Panie Artur gazu, panie Artur gazu!
Artur Kurasiński, niezależny obserwator technologicznych trendów, surowy krytyk kulturalny, startupowy, polityczny widziany był ostatnio za kółkiem samochodu marki Mazda. Sam Artur, tak ceniony za ostrość poglądów i samodzielność w wyciąganiu wniosków, twierdził, że Mazdą jeździł. Ale czy tak rzeczywiście było, trudno stwierdzić. Wszak sam ekspert twierdzi, że nowa Mazda „nawet stojąc w miejscu, wygląda jakby samochód szykował się do startu”.
Może więc i Artur, i Mazda stali w miejscu, w salonie, zapatrzeni w siebie? To wydaje się prawdopodobne, bo urzeczony pojazdem Artur w swoim wpisie nie szczędził literackich zachwytów nad autem.
Artur jak zwykle pisze pięknie. Artur pisze lirycznie. Dlatego mamy dla niego włoski wiersz Serca mego radości… autorstwa Iacopone da Todiego w przekładzie Macieja Frońskiego:
Serca mego radości,
Każesz śpiewać z miłości!
Kiedy radość wybucha,
Człowiek śpiewa, jak umie,
Już go język nie słucha,
Już swych słów nie rozumie,
Cóż, wszak w sobie nie stłumi
Tak ogromnej błogości.
Tankowałeś? Nie siadaj do LinkedIna
Może się bowiem zdarzyć, że benzynowe opary bądź też inne trujące substancje w jakiś sposób utrudnią Ci formowanie myśli. I zamiast wysokooktanowego posta, spłodzisz coś, co przekracza wszelkie normy środowiskowe. I nie tylko środowiskowe.
Patryk Walica, dumnie reprezentujący CEO w Media 51, a także benzynowy influencer prezentujący najnowszy wąż do tankowania paliwa na stacjach Orlen, dzieli się swoimi wspominkami z motoryzacyjnych przygód. A że to brakowało paliwa, a że to brakowało jedzenia, a że to brakowało pieniędzy, a że to brakowało klientów, a że to brakowało inwencji w wymyśleniu, czego mogło jeszcze braknąć biednemu Patrykowi.
Ze wspominek – tyleż pociesznych, co nudnych – przechodzi płynnie do refleksji:
„Jeżeli coś ma uszczęśliwiać wewnętrzne dziecko, to właśnie czas spędzony na zabawach, których za młodu chciało się doświadczyć, a nie mogło.”
Jakie to uczucie, wciskać extra ser?
Katarzyna Milkiewicz, dyrektorka ds. angażowania klientów w Medicover, wykazała się nie lada odwagą. W czasach, gdy wszystkim nam zależy na tym, aby pokazać się na LinkedInie – oraz wszędzie indziej – z jak najlepszej strony, Milkiewicz przyznaje się do mrocznej przeszłości.
Otóż, „w mojej pierwszej pracy kazali mi do każdej pizzy wciskać extra ser” – wyznaje Katarzyna. Nie wiemy, czy wciskała ser klientom, czy raczej wciskała go w pizzę. Nie wiemy, czy ser był extra, czyli taki dobry – czy też był extra, bo był w gratisie. A to wszystko ma znaczenie w ocenie moralnej występku reprezentantki Medicover. My lubimy myśleć, że już za młodu Katarzyna lubiła angażować ludzi, więc na swój uroczy sposób angażowała klientów do jedzenia extra sera.
Krzyczała na przykład „halo, ludzie, mam tu extra ser do pizzy, kto ma ochotę?!”
Pani Katarzyna wyznaje także: „ludzie myśleli że to za darmo, że jestem taka uprzejma // więc się chętnie godzili”.
Dobra, ale gdzie tu puenta? O co w ogóle chodzi z tym serem, Pani Katarzyno z Medicover?
Na szczęście, post jest niedługi, więc szybko dobiegamy do finału. To tu odkrywamy tajemnicę – nie, nie tę, że ser nie jest za darmo. Ani nie tę, że Pani Katarzyna jest nieuprzejma, wbrew pozorom i wbrew jej miłości do extra sera.
Tajemnica ta brzmi tak:
„Rzadko chodzę po galeriach i sklepach stacjonarnych ale zawsze mnie zastanawiaja te praktyki // co czuła osoba, która musiała przykleić cenę 25 zł na ten wazon a potem rozwiesić w sklepie plakaty, że jest 20% obniżki”.
Przeczytaliśmy ten post 7 razy i czujemy się za każdym razem tak, jak gdybyśmy dzwonili na infolinię Medicover i próbowali się umówić na wizytę. Teoretycznie wiemy, że przysługuje nam abonament, że mamy możliwość korzystania z usług medycznych czy diagnostycznych. Ale w praktyce – nic nie wiemy i na czym stoimy.
