Starcie słuchawkowych gigantów, czyli porównujemy Sennheiser MOMENTUM 3 i Bose 700

Dodane:

Agata Ruszkowska Agata Ruszkowska

Starcie słuchawkowych gigantów, czyli porównujemy Sennheiser MOMENTUM 3 i Bose 700

Udostępnij:

Dwie legendarne firmy i ich topowe produkty – klasycznie wyglądające Sennheiser MOMENTUM Wireless M3 AEBTXL i nowoczesne Bose 700. Oba modele bardzo wysoko zawiesiły poprzeczkę, ale który bardziej nas zachwycił?

Jak wybrać słuchawki idealne? Model, który zamierzamy wykorzystywać do pracy musi spełniać ściśle określone wymagania (wygoda, dobry mikrofon, wireless) – tu polecamy nasze recenzje modeli Plantronics Savi 8200 i Jabra Evolve2 85. Natomiast jeśli chodzi o słuchawki bardziej uniwersalne… to tu zaczynają się schody. Wiele zależy od tego, jakiego rodzaju dźwięku i jakich cech od nich oczekujemy, dlatego przed kupnem warto wypisać sobie wszystkie aspekty, które są dla nas decydujące. Na naszej osobistej liście znalazły się takie punkty jak: dobra jakość dźwięku, funkcja eliminacji hałasu i ciekawy design. W tej ostatniej kwestii nie mogliśmy się zdecydować, czy wolimy stylistykę bardziej nowoczesną czy retro, dlatego wzięliśmy do testów dwa, zupełnie odmienne pod względem estetyki bezprzewodowe modele wokółuszne – Sennheiser MOMENTUM Wireless M3 AEBTXL i Bose 700.

Zacznijmy od analizy MOMENTUM, które należą do rodziny najwyższej klasy słuchawek Sennheisera. Według producenta ten model zupełnie na nowo definiuje jakość słuchawek premium, odtwarzając zrównoważoną głębię i precyzję dźwięku studyjnej jakości. Czy tak faktycznie jest?

Słuchawki MOMENTUM dostajemy w zestawie w pokrowcem i kabelkami. Pierwsze wrażenie nie było najlepsze – miękkie, materiałowe szare etui jest ogromne, a przy tym nie wygląda na takie, co dobrze zabezpieczałoby drogi sprzęt przed ewentualnymi uszkodzeniami. W środku mamy główną komorę na słuchawki oraz małą kieszonką, w której schowano trzy przewody: USB typu C, przejściówkę z USB typu A oraz 3,5 milimetrowe gniazdo jack. Za to duży plus – dzięki dostępności różnych kabli możemy połączyć słuchawki niemalże z każdym sprzętem, który pozwoli nam odtwarzać muzykę. Jako ciekawostkę dodamy, że przy podłączeniu kabla słuchawkowego dochodzi do dodatkowego zablokowania, dzięki czemu nie musimy się obawiać o odpięcie np. przy gwałtownych ruchach. Mała rzecz, a cieszy, bo pokazuje, że projektanci mocno postawili na funkcjonalność.

MOMENTUM przede wszystkim spodobają się fanom klasycznego designu sprzętu muzycznego – czarne skórzane poduszki (bardzo wygodne) i metalowy pałąk (z równie wygodną gąbką pokrytą skórą) wygląda po prostu bardzo elegancko. Ciekawą formę ma miejsce łączenia pałąka z nausznikami, gdyż w tym miejscu mamy coś na kształt pokrętła (mimo, że jest to nieruchomy element). Na uwagę zasługują również same zawiasy, dzięki którym możemy swobodnie składać słuchawki – wyglądają one bardzo solidnie, przez co dają nadzieję na długą żywotność tej konstrukcji.

Tu warto zaznaczyć, że słuchawki są dość masywne – z pewnością będą rzucać się w oczy, gdy będziemy je nosić na ulicy. Ze względu na swój „audiofilski” sznyt, bardziej wyglądają jak słuchawki, których używa się do słuchania muzyki w domowym zaciszu. Dodatkowo przez ich gabaryt raczej wykluczamy uprawianie w nich aktywności fizycznych.

