Na zdjęciu: Franciszek Georgiew, założyciel Social Tigers | fot. materiały prasowe
– Sześciogodzinny dzień pracy ma dać ludziom przestrzeń na odpoczynek, realizację swoich pasji, a co za tym idzie – samodzielne myślenie w pracy. Nie mam wątpliwości, że zwłaszcza w branży reklamowej to właśnie skupienie i zaangażowanie są absolutnie kluczowe dla utrzymania dobrych relacji z klientami – mówi Franciszek Georgiew, założyciel Social Tigers. Dodaje, że praca w social mediach oznacza ciągłe bycie na posterunku i pod telefonem, nawet po godzinach.
Dyspozycyjność
Dlatego uważa, że skrócenie dnia pracy rekompensuje konieczność „bycia do dyspozycji”. Wspomina, że dzięki temu osoby zatrudnione w firmie mogą się wyspać i skorzystać z dalszej części popołudnia. Na tym wdrożeniu korzysta też sam agencja. – Myślę, że najbardziej namacalnym rezultatem jest fakt, iż z pracy w Social Tigers nikt jeszcze nie zrezygnował, choć na rynku jesteśmy już od dwóch i pół roku – dodaje Georgiew. Ale to nie jest tak, że wszystkim odpowiada taki system pracy.
Przedsiębiorca wspomina, że musiał pożegnać się z osobami, które nie potrafiły sobie poradzić z większą swobodą i wykorzystywały ją w sposób służący wyłącznie ich interesom zamiast wspólnym celom. Niemniej 6-godzinny dzień pracy jest olbrzymim atutem podczas rekrutacji, który działa na kandydatów jak magnes i przy tym przyciąga interesujących ludzi. Dla niektórych osób to wręcz marznie i możliwość zyskania nawet trzech godzin dziennie, co w skali tygodnia daje jeden wolny dzień.
Codzienne problemy
Georgiew zauważa jednak, że to rozwiązanie ma także minusy. – Jeśli ktoś myśli, że sześciogodzinny dzień pracy likwiduje chociażby problem spóźnień czy samoistnie pojawia się w firmie świetne tempo pracy, jest w dużym błędzie. Te problemy rozwiązujemy dokładnie tak, jak w „normalnych” miejscach pracy – mówi.
Kolejna rzecz to „rozgrzewka” przed podjęciem zadań służbowych i bycie „w blokach startowych” przez ostatnich kilka minut pracy. Przedsiębiorca tłumaczy, że ludzie dążą do minimalizacji wysiłku i w związku z tym zdarza się, że krzątają się po kuchni albo nie mogą się doczekać końca dnia. Dlatego konieczne jest, aby wciąż nadzorować swoich podwładnych i wskazywać im kierunki działania.
Efekt „WOW” szybko znika
Przed wdrożeniem 6-godzinnego dnia pracy należy się odpowiednio przygotować. Niemniej nie wszyscy pracownicy potrzebują tego w takim samym stopniu. Georgiew wyjaśnia, że już wcześniej jego podopieczni nie byli rozliczani z godzin pracy, ale rezultatów i wykonywali swoje zadania zdalnie. W ich przypadku więc przestawienie się na pracę stacjonarną w wymiarze sześciu godzinny dziennie było proste.
– Natomiast przystosowywać trzeba nowe osoby, które w zabawny, jak gdyby nieufny sposób odchodzą od biurka o 16.00, nie mogąc uwierzyć, że to już koniec. Ale warto też dodać, że do dobrego łatwo się przyzwyczaić i towarzyszący mu na początku efekt „WOW” znika bardzo szybko – dodaje. Z kolei nie ma co się obawiać o reakcje klientów. Ich bowiem interesują rezultaty pracy agencji, a nie godziny otwarcia biura.
Godzinę dłużej
Pytany, czy taki model pracy poleciłby innym firmom, Franciszek Georgiew odpowiada, że tak, ale pod jednym warunkiem. Proponuje dodać jeszcze jedną godzinę, aby wydłużyć czas pracy do 7-godzinnego dnia. Głównie dlatego, że przy skróconym dniu pracy i tak pojawią się problemy, które wcześniej występowały w tradycyjnym systemie 40 godzin tygodniowo. Działając w ten sposób, pracodawca zapewni sobie więcej czasu na rozwiązanie tych problemów.
– Samo skrócenie dnia pracy na pewno przekłada się na dobrą atmosferę w pracy, jednak nie oczekujmy od niego cudów. Aby zarządzać ograniczonym czasem pracy, potrzebujemy tak naprawdę jeszcze silniejszych kompetencji menadżerskich. Wtedy można przekuć ten system w atut, podczas gdy pozostawiony sam sobie nie wnosi większej wartości – mówi właściciel Social Tigers.