Programistyczne technologie przyszłości. Jak nie dostać zadyszki, jednocześnie pozostając na czele

Dodane:

Jan i Kuba Groblewscy Jan i Kuba Groblewscy

Udostępnij:

Wraz z ogólnym rozwojem technologicznym, rośnie zapotrzebowanie na coraz szybsze tworzenie różnorodnego oprogramowania. Z jednej strony napędza to dalszy rozwój, z drugiej powoduje generowanie wtórnych i często zbędnych rozwiązań oraz dróg na skróty.

Zdjęcie główne artykułu pochodzi z unsplash.com

Nie ma chyba szybciej rozwijającego się działu szeroko pojętego IT niż technologie programistyczne. Daje to niesamowicie szerokie możliwości rozwoju, nauki, a także cały wachlarz rozwiązań, które można zaproponować klientom. Z drugiej strony, wiele firm i programistów zdaje się gubić w nowoczesnym wyścigu zbrojeń poszczególnych technologii.

Nie jest to jednak problem dotyczący wyłącznie piszących kod. Również podczas zamawiania i projektowania produktu, często widać tendencję do próby wykorzystania jak największej ilości jak najnowszych i najbardziej imponujących rozwiązań. Jak umiejętnie dobrać zaplecze technologiczne do wymagań projektu usprawniając nie tylko swoją pracę, ale także przekładając to na efekt końcowy produktu? A także, jak jako klient możemy uniknąć ślepego podążania za trendami i przesłonięcia przekazu formą?

Wyżej, szybciej, taniej

Nowy klient, nowa potrzeba, czasu mało. Rozsądek i ambicja podpowiadają – użyj tego, co działa, tworząc to od zera; rynek kusi – to już jest gotowe, zaoszczędzisz czas, dodaj tamto, a zaoszczędzisz jeszcze pieniądze. Wygrywa ekonomia. Rynek nie napisał jednak nigdzie małym drukiem, że to rozwiązania 0.1.3, a do stabilnej i wspieranej wersji 1.0 droga jeszcze daleka. Pół roku później klient dzwoni, że coś nie działa.

Scenariusz kiedyś nietypowy, dziś coraz bardziej powszechny w branży programistycznej. Dość niszowy, owszem – nie każda firma stawia na najnowsze rozwiązania jednocześnie starając się iść na skróty – jednak coraz więcej z nich poznaje ostatnio smak rozczarowania magiczną bańką obietnic prawie spełnionych.

Powód? Kilka. Po pierwsze, czas. Produkt ma być dobry, tani, a przede wszystkim gotowy “na wczoraj”. Tworzenie czegokolwiek od zera wymaga zaplanowania, poświęcenia, oraz uświadomienia klientowi, że jakość potrafi chwilę zająć. To trudne zadanie, poza tym, kto – mając przed nosem lemoniadę – zaczyna kroić cytryny? Po drugie, coraz łatwiej pisać i publikować software. Internet dostarcza zarówno know-how, narzędzia, jak i bezinteresowne wsparcie doświadczonych ludzi. Wiele gotowych rozwiązań zaczyna swoje istnienie jako bezpłatne biblioteki, zdobywa popularność, a następnie przestaje być uaktualniane. Często z tak prozaicznych powodów jak nowe plany twórcy, czy po prostu brak czasu.

Trudno więc przewidzieć losy projektów, które nie są firmowane dużym zapleczem i budżetem. Paradoksalnie więc, rzeczy tworzone często ze szlachetnych pobudek potrafią czasem zaszkodzić bardziej niż komercyjne narzędzia wprowadzone na rynek w celach czysto zarobkowych.

Efekt WOW

Próba używania wspomnianych skrótów idzie często w parze z pogonią za nowościami, mającymi na celu usprawnienie dotychczasowych procesów lub wprowadzenie świeżości w estetyce. I tak na przykład niektóre języki programowania doczekują się nowych środowisk do ich obsługi nawet co kilka miesięcy, a trendy w projektowaniu stron www są szeroko przyjmowane przez branżę i powielane. Normalne zjawiska znajdujące analogie w niemal każdej innej branży.

