Proszę opowiedzieć trochę o sobie i swojej pracy.
Oleksandr Ruban: W przeszłości byłem dziennikarzem, kierowałem też działem „Finanse” w jednej z ukraińskich gazet biznesowych. W 2012 r. powstał serwis Forbes.ua i byłem jego redaktorem naczelnym. Następnie pełniłem funkcję dyrektora ds. treści w firmie Wargaming, zajmującej się tworzeniem gier.
Od pięciu lat zarządzam Ringostat, platformą do śledzenia połączeń, telefonii i kompleksowej analityki. Firma ta powstała w 2013 r. jako startup i na przestrzeni lat rozwinęła się w cały ekosystem siedmiu narzędzi do analityki i sprzedaży. Ringostat jest częścią Grupy Netpeak. Oprócz Ringostat, grupa firm obejmuje dwie agencje marketingu cyfrowego, grupę firm IT produktowych, uczelnię internetową, agencję marketingu wydarzeń i kilka projektów społecznych.
Przed wojną nasz biznes był rentowny, mieliśmy ponad 1000 klientów i prawie 80-osobowy zespół. Ale wojna bardzo to wszystko zmieniła.
Teraz wielu naszych pracowników przeniosło się na zachód Ukrainy, gdzie jest spokojniej niż w innych częściach kraju. A ci, którzy pozostali w Odessie, pracują głównie zdalnie. Ponieważ często zdarzają się naloty i lepiej być bliżej schronu lub innego bezpiecznego miejsca.
Skąd Pan wiedział, że wojna się zaczęła? Został Pan w domu?
Mieszkam w Kijowie – jednym z miast, które zostały natychmiast zaatakowane. Dla mnie, jak dla większości Ukraińców, wojna zaczęła się około piątej rano. Dostałem telefon od znajomej, która mieszka w pobliżu międzynarodowego lotniska. Obudził ją wybuch – to ukraińska obrona przeciwlotnicza zestrzeliła rosyjskie rakiety.
Po rozmowie wszedłem do portalu informacyjnego i od razu stało się dla mnie jasne, że to wojna. Moja żona zorganizowała nam miejsce w łazience, gdzie podczas ostrzału moglibyśmy być względnie bezpieczni. Ale potem naradziliśmy się i postanowiliśmy opuścić miasto. Chociaż na początku po prostu nie docierało do mnie, że we współczesnym świecie jakiś szalony człowiek może rozpocząć wojnę w europejskim kraju.
Na szczęście mieliśmy, czego potrzebowaliśmy, więc godzinę później wyjechaliśmy z miasta. Najpierw zatrzymaliśmy się u bliskich znajomych pod Kijowem, a końcem naszej trasy było Zakarpacie, gdzie teraz mieszkamy, bardzo blisko granicy węgierskiej. Dlatego jeśli sytuacja się pogorszy, w każdej chwili mogę wysłać rodzinę na Węgry.
Być może najstraszniejszym wspomnieniem było to, jak rosyjski myśliwiec przeleciał nad naszym samochodem podczas podróży. Leciał bardzo nisko, prosto nad dachami prywatnych domów. Nie miałem czasu, żeby to szczegółowo zbadać, ale moja 14-letnia córka widziała to bardzo dobrze i przeżyła prawdziwy szok. Kilka dni później nadal się bała – nawet gdy koła samochodu zaszumiały na asfalcie, wydawało jej się, że gdzieś w oddali leci samolot.
Wielu innych pracowników również uciekło. Komuś udało się dostać do Europy Zachodniej, lub do Polski, Mołdawii, czy Rumunii. Na szczęście cała nasza praca odbywa się online, a do komunikacji z klientami wykorzystujemy własną wirtualną telefonię. Dlatego zaraz po przeprowadzce nasz zespół szybko wrócił do pracy. W końcu do pracy w zasadzie potrzebujemy tylko laptopa, internetu i zestawu słuchawkowego.
Czy to prawda, że teraz jest mniej pracy?
