Świat Elona. Przeczytaj fragment biografii twórcy PayPala, Tesli i SpaceX. Cz. 2

Dodane:

MamStartup logo Mam Startup

Udostępnij:

Steve Jobs chciał waszych pieniędzy. Mark Zuckerberg pragnie wam pomóc udostępnić zdjęcia bobasów. Elon Musk zamierza uratować świat przed zagładą.

Na zdjęciu: Elon Musk, twórca PayPala, Tesli i SpeceX | fot. by OnInnovation, flickr.com CC by-nd 2.0 | modyfikacja: 632×348

Jak pisze autor biografii Elona Muska, ten zamiast zostać w Dolinie Krzemowej i wpaść do tego samego dołka co jego koledzy, przeniósł się do Los Angeles. Choć mówiło się, by wziąć głęboki oddech i poczekać, aż kolejna fala hossy nadejdzie we właściwym czasie, Musk odrzucił takie podejście. Wydał sto milionów dolarów na SpaceX, siedemdziesiąt milionów na Teslę i kolejne dziesięć na SolarCity.

– Nie mając szybkiego przepisu na finansowy sukces, Musk wybrał najszybszą drogę do zniszczenia swojej fortuny. Stał się jednoosobowym sklepem z kapitałem najwyższego ryzyka, który podwoił produkcję najbardziej złożonych dóbr fizycznych w dwóch najdroższych miejscach na świecie: Los Angeles i Dolinie Krzemowej – pisze Ashlee Vance.

Firmy Muska starały się wytwarzać towar od zera i redefiniować, co branża kosmiczna, motoryzacyjna i solarna uważały za pewnik. Swoje plany na przyszłość i pomysły na rozwiązywanie problemów po prostu spełniał. –On robi, co chce, i jest w tym nieustępliwy. To jego świat, a my wszyscy po prostu w nim żyjemy – mówiła jego była żona Justine. Świat Elona Muska poznasz bliżej czytająć poniższy fragment jego biografii.

Czytasz właśnie drugi fragment pierwszej części książki o Elonie Musku. Zanim to zrobisz, przeczytaj pierwszą część, którą znajdziesz pod tym adresem.

1.

ŚWIAT ELONA

(…)

Huebner opisał stan innowacji poprzez metaforę drzewa. Człowiek wdrapał się już, jego zdaniem, powyżej pnia i dosięgnął większych konarów, wydobywając na światło dzienne przeważającą cześć naprawdę znaczących pomysłów zmieniających zasady gry: koło, elektryczność, samolot, telefon, tranzystor. Obecnie wisieliśmy niedaleko czubka drzewa, w większości dopracowując poprzednie wynalazki. Wspierając swoją tezę, Huebner wykazał, że częstotliwość pojawiania się wynalazków zmieniających życie zaczynała spadać. Posłużył się danymi, by dowieść, że liczba patentów wystawianych na osobę zmniejszyła się z biegiem lat. „Uważam, że prawdopodobieństwo odkrycia kolejnego wynalazku z listy top 100 coraz bardziej maleje” – powiedział mi w wywiadzie. „Innowacja jest ograniczonym zasobem”.

Huebner przepowiedział, że ludzie będą potrzebować około pięciu lat, by dogonić ten pomysł, a jego prognoza sprawdziła się niemal idealnie. Około roku 2010 Peter Thiel, współzałożyciel PayPala i jeden z pierwszych inwestorów Facebooka, zaczął głosić pogląd, że branża technologiczna zawiodła. „Chcieliśmy latających aut, a w zamian dostaliśmy sto czterdzieści znaków” to zdanie stało się sloganem jego funduszu venture capital Founders Fund. W artykule zatytułowanym Co się stało z przyszłością? Thiel i jego współpracownicy pisali jak Twitter i jego stuczterdziestoznakowe wiadomości oraz podobne wynalazki zawiodły odbiorców. Argumentował, że science fiction, która dawniej celebrowała przyszłość, zmieniła się w dystopię, ponieważ ludzie nie patrzyli już z optymizmem na technologiczne możliwości zmiany świata.

Mogłem opowiedzieć się w większości za tego typu myśleniem, aż do czasu swojej pierwszej wizyty w Musk Landzie. Choć Musk nie krył swoich planów, niewiele osób spoza jego kręgu zawodowego mogło obejrzeć fabryki, centra R&D, warsztaty, ani stać się świadkami zasięgu jego działalności z pierwszej ręki. Był facetem, który odmienił etykę pracy Doliny Krzemowej, pokazał, jak działać szybko i prowadzić swoje firmy bez zbędnej biurokracji, ulepszać duże, fantastyczne maszyny i gonić za marzeniami, dając szansę na prawdziwy przełom, jakiego nam brakowało.

