Jacku, z czym przyjechałeś na Malmö Impact Week?
Razem z zespołem Tech To The Rescue porozmawiać z europejską społecznością impaktową o tym, jak możemy pomóc ludziom, którzy zmieniają świat na lepsze, lepiej wykorzystywać sztuczną inteligencję. Mamy poczucie ogromnej pilności – najbliższe 12-24 miesiące zadecydują o przyszłości całego sektora społecznego. Nie przyjechaliśmy więc tylko na rozmowy, ale by budować ekosystem, który realnie przygotuje organizacje na erę AI.
Nasza nowa filozofia opiera się na tzw. Holistic AI Enablement Model, czyli nie dostarczaniu samych narzędzi organizacjom a stworzeniu ekosystemu wspierania ich w organizacyjnej transformacji. Widzimy, że wyzwania takie jak kryzys klimatyczny czy dezinformacja przyspieszają, a organizacje społeczne zostają w tyle – tylko 4% liderów NGO czuje się pewnie z AI i tylko 12% Europejskich ngosów jest dojrzałych cyfrowo. Istniejemy po to żeby zasypywać przepaść pomiędzy światem technologii i impaktu oraz łączyć fundatorów, firmy technologiczne i changemakerów.
To jaka jest twoja recepta na lepszą, mądrzejszą adopcję AI?
Moja recepta wywodzi się bezpośrednio z praktyki – zrealizowaliśmy ponad 1000 projektów z NGO i to nauczyło nas, że sama technologia nie wystarczy. Potrzebne jest holistyczne podejście. Widzimy, że technologia rozwija się wykładniczo – dwa dni temu Google pokazało nowe możliwości Gemini – a sektor społeczny wciąż nadrabia zaległości z poprzedniej epoki cyfrowej. Staramy się adresować tą barierę wielopłaszczyznowo.
Nie tylko pomagamy zdobyć kod czy technologię, ale adresujemy braki w strategii AI, bo większość NGO jej nie ma, oferujemy wsparcie społeczności i topowych ekspertów. Po drugie, AI traktujemy jako dźwignię do mnożenia impaktu, dbając przy tym o etykę oraz bezpieczeństwo i skupiamy się na wspieraniu sprawdzonych zaufanych rozwiązań społecznych. Po trzecie, zamiast wyręczać organizacje, budujemy ich kompetencje, dopasowując wsparcie do ich dojrzałości po to aby mogły przejść zmianę organizacyjną a nie tylko dołożyć kolejne narzędzie do przestarzałych procesów.
Promujemy podejście AI-Native. Nie chodzi tu o zwykłe „doklejenie” AI do starych procesów, ale o zaprojektowanie interwencji społecznych tak, jakby sztuczna inteligencja była ich fundamentem od zawsze. W takiej organizacji AI podejmuje decyzje w oparciu o kontekst i pozwala skalować ludzką ekspertyzę niemal bezkosztowo. Efekt? Możemy dostarczyć hiper-personalizowaną pomoc na masową skalę, podczas gdy ludzie w organizacji skupiają się na tym, co niezastąpione: na budowaniu relacji czy bezpośredniej pracy ze społecznościami i beneficjentami.
Podczas Malmo Impact Week, na panelu „AI-Resilient Workforce Development” mówiłeś o tym, że ta luka między NGOsami a cyfrowymi agencjami rośnie w zatrważającym tempie. Jaka jest skala tego problemu?
Dokładnie. Firmy odnoszące sukcesy muszą rozumieć, jak nowe technologie będą wpływać na ich biznes co trzy, cztery miesiące, więc tempo zmian w tych firmach jest w pewnym sensie wykładnicze. Natomiast organizacje pozarządowe w większości – mimo że Tech To The Rescue pracuje akurat z tymi najbardziej innowacyjnymi – cały czas są w trybie transformacji cyfrowej, która zajmuje lata. Statystyki są niepokojące: 90% organizacji non-profit nie ma funduszy na infrastrukturę AI, a według McKinsey’a aż 72% inicjatyw AI for Good skupia się na badaniach, a nie na wdrażaniu i skalowaniu rozwiązań. Jeżeli wyobrazimy to sobie w perspektywie kilku lat, to niestety trajektoria jest taka, że organizacje przestaną być jakkolwiek obeznane z technologiami. Efekt będzie taki, że z technologicznych rozwiązań korzystać będzie tylko społeczność impaktowa do działań na ograniczonym i lokalnym poziomie. A to oznacza, że nie będą w stanie wykorzystać potencjału, który daje technologia, żeby mieć globalny impact.
To jest zagrożenie. To jest jakaś niewykorzystana szansa.
My jako Tech To The Rescue staramy się temu przeciwdziałać. Robimy to poprzez łączenie tych organizacji pozarządowych z firmami, po to, żeby razem mogły pracować, wymyślać innowacje i te innowacje wdrażać.
