Dawno, dawno temu, gdy internet sprzedawano na płytach CD
Gosia i Wolf to prawdziwi startupowi wyjadacze. Historia ich softwarowych biznesów sięga zamierzchłych czasów, których nie pamiętają najstarsze „zetki” – to rok 1997. Rozwijanie kolejnych rozwiązań – jeszcze szybszych i jeszcze tańszych wyszukiwarek stało się ich, można to powiedzieć bez cienia przesady, życiową pasją, której poświęcają się z niezwykłym uporem i wytrwałością od ponad dwudziestu lat. Byli jednymi z pierwszych w internetach – ich pierwszy biznes to czas, kiedy o światłowodowym łączu można było tylko pomarzyć. Internet w domu docierał przez łącza telefoniczne, a cena połączenia była tak wysoka, że czas w sieci limitowało się z użyciem budzika, tak żeby przyjemności „surfowania” nie przypłacić bardzo niemiłą niespodzianką pod koniec miesiąca.
W tym właśnie czasie Gosia i Wolf wpadli na pomysł swojego pierwszego wspólnego biznesu – BINGOO: – To były nasze programy na płytach CD dołączanych do gazet – tam prezentowaliśmy własne wyniki wyszukiwania dla np. najpopularniejszych w danym miesiącu książek, płyt czy samochodów. To były czasy, kiedy internet był jeszcze mało popularny, dlatego naszą strategią marketingową było dołączanie naszych płyt z wynikami wyszukiwania do gazet komputerowych i w ten sposób docieraliśmy do klientów.
Spojrzałam na Wasze profile na LinkedIn i zauważyłam dwie bardzo interesujące informacje: po pierwsze, że jesteście startupowymi pionierami – tworzyliście startup w 2000 roku!, a po drugie, że tworzycie wyszukiwarki od tego momentu (BINGOOO, FAROO, SeekStorm). Musimy o tym porozmawiać, o Waszym dwudziestoletnim doświadczeniu startupowym!
Wolf: Poprzednie nasze wyszukiwarki (BINGOOO, FAROO) to były wyszukiwarki typu web– search, czyli przeszukujące internet. BINGOOO to był tzw. federated search, czyli ściągał wyniki innych wyszukiwarek. My zbieraliśmy te informacje razem, podwójne wyniki wykluczaliśmy i dzięki temu oferowaliśmy wyniki dużo lepsze niż z pojedynczej wyszukiwarki. To było trochę jak Alexa bez funkcji obsługi głosowej – „agencik”, który wyszukiwał informacje w internecie: muzykę, książki itd. To były czasy z początków Google, np. popularna wtedy była AltaVista, to ten zamierzchły czas 🙂 Żadna z tych wyszukiwarek nie była wystarczająco dobra, żeby przeszukiwać cały internet, stąd nasze rozwiązanie oferowało dużą wartość dla użytkowników. Z BINGOOO zdobyliśmy liczne nagrody dla wyszukiwarek i mieliśmy 2 miliony instalacji (co w tamtych czasach, początkach XXI wieku, było dużym sukcesem).
Porównanie wyszukiwarki SeekStorm z konkurencją. Źródło: materiały SeekStorm.Dlaczego porzuciliście BINGOOO, co się wydarzyło?
Gosia: Popełniliśmy kilka podstawowych błędów – nie pomyśleliśmy tak dokładnie o business model. Mieliśmy dobry pomysł, ale klienci nie byli tak chętni, żeby płacić za nasze rozwiązanie. W tym czasie mieliśmy do wyboru dwa modele – albo sprzedawać prawa do użytkowania naszego programu albo czerpać zyski z reklam. Ani jeden, ani drugi model nie wypalił (m.in. pomimo 2 milionów użytkowników, to wciąż było za mało, żebyśmy mogli czerpać zyski z reklam wyświetlanych w trakcie użytkowania). Zdecydowaliśmy więc o sprzedaży firmy i podjęciu „normalnej” pracy – mieliśmy dzieci, które trzeba było za coś utrzymać.
Ale z tyłu głowy cały czas mieliście marzenie ..
Wolf: Tak, w głowie i w sercu wciąż mieliśmy naszą wyszukiwarkę. Po pięciu latach pracy „po godzinach”, w 2007 roku, powstało FAROO – wyszukiwarka peer to peer – każdy użytkownik był jednocześnie współwłaścicielem infrastruktury – oddawał część pamięci swojego komputera naszej wyszukiwarce. W ten prosty sposób zyskaliśmy bardzo tanią infrastrukturę. Znów, tak jak z BINGOOO odnosiliśmy sukcesy, ale tym razem na większą skalę: w 2007 roku nasz projekt został finalistą elitarnego amerykańskiego konkursu TechCrunch40, poprzez który naszym projektem zainteresował się sam Li Ka–shing – jeden z pięćdziesięciu najbogatszych ludzi na świecie. Zainwestował w nas 4 miliony dolarów, przenieśliśmy siedzibę spółki z Niemiec do Wielkiej Brytanii.
To wszystko brzmi po prostu idealnie, jakby tym razem sukces nie miał prawa wymknąć Wam się z rąk. A jednak z jakiegoś powodu mówimy dzisiaj o Was jako twórcach SeekStorm, a nie FAROO. Co się więc stało?
Gosia: Udało się nam tak ulepszyć technologię, że byliśmy w stanie obsłużyć 3 miliony użytkowników na świecie. Byliśmy najczęściej wyszukiwaną rozproszoną (peer–to–