Z dwiema przesympatycznymi Krakowiankami rozmawiam o tym, jak przeniosły warzywniak z Wiednia do Krakowa, i jak się robi ogrodniczą partyzantkę w centrum zabetonowanego miasta.
Jak to się stało, że postanowiłyście zrobić miejski ogród w centrum miasta?
Kasia Basiewicz: Można powiedzieć, że przywiozłam ten pomysł z Wiednia.
Dominika Krzych: A ja tutaj w Krakowie od razu go podchwyciłam. Od dłuższego czasu miałyśmy przeświadczenie, że w naszym miejskim życiu czegoś brakuje.
K: Mieszkamy w Krakowie i wychowujemy tu dzieci. To trudne, jeśli weźmiesz pod uwagę, że Kraków jest zanieczyszczony, zabetonowany i z roku na rok ubywa nam zieleni. Każdy ma „z tyłu głowy” myśl, że trzeba coś z tym zacząć robić.
I zaczęłyście to „coś” robić.
K: Naszym marzeniem jest, żeby w miastach powstawały ogródki warzywne.
Wierzymy, że jeśli każdy z nas zrobi COŚ, nawet coś małego, to razem możemy zmienić świat! Efekt małych działań może być naprawdę duży, zwłaszcza w miastach, gdzie każda roślina jest na wagę złota.
D: Pamiętam ogródek warzywny z dzieciństwa. Był przy moim domu, był przy domu jednych i drugich dziadków. Produkowanie żywności na własne potrzeby było czymś naturalnym i oczywistym. Straciliśmy to, ale Kasia i ja wierzymy, że nie bezpowrotnie. Dlatego działamy, żeby nie było za późno! Chcemy przekonać Polaków, że uprawa warzyw nie jest skomplikowana i że jest to umiejętność, którą każdy powinien posiadać. Edukujemy i inspirujemy.
Korzystałyście przy tym z jakiegoś wsparcia finansowego?
K: Nie, na razie finansujemy się z własnej kieszeni. Działamy przez to wolniej, ale konsekwentnie. Myślimy oczywiście o wsparciu zewnętrznym, bo wierzymy, że takie działania jak nasze mają sens i są ważne dla świata.
D: Inspekty to edukacja. Bez edukacji nie uda nam się zmienić myślenia o świecie. Jak przekonać Polaków, żeby zwracali uwagę na to, co jedzą? Jak uświadomić im, że jedzenie można uprawiać na własnym parapecie? Że wiedza o tym, jak działa naturalny cykl życia roślin jest dla nas kluczowa? Tylko poprzez edukację!
K: A stąd już tylko krok do przeciwdziałania otyłości, zaangażowania dzieci i dorosłych w działania na rzecz planety, uczenia postaw obywatelskich i odpowiedzialności za swoje najbliższe otoczenie.
Do założenia miejskiego ogródu potrzeba jakiegoś specjalnego zezwolenia?
D: Warto podkreślić, czym dla nas jest miejski ogród. Chociaż same mamy aż 3 duże podniesione grządki oraz kilka mniejszych skrzynek z warzywami, zachęcamy do tworzenia nawet najmniejszych upraw. Jeśli uprawiasz warzywa na własnym balkonie, a nawet na parapecie to już jesteś miejskim ogrodnikiem. Do tego nie potrzebujesz żadnych dodatkowych zgód. Wspólne podwórko w kamienicy lub bloku albo dziedziniec wymagają trochę więcej zaangażowania. Tutaj już ważne będzie zdanie innych mieszkańców.
K: Nasz przykład pokazuje jednak, że to nie jest tak trudne, jak może się wydawać. No i najważniejsze: nie przekonasz się, jeśli nie spróbujesz!
D: I jeszcze jedno: czasem nawet nie potrzebujesz zgody i entuzjazmu. Wystarczy, że nie będzie sprzeciwu.
Jakie rośliny uprawiacie?
K: Pomidory, ogórki, sałatę, cukinię, sycylijską tykwę, rukolę.
D: Poziomki, truskawki, szczypiorek, miętę, bazylię, pietruszkę. A dzieciaki sieją co roku przeróżne kwiaty. Mamy też kwiaty cebulowe oraz 2 krzewy borówki amerykańskiej, może zaowocuje już w tym roku!
Które z warzyw uprawia się w takich warunkach najtrudniej? Czy była jakaś roślina, która się nie przyjęła?
