Czego startupowiec może nauczyć się od sportowca?

Dodane:

Hanna Baster Hanna Baster

Czego startupowiec może nauczyć się od sportowca?

Udostępnij:

Rozmawiamy z wielokrotnym medalistą mistrzostw świata w pływaniu, wykładowcą akademickim, zawodnikiem blind footballu i współzałożycielem fundacji Nie Widząc Przeszkód w jednej osobie – Marcinem Ryszką.

Marcin Ryszka to wielokrotny medalista mistrzostw świata i Europy w pływaniu. To samo w sobie robi wrażenie i może być inspiracją dla każdego przedsiębiorcy, jak być wytrwałym w dążeniu do postawionych sobie, ambitnych celów. Co równie inspirujące potrafił w wieku dwudziestu czterech lat stanąć przed sobą w prawdzie i podjąć niezwykłą, jak na tak młody wiek i wcześniejsze liczne laury, decyzję o finiszu kariery sportowej. Do tego dodajmy, że Marcin jest osobą niewidomą – odejście od znanego świata, wypełnionego treningami i odnalezienie się w „zwykłej” pracy jest trudne dla każdego sportowca, a co dopiero dla osoby niepełnosprawnej.

Jednak udało się: Marcin wykłada na uczelni wyższej (zajęcia z potrzeb dostępności osób niepełnosprawnych, odpowiada również za dostępność cyfrową na krakowskiej AGH), jest zawodnikiem blind footballu, dziennikarzem radia Weszło FM i prowadzi fundację Nie Widząc Przeszkód. Od lat dąży do wyrównywania szans osób niepełnosprawnych, a do jego najbardziej medialnych osiągnięć w tym zakresie z pewnością należy doprowadzenie do transmisji igrzysk paraolimpijskich przez telewizję publiczną.

Sporo tego, prawda? Stąd i nasza ogromna chęć przeprowadzenia z nim rozmowy i dostarczenia Wam inspiracji do tego, jak być wytrwałym, jak się nie poddawać, jak podtrzymać motywację, ale również kiedy powiedzieć stop.

Czego startupowiec może nauczyć się od sportowca?

Każdy sport uprawiany na poziomie profesjonalnym wymaga samozaparcia, ale w pływaniu, czyli mojej dyscyplinie, to jest sprawa kluczowa. No bo umówmy się, co może być ciekawego w pływaniu po cztery, pięć godzin dziennie wte i wewte? Jeżeli nawet jest to coś, co kochasz, to spędzając w ten sposób kilkadziesiąt godzin tygodniowo staje się to nużące. Zwłaszcza pływanie wg metody stosowanej w Polsce, minimum jedenaście razy w wodzie na tydzień, jest frustrujące. Dlatego kluczowa sprawa, to ułożyć to sobie wszystko w głowie.

Sport rozwinął we mnie system wewnętrznej motywacji i samodyscypliny. Zacząłem pływać na poważnie mając dziesięć lat i robiłem to przez kolejnych czternaście, kilkadziesiąt godzin i jedenaście razy w wodzie w tygodniu, większość roku na zgrupowaniach. Ten czas, to była dla mnie prawdziwą szkołą życia. Trener, nawet najbardziej motywujący czy wymagający, nie mógł wiele zrobić, jeżeli sam tego nie chciałem, jeżeli tego nie czułem, to musiała być moja wewnętrzna motywacja. Przekładając to na świat biznesu, to możesz mieć szefa, który krzyczy, który straszy, może osiągać pewne efekty, ale wiedz, że takie podejście nie zadziała na dłuższą metę – gdy ludzie nie mają w sobie wewnętrznej motywacji, to nie wytrzymają presji i zaczną odchodzić.

Ryszkosposoby na motywację

Przedsiębiorca, który zaczyna biznes, ma przed sobą kilka ładnych lat ciężkiej pracy, zanim zobaczy jej owoce. To bliźniaczo podobna sytuacja do sportowca, który ma przed sobą tysiące godzin treningów, cztery lata do kolejnej olimpiady. Jak utrzymać motywację przez tak długi czas?

Pierwsza: Rób tylko to, co sprawia Ci przyjemność

W sporcie jest tak, że możesz wykonać wszystkie kroki poprawnie, wytrwale realizować plan treningowy, a później przychodzą zawody i nic z tej całej pracy nie wychodzi i to z powodów zupełnie od Ciebie niezależnych. Bo akurat tej nocy przed zawodami źle spałeś, bo rozbolał Cię ząb. Dlatego nigdy moją codzienną motywacją nie była wygrana na tych czy tamtych zawodach, ale radość czerpana z tego, co robię, z każdego treningu. Tę zasadę utrzymuję do dzisiaj, już po zakończeniu kariery sportowej: staram się robić tylko te rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, oczywiście, jeżeli mogę się z tego utrzymać.

