W tym roku jedno z najpopularniejszych wydarzeń startupowych w Polsce – Aulery – wraca w nowej formie. Tym razem, jury przy wsparciu społeczności wybierze najlepszy polski startup.
Z tej okazji postanowiliśmy porozmawiać z twórcami inicjatywy – Arturem Kurasińskim, Konradem Latkowskim i Remigiuszem Świątkowskim – o początkach Aulerów, największych wpadkach, a także planach na przyszłość.
Pierwsze Aulery zostały wręczone w 2009 roku. Patrząc z perspektywy czasu, jak oceniacie to pierwsze wydarzenie, jego organizację? Czy jest coś, co byście zmienili?
Artur Kurasiński: Mało kontrolowany chaos. Nie mieliśmy doświadczenia, ani środków żeby zrobić to dobrze, więc „szyliśmy” z czego się dało. To był klasyczny bootstrap 🙂
Konrad Latkowski: Pamiętam, że jak organizowałem pierwszy Startup Weekend w 2011 roku, to tego samego dnia był też finał Aulerów. To był eksperyment – gala była w hotelu Hilton, uczestnicy i goście pojawili się w garniturach… i mimo, że mnie tam nie było, Aulery nigdy więcej nie wróciły do formuły „poważnego wydarzenia”. Chcemy, aby to wydarzenie się zmieniło, ale więcej o tym powiemy w 2026 roku.
Aulery to już kultowa nagroda startupowa w Polsce. Od początku chcieliście osiągnąć taki cel?
AK: To pytanie do Igora Dzierżanowskiego, bo on wymyślił i przez krótki czas prowadził Aulery. Myślę (jeśli dobrze pamiętam moje rozmowy z Igorem sprzed prawie 18 lat), że Aulery miały być przede wszystkim konkursem innym, niż wszystkie istniejące. Bez opłaty, bez pompatycznej gali i przede wszystkim – skupione na wynajdywaniu wartościowych startupów oraz pomocy im w przebiciu się do mainstreamu.
Remigiusz Świątkowski: Początek był taki, jak wspomniał Artur. To, że Aulery są dziś uznawane za kultową nagrodę, to zasługa Artura, Igora i wielu innych osób, które przez lata pracowały przy Auli.
Jeśli zaś chodzi o czas po reaktywacji w 2022 roku – my po prostu uzgodniliśmy, że chcemy trzymać się oryginalnych założeń i zrobić wszystko, aby nie zaprzepaścić tego, co wypracowali nasi poprzednicy.
Skandale, wpadki, potknięcia – na przestrzeni tylu lat musiały się Wam przydarzyć takie nieplanowane sytuacje. Które z nich zostały Wam szczególnie w pamięci?
KL: Artur, pamiętasz finał w 2012 roku? W Gdańsku? Skandalu nie było, ale wpadek sporo…
AK: Oj tak – wynegocjowałem zrobienie gali Aulerów przy okazji innego eventu, odbywającego się dzień przed nami. Kiedy pojawiłem się na miejscu w dniu wręczenia naszych nagród, niestety okazało się, że ekipa realizująca nie została opłacona i właśnie zwija swój sprzęt. Co ja się wtedy najadłem strachu – przecież nie miałem środków żeby opłacić czyjś event. W końcu udało mi się przekonać ekipę żeby została, twierdząc, że zawsze mogą wziąć „za zakładnika” część sprzętu organizatora, który nie wywiązał się z umowy…
W tym roku organizujecie Aulery All-Stars – dla najlepszych z najlepszych. Co zainspirowało Was do zmiany formuły konkursu?
KL: Okazja. Wiedzieliśmy, że chcemy zrobić coś innego na 18-lecie Auli Polskiej. Pomysłów było wiele, ale ten był najprostszy – dajemy społeczności szansę wybrać najlepszy startup z ostatnich 18 lat, spośród nagrodzonych w Aulerach.
I to działa! Blisko 1500 osób głosuje co rundę. W ten sposób wybraliśmy najlepsze 32 firmy, następnie 16, a za chwilę wybierzemy topową ósemkę. Patrząc po dotychczasowych głosowaniach, to będzie to na pewno ekscytujące.
Biorąc pod uwagę, że w początkowych etapach konkursu Aulery All-Stars to społeczność wybierała startupy, czy ich głosy czymś Was zaskoczyły?
RŚ: Na etapie eliminacji społeczność wybrała 32 spośród 37 startupów, które w przeszłości wygrały Aulera i dziś albo są po udanym exicie, albo nadal funkcjonują na rynku. Następnie rozstawiliśmy je w drabince znanej z playoff, tj. 1 vs 32, 2 vs 31 itd.
Taki system naturalnie tworzy zestawienia z faworytami, ale jak w sporcie, tak i tu zdarzają się niespodzianki. Przyznam, że do tej pory mieliśmy 3-4 starcia, których wynik zaskoczył cały nasz zespół.
W kolejnych etapach konkursu decyzję przejmuje jury, które wybiera zwycięski startup. Jakie cechy będą dla niego kluczowe?
KL: W tym roku jury głosuje biznesową wiarą i sercem. Głos każdej z osób z jury wart jest 10 punktów. Każdy członek jury może oddać tylko jeden głos. Jednocześnie, społeczność dalej w swojej masie będzie głosować. Dlatego może być tak, że głosy jury zmienią wynik, albo poprą głos społeczności. Zobaczymy.
Aulery to nie tylko konkurs, ale i społeczność. Jakie działania podejmujecie, aby integrować środowisko startupowe?
RŚ: Jako Aula organizujemy w Warszawie 7-9 wydarzeń rocznie. Od dwóch lat nie zorganizowaliśmy jednak żadnego poza stolicą, a zależy nam na tym, aby startupowe community rozwijało się w całej Polsce. Dlatego, oprócz własnych inicjatyw, chętnie wspieramy lokalne wydarzenia startupowe, nawet te dopiero raczkujące. Poza spotkaniami offline, często udostępniamy też nagrania z naszych wydarzeń na YouTubie, zupełnie bezpłatnie. Zresztą, to właśnie w ten sposób, w okolicy 2014/2015 roku, zaczęła się moja historia z Aulą. Wtedy, będąc w Gostyninie, z którego pochodzę, oglądałem Aulę na YouTubie, a dziś ją współorganizuję.
Co chcielibyście powiedzieć startupowcom, którzy marzą o zdobyciu Aulera? Jakie rady mają dla nich organizatorzy?
KL: Po pierwsze, znajdźcie market fit. Po drugie, piszcie o tym, co robicie, jak do dzieci, a nie do ekspertów w Waszych branżach. Po trzecie, to na każdym etapie trzeba troszkę zapier***, bo startupy to wyścig z czasem, z cashflow i konkurencją.
Branża filmowa ma swoje Złote Maliny, w Polsce przyznajemy Dzikie Węże dla szczególnie złych filmów. Nie kusi Was, żeby stworzyć takie nagrody dla startupowych antytalentów? Albo chociaż zrobić kategorię „Taka piękna katastrofa”, wszak founderzy kochają opowiadać o swoich porażkach 😉
KL: Kusi nas, aby zrobić w Warszawie coś jeszcze obok regularnych Auli i nagród Aulerów. I mogę już teraz powiedzieć, że po wakacjach, w 2026 roku… Na ten moment mamy bogate plany, ale liczę, że na planach się nie skończy. A jak się uda… to liczymy na Oscara, a nie Złotą Malinę. Zapiszcie się do newslettera, aby dowiedzieć się o tym pierwsi! 😉