Zgodnie z logiką Musk powinien zostać częścią owej zapaści. Wskoczył w sam środek szaleństwa dotcomów w 1995 roku, zakładając tuż po ukończeniu studiów firmę o nazwie Zip2, raczkującą mieszankę Google Maps i Yelpa. Owo pierwsze przedsięwzięcie zakończyło się wielkim i szybkim sukcesem. Compaq wykupił firmę w 1999 roku za trzysta siedem milionów dolarów. Musk zarobił na tym dwadzieścia dwa miliony, niemal w całości zainwestowane w kolejne przedsięwzięcie, start-up, który wkrótce miał zostać PayPalem. Jako jego największy udziałowiec Musk został bardzo dobrze sytuowanym człowiekiem, gdy w 2002 roku eBay wykupił firmę za półtora miliarda dolarów.

Zamiast zostać w Dolinie Krzemowej i wpaść do tego samego dołka co jego koledzy, Musk przeniósł się do Los Angeles. Popularny pogląd głosił wówczas, by wziąć głęboki oddech i poczekać, aż kolejna fala hossy nadejdzie we właściwym czasie. Musk odrzucił takie podejście, wydając sto milionów dolarów na SpaceX, siedemdziesiąt milionów na Teslę i kolejne dziesięć na SolarCity. Nie mając szybkiego przepisu na finansowy sukces, Musk wybrał najszybszą drogę do zniszczenia swojej fortuny. Stał się jednoosobowym sklepem z kapitałem najwyższego ryzyka, który podwoił produkcję najbardziej złożonych dóbr fizycznych w dwóch najdroższych miejscach na świecie: Los Angeles i Dolinie Krzemowej. W miarę możliwości jego firmy wytwarzały towar od zera i starały się redefiniować, co branża kosmiczna, motoryzacyjna i solarna uważały za pewnik.

Dzięki SpaceX Musk stał się konkurencją dla gigantów amerykańskiej branży wojskowej i przemysłu, w tym dla Lockheed Martin i Boeinga. Rywalizuje także na arenie międzynarodowej, głównie z Rosją i Chinami. SpaceX wyrobiła sobie markę w branży jako tani dostawca. Ale to samo w sobie nie wystarczy do zwycięstwa. Przemysł kosmiczny wymaga uwikłania w sieć polityki, kumoterstwa i protekcjonizmu, które podminowują podstawy kapitalizmu. Steve Jobs również się z nimi zmagał, gdy starł się z branżą muzyczną, próbując wprowadzić na rynek odtwarzacze iPod i iTunes. Kapryśni luddyści z branży muzycznej to pikuś w porównaniu z wrogami Muska, którzy na co dzień budują broń i decydują o powstawaniu nowych państw. SpaceX testowała rakiety wielokrotnego użytku, które mogłyby wynosić ładunki w kosmos i lądować precyzyjnie na swoich wyrzutniach na Ziemi. Jeśli firma potrafiłaby ulepszyć taką technologię, zadałaby miażdżący cios konkurencji i niemal na pewno wypchnęłaby z branży kilku starych wyjadaczy, ustanawiając Stany Zjednoczone liderem branży lotów kosmicznych załogowych i bezzałogowych. To, zdaniem Muska, narobiło mu mnóstwo zaciekłych wrogów. „Lista ludzi, którym wcale by nie przeszkadzało, gdybym nagle zniknął, ciągle rośnie” – powiedział. „Moja rodzina boi się, że Rosjanie mnie zamordują”.

Dzięki Tesla Motors Musk chciał zmienić sposób, w jaki produkuje się i sprzedaje samochody, równocześnie tworząc światową sieć dystrybucji paliwa. Zamiast hybryd, które w jego pojęciu stanowią kompromis częściowo do zaakceptowania, walczy o produkcję w pełni elektrycznych aut, których ludzie pragną i które przesuwają granice technologiczne o krok dalej. Tesla nie sprzedaje ich w salonach, lecz w sieci i wzorowanych na Apple sklepach zlokalizowanych w ekskluzywnych centrach handlowych. Nie przewiduje także ogromnych zysków z serwisowania, ponieważ samochód elektryczny nie wymaga wymiany oleju ani innych procedur konserwacyjnych koniecznych w przypadku aut tradycyjnych. Model sprzedaży bezpośredniej przyjęty przez Teslę był potężną obrazą dla dealerów, nawykłych do targowania się z klientami i zarabiania na wygórowanych opłatach eksploatacyjnych. Stacje szybkiego ładowania działają obecnie wzdłuż wielu głównych autostrad w Stanach, Europie i Azji, umożliwiając doładowanie energii do przejechania setek kilometrów niemal co dwadzieścia minut. Są zasilane panelami słonecznymi i bezpłatne dla właścicieli aut Tesli. Podczas gdy większość infrastruktury kraju popada w ruinę, Musk postanawia zbudować futurystyczny system transportowy, który pozwoli Stanom pokonać resztę świata. Jego wizja wcielona w życie wydaje się czerpać ze spuścizny Henry’ego Forda i Johna D. Rockefellera.

Dzięki SolarCity Musk zbudował największą firmę zajmującą się instalacją i finansowaniem paneli słonecznych dla klientów indywidualnych i biznesu. Pomógł stworzyć pomysł na firmę, a obecnie pełni w niej funkcję prezesa, podczas gdy jego kuzyni Lyndon i Peter Rive zajmują się jej prowadzeniem. Firmie udało się obniżyć ceny, dzięki czemu stała się sama w sobie jedną dużą usługą. W czasach, gdy wiele firm stawiających na utrzymanie czystości w procesie technologicznym bankrutowało, Musk stworzył dwie, które osiągnęły największy światowy sukces. Potężne imperium Musk Co. o wartości netto około dziesięciu miliardów dolarów, zatrudniające tysiące pracowników i odpowiednie osoby na stanowiskach kierowniczych, zmieniło Muska w jednego z najbogatszych ludzi na świecie. ludzkość przed dobrowolnym lub przypadkowym unicestwieniem.

Wizyta w Musk Landzie rzuciła nieco światła na to, jak Muskowi udało się to wszystko osiągnąć. Podczas gdy gadka o „umieszczeniu człowieka na Marsie” może wydać się niektórym zwariowana, to zyskała unikalny slogan reklamowy dla jego biznesu. To rozległy cel pozwalający określić zasadę, wokół której skupiają się wszystkie jego czyny. Wiedzą o tym pracownicy wszystkich trzech firm, jak również o tym, że każdego dnia dążą do niemożliwego. Gdy on wyznacza nierealne cele, wymyśla swoim pracownikom i zmusza ich do pracy ponad siły, wiadomo, że ma to – na pewnym poziomie – służyć powodzeniu misji dotarcia na Marsa. Niektórzy go za to kochają, inni zaś nienawidzą, ale pozostają mu dziwnie lojalni z szacunku do jego pasji i poczucia misji. Muskowi udało się rozwinąć to, czego tak wielu przedsiębiorcom z Doliny Krzemowej brakuje, mianowicie konkretny światopogląd. Jest opętanym geniuszem podążającym najwspanialszą ścieżką, jaką ktokolwiek by sobie wymarzył. Jest w mniejszym stopniu dyrektorem goniącym za bogactwem niż generałem dowodzącym wojskami, pragnącym zapewnić zwycięstwo. Podczas gdy Mark Zuckerberg chce wam pomóc udostępnić zdjęcia bobasów, Musk pragnie… cóż… ocalić ludzkość przed dobrowolnym lub przypadkowym unicestwieniem.

Życie, jakie stworzył Musk by zarządzać wszystkimi tymi przedsięwzięciami, jest niedorzeczne. Typowy tydzień rozpoczyna w swojej rezydencji w Bel Air. W poniedziałek cały dzień pracuje w SpaceX. Wtorek rozpoczyna w SpaceX, potem wskakuje w swój odrzutowiec i leci do Doliny Krzemowej. Kilka dni spędza w Tesli, która ma swoje biura w Palo Alto i fabryki we Fremont. Musk nie ma domu w Kalifornii Północnej, więc nocuje w luksusowym hotelu Rosewood albo u przyjaciół. Aby załatwić taki przyjacielski nocleg, asystentka Muska wysyła e-mail z pytaniem: „Pokój dla jednej osoby?”, a po otrzymaniu potwierdzenia gość pojawia się późnym wieczorem. Zazwyczaj zostaje podjęty w pokoju gościnnym, ale zdarzało mu się nocować także na kanapie po chwilach relaksu z grami wideo. W czwartek Musk wraca do Los Angeles i SpaceX. Wspólnie z byłą żoną Justine opiekuje się pięcioma chłopcami: bliźniakami i trojaczkami, którzy przebywają u niego cztery dni w tygodniu. Co roku przelicza liczbę godzin, które spędza w samolotach każdego tygodnia, aby zrozumieć, jak bardzo sprawy wymykają mu się spod kontroli. Spytany o to, jak znosi taki nieludzki grafik, odpowiedział: „Miałem trudne dzieciństwo, być może to mi pomogło”.

W trakcie jednej z wizyt w Musk Landzie musiał wcisnąć wywiad dla mnie tuż przed wyprawą na kemping do Parku Narodowego Jeziora Kraterowego w Oregonie. Była prawie ósma wieczorem w piątek, więc Musk wkrótce miał zapakować swoich synów oraz ich opiekunki do swojego prywatnego odrzutowca, a później spotkać się z kierowcami mającymi zawieźć go na miejsce kempingu. Tam przyjaciele mieli pomóc Muskom się rozpakować i zakończyć podróż w środku nocy. Na weekend zaplanowano trochę plenerowej wędrówki. W niedzielę po południu Musk odstawiłby chłopców samolotem do Los Angeles. Tego samego wieczoru miał polecieć do Nowego Jorku, przespać się, a z samego rana pojawić w porannych programach śniadaniowych. Potem w planie były spotkania, e-maile, znowu pora na sen, powrót do Los Angeles we wtorek rano i praca w SpaceX. Lot do San Jose we wtorkowe popołudnie do fabryki Tesla Motors. Lot do Waszyngtonu tego samego wieczoru na spotkanie z prezydentem Obamą. W środę wieczorem powrót do Los Angeles, kilka dni pracy w SpaceX i weekendowa konferencja prowadzona przez prezesa Google Erica Schmidta w Yellowstone. W tym czasie Musk rozstał się właśnie ze swoją drugą żoną, aktorką Talulah Riley, i próbował przekalkulować, czy gdzieś w to wszystko uda mu się jeszcze wcisnąć jakieś życie osobiste. „Myślę, że czas przeznaczony na firmy i dzieciaki jest w porządku” – powiedział. „Jednak wolałbym przeznaczyć go więcej na randki. Muszę znaleźć dziewczynę. Dlatego potrzebuję wygospodarować nieco więcej czasu. Jakieś dodatkowe pięć albo dziesięć… ile czasu potrzebuje kobieta tygodniowo? Może dziesięć godzin? To byłoby minimum? No nie wiem”.

Musk znajduje niewiele czasu na relaks, ale gdy już go znajduje, wówczas imprezuje z rozmachem równym wszystkim swoim pozostałym czynnościom. Na swoje trzydzieste urodziny wynajął angielski zamek dla około dwudziestu osób. Od drugiej w nocy do szóstej nad ranem trwała tam zabawa zbliżona do „chowanego” nazywana „sardynki”, w której jedna osoba ucieka i chowa się, a pozostałe szukają. Kolejna impreza miała miejsce w Paryżu. Musk wraz z braćmi i kuzynami wstali o północy i postanowili jeździć po mieście na rowerach do szóstej rano. Spali cały dzień, a wieczorem wsiedli do Orient Expressu, gdzie ponownie nie spali całą noc. Awangardowa grupa artystów o nazwie Lucent Dossier Experience wróżyła w pociągu z dłoni i wykonywała akrobatyczne popisy. Gdy następnego dnia pociąg dotarł do Wenecji, rodzina Muska jadła obiad, a potem odpoczywała na hotelowym patio, podziwiając Canal Grande do dziewiątej rano. Musk uwielbia także bale kostiumowe. Na jednym pojawił się w przebraniu rycerza i stoczył pojedynek z karłem w kostiumie Dartha Vadera, zamiast miecza walcząc… parasolką.

Na jedną ze swoich ostatnich imprez urodzinowych Musk zaprosił pięćdziesiąt osób do zamku – albo przynajmniej najlepszej amerykańskiej imitacji zamku – w mieście Tarrytown w stanie Nowy Jork. Motywem przewodnim imprezy był japoński steampunk, który brzmi oczywiście jak mokry sen każdego fana science fiction: mieszanka gorsetów, skóry i kultu maszyny. Musk przebrał się za samuraja.

Obchody objęły emisję spektaklu zatytułowanego The Mikado, wiktoriańskiej opery komediowej autorstwa Gilberta i Sullivana z akcją osadzoną w Japonii w niewielkim teatrze w centrum miasta. „Nie jestem pewna, czy Amerykanie ją zrozumieli” – powiedziała Riley, którą Musk poślubił ponownie po tym, jak jego plan o dziesięciu godzinach w tygodniu zawiódł. Wszystkim jednak podobało się to, co nastąpiło później. Z powrotem na zamku Musk założył opaskę na oczy, został popchnięty na ścianę, w obydwu rękach trzymał balony i kolejny między nogami. Miotacz nożami wziął się do roboty. „Widziałem go wcześniej, ale martwiłem się, że może mieć gorszy dzień” – stwierdził Musk. „Mimo to miałem nadzieję, że dostanę w jedno jądro, a nie w obydwa”. Obserwujący byli zdumieni i obawiali się o jego bezpieczeństwo. „To było dziwaczne” – uznał Bill Lee, inwestor technologiczny i jeden z bliskich przyjaciół Muska. „Elon wierzył jednak w naukowe wytłumaczenie wszystkiego”.

Jeden z najlepszych na świecie zapaśników sumo pojawił się na imprezie wraz ze swoimi rodakami. Utworzono krąg, a Musk stanął naprzeciwko czempiona. „Ważył niemal sto sześćdziesiąt kilogramów i nie była to kupa tłuszczu” – powiedział Musk. „Dostałem kopa adrenalinowego i udało mi się dźwignąć faceta z ziemi. Pozwolił mi wygrać pierwszą rundę, a potem mi natłukł. Myślę, że nadal mam schrzanione plecy”.

Riley zmieniła planowanie trzech typów imprez dla męża w prawdziwe dzieło sztuki. Poznała Muska w 2008 roku, gdy jego firmy chyliły się ku upadkowi. Patrzyła, jak traci całą swoją fortunę i zostaje ośmieszony przez prasę. Wie, że piętno tych lat odcisnęło się na nim i związało z innymi przykrymi wydarzeniami z jego życia – tragiczną utratą nowo narodzonego synka i brutalnym dzieciństwem w RPA – tworząc umęczoną duszę. Posunęła się daleko, by ucieczki męża od pracy i przeszłości dały mu poczucie odświeżenia, jeśli nie ozdrowienia. „Próbuję myśleć o zabawnych rzeczach, jakich jeszcze nie robił, a które pomogłyby mu się odprężyć” – mówi Riley. „Próbujemy teraz nadrobić jego stracone lata dzieciństwa”.

I choć wysiłki Riley z pewnością były szczere, nie były do końca udane. Niedługo po imprezie sumo odnalazłem Muska z powrotem w siedzibie Tesli w Palo Alto. Była sobota, a parking był pełen aut. W biurach pracowały setki młodych mężczyzn: niektórzy projektowali na komputerach komponenty do aut, inni przeprowadzali na biurkach eksperymenty na urządzeniach elektronicznych. Co kilka minut wybuchał donośny śmiech Muska i niósł się po całym pomieszczeniu. Gdy wszedł do sali konferencyjnej, gdzie na niego czekałem, zrozumiałem, jak wyjątkowym wydarzeniem dla wielu osób było przyjście do pracy w sobotę. On tymczasem patrzył na całą sytuację kompletnie inaczej, narzekając, że coraz mniej ludzi pracuje w weekendy. „Jesteśmy pizdami” – odpowiedział. „Właśnie miałem rozesłać e-mail do wszystkich. Zrobiły się z nas zwykłe pizdy” (lojalnie ostrzegam: w tej książce będzie dużo przeklinania. Musk uwielbia brzydkie słowa, podobnie jak większość osób z jego najbliższego otoczenia).

Tego typu deklaracja jest zgodna z naszym wyobrażeniem innych wizjonerów. Nietrudno wyobrazić sobie Howarda Hughesa lub Steve’a Jobsa udzielających swoim pracownikom tak ostrej reprymendy. Tworzenie, zwłaszcza rzeczy wielkich, to brudny biznes. W ciągu dwóch dekad spędzonych na budowaniu firm Musk pozostawił za sobą mnóstwo ludzi, którzy albo go pokochali, albo nim gardzą. W trakcie mojej pracy wszyscy ustawili się w kolejce, by przekazać mi swoją wersję oraz paskudne szczegóły tego, jak działa on sam i jak działają jego firmy. Moje obiady z Muskiem i okazyjne wycieczki do Musk Landu ujawniły kilka osobnych zestawów możliwych prawd na jego temat. Pragnie stworzyć coś, co ma znacznie większy potencjał niż cokolwiek, co wyszło z rąk Hughesa lub Jobsa. Wybrał branżę kosmiczną i motoryzacyjną, na których jego kraj postawił najwyraźniej krzyżyk, i zmienił je w coś nowego i fantastycznego. W centrum tych przemian legły umiejętności Muska jako programisty oraz zdolność ich zastosowania wobec maszyn. Połączył atomy i bity w sposób, jaki niewielu wydawał się możliwy, a efekt okazał się spektakularny. Prawdą jest, że Musk wciąż ma do pokonania barierę w postaci liczby zamówień iPhone’a albo miliarda kont Facebooka. Na ten moment wciąż robi zabawki dla bogaczy, a jego rodzące się imperium może zrujnować eksplodująca rakieta albo masowe wezwania na akcję serwisową Tesli, zwiastujące upadek. Z drugiej strony, firmy osiągnęły już znacznie więcej, niż wydawałoby się to możliwe najgłośniejszym krytykom, a obietnica przyszłości pozwoliła myśleć optymistycznie w chwilach zwątpienia nawet najbardziej zatwardziałym typom. „Dla mnie Elon stanowi doskonały przykład zmian, w jakie wkroczyła Dolina Krzemowa, oraz spojrzenia szerszego niż jedynie na giełdowe zyski i pogoń za kolejnymi opłacalnymi produktami” – powiedział uznany inżynier programista i wynalazca Edward Jung. „To są ważne rzeczy, ale na nich świat się nie kończy. Musimy patrzeć na inne modele, ilustrujące działanie w dłuższej perspektywie i zakładające wykorzystanie technologii”. Integracja technologiczna wspomniana przez Junga, owo harmonijne połączenie oprogramowania, elektroniki, zaawansowanych materiałów i przeliczonej mocy w koniach mechanicznych, okazuje się być darem Muska. Wystarczy spojrzeć na to lekko z boku, a wygląda na to, że mógłby użyć swoich umiejętności, by utorować drogę epoce zdumiewających maszyn i snów science fiction.

W tym sensie Musk bardziej przypomina Thomasa Edisona niż Howarda Hughesa. Wynalazca, celebryta, przedsiębiorca i przemysłowiec, zdolny do przekuwania wielkich pomysłów w wielkie rzeczy. Zatrudnia tysiące osób, które kują metale w amerykańskich fabrykach w czasach, gdy inni uznali to za niemożliwe. Urodzony w RPA, dziś wydaje się najbardziej innowacyjnym przemysłowcem w swoim kraju, jednocześnie cechując się niecodziennym myśleniem, dzięki czemu to właśnie on ma szansę wyprowadzić Dolinę Krzemową na bardziej ambitną ścieżkę. Dzięki Muskowi Amerykanie mogą obudzić się za dziesięć lat z najbardziej nowoczesną autostradą świata: systemem tranzytowym sterowanym przez tysiące stacji ładowania zasilanych energią słoneczną, pełnym elektrycznych aut. Do tego czasu SpaceX może codziennie wysyłać rakiety nośne i pojazdy załogowe do dziesiątek miejsc, czyniąc przygotowania do dłuższych wypraw na Marsa. Postępy te wydają się tyleż niepojęte, co nieuniknione, o ile Muskowi uda się zyskać dość czasu, by wcielić je w życie. Jak twierdzi jego była żona Justine: „On robi, co chce, i jest w tym nieustępliwy. To jego świat, a my wszyscy po prostu w nim żyjemy”.

Przeczytałeś właśnie drugą część pierwszego rozdziału książki pt. Elon Musk. Biografia twórcy PayPal, Tesla, SpaceX”. Wcześniej opublikowany fragment przeczytasz tutaj.

Autor: Ashlee Vance

Tytuł: Elon Musk. Biografia twórcy PayPal, Tesla, SpaceX

Tłumaczenie: Agnieszka Bukowczan-Rzeszut

Liczba stron: 448

Wydawnictwo: Znak Horyzont

 

 

Zdjęcia wykorzystane w artykule: teslamotors.com | materiały prasowe Znak Horyzont