K: Z bakłażanem miałyśmy zabawną przygodę. To roślina, która wymaga bardzo dużo słońca i ciepła. Kiedy Dominika wsadziła sadzonkę bakłażana jakoś w czerwcu 2018 roku, zupełnie o niej zapomniałyśmy. Dopiero pod koniec września, sprzątając ogród znalazłyśmy całkiem sporego bakłażana. Sprawił nam mnóstwo frajdy.
D: Uznałyśmy, że nasze zamknięte ze wszystkich stron podwórko jest wystarczająco ciepłe, żeby uprawiać też tropikalne warzywa. W 2019 roku zasadziłyśmy aż 4 sadzonki. Niestety, mimo że na nie dmuchałyśmy i chuchałyśmy, nie było ani jednego owocu.
Wiem, że z wyhodowanych warzyw i owoców robicie przetwory. Z czego jesteście najbardziej dumne?
D: Kiszonki! Uwielbiamy je i są super zdrowe.
K: Codziennie spotykamy osoby, które nie bardzo wiedzą, od czego zacząć kiszenie. A to naprawdę łatwe!
D: Kiszenie to tradycyjny sposób na konserwację żywności. To kiszonki ratowały naszych pradziadków na przednówku, kiedy o świeżych warzywach i owocach można było tylko pomarzyć.
K: Przypominamy, że „jedz lokalnie” nie do końca oznacza: „kupuj w lokalnym markecie truskawki z drugiego końca świata”. I żeby pomóc w tym lokalnym jedzeniu stworzyłyśmy kurs mailowy „Miejskie kiszenie”. Dzięki niemu już chyba we wszystkich polskich miastach ktoś coś kisi 🙂
Fot. Inspekty.pl
Czy dużo czasu zajmuje Wam pielęgnacja upraw?
K: Po 3 latach praktyki już nie. Korzystamy z dobrodziejstw permakultury: ściółkujemy ziemię, planujemy swoje uprawy, zrobiłyśmy własne systemy nawadniania growoya.
D: Z roku na rok nasze ogrodnictwo jest przyjemniejsze. Nabywamy doświadczenia i spokoju: natura wie, co robi. Wystarczy za bardzo jej nie przeszkadzać. Dzięki temu mamy więcej czasu na edukowanie: pokazywanie naszym odbiorcom tego, co robimy i udowadnianiu, że to nic trudnego.
Jak otoczenie zapatruje się na Wasz projekt?
K: Nasz ogródek działa na podwórku kamienicy, w której mieszkamy. Mamy tutaj wspólnotę mieszkaniową, więc każdy z pozostałych właścicieli jest właścicielem także podwórka. Oczywiście kiedy postanowiłyśmy zacząć działać na podwórku kilka lat temu, poprosiłyśmy o zgodę na założenie tam ogródka warzywnego. Niektórzy sąsiedzi przyjęli propozycję z zachwytem, inni nie zareagowali, a więc nie zgłosili sprzeciwu.
D: I to wystarczyło! Czasem wystarczy, żeby nam ktoś nie przeszkadzał, prawda?
Z założenia ogródek jest wspólny, więc nie ma mowy o podkradaniu warzyw, bo one nie są nasze: należą do wszystkich mieszkańców. W miejskim ogrodnictwie nie chodzi tylko o plony, chodzi o cały proces. O relacje, spędzanie razem czasu, nabywanie nowych umiejętności, obcowanie z naturą.
Co polecacie do sadzenia na parapecie i balkonie?
K: Balkon to już jest duża rzecz! Mamy czytelników, którzy uprawiają warzywa na parapecie i są w tym świetni!
D: Na parapecie zacząć można od trzech podstawowych składników do zrobienia własnej pysznej kanapki: pomidor, sałatę i szczypiorek. Tylko tyle i aż tyle.
K: A na balkonie warto poeksperymentować także z ogórkami, papryką, ziołami, poziomkami i inne pysznościami.
Co to jest guerilla gardening? Czy spotkałyście się z tym w Polsce?
D: Guerilla gardening to partyzanckie działania zapaleńców takich jak my (śmiech).
K: To tworzenie ogródków tam, gdzie – pozornie – nie da się ich stworzyć.
D: Na przykład na naszym podwórku! Lubimy oglądać zdjęcia podwórka sprzed paru lat i zestawiać je ze zdjęciami z pełni sezonu z ostatnich lat, kiedy czerwienią się tam pomidory i papryki, a cukinie i poziomki owocują jak szalone.