Z jednej strony rynek ukraiński przeżywa naprawdę ciężkie czasy (wyłączyliśmy wszystkich klientów z kraju agresora, co wpłynęło na liczbę projektów), z drugiej strony nie można twierdzić, że ukraiński biznes już umarł. W wielu regionach nie ma działań wojennych, a większość firm nadal działa. Oznacza to, że klienci do nich dzwonią, dlatego nadal potrzebują naszych usług telefonicznych.
Ponadto Ringostat musi teraz aktywnie wchodzić na nowe rynki. Planowaliśmy to wcześniej, ale wojna stała się dodatkowym bodźcem. Jednym z priorytetowych dla nas rynków jest Polska. Mamy już polskich klientów: portal ogłoszeniowy OLX, ukraiński portal pracy z biurem we Wrocławiu, firmy telemedyczne sprzedające sprzęt komercyjny itp.
Cały zespół Ringostat nieustannie stara się poszerzać tę listę. W ostatnim miesiącu:
- stworzyliśmy strony docelowe w kilku językach europejskich;
- uruchomiliśmy kontekstowe kampanie reklamowe w Polsce i Kazachstanie, zmieniliśmy kampanie na Ukrainie;
- aktywnie negocjujemy wystąpienia na konferencjach internetowych w niszy cyfrowej;
- opublikowaliśmy kilka artykułów w mediach polskich i rumuńskich.
Nie mam wątpliwości: mamy dużo do zaoferowania polskiemu biznesowi. Rzeczywiście, w większości firm, niezależnie od kraju, procesy są podobne. Polegają na reklamie i komunikacji z klientami przez telefon. A nasze produkty są do tego odpowiednie. Na przykład nasza wirtualna centrala PBX i rozszerzenie do odbierania i wykonywania połączeń bezpośrednio z przeglądarki Google Chrome. Posiadamy również formularz żądania oddzwonienia (callback), dla którego przewidziano 15 różnych wersji. Z kolei śledzenie połączeń to narzędzie, które pokazuje dokładnie, z której reklamy dzwonił klient. Dzięki niemu marketer rozumie, które kanały naprawdę działają i wie, w co zainwestować budżet.
Ponadto jesteśmy oficjalnym partnerem technologicznym Google i jesteśmy Partnerem Google Premium. A to można uznać za rodzaj znaku jakości. W końcu ufa Google większość specjalistów IT i marketerów.
Jak zmieniła się praca zespołu w nowych okolicznościach?
— Na początku oczywiście panował chaos, bo trudno było zebrać myśli. Wielu pracowników musiało przede wszystkim zadbać o swoje bezpieczeństwo, kupić żywność i lekarstwa oraz przenieść się w spokojne miejsce. Ale teraz w końcu weszliśmy w dotychczasowe tempo pracy nad zadaniami. Teraz pracujemy tak, jak poprzednio: co najmniej pięć dni w tygodniu, osiem godzin dziennie. A często więcej, bo teraz musimy się zmobilizować, aby nasz biznes nadal działał.
Wielu naszych pracowników aktywnie uczy się języków obcych, ponieważ musimy komunikować się z europejskimi klientami i tworzyć dla nich treści. Na szczęście wielu kolegów znało angielski na wysokim poziomie jeszcze przed wojną. Mamy specjalistów mówiących po rumuńsku, polsku, francusku i w innych językach. Doskonalenie języków i innych umiejętności jest praktycznie częścią naszej pracy.
Propaganda jest bardzo silna w Rosji. Jak radzi sobie z tym Ringostat?
„Walczymy” na froncie cybernetycznym od pierwszych dni wojny. Jednym z produktów Ringostat jest telefonia internetowa, która umożliwia informowanie obywateli kraju agresora o tym, jak naprawdę jest. Więcej szczegółów nie mogę podać.
Jak powiedziałem, Ringostat jest częścią Netpeak Group. Dlatego razem z innymi pracownikami i innymi firmami z sektora IT uczestniczymy w oporach informacyjnych pod przewodnictwem Ministerstwa Transformacji Cyfrowej i jego szefa Michaiła Fiodorowa. Na przykład walczymy z fałszywymi treściami o wojnie na Ukrainie. Uczestniczymy w dialogach z użytkownikami narażonymi na propagandę. Trudno w to uwierzyć, ale rosyjskie media mówią, że Ukraińcy strzelają do siebie i opowiadają inne bzdury. Dlatego ważne jest, aby przekazać mieszkańcom Mordoru prawdziwy stan rzeczy i zakazać tych kanałów informacyjnych, które szerzą kłamstwa i wzywają do przemocy.