Jednak funkcje MOMENTUM zdecydowanie zaprzeczają temu, że są to słuchawki wyłącznie do użytku domowego. Przede wszystkim są wireless (łączność ze smartfonem przez Bluetooth lub NFC), co już pozwala przypuszczać, że producentowi zależało na mobilności tego sprzętu. Po drugie Active Noise Cancellation – funkcja ta pozwala słuchać muzyki w głośnym biurze, na ulicy, w autobusie… wszędzie tam, gdzie hałas może negatywnie wpływać na odbiór płynących ze słuchawek dźwięków.

Faktycznie ta funkcja sprawdza się w tym modelu znakomicie – można zauważyć, że słuchawki dobrze eliminują dźwięki z zewnątrz, szczególnie te o niskiej częstotliwości np. dźwięk silnika. Jeśli chodzi o rozwiązania technologiczne to producent pokusił się jeszcze o wykorzystanie funkcji Noise Gard oraz Transparent Hea, które dodatkowo wspomagają redukcję hałasu, oferując trzy tryby, które są dostosowane do różnych warunków odsłuchowych.

Jeśli chodzi o sterowanie to w tym wypadku MOMENTUM z pewnością podzielą użytkowników – są bowiem osoby, które już przyzwyczaiły się do obsługi słuchawek za pomocą gestów (stukanie w nausznice, swipe itd.), ale są też takie, które jeśli mogą, to zawsze wybiorą model z klasycznymi przyciskami.

Słuchawki Sennheisera odpowiadają na potrzeby tej drugiej grupy – na muszli mamy szereg kilku gumowych buttonów, które odpowiadają za sterowanie głośnością, wyborem utworów i włączeniem funkcji izolacji od otoczenia. My sterowanie przyciskami postrzegamy dwojako – nieco odzwyczailiśmy się od wciskania klawiszy i wydaje się to trochę przestrzale, jak na dzisiejsze standardy słuchawek bezprzewodowych. Jednak z drugiej stroni taka opcja zapobiega bezwiednemu przełączaniu utworów, gdy tylko dotkniemy słuchawki w celu poprawienia ich ułożenia na głowie.

W tym wypadku nie mamy większych zastrzeżeń do kwestii sterowania – nie licząc jednak niezbyt praktycznego suwaka do włączania funkcji Transparent Hearing, który nie zawsze działał tak, jak tego oczekiwaliśmy.

Przejdźmy jednak do jakości brzmienia, bo to kluczowe przy wyborze słuchawek, w których mamy słuchać przede wszystkim muzyki. Nasze odczucia były bardzo pozytywne – mimo neutralnej barwy brzmienia Sennheiser skłania się tu w kierunku wzmocnienia niskich tonów (atak basu jest mocny i długo wybrzmiewający). Dobrze słuchało się utworów z gatunku rap, rock, pop i muzyka elektroniczna, w których mamy do wychwycenia szereg różnorodnych dźwięków i możemy zachwycić się czystymi wokalami i się szeroką sceną muzyczną. Czy polecalibyśmy ten model do słuchania jazzu czy muzyki poważnej? Spokojnie słuchawki sprawdzą się i w takich gatunkach – wszystko jest kwestią regulacji w equalizerze, który mamy do dyspozycji w smartfonowej aplikacji Sennheisera.

W naszym pojedynki konkurentem dla Seinnheisera ma być model Bose 700. O tych słuchawkach słyszy wiele w kontekście designu i nie da się ukryć, że to bardzo mocna strona tego produktu.

Słuchawki mają bardzo nowoczesny i dynamiczny kształt przez co z powodzeniem mogą stać się równoprawnym elementem współczesnej garderoby. Szczególną uwagę zwraca ich nieoczywisty kolor (ni to szary, ni to srebrny), opływowa forma muszli i niezwykle zgrabny kształt pałąka, który staje się tu główną ozdobą. Dodatkowo pałąk odpowiada bezpośrednio za regulację nausznic – zewnętrzna strona muszki dosłownie suwa się na pałąku jak na szynie, co pozwala dobrze dopasować słuchawki do głowy.