K: Często używamy definicji Guerilla gardening podczas naszych warsztatów. Wtedy, kiedy chcemy trafić do osób pozornie niezainteresowanych tematem. Wiesz, „guerilla gardening” to takie chwytliwe i nośne. Każdy z nas chce poczuć się przez chwilę rebeliantem i zrobić coś trochę nielegalnego, ale jednak dobrego.
D: Warsztaty z seedballs są kwintesencją ogrodniczej partyzantki: to fajny, nośny temat, którym łatwo docieramy do wszystkich, zwłaszcza do młodych ludzi, którzy chcą działać dla planety.
Co myślicie o miejskich farmach? Staną się koniecznością?
K: Z tą koniecznością może nie być łatwo. Miejskie farmy na dużą skalę wymagają dużej przestrzeni, planowania albo technologii. Albo wszystkich tych trzech czynników równocześnie.
D: Dzisiejsze polskie miasta zostały zaprojektowane wiele lat temu, a niektóre po prostu są zabudowywane, bez planu. W takich miastach wygospodarowanie miejsca pod uprawy jest trudne.
K: Ludzie w miastach są z każdym dniem bardziej świadomi. Zdają sobie sprawę, że produkcja żywności staje się coraz większym wyzwaniem. Nie mniej jednak, upłynie jeszcze dużo wody w Wiśle, zanim się zorientujemy, że kolejne apartamentowce czy centra handlowe, to nie jest najlepsze sąsiedztwo.
D: Mamy nadzieję, że nie staniemy kiedyś przed wyzwaniem przetrwania w tych naszych betonowych dżunglach, bez dostaw żywności z zewnątrz. Ci, którzy będą umieli uprawiać warzywa, będą wówczas wiedzieli, jak przetrwać…
Powiedzcie coś o Festiwalu Filmów Odpowiedzialnych „17 celów”. Inspekty.pl zostały laureatem konkursu i w kategorii „Przedsiębiorstwa” otrzymały Złotą Tarczę. Wasz film pokonał konkurencję; m.in. ING Bank Śląski czy IKEA. Gratulacje! Jak trafiłyście do konkursu? Czy same wpadłyście na pomysł tego zwycięskiego filmu?
D: To jest jedna z niezwykłych historii, które nam się przytrafiły. Jakoś wiosną 2019 roku napisał do nas Rafał Romanowski z The Re:View. Był w trakcie robienia filmu o farmie microgreens w Krakowie i w czasie researchu znalazł nasz artykuł o tej farmie.
K: Zajrzał na naszą stronę i uznał, że robimy świetne rzeczy. Umówiliśmy się na kawę: to była chyba najdłuższa kawa na świecie: gadaliśmy ze 3 godziny!
D: No i ustaliliśmy, że Re:View zrobi film dla Inspektów i o Inspektach. To była propozycja Rafała i zrobił to non profit.
K: Kiedy film ujrzał światło dzienne (w lipcu), spotkał się ze świetnym przyjęciem. To fajna, krótka produkcja, pełna zieleni i dobrej energii.
D: Najfajniejsze jest to, że Rafał i Martyna kręcili film w czerwcu, więc nie było jeszcze czerwonych pomidorów czy papryki, a nasza sycylijska tykwa nie zdążyła jeszcze wyrosnąć, a mimo to ogród na filmie jest niemal tak piękny i apetyczny, jak w rzeczywistości.
K: Na Facebooku odezwała się do nas wtedy Joanna Skałuba, prezeska Fundacji CSR Res Severa. Napisała, że widziała nasz film i zaproponowała, żebyśmy zgłosili go IV Festiwalu Filmów Odpowiedzialnych „17 Celów”. Zrobiliśmy to i przyznano nam pierwszą nagrodę: Złotą Tarczę! Na konkurs spłynęły 74 filmy, więc konkurencja była spora.
Jakie macie plany na przyszłość? W jakim kierunku pójdą Inspekty.pl?
D: W Polsce powstaną setki kolejnych ogródków warzywnych oczywiście!
K: Dalej będziemy edukować i inspirować. Tej wiosny będzie można zrobić sobie własny warzywniak na balkonie z Inspekty.pl. Razem z jedną z najfajniejszych polskich blogerek ogrodowych szykujemy się do podboju polskich balkonów!