Ściągnij klapki, załóż okulary
Nigdy nie jest za późno, aby urodzić się na nowo. Zawsze jest dobry moment na to, by zrzucić z siebie starą skórę oblec się w pachnące świeżością szaty i cieszyć się egzystencją jak nowo narodzony. Tak też robi na naszych oczach, bezwstydnie to robi i ekshibicjonistycznie Krzysztof Pawlak, czyli ex-ex i fu-fo, czyli ex-executive i future-founder. Poleciał w tym celu do San Francisco i żebyśmy nie mieli wątpliwości, że Pawlak Krzysztof jest właśnie tam, to zrobił sobie on selfie na tle tego sławnego mostu.
Otóż stoi on tam, z tym wielkim mostem kołyszącym się w tle i mówi on do nas, Krzysztof Pawlak nas informuje, a my słuchamy. Słuchamy, jak on w tych czarnych okularach mówi, że przyjechał do SF zerwać klapki z oczu. Że on tam jest jeszcze sam, sam jak ten palec i sam jak ten most, ale że już wkrótce pozna nowych ludzi. Wierzymy mu, bo widać, że się ładnie ubrał, tak wyjściowo. Założył nawet wiele biżuterii, żeby wzrok przykuć. Będzie Krzysztof badał trendy, te sanfranciscowe trendy, trendy w mieście, które zdaniem Krzysztofa-turysty, Krzysztofa-obserwatora, Krzysztofa na nowo urodzonego – jeszcze nie tak dawno „ledwo żyło”.
Ale Krzysztof to nie z tych, co to tylko selfie zrobią i już. Krzysztof nie jest selfish, Krzysztof dzieli się swoim krzysztofowym know-how. I zdradza, jak on ten swój plan zrealizuje. Wyciągajcie ołówki i papiery, biedni ludzie z Warszawy, Wrocławia, Krakowa i Krosna. Otóż Krzysztof będzie (tu także pisownia oryginalna):
„- Zwiedzał meetupy (AI, ecom, low code, ..)
– Zaglądał do big tech (Meta, Google, Apple, ..)
– Rozmawial z top firmami (OpenAI, n8n, Stripe..)
– Przyglądał się startup’om (pitche, hackathony)
– Rozmawiał z inwestorami, VC, funduszami”
Jak ten Krzysztof zacznie swój plan wcielać życie, to i za 300 lat go nie skończy. No ale wiecie, tak się żyje w SF…
Kebaby, prosta rozrywka, brak rozsądku – Polska w pigułce, oczami Kaweckiego
Panie szanowny, niepotrzebnie się Pan denerwuje! Fenomen „Ukrytej Prawdy” to nie upadek, a skalowalny model biznesowy rozrywki. Proszę spojrzeć: zero kosztów na scenariusz (no bo życie przecież pisze najlepsze i najbardziej dramatyczne scenariusze!), niska bariera wejścia dla aktorów (tzw. amatorów) i gwarantowany zasięg na poziomie pół miliona.
To Netflix dla Polaków, którzy nie chcą tracić energii na wybór.
Włączasz, oglądasz, wyłączasz – mózg w trybie stand-by. A że „obniża poziom debaty publicznej”? Przecież debaty publiczne i tak zostały przejęte przez LinkedIna, gdzie dyskutuje się o tym, czy budzisz się o 4:00, czy o 5:00, żeby być founderem sukcesu.
Dawna „Sonda” nie wróci, bo dzisiejsza nauka jest za nudna. Kogo interesuje, jak działa czarna dziura, kiedy może zobaczyć, jak sąsiadka okrada męża z oszczędności, a reżyserka oświetlenia jest na poziomie „migoczącej świetlówki”?! To jest autentyczność!
A knajpy z kebabami? No Włochy mają trattorie, Francja bistro, a Polska? Polska ma kebaby.
Polak robi biznes za granico. Jak może?
W pełni rozumiemy frustrację. Widok Keira Starmera (polityk z Zachodu, a to już połowa sukcesu!) w otoczeniu 125 liderów (czyli 125 potencjalnych unicornów!) jest dla polskiej duszy bolesny. Dlaczego nie ma tam naszego premiera?
Poniższy post odbieramy jako esencję klasycznego, polskiego kompleksu niższości w ekosystemie startupowym. Wtajemniczeni (lub Ci z dostępem do np. internetu) wiedzą, że takich wycieczek było trochę więcej w poprzednich latach!
ElevenLabs to deeptech, a w Polsce liczy się deep drama. Globalny sukces jest za nudny. Naszą skalowalność mierzymy zaś tym, ilu ludzi ogląda „Ukrytą Prawdę” i ilu ma kebaby w swoich miasteczkach.
Premier nie ma czasu na voice search, bo musi słuchać, o czym szepcze ulica. A ulica szepcze o dramach.