Nawiasem mówiąc, Netpeak Group uruchomił także kanał Frodo i Mordor w popularnym komunikatorze Telegram. Zbiera wiadomości, ciekawostki i memy związane z wojną. W nieco ponad miesiąc pozyskał już 197 000 subskrybentów. Kanał wykorzystujemy również jako platformę do wspierania innych startupów i organizacji wolontariackich.
Czy przedstawiciele firmy pomagają innym w tym trudnym czasie?
Tak. Od lutego rozpoczęliśmy akcję „Utrzymaj front gospodarczy”. Jest skierowany do dwóch typów użytkowników:
- Ringostat zapewnia bezpłatną telefonię wolontariuszom, wojsku, obronie terytorialnej, organizacjom charytatywnym. Zapewniliśmy już łączność telefoniczną sześciu projektom, z kolejnymi prowadzimy negocjacje. Wśród nich są nawet wspólnoty religijne, które zbierają żywność i rzeczy dla uchodźców oraz pomagają w ewakuacji.
- Dla firm ukraińskich oferujemy hojną kwotę na konto bonusowe w Ringostat. Mogą go użyć do płacenia za telefonię Ringostat, a tym samym oszczędzać na komunikacji.
Oczywiście Grupa Netpeak, do której należymy, pomaga bezpośrednio ludziom, zwykłym mieszkańcom ukraińskich miast. Tylko w pierwszych tygodniach marca wysłaliśmy kilka ciężarówek żywności i amunicji oraz 2500 litrów wody. Obronie terytorialnej przekazaliśmy narzędzia i sprzęt do stawiania zapór i ziemianek oraz generatory diesla. Przekazaliśmy żywność i lekarstwa ośrodkom wolontariatu, szpitalom położniczym i siedmiu szpitalom wojskowym.
Pomogliśmy ludziom w ewakuacji z dużych miast – dowoziliśmy ich na dworce kolejowe. Dostarczaliśmy żywność i lekarstwa tym, którzy sami nie mogli ich kupić.
Opiekowaliśmy się nawet zwierzętami. Jeszcze przed wojną grupa firm miała projekt GladPet, w którym można wybrać zwierzaka ze schroniska. A w czasie wojny problem porzuconych zwierząt stał się bardziej dotkliwy, ponieważ uchodźcy niestety nie zawsze mogą zabrać ze sobą kota lub psa do zatłoczonego pociągu lub autobusu. W czasie wojny GladPet pomógł pomieścić dziesiątki porzuconych zwierząt, przekazał ciężarówkę karmy do schroniska w Nikołajewie i właścicielom kilkudziesięciu psów.
Dlaczego myśli Pan, że dla ukraińskich startupów i firm IT tak ważna jest kontynuacja pracy?
Ponieważ to właśnie sektor IT może teraz wnieść cenny wkład w gospodarkę Ukrainy i ją wspierać. Oczywiście ucierpieliśmy, podobnie jak inne firmy, tracąc część naszych klientów, ale na szczęście firmy IT nie mają silnego fizycznego uzależnienia od adresu lub biura. Zawsze możesz wziąć laptopa i przenieść się do innego miasta, a nawet kraju, i tam kontynuować pracę. Co więcej, wiele firm miało wielu klientów w innych krajach, a standardy pracy mamy europejskie. Dlatego jest szansa na wejście na nowe rynki i utrzymanie się na powierzchni do końca wojny.
Najważniejsze, że biznes, armia i Ukraińcy są mocno zjednoczeni. Jeśli agresor myślał, że nas przestraszy i dezorientuje, to się mylił. Doskonale rozumiemy, że teraz musimy wydajnie pracować i pomagać sobie nawzajem. A my jesteśmy tylko jedną z wielu firm, które właśnie to robią.