Co robią byli pracownicy polskich startupów? GoldenLine

Dodane:

Adam Łopusiewicz Adam Łopusiewicz

Udostępnij:

W wakacje 2005 roku, Mariusz Gralewski, 21-letni student Politechniki Warszawskiej, wpada na pomysł stworzenia portalu z ogłoszeniami o pracę. Wracając z uczelni zauważa plakat z ofertami zatrudnienia i dochodzi do wniosku, że jego skuteczność w internecie byłaby większa.

Wtedy powstaje pomysł na stworzenie portalu z ofertami pracy, które mogłyby dotrzeć do większej liczby potencjalnych kandydatów. Szybko projekt zalicza pivot i jego idea zmienia się. – (…) okazało się, że ten segment był już wówczas dosyć dobrze zagospodarowany. W związku z tym zrodziła się koncepcja stworzenia biznesowego serwisu społecznościowegomówił Mariusz Gralewski, pomysłodawca portalu, w wywiadzie dla Productive! magazine.

Na zdjęciu: Mariusz Gralewski, pomysłodawca GoldenLine, były szef portalu 

Szuka więc ludzi gotowych na podjęcie wyzwania. W pierwszym zespole GoldenLine znajdują się: Mariusz Gralewski, Jakub Skoczylas, Jacek Erd, Radosław Kobus i Michał Samojlik (jako grafik-freelancer). Na stworzenie pierwszej wersji portalu społecznościowego dla ludzi biznesu, Gralewski wydaje około piętnastu tysięcy złotych. Nie przynosi on jednak szybko jakichkolwiek zysków. – Nie mieliśmy funduszy, więc nie mogliśmy przez pierwsze dwa lata zatrudnić nikogo – wspomina Gralewski. W pierwszych latach firma zatrudnia pięć osób i przynosi tylko pięć tysięcy złotych miesięcznie przychodu.

Pierwsze zyski GoldenLine

Przychody wzrastają, gdy do zespołu, po artykule prasowym, dołącza doświadczony dyrektor sprzedaży. Jest nim Marcin Pytel, wspierany przez Daniela Lewczuka, którzy wykładają pieniądze na rozwój firmy i rozbudowują dział sprzedaży. Obaj, w 2005 roku, szukają wtedy ciekawego przedsięwzięcia w Polsce, który łączyłby portal internetowy z HRem. – Poprosiłem Marcina by rozejrzał się czy są jakieś projekty na rynku, które moglibyśmy rozpoznać, poznać i rozważyć – opowiada nam Daniel Lewczuk, anioł biznesu. GoldenLine był jednym z kilku takich serwisów w Polsce, z którymi Lewczuk rozmawia o współpracy.

Wtedy też poznaje zespół GL i bardzo szybko dochodzą do wspólnych wniosków, co do poziomu zaangażowania jego i Marcina Pytla w rozwój portalu. Obaj stają się wspólnikami i obejmują 40% w nowej warszawskiej spółce. Dzięki wsparciu inwestora i doświadczonej osoby z branży firma wreszcie zaczyna zarabiać. W 2007 roku przynosi milion złotych przychodu i dwieście tysięcy złotych zysku. Rok później wszyscy wspólnicy Mariusza Gralewskiego odchodzą i zajmują się innymi biznesami. Nie przeszkodziło to jednak, z pomocą Konrada Jarowskiego, w osiągnięciu jeszcze lepszego wyniku, który wynosił trzy miliony złotych przychodu i pięćset tysięcy złotych zysku.

Agora kupuje udziały w GoldenLine

Wtedy GoldenLine zatrudnia już dziesięć osób, a rok później zwiększa zatrudnienie do 50 pracowników i rok kończy wynikiem 5,5 miliona złotych przychodu. W 2010 roku przyjmuje do pracy kolejne dwadzieścia pięć osób (większość do działu sprzedaży). Portal Gralewskiego i zespołu osiąga wtedy 2,7 miliona unikalnych użytkowników miesięcznie. Rok później udziały w spółce kupuje Agora. Jak donoszą źródła za 36% udziałów w firmie płaci 11,5 miliona złotych. Od tego momentu portal nadal sprawnie funkcjonuje, ale już bez wszystkich członków pierwszego zespołu, czyli bez Jakuba Skoczylasa, Jacka Erda, Radosława Kobusa, Marcina Pytla i Daniela Lewczuka.

