Z jednej strony — nawoływania do zerwania z kulturą pracy na najwyższych obrotach. Z drugiej strony apele do dawania z siebie wszystkiego i podkręcania tempa. Na YouTubie podcasty o work-life balance i dobrostanie psychicznym, a na LinkedInie motywacyjne posty, że można więcej, krócej, lepiej. Kogo powinien słuchać polski przedsiębiorca?
Pytanie nasuwa się po lekturze czerwcowego raportu autorstwa GUS „Budżet czasu ludności”. To z tego opracowania można w najbardziej wiarygodny sposób zweryfikować, jak do tematu gospodarowania swoim czasem podchodzą Polki i Polacy. Twarde liczby, zebrane przez pracowników GUS, jasno wskazują, czyimi wskazówkami kierują się rodzimi przedsiębiorcy. Nim jednak przejdziemy do konkluzji i rozwiązania tytułowego pytania, zajmijmy się jeszcze jedną kwestią. Albowiem można te dane potraktować również jako sprawdzenie, na ile skuteczne są wszelakie nawoływania, kierowane do polskiego biznesu. Bo chętnych do rządu dusz nad founderkami i founderami — nie brakuje. Kto tworzy ten wielogłos?
Na pierwszy ogień weźmy tych, którzy przekonują, że można, a nawet trzeba pracować więcej. Tę narrację widać w wielu inspirujących hasłach, które podkręcają do jeszcze większego wysiłku, a wręcz propagują intensywny dzień pracy. „Myślę, że bezpośrednią przyczyną jest to, że przez ostatnie 10 lat mieliśmy do czynienia z kulturą obrzydzania etosu pracy, i nie boję się tego powiedzieć. Skrajna, aktywistyczna lewica pławi się w tym, że jesteśmy głupkami i uprawiamy kulturę zapier****. To jest coś, co zabija gen przedsiębiorczości, ciężkiej pracy i etosu pracy. Na szczęście to się odwraca” – mówił w rozmowie z Maciejem Kaweckim Rafał Brzoska. Klasyką jest stwierdzenie Marcina Matczaka, który najpierw napisał na X: „wiem, na czym polega ciężka praca – i fizyczna, i umysłowa. To, co mi się w życiu udało, zawdzięczam – jak miliony self-made manów – dwóm rzeczom: tej pracy i temu, że Polska jest dość egalitarnym krajem. Nie mam zamiaru wyrzekać się siebie”, by następnie w tygodniku „Polityka” stwierdzić: „„wątpię, aby tacy ludzie [o lewicowych poglądach – przyp. red] byli gotowi pracować po 16 godzin na dobę, żeby osiągnąć sukces”.
Czytaj także: Dbanie o odporność psychiczną to konieczność, a nie luksus. Jak robić to mądrze i skutecznie? Opowiada Katarzyna Oracz
Ale czy to podejście ma faktyczne przełożenie na realia polskich przedsiębiorców? Raport GUS dostarcza twardych dowodów, że niekoniecznie. Polacy, w tym pracujący najwięcej, wcale nie marzą o tym, żeby pracować więcej. Wręcz przeciwnie — 31,4% mężczyzn i 30,8% kobiet chce pracować krócej, a tylko niewielki ułamek (około 4%) chciałby poświęcić na pracę więcej czasu.
„Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”
To najstarsze polskie zdanie znaczy mniej więcej tyle: „daj, ja pomielę, a ty teraz odpoczywaj”. Wynika z niego i troska o towarzysza pracy, jak i o podział obowiązków. Taka jakby… równowaga. Dlatego teraz przyjrzyjmy się rosnącemu w siłę nurtowi, który tworzą specjaliści twierdzący, że czas na odpoczynek od pracy jest czasem najcenniejszym. Słowa klucze to work-life balance, „na spokojnie”, „troska o samego siebie”. Wzrost znaczenia tej narracji często łączy się także z wchodzącym na rynek pracy pokoleniem Z, które swoim podejściem do czasu spędzanego w firmie znacznie różni się od starszych koleżanek i kolegów. Zetkom poświęciliśmy swego czasu cały artykuł, dogłębniej badając ich podejście do kariery zawodowej czy rozwoju.
To oczywiste, że ludzie spod nurtu zdrowej równowagi między pracą a życiem stoją w opozycji do biznemenów pokroju Brzoski czy Matczaka. Ale czy ich argumenty są na tyle przekonujące, by przebić się do świadomości polskich przedsiębiorców?
Niekoniecznie.
Okazuje się, że w 2023 r. przeciętny czas pracy zawodowej wynosił w Polsce 12,8% doby, ale u mężczyzn było to aż 16,4%, a u kobiet 10,1%. Choć wydaje się, że mężczyźni pracują znacznie dłużej, to gdy doliczymy prace domowe i obowiązki opiekuńcze, ten obraz się zmienia. Łączny czas obowiązków (praca zawodowa + domowa) wynosi u kobiet 28,1% doby, a u mężczyzn 27,6%.
W ciągu ostatnich 10 lat, czyli od 2013 roku, Polacy przeznaczają więcej czasu zarówno na pracę zawodową, jak i na obowiązki domowe. Ten wzrost odbywa się kosztem wolnego czasu (odpoczynku), który skrócił się aż o 1,4 punktu procentowego. W skrócie: pracujemy więcej i mamy mniej czasu na relaks. Co ciekawe, u mężczyzn czas pracy zawodowej zwiększył się mniej (o 0,7 p.p.) niż u kobiet (o 1,5 p.p.), natomiast czas prac domowych u mężczyzn wzrósł o 1,4 p.p., a u kobiet tylko o 0,1 p.p. Różnica w czasie poświęconym na obowiązki między płciami się zmniejsza, ale wciąż to kobiety biorą na siebie większy ciężar.
Gdzie podział się przedsiębiorca?
Najwięcej czasu na obowiązki, a najmniej na odpoczynek, przeznaczają osoby w średnim wieku (35–44 lata). To właśnie w tej grupie wiekowej często spotkamy przedsiębiorców i rodziców. A co mówi raport o rodzicach? Rodzice z jednym dzieckiem przeznaczają na obowiązki 36,3% doby, a ci z trójką lub więcej aż 39,6%. Coraz więcej dzieci to mniej czasu na zarabianie (18,1% doby dla jednego dziecka, a 15,3% dla trojga lub więcej) i mniej na odpoczynek.
Polacy nie są skłonni do harowania
Dlaczego Polacy nie chcą pracować więcej, nawet jeśli nie brakuje motywacyjnych głosów, które do tego zachęcają? Z raportu wynika, że tylko 38,3% osób uważa pracę zawodową za przyjemną. To jeden z najniższych wyników, niżej są tylko prace domowe (41,8%) i nauka (43,8%). Uczestnictwo w sporcie i rekreacji, życie towarzyskie i kulturalne, czytanie czy słuchanie muzyki to przyjemniejsze zajęcia. To po prostu zdrowe podejście: nikt nie chce harować w nieskończoność, skoro może robić coś, co daje mu więcej przyjemności.
Co więcej, pracujemy coraz dłużej, ale niekoniecznie wszyscy bogacą się tak samo. Mediana zarobków w styczniu 2024 r. wyniosła 6882,80 zł brutto, a średnia pensja, zawyżana przez najlepiej zarabiających, to 8717,18 zł. Różnica między tymi wartościami wynosi 26,7%, a rok wcześniej była mniejsza (19,2%). To jasno pokazuje, że choć cała klasa średnia pracuje ciężej i dłużej, to korzyści płyną głównie do tych na samej górze.
W praktyce oznacza to, że dodatkowe godziny niekoniecznie „zwalniają” przedsiębiorcę w kierunku bogactwa – raczej pchają go w stronę chronicznego zmęczenia, podczas gdy zyski z tego wysiłku lądują gdzie indziej. I chyba właśnie dlatego z danych GUS przebija się cichy, ale wyraźny sygnał: polski przedsiębiorca zaczyna selekcjonować, czyj głos faktycznie warto brać pod uwagę. Coraz rzadziej jest to motywator z LinkedIna, a coraz częściej… własny wewnętrzny rachmistrz, który liczy nie tylko złotówki, ale i godziny życia.
Czyj głos jest najważniejszy?
Wracając do pytania z początku: kogo tak naprawdę słucha polski przedsiębiorca? Patrząc na dane, można odnieść wrażenie, że nie do końca jest to głos internetowych guru, którzy nawołują do wiecznej pogoni za sukcesem i 12-godzinnym dniem pracy. Polacy, a wśród nich przedsiębiorcy, słuchają głosu zdrowego rozsądku i własnej kalkulacji. Widzą, że wydłużanie czasu pracy niekoniecznie przekłada się na lepsze życie dla nich samych.
Dlatego zadowolonych z ilości wolnego czasu w 2023 r. było tylko 60,7% Polaków, co jest niskim wynikiem. 14,1% Polaków deklaruje, że zawsze żyje pod presją czasu, a 55,2% — że odczuwa ją czasami. To pokazuje, że mimo optymistycznych postów i podcastów, nasza rzeczywistość daleka jest od ideału. Wbrew głośnym nawoływaniom, Polacy cenią swój czas i nie chcą go marnować na niekończące się obowiązki, które nie przynoszą im satysfakcji. To sygnał dla wszystkich aspirujących guru: zamiast mówić, jak pracować więcej, może warto zastanowić się, jak pracować mądrzej?