Jeśli chodzi o same nausznice są wykonane z delikatnej skóry. Sam materiał jak i wielkość są niezwykle komfortowe dla użytkownika i z powodzeniem mogliśmy przez kilka godzin siedzieć z tymi słuchawkami na uszach, nie odczuwając przy tym żadnego ucisku czy zmęczenia. Naszą obawę budzi jedynie wykończenie pałąka, które pokrywa sztuczny materiał. Prawdopodobnie będzie to element, który szybko ulegnie zabrudzeniu, ale po krótkim testowaniu nie jesteśmy w stanie ocenić, jak wygląda jego czyszczenie i czy z czasem nie popęka. Mimo tej wątpliwości ten design bardziej nas urzekł niż w przypadku Sennhesiera – w dodatku odnieśliśmy wrażenie, że po prostu te słuchawki lepiej prezentują się na głowie.

Dodatkowy plus dla Bose przyznajemy za etui, które jest sztywne, a przy tym eleganckie. W środku w małym schodku znajdziemy kabelek USB-C i złącze mini-jack 3,5 mm.

Czy Bose również są wyposażone w funkcję ANC? Tak, w dodatku wygłuszenie działa tu jeszcze lepiej niż w modelu Sennheisera. Byliśmy naprawdę w szoku, gdy zakładaliśmy je na głowę – podczas testów mówiliśmy do siebie coś z naprawdę bliskiej odległości i nie było szans, abyśmy cokolwiek w nich usłyszeli. Dotąd chyba nie mieliśmy okazji testować lepiej tłumiących otoczenie słuchawek, które zarówno świtanie sprawdzają się w filtrowaniu hałasów o wysokiej, jak i niskiej częstotliwości.

Jeśli chodzi o sterowanie to Bose 700 są przeciwieństwem MOMENTUM – te słuchawki obsługujemy za pomocą panelu dotykowego znajdującego się na prawej muszli. Tym sposobem przesuwając w pionie regulujemy głośność, a w poziomie zmieniamy utwory. Dwukrotne puknięcie słuchawki to pauza/play lub zakończenie rozmowy telefonicznej. Warto zaznaczyć, że czułość panelu jest optymalna – sterowanie nie sprawia problemu, ale nie ma też opcji przypadkowego przesunięcia utworu, czy zmiany głośności.

W tym miejscu warto skupić się na brzmieniu – w przeciwieństwie do Sennheiserów scena wydaje się być dosyć bliska, ale nadal jest różnorodna, przez co zapewnia bogate doznania dźwiękowe. Pokusimy się o stwierdzenie, że są to bardzo uniwersalne słuchawki do różnych gatunków – barwa jest przyjemna, ciepła, nie wydają się ostre nawet w środku pasma, który trzyma przyzwoity poziom. Bas jest mocny (choć delikatniejszy niż się spodziewaliśmy mając już doświadczenie z produktami Bose), a przy tym krótki i treściwy. Jedyny mały zarzut, jaki mógłby się pojawić z naszej strony, to brzmienie wokali i sopranów, które wydają się być wyciszone i lekko z tylu, przez co brakuje im nieco klarowności.

Czas na podsumowanie – oba modele reprezentują najwyższą obecnie półkę, jeśli chodzi o bezprzewodowe słuchawki z funkcją ANC. Na decyzję kupującego nie wpłynie w tym wypadku cena, która jest wyrównana (Bose – ok. 1400 zł i Sennheiser  – ok. 1500 zł) ani czas działania baterii, gdyż oba modele działają przez ok. 20 godz. Co zatem może przeważysz szalę i skłonić do zakupu tego jednego, konkretnego produktu? Wydaje nam się, że przede wszystkim wygląd, a w drugiej kolejności charakter brzmienia, który i tak ostatecznie można dostosować do swoich preferencji.

Gdybyśmy mieli w tej chwili zdecydować, który z powyższej opisanych modeli zostawilibyśmy u siebie w redakcji, postawilibyśmy jednak na Bose 700. Przewaga ich jest niewielka, ale jednak przeważyły kwestie estetyczne, wygoda użytkowania i uniwersalna jakość brzmienia. Żałujemy jednak, że producent nie zdecydował się na uwzględnienie w tym modelu funkcji NFC, która w przypadku Sennheisera świetnie się sprawdzała.