I chyba to jest też dobra porada dla przedsiębiorców: nie rób czegoś tylko dlatego, że widzisz w tym duży potencjał, wielką sprzedaż gdzieś na końcu drogi. Jeżeli Twoja codzienna praca nie daje Ci fanu, to daleko na samej wizji nagrody w przyszłości nie zajedziesz. To jest duża praca, którą musisz sam wykonać w głowie, ale głównie chodzi o to, żeby polubić to, co robisz. Jeżeli robisz coś na siłę, niezależnie czy mówimy o sporcie czy biznesie, to nic z tego nie będzie. Jeżeli stworzyłeś jakąś aplikację, ale szlag Cię trafia, gdy codziennie siadasz do tego, to warto się zastanowić, czy lepiej tego nie rzucić i znaleźć coś, co sprawia Ci większą przyjemność, bo wtedy na pewno zajdziesz z tym dalej.

Druga: otaczaj się osobami, od których możesz się czegoś nauczyć

Miej wokół siebie ludzi, którym po pierwsze możesz zaufać, a po drugie, od których możesz się czegoś nauczyć. Biorąc przykład z moich treningów, to mając zgraną grupę zawodników, możecie się wzajemnie ciągnąć i motywować, tak samo dobry trener spełni taką rolę. Przekładając to na język biznesu, to fajnie się otaczać osobami, od których możesz się nauczyć, ale niekoniecznie się z nimi zgadzasz. Bardzo lubię mieć wokół siebie osoby, które nakładają mi „czarny kapelusz”, sprowadzają moją optymistyczną naturę na ziemię. W momencie sukcesu, gdy czujesz, że jesteś królem, bardzo ważne jest mieć takich współpracowników przy boku, kogoś, kto powie: „Stary, to dopiero początek drogi, nie ma co się cieszyć, trzeba dalej harować”. Mój trener kiedyś opowiedział mi bardzo ważną dla mnie anegdotę. Są ludzie, którzy mają mentalność psa, a są ludzie którzy mają mentalność kota: pies dostając ciepłe posłanie i mleko myśli „Mój pan jest chyba Bogiem”, a kot w tej samej sytuacji mówi sobie „Chyba jestem Bogiem”. Lubię otaczać się tymi pierwszymi, o mentalności psa – doceniają to, co mają.

Trzecia: Ciesz się z wygranej. Z sobą samym

Kiedy było tak naprawdę źle, wiesz, jesień, pada, i nigdzie się nie chce iść, to zawsze sobie powtarzałem, że później, jak się zmuszę, to będę bardzo zadowolony. I tak to właśnie u mnie działało: gdy przemogłem się, pokonałem tę wewnętrzną blokadę. Szedłem na trening, a już po, kiedy stałem pod prysznicem, mówiłem sobie: popatrz, znowu wygrałeś, przesunąłeś kolejną ścianę. Nigdy, przed całą karierę, nie miałem sytuacji, że żałowałem, że poszedłem na trening, ale sytuacji, w których nie poszedłem i żałowałem, miałem mnóstwo.

Wytrwałość nie zawsze w cenie

Igrzyska w 2012 roku, w Londynie, były dla mnie wielkim rozczarowaniem. Miałem medal mistrzostw świata i Europy, chciałem mieć też ten najważniejszy, olimpijski. To się nie udało i kolejne, ostatnie lata mojej kariery to był totalny zjazd. Moim ostatnim celem było godne pożegnanie na mistrzostwach Europy w 2014 roku. To jednak też się nie udało, wylądowałem zaraz za podium, na czwartym miejscu. Przegrałem z dwóch powodów: po pierwsze przegrałem ze sobą w głowie, ale co również ważne z powodu kosmicznych przeciwników: pojawił się były żołnierz, który stracił wzrok dwa lata wcześniej, do tego doszło dwóch zupełnie dla mnie poza zasięgiem Chińczyków. Przekładając to na biznes, też może się zdarzyć, że Twoi konkurenci są właśnie poza zasięgiem. W takiej sytuacji uważam, że naprawdę warto zrezygnować i poszukać nowej, korzystniejszej niszy.

Znam wiele przypadków ludzi, którzy niepotrzebnie poświęcali dużo swojego czasu, mimo, że nie mieli do tego smykałki. Wiele jest przypadków karier w sporcie, które były za bardzo przeciągane: ktoś zdobywał długo medale, potem przychodził czas, że już nawet nie dostawał się do finału, ale mimo tego nie rezygnował. W takim momencie dla mnie to już nie jest wytrwałość, ale brak odwagi przyznania się do porażki i strach przed totalną zmianą życia, którą niesie ze sobą rezygnacja z kariery.

Zdjęcie główne artykułu: Rafał Wisłocki i Marcin Ryszka | Źródło: historiawisly.pl