, w których pracownicy pomocy humanitarnej potrzebują mieć dostęp do wody i możliwość umycia rąk.
W jaki sposób testujecie Wasze pomysły?
Dostarczamy nasze produkty do różnych użytkowników w bardzo różnych krajach. Np. wyposażamy preppersów w Wenezueli, którzy żyją w spartańskich warunkach z półgodzinnym dostępem do wody dziennie. Mam także kontakt z panią doktor, która jest szefem działu onkologicznego chirurgii piersi w szpitalu uniwersyteckim w Caracas. Powiedziała mi, że od pół roku nie mają wody i elektryczności. Można sobie wyobrazić, jak wygląda praca w szpitalu w takich warunkach. Po prostu nie da się pracować. Najgorszą rzeczą u nich były piki prądu, bo zniszczyły różne systemy elektroniczne. Wysłałem jej taki zestaw i powiedziała, że się bardzo przydał.
Dostarczyliśmy HandyShower także do w Jordanii. Bardzo dużo testowaliśmy w Afryce. To jest nasz największy poligon doświadczalny, bo tam dostarczyliśmy już ok. 1000 sztuk, głównie do Mozambiku i Kenii.
Czy osobiście podróżujecie w te miejsca, do których dostarczacie Wasze produkty?
Tak. Byliśmy kilka dni w Kiberze w Kenii wśród tamtejszych ludzi. Patrzyliśmy, jak żyją, czy nasze rozwiązanie odpowiada na ich potrzeby, czy nie. I muszę powiedzieć, że to jest naprawdę niezwykłe doświadczenie, rozmawiać z ludźmi, dla których możliwość umycia rąk, umycia jedzenia przed posiłkiem, lub wzięcia prysznica jest niedostępna ze względu na koszt wody, który muszą ponieść. W Kiberze dzieci nie mogą umyć rąk po wyjściu z toalety, bo szkoły nie stać na wodę.
Oni muszą kupić wodę, a to jest około 10 $ za metr sześcienny, czyli 40 zł. W Polsce płacimy za taką ilość kilka złotych, a Afrykańczycy płacą 10 razy więcej. A często zarabiają 10 razy mniej niż my. Czyli, jakbyśmy pomnożyli nasz rachunek za wodę razy współczynnik 100. Wtedy trzeba myśleć, czy ja dzisiaj gotuję, piorę, czy się myję. Poruszeni sytuacją nakręciliśmy krótki film na ten temat.
Wasze rozwiązanie to także oszczędność. Możemy wykorzystać tylko tę ilość wody, która znajduje się w woreczku. Jeśli bierzemy zwykły prysznic, wtedy tej wody zużywamy o wiele więcej. Po prostu o tym nie myślimy.
Nasi testerzy stwierdzili, że wystarczy im użyć około 3 litrów wody na prysznic. Chociaż ja miałem kiedyś sytuację w domu, że nie było wody z powodu jakiejś awarii. Miałem tylko jedną butelkę półtoralitrową wody mineralnej i taką ilością wody się umyłem. Udało się, chociaż nie polecam to tego wody gazowanej (śmiech).
W 2017 r. otrzymaliście na nagrodę od Startup Europe Awards w kategorii „Woda”. Co od tego czasu wydarzyło się w WaSH Innovation?
Pomału uzyskujemy rozpoznawalność. Pojawiliśmy się na stronie World Economic Forum. Wystąpiliśmy też wirtualnie na festiwalu Webit. Kiedy Zuzia prezentowała, obserwowało ją prawie 7000 osób z całego świata. To już jest niezła widownia. Odezwała się do nas niemiecka telewizja i nakręcili reportaż, który opowiadał o naszych działaniach w Afryce. Pojawiły się po nim zapytania z Niemiec, ponieważ ludzie chcieli po prostu kupić nasze gadżety. W efekcie negocjujemy teraz kontrakt z potencjalnym dystrybutorem w Niemczech. Urządzenie będzie wdrażane pod nazwą PocketBath, bo to w zasadzie kieszonkowa łazienka.
W jaki sposób będziecie sprzedawać Wasze produkty?
Na razie będzie to sprzedaż przez dystrybutorów, także w Polsce. Mamy już dystrybutorów w Emiratach Arabskich i w Kenii. Szukamy dystrybutora w Stanach Zjednoczonych, w Ameryce Południowej, w Peru Wenezueli, w Panamie i w Japonii. Chcemy wejść na rynek japoński z tego względu, że to jest świetne urządzenie na wypadek katastrof tzw. „emergency”, a tam często zdarzają się trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, tsunami i tajfuny.
Jesteście beneficjentem programu Unii Europejskiej. Czy planujecie jeszcze jakieś inne formy finansowania?
Mieliśmy kilka dofinansowań. Dostaliśmy grant Seal of Excellence 50 tys. euro w ramach Horyzont 2020. Poza tym otrzymaliśmy 3 dofinansowania z Polskich Mostów Technologicznych na ekspansję zagraniczną w Kenii, Emiratach Arabskich i Japonii.
Zrobiliśmy 2 kampanie crowdfundingowe. W Polsce, na Wspieram.to – zebraliśmy ponad 30 tysięcy zł, czyli tyle ile zakładaliśmy. Drugą kampanię zainicjowaliśmy na Indiegogo w Stanach Zjednoczonych, ale tam było gorzej. Otrzymaliśmy ok. 1000$ nie osiągając założeń. Zrobiliśmy szereg błędów komunikacyjnych. Planujemy wkrótce kolejną kampanię, ale już nauczeni doświadczeniem, zrobimy to lepiej.
A fundusze Venture Capital?
Większość funduszy zakłada, że jeśli wkład wynosi 1 000$ to muszą mieć zwrot 100 000$. Nasz pomysł jest dobry, ale decydenci nie widzą w tym dla siebie zysku. Staramy się pokazać, że jeśli sprzedamy miliard produktów zarabiając po dolarze za sztukę, to też będziemy jednorożcem (uśmiech). Ale to wymaga przekonania, żeby ludzie uwierzyli w potencjał naszych możliwości i oczywiście, payback. Rozmawiamy z przedstawicielami różnych funduszy, ale czasem mamy ograniczenia. Jeśli mamy dofinansowanie unijne, to nie może kolidować z warunkami dofinansowania np. w USA. Trzeba wybrać taki wariant, który nie naruszy moich dotychczasowych zobowiązań europejskich.
Czy planujecie stworzyć jeszcze jakieś inne rozwiązania?
Tak. Przede wszystkim doskonalimy istniejące: HandyShower, HandyShattaf, PocketBath i CampTap. Udogodnienia istniejącego rozwiązania biorą się z uwag i komentarzy naszych użytkowników. Będziemy pracować nad ogrzewaniem wody w worku oraz nad filtracją wody, czyli zainstalowaniem dodatkowego filtra i ewentualnie stosowaniem środków chemicznych, do dezynfekcji wody. W Afryce, niestety, woda jest mocno zanieczyszczona i nawet do mycia czasami jest bardzo niezdrowa, nie mówiąc już o jej piciu.
Tworzymy serię różnych pojemników na wodę. Głównie są to worki od 2 do 15 litrów o różnych grubościach i ciężarach. Mamy w planach plecak na wodę, żeby można było sobie wrzucić 15 litrów na plecy i zanieść w dowolne miejsce. W Afryce (np. w Kiberze) często idzie się przez góry śmieci, więc nie można toczyć baniaka z wodą, ani używać wózka.
Ile kosztują produkty WaSH Innovation?
Dla Afryki szykujemy wersję najprostszą HandyShower. Zatem sprzedajemy je z możliwie najmniejszą marżą. Ludzie w Afryce są bardzo pomysłowi, sami wymyślają różnorodne udogodnienia pod swoje potrzeby. Często otrzymujemy od nich filmy i zdjęcia z ciekawymi adaptacjami naszego produktu. Polski klient, z pokolenia Ikea, kupuje nasze produkty w cenach od 80 do 220 zł z gotowym osprzętem do dowolnego montażu i wszystkim, co potrzebne do natychmiastowego użycia, (oprócz wody). Będziemy robić promocje co pewien czas, aby można było kupić wszystko za mniej więcej połowę ceny.
Przeczytaj inne artykuły z serii o dojrzałych startupowcach.