Jakie projekty realizujecie? Czy jest jakiś konkretny model, branża lub sektor, który wspieracie?
Pracujemy ze wszystkimi typami problemów i z organizacjami na całym świecie. Największe wyzwanie na początku ścieżki to jest znaleźć organizację, która ma tak zwaną sprawdzoną interwencję społeczną. Czyli to, co robią jej ludzie, działa, pomaga ludziom w sposób przewidywalny. A najlepiej, gdy na skuteczność tego działania jest jeszcze jakieś naukowe potwierdzenia. Jeżeli taka organizacja istnieje i ma odpowiednie parametry związane z przygotowaniem do pracy z technologią, zapraszamy ją do współpracy. Próbujemy jej pomóc zrozumieć, jak technologia może pomóc wyskalować to, co już działa.
Problemy, które są najciekawsze do pracy ze sztuczną inteligencją, to są problemy, których rozwiązanie wymaga wysłania spersonalizowanej informacji do użytkownika. Ta informacja, podana w odpowiednim czasie, może pomóc zmienić zachowania tej osoby lub znacząco wpłynąć na to, jak ona żyje.
Jak AI umożliwia taką personalizację?
AI jako technologia jest niesamowita w tym kontekście dlatego, że dzięki generative AI możemy te interwencje czy te wiadomości, które wysyłamy do ludzi, personalizować w sposób niedostępny wcześniej. Możemy wysłać inną wiadomość do każdej innej osoby.
Dodatkowo, to co AI robi świetnie od wielu lat, to jest przewidywanie, co się może wydarzyć w przyszłości na podstawie historycznych danych. Dzisiaj, jeżeli zależy mi na tym, żeby pomóc jakiejś osobie będącej ofiarą przemocy domowej, nie będę wysyłał jej takiego samego SMS-a jak do 100 000 innych osób w przypadkowym momencie. Na podstawie danych, które organizacja dysponuje, może wysłać wiadomość w momencie, kiedy ta osoba będzie najbardziej potrzebować wsparcia, ułatwić cały proces czy wręcz załatwić za nią wybrane sprawy. . Dodatkowo ta wiadomość może bazować na motywacji, która dla tej osoby może być istotna żeby odważyć się coś zmienić.
Przypomina mi to wszystko „Raport mniejszości” Stevena Spielberga. Czy nie obawiasz się, że AI będzie wykorzystywany przez NGOsy, by wykluczać osoby, którym nie da się pomóc, ponieważ AI stwierdzi, że pomoc nie może zostać zaoferowana?
Jacek: Świetne pytanie. Myślę, że nie ma na nie łatwej odpowiedzi. Z jednej strony, widzimy, że organizacje chcą używać AI, żeby właśnie zrozumieć, kto jest najbliżej na przykład odpadnięcia z programu edukacyjnego albo kto z największym prawdopodobieństwem nie poradzi sobie z nałogiem. Chodzi o to, żeby dla tych osób, które z największym prawdopodobieństwem mogą skończyć porażką, udzielić dodatkowej pomocy.
Mieliśmy niedawno demo days. Jedna z organizacji z Peru, pracująca z nami nad edukacją o przedsiębiorczości, chce wykorzystać AI do przewidywania, którzy uczniowie przestaną korzystać z programu edukacyjnego, po to, żeby wysłać tam dodatkową motywację i informacje.
Z drugiej strony wiemy, że w niektórych miejscach na świecie brakuje zasobów, zwłaszcza w krajach globalnego południa, jest pomóc wszystkim. W takiej sytuacji AI faktycznie może pomóc zoptymalizować to, jak wykorzystujemy te ograniczone zasoby.
Na pewno AI jest technologią, na którą trzeba uważać, jeśli chodzi o zamierzone i niezamierzone konsekwencje jej wykorzystania . My staramy się organizację zawsze łączyć ze specjalistami w obszarze odpowiedzialnego AI, po to, żeby mogły o tym świadomie porozmawiać, przemyśleć i uwzględnić te etyczne dylematy w swoich działaniach. Tego, czego bym się na pewno nie bał, to to, że organizacje będą chciały komuś zaszkodzić. Raczej mamy do czynienia z za dużą ilością dobrej energii i próbujemy wykorzystać ograniczone zasoby, żeby pomóc jak największej ilości osób.
Z jakimi wyzwaniami mierzysz się w Tech To The Rescue?