W tzw. “międzyczasie” Mariusz Gralewski, ówczesny szef GoldenLinea, wpada na pomysł stworzenia kolejnego biznesu. – Początkowo projekt był rozwijany głównie „po godzinach”. W pewnym momencie zdecydowałem się na założenie oddzielnej spółki i oficjalne wystartowanie biznesu – mówi Gralewski. Do Znanegolekarza.pl przeszła około dziesiątka osób wcześniej pracujących dla goldenline.pl. Pominęliśmy ich w tym artykule. Zajęliśmy się za to byłymi pracownikami, którzy w początkowych latach funkcjonowania GL współtworzyli go, a później zmienili miejsce zatrudnienia, czy otworzyli własne firmy. Celem artykułu jest sprawdzenie, czy zasada mówiąca o tym, że przed założeniem swojego startupu warto działać w innym, w przypadku polskich startupów się sprawdziła.

Pierwsi aniołowie

Pierwszymi zewnętrznymi inwestorami, którzy uwierzyli w to młode przedsięwzięcie byli aniołowie biznesu – Daniel Lewczuk i Marcin Pytel. Do rozmów dotyczących współpracy z GoldenLine doszło już w 2005 roku. Lewczuk rozwija wtedy firmę rekrutacyjną, którą zarządza Pytel. Obojgu brakuje jednak połączenia społeczności internetowej z HRem, dlatego postanawiają sprawdzić czy uda im się ją stworzyć w Polsce. Pytel zajmuje się rozpoznaniem rynku w tej materii i odszukuje informacje na temat portalu GoldenLine. Oprócz tego serwisu znajduje też kilka innych, ale to rozmowa właśnie z twórcami GL przekonuje Daniela Lewczuka i Marcina Pytla do inwestycji w ten polski projekt.

Na zdjęciu: Daniel Lewczuk, anioł biznesu 

Bardzo szybko dogadaliśmy się, co do poziomu współpracy i naszego zaangażowania kapitałowego w firmie – mówi Daniel Lewczuk. Wraz z Marcinem Pytelem obejmuje wtedy łącznie 40% udziałów w spółce. Co przekonuje go do inwestycji w ten zespół? – Ludzie, ludzie, ludzie. Po pierwsze Marian Gralewski [czyt. Mariusz Gralewski – przyp. red.] wydawał mi się genialny – przekonuje Lewczuk. Ówczesny szef GoldenLine już wtedy ma zmapowany rynek projektów internetowych. Logicznie i przekonująco opowiada też o tych, które odniosą sukces, które nie wypalą z jakiegoś powodu (i go wyjaśnia) oraz o tych, które mają szansę jeżeli zmienią swoje modele biznesowe. – Byłem pod wrażeniem – dodaje jeden z pierwszych inwestorów w GoldenLine.

Bo z super ludźmi fajnie pracować

Zachwala też, że kolejnym argumentem do inwestycji był świetny zespół, który dobrze ze sobą współpracował. Zapytaliśmy go o to, co działo się po podpisaniu umowy inwestycyjnej. – Po uściśnięciu dłoni i decyzji na „TAK”, wyszliśmy z biura i poszliśmy do najbliższego sklepu spożywczego kupić szampana. Wypiliśmy go z uśmiechami na twarzy na schodach przy wejściu do sklepu – opowiada Lewczuk. Później udostępnia lokum na Saskiej Kępie i pełen podziwu patrzy, jak zespół od rana do wieczora pracuje nad rozwojem przedsięwzięcia. Do zespołu dołącza też Marcin Pytel, który zajmuje się budowaniem zespołu sprzedażowego, zwiększeniem bazy i działaniami marketingowymi.

Startup zaczyna szybko się rozwijać, po paru miesiącach stać go na wynajęcie większego biura. Zwiększa się też liczba zatrudnionych w projekcie, przychody i zainteresowanie internautów portalem. Lewczuk i Pytel, pierwsi inwestorzy GoldenLine, rozstają się jednak ze spółką, sprzedają swoje udziały, ale nie wszystkie. Czego Daniela Lewczuka uczy inwestycja w GL? Trzech rzeczy: ryzyko inwestycyjne opłaca się, oprócz wiedzy trzeba mieć trochę szczęścia i tego, że jeśli miałby wybierać między super zespołem ze średnim produktem, a średnim zespołem ze super produktem, wybrałby tych pierwszych. – Bo z super ludźmi, kompetentnymi i gotowymi do ciężkiej pracy, produkt zawsze można poprawić. W drugą stronę byłoby to trudniejsze – przekonuje.