Co jednak w momencie, gdy po lub nawet jeszcze w trakcie przyswajania nowej technologii dowiadujemy się, że to nie ona jest już najbardziej przyszłościowa? Co, gdy co trzecia strona internetowa powstająca w ciągu ostatniego roku zawiera efekt paralaksy i zbudowana jest na szablonie identycznym z innymi?

Konkurencja między technologiami jest z założenia dobra – nic bardziej nie stymuluje rozwoju. Prawdopodobnie nadal byśmy nadawali dziś gołębie pocztowe zamiast pakietów do serwera, a bezprzewodowe mielibyśmy co najwyżej lampy naftowe, gdyby nie to, że ktoś kiedyś próbował zrobić coś lepiej.

Niestety, tak jak wspomniane “usprawniacze” dla programistów potrafią zaszkodzić ich produktowi, tak projektowanie designu – używając wszystkich dostępnych i najpopularniejszych “błyskotek” – najczęściej zabija czytelność i przekaz. Paralaksy to tylko jeden z przykładów, obserwujemy wciąż takie trendy jak chociażby bezrefleksyjne chowanie całej nawigacji do tzw. hamburger menu (nawet na dużych ekranach) czy budowanie głównej strony jako poziomej karuzeli treści. Każdy z tych zabiegów ma sens dla specyficznych zastosowań i treści, używane jednak bez przemyślenia nie tylko konfudują użytkownika, ale również szkodzą tak istotnemu aspektowi jak SEO strony.

Jak żyć?

Nie zagrzeją miejsca w tej branży osoby opierające się rozwojowi, szczególnie technologicznemu. Sami jesteśmy zwolennikami nowych rozwiązań i większość naszych realizacji się na nich opiera, a niektóre produkty bazują wyłącznie na możliwościach przez nie uzyskanych. Jednak jego owoce powinny być używane z rozsądkiem i zgodnie z przeznaczeniem. Kontrproduktywna jest fiksacja i nieumiejętne wykorzystywanie między innymi technologii mających usprawniać pracę osobom tworzącym oprogramowanie – przynosi to często odwrotny efekt.

Także przeładowanie produktów najnowszymi i najbardziej błyszczącymi wzorcami projektowymi powoduje nie tylko miałkość finalnego produktu na tle identycznej konkurencji, ale także bardzo szybko się dezaktualizuje i wymaga kolejnej odsłony. Konkluzja jest więc raczej mało spektakularna – konstruktywny umiar, zdrowy rozsądek i nieustanna samoweryfikacja.

Szczęśliwie, obserwujemy często bardzo udane wykorzystanie rozwoju technologicznego i rozwijającego się rynku. Przykładem są nie tylko imponujące kampanie i produkty czerpiące z nowych możliwości, ale także fakt, że coraz więcej firm bacznie obserwujących nowo powstające narzędzia jest w stanie zaproponować klientom bardzo zaawansowane, ciekawe i nowatorskie rozwiązania w przystępnej cenie i przedziale czasowym. Zmienia się także podejście do estetyki projektowej i coraz więcej klientów decyduje się na odejście od oklepanych szablonów na rzecz dostosowania formy do przekazu.

Jan Groblewski

CEO & Co-Founder w Orionid Group

Tenisista amator, trochę petrolhead i niespecjalnie wybredny koneser rzeczy wielu. Z wykształcenia – po marketingu i zarządzaniu; zawodowo – już po marketingu i w zarządzaniu. W czasie wolnym od rozwijania firmy i pisania kodu, stara się być przyzwoitym człowiekiem.

 

 –

Kuba Groblewski

CEO & Co-Founder w Orionid Group

Współzałożyciel OrionidGroup. W projektach skupia się głównie na kodzie po stronie serwera i poszukiwaniu możliwości w nowych technologiach. W wolnym czasie zapalony tenisista amator, skoczek spadochronowy i gitarzysta.