Jacek: Jest kilka wyzwań typowych dla przedsiębiorcy. Na przykład, umiejętność nadążenia za tym, co AI zmienia dla przedsiębiorczości i dla organizacji pozarządowych. Spędzam bardzo dużo czasu na uczeniu się tej technologii. Jednym z klasycznych dylematów, z którym się mierzymy, to dylemat innowatora: jak dużo energii wkładamy w to, żeby robić stare rzeczy, które działają, a jak dużo poświęcamy na to, żeby wymyśleć sobie na nowo i zrobić manewr znany jako disrupt yourself. Czyli wprowadzić zmiany w działalności, które pomogą w dalszej nauce oraz działalności.
My sami, jako zespół Tech To The Rescue, podjęliśmy decyzję, żeby wejść w to disrupt yourself dosyć energicznie. Stworzyliśmy zespół, który ma wymyśleć Tech To The Rescue na nowo, pracując nad tymi dwoma rzeczami jednocześnie, nie zaniedbując tego, co już działa.
Druga rzecz, która jest coraz trudniejsza, to wzrost naszej społeczności. Zaczęliśmy 5 lat temu jako inicjatywa antycovidowa, a dzisiaj pracujemy z 2000 firm z ponad 100 krajów. Wyzwaniem jest podtrzymanie z tymi wszystkimi firmami dobrych relacji i utrzymanie ich motywacji do pomagania organizacjom.
Trzecia rzecz, która jest kluczowa i specyficzna dla nonprofitów takich jak Tech To The Rescue, to oczywiście finansowanie. My podjęliśmy decyzję kilka lat temu, żeby nie mieć modelu biznesowego. Chcemy pomagać organizacjom, nie oczekując, że nam za to zapłacą. Utrzymujemy się ze sponsoringu i z hojności naszych darczyńców.
Czytają nas founderzy, którzy być może są zainteresowani współpracą z wami. Jak mogą dołączyć i kogo szukacie?
Szukamy firm, które chcą popracować z organizacjami pozarządowymi, które są w top 1% organizacji na świecie, nad stworzeniem realnej innowacji. Natomiast szukamy konkretnego mindsetu. Nie szukamy firm, które chcą na siłę wepchnąć swoje rozwiązanie do organizacji. Szukamy firm, które chcą podejść do tego problemu jak do problemu z tworzeniem nowej innowacji.
Bardzo dużo firm, które z nami pracują, to są agencje software’owe, które mają w swoim DNA pracę z klientami nad nowymi rozwiązaniami. Coraz więcej pracujemy z korporacjami, które tworzą te przestrzenie dla pracowników, żeby uczyły się nowych technologii.
Bottom line jest taki, że jeżeli jesteś founderem, który robi fajne rzeczy i chciałby mieć jeszcze pozytywny wpływ na świat dzięki technologii, zapraszamy do tego, żebyśmy wspólnie potraktowali organizację nonprofit jako klienta i mimo tego, że zrobimy coś dla niej za darmo, to będziemy mieć w tym fun, sporo nauki, a jednocześnie będziemy zmieniać świat na lepszy.
Ostatnie, bardzo osobiste pytanie. Czemu zdecydowałeś się na taką niełatwą ścieżkę, niekoniecznie szczególnie dochodową, ale na pewno wymagającą?
Pracuję dużo z osobami, które wierzą, że posiadanie życia, w którym nie maksymalizuje się swojego zarobku, ale próbuje się zbalansować robienie rzeczy, które mają sens, to jest ta ścieżka życiowa, którą się powinno podążać. To jest decyzja, która nie jest zgodna z zasadami kapitalizmu, więc ma swoje minusy.
Wychowałem się w rodzinie na wsi pod Warszawą. Moi rodzice są bardzo wierzący i taka wiara w to, że dobroć jest czymś, co rozświetla życie, była mi bardzo bliska mi od samego początku. Byłem też przedsiębiorczy. I to te dwie rzeczy uformowały się w taką ścieżkę, w której, odkąd miałem 18 lat, zacząłem tworzyć organizacje pozarządowe i robić impact w skali. Później było to po prostu wybieranie czegoś, co ma większy sens.
Najpierw założyłem organizację, która robiła przestrzeń w Warszawie dla licealistów. Później wspólnie z Fundacją Orange stworzyliśmy 100 takich miejsc w małych miejscowościach w Polsce. Następnie założyłem firmę, która pracowała z nonprofitami i wdrażała grywalizację. Dalej, widząc, że organizacji nie stać na to, żeby płacić za struktury deweloperów, mimo że mają olbrzymi potencjał, i korzystając z tego, co zaczął Tomek Karwatka przy okazji COVID-u, założyliśmy Tech To The Rescue.
To jest taka ścieżka, żeby zbalansować ambicje, robienie rzeczy globalnych, fajnych, ciekawych, z tym, żeby każdego dnia móc się budzić z poczuciem, że dzisiaj komuś pomogę. To jest fantastyczne uczucie i uważam, że jest to tego warte, nawet jak się zarabia trochę mniej niż w najbardziej korzystnej komercyjnej opcji.