Wykonanie ważniejsze od pomysłu

W pierwszej połowie 2005 roku, w barze mlecznym na Marszałkowskiej, za domem studenckim Riviera, gdzie mieszkali Gralewski i Skoczylas, odbyło się spotkanie mające przekonać Dariusza Dudzińskiego do udziału w projekcie. – Przedstawili mi pomysł stworzenia portalu pracy, do którego nie musieli mnie namawiać. W ciągu następnych tygodni pomysł ewoluował i do zespołu dołączyli Radosław Kobus (również kolega z liceum) i Jacek Gawrych – mówi nam Dariusz Dudziński. Ostatecznie, po burzy mózgów nad pomysłem, stanęło na stworzeniu portalu pracy połączonym z portalem społecznościowym. – Inspiracja chyba przyszła z jobster.com. Początkowo cały zespół uczestniczył w większości zadań – dodaje Dudziński. Czym nasz rozmówca zajmował się w GoldenLine?

Na zdjęciu: Dariusz Dudziński, dziś szef Core3

Będąc najbardziej techniczną osobą z całej piątki, byłem odpowiedzialny za zaprojektowanie architektury portalu, zorganizowanie infrastruktury serwerowej i wydzielenie zadań programistycznych. Następnie nastały wakacje 2005 i nasza trójka (ja, Mariusz i Kuba) zamieszkaliśmy razem i zajęliśmy się developmentem pierwszej wersji portalu – opowiada Dariusz Dudziński. Praca dla GoldenLine uczy go stawiania ambitnych celów i wytrwałości w dążeniu do nich. We wrześniu 2006 roku odchodzi z firmy, a udziały sprzedaje Jackowi Erdowi (w tym czasie odchodzi też Jacek Gawrych). Dudziński zaczyna pracę w Accenture, a później w Ericssonie. Po kilku latach otwiera też własną firmę, którą prowadzi do dziś – Core3. Jak wspomina pracę w GoldenLine? – Od samego początku Mariusz czuł się odpowiedzialny za to jak będzie wyglądał i działał GoldenLine. Nic nie było pozostawione przypadkowi i wszystko musiało być dopracowane do końca – mówi Dariusz Dudziński. – Od tej pory wierzę, że wykonanie jest dużo ważniejsze od pomysłu – dodaje.

Szybsza droga do własnego biznesu

Kolejnym z byłych pracowników GoldenLine, którzy we wczesnych latach rozwijali ten serwis, a później z niego odeszli jest Marcin Czajka. W tym warszawskim startupie pracuje prawie cztery lata, na stanowisku Business Development Managera. Na co dzień zajmuje się reklamą internetową, sprzedażą, jak również tworzeniem nowych produktów reklamowych. Czego uczy się podczas pracy dla GoldenLine? – Praca w GoldenLine otworzyła mi oczy na trendy w branży reklamy internetowej, dzięki temu poszerzyłem swoje działanie o aktywność w największych serwisach społecznościowych – w ramach pracy GoldenLine współtworzyłem projekt AdSocial, agencję social media – mówi nam Marcin Czajka, współtwórca Gravity.ad.

Na zdjęciu: Marcin Czajka, współtwórca Grafivty.ad

Dzięki pracy w firmie Gralewskiego poprawia też znacznie wiedzę na temat skutecznej sprzedaży, poznaje wiele osób z branży mediowej, rynek agencyjny oraz specyfikę pracy z klientem bezpośrednim. Przekonuje, że umiejętności nabyte w GL zdecydowanie przydają mu się w nowym przedsięwzięciu. – Dzięki nim byłem w stanie znacznie szybciej przebyć drogę do miejsca, w którym obecnie jestem, a nie jest to moje ostatnie słowo i niebawem odpalam zupełnie nowy, ciekawy projekt już bez kapitału ze strony większościowego inwestora, co uważam za spory sukces – mówi. Z warszawską firmą rozstaje się w przyjaznej atmosferze, choć wcale nie musiało to tak wyglądać, bo przeszedł do konkurencji – BAN.pl, oficjalnego partnera LinkedIn.

Gdyby nie GoldenLine, nie założyłbym konta na Facebooku

Daniel Błażejewski w GoldenLine zajmuje wówczas stanowisko Account Managera. Jest to jego pierwsza praca w firmie związanej z internetem i reklamą internetową, więc przez pierwszy miesiąc bierze udział w serii szkoleń. – Poznawałem mechanizmy, formy reklamowe, sposoby ofertowania i przeliczania. Następnie zająłem się spotkaniami, ofertowaniem, pozyskiwaniem i prowadzeniem pozyskanych klientów – mówi nam Błażejewski. Chwali też swoje przełożonego, Jacka Stawickiego, który prowadzi zespół, poświęca wiele czasu by przyuczyć go do stanowiska. Naszemu rozmówcy podoba się też podział obowiązków na poszczególne działy i osoby. Czego uczy go czas spędzony w GL?

Na zdjęciu: Daniel Błażejewski, szef Proadviser

Przede wszystkim pracy zespołowej. Systematyczności i podejścia do projektów. Planowania sobie zadań pod koniec jednego dnia na kolejny dzień. Prowadzenia kalendarza, notatnika i korzystania z nich – mówi Daniel Błażejewski. Pracę zmienia po odejściu szefa zespołu sprzedaży i zastąpieniu go osobą, która “nie potrafi motywować”. Właściwie od razu po zmianie miejsca pracy, Daniel Błażejewski skupia się na rozwijaniu własnego biznesu – Proadviser. – Zdałem sobie sprawę jakie produkty w reklamie internetowej działają, jakie konwertują – mówi. Uświadomia sobie też, że należy zmienić diametralnie podejście do klientów, nie działać szablonowo tylko każdego traktować indywidualnie. – Postawiłem na social media i jak widać dobrze zrobiłem. Gdyby nie praca w Golden Line, pewnie nigdy bym nie założył konta na Facebooku – dodaje Błażejewski.

Gralewski pierwszym inwestorem

Z nabytych umiejętności w firmie, w której udziały kupiła Agora, zadowolony jest też Damian Sikora. – Miałem szczęście na co dzień współpracować z Mariuszem Gralewskim, od którego bardzo dużo się nauczyłem i nie ukrywam, że do dziś zdarza mi się korzystać z jego wskazówek – mówi nam Damian Sikora, który pracuje wtedy na stanowisku Product Managera. Na co dzień zajmuje się przede wszystkim rozwojem produktów w ramach działu R&D, którego kierownikiem jest szef portalu. Praca w tej firmie uczy go, jak tworzyć dobre produkty, które pokochają klienci.

Na zdjęciu: Damian Sikora, szef GameKit

Dodaje też, że GoldenLine to firma, która bardzo mocno stawia na przedsiębiorczość swoich ludzi i uczy ich ryzykować, co miało na niego wpływ. Dzisiejszy Prezes zarządu GameKit opowiada nam też jak wygląda organizacja pracy w poprzedniej firmie. – GoldenLine to wyjątkowe miejsce, z jednej strony czuć tam szaleństwo typowe dla startupu. Z drugiej to bardzo dobrze poukładana spółka wykorzystująca V2MOM-y do zarządzania strukturą i metodologię Agile do zarządzania projektami, co razem daje bardzo wysoką wydajność i świetną atmosferę – mówi Damian Sikora. Pracę nad własną firmą rozpoczyna jeszcze będąc na pokładzie GoldenLine. Pierwszym inwestorem jego GameKit został poprzedni szef – Mariusz Gralewski i związany z nim fundusz Protos.

Obrać helikopter view

Patryk Pawlikowski dzisiejszy CEO Shoplo, w GoldenLine pracuje od grudnia 2009 roku. Początkowo zajmuje stanowisko Project Managera, a później Product Managera. – Zaczynałem od opieki nad poszczególnymi projektami, które prowadziliśmy w GL – opowiada Pawlikowski. – Później wprowadziliśmy podział produktowy, czyli każdy z wcześniejszych project managerów został przypisany do danego produktu, którym opiekował się od A do Z – dodaje. Mówi, że praca w tym portalu jest mocno zorientowana na wyniki i rezultaty. Dzięki temu omija się “korpoprocedury i spychologię”. Zaznacza jednak, że do takiego trybu zarządzania ludźmi potrzebne są specjalne typy osobowości, które akurat wtedy w GL były na miejscu. Czego uczy go praca w GoldenLine?

Przede wszystkim samodzielności, odpowiedzialności i tzw. dowożenia wyników – wspomina Patryk Pawlikowski. Dodaje, że w momencie, w którym stał się odpowiedzialny w pełni za jeden z głównych produktów GL nie było miejsca na zdania typu: “nie wiem jak to zrobić” czy “może jakoś się uda”. – Nauczyłem się patrzeć na wszystko z tzw. helikopter view i szybko eliminować zagrożenia. Będąc głową projektu w GoldenLine jest się takim małym przedsiębiorcą, który musi dbać o wszystkie aspekty swojej małe firmy – przekonuje. Wtedy bardzo często zespół bootstrapuje pomysły w małe projekty. Nadal wykorzystuje tę umiejętność. Do odejścia z pracy i przejścia “na swoje” przekonuje go szef GoldenLine. – Zachęcał mnie do zajęcia się tylko tym, dzięki czemu zdecydowałem się na to by opuścić GL. Przez spory czas jednak starałem się jeszcze pomagać w wielu aspektach produktowych – dodaje.

Duża autonomia w pracy

Pierwszą osobą, która uwierzyła w projekt był niewątpliwie Mariusz Gralewski. Wśród opinii wielu pracowników to właśnie jego zaangażowanie w GoldenLine motywowało do pracy. Po czasie rozstał się z projektem, ale rozwinął go do takiego momentu, w którym postanowił oddać kierowanie nim Karolowi Traczykowskiemu. Gralewski zajął się tworzeniem kolejnego biznesu – ZnanyLekarz.pl. Czego jednak nauczyła go poprzednia przygoda? – Gdy zaczynaliśmy byłem początkującym programistą, który nie miał wielkiego pojęcia o biznesie i tworzeniu dobrego produktu – mówi Mariusz Gralewski, pomysłodawca GoldenLine. Mimo braku doświadczenia udało mu się stworzyć jeden z większych biznesów internetowych w Polsce. Trudno mu jednak wypisać, czego dokładnie nauczył się podczas rozwijania tego projektu.

Chyba „wszystkiego” będzie najlepszą odpowiedzią – dodaje. Jeżeli jednak miałby wymienić tylko kilka najważniejszych rzeczy w tworzeniu startupu zacząłby od ciągłe do dążenia do upraszczania produktu, co teraz jest standardem, ale dziesięć lat temu nie było. – Kolejną ważną rzeczą w biznesie jest stawianie na najlepszych i stwarzanie im idealnych warunków do pracy (duża autonomia; skupienie na rezultatach, nie projektach itd.), ale też mówienie „nie” do tysiąca drobnych projektów, które wprowadzają tylko zamęt i zamydlają głównym kierunek – przekonuje Mariusz Gralewski. Mówi też, że GoldenLine był bardzo mocnym zespołem od strony technologicznej, co przyczyniło się do sukcesu. – Tutaj pierwsze skrzypce zawsze grał Jacek Erd, bez niego pewnie nie doszlibyśmy tak daleko – dodaje.

Do końca roku dwa miliony użytkowników

Dziś GoldenLine, już bez Mariusza Gralewskiego na czele, bo zastąpił go Karol Traczykowski, radzi sobie co najmniej dobrze. W tym roku osiągnął, w najlepszym miesiącu, ponad pięć milionów unikalnych użytkowników. – Przyśpieszyliśmy w zwiększaniu bazy użytkowników, obecnie mamy ich 1.85 milionów. W czwartym kwartale powinniśmy przebić magiczne dwa miliony – mówi nam Traczykowski, prezes zarządu GoldenLine. Dodaje też, że w serwis będzie miał niebawem odświeżony interfejs. Udostępniany jest on partiami do użytkowników, by zobaczyć na mniejszej grupie, co się sprawdza, a co nie. – Przede wszystkim wprowadzimy nowy profil użytkownika (z łatwiejszą edycją), bo to on najczęściej stanowi profesjonalny wizerunek w Internecie dla naszych użytkowników. Oddamy też zupełnie nową sekcję Praca, która ułatwi kandydatom znajdowanie dopasowanych ofert pracy – przekonuje Traczykowski.

Na zdjęciu: Karol Traczykowski, prezes zarządu GoldenLine

Wraz z zespołem w nowym interfejsie chce wyeksponować Katalog Pracodawców i dać łatwiejszy dostęp do opinii na temat pracodawców. W GoldenLine ruszyły też prace nad angielską wersją wyszukiwarki dla rekruterów z zagranicy, prowadzących rekrutacje w Polsce. – Użytkownicy w łatwy sposób (wystarczy zaznaczyć opcję: otwarty na relokację) będą mogli zakomunikować rekruterom, że są otwarci na relokację i interesują ich propozycje pracy zza zagranicy – mówi Karol Traczykowski i zapowiada premierę produktu na sierpień. Nie zdradza szczegółów, ale mówi, że firma ma rekordowe wyniki finansowe. Odchodzi też od społecznościowo – biznesowego charakteru serwisu. Chce, żeby GoldenLine był miejscem, gdzie pracodawca znajdzie idealnego pracownika, a pracownik wymarzoną pracę. – Ta myśl będzie nam przyświecała przy rozwijaniu serwisu i jego produktów w kolejnych latach – dodaje.

Jak widać GoldenLine, po AdTaily, to kolejny polski biznes, który wychował nowych szefów startupów. Cyklem artykułów pt. „Co robią byli pracownicy polskich startupów” chcemy udowodnić, że przed tworzeniem własnego startupu warto pracować w innym. Powyższe przykłady pokazują, że taka kolejność przynosi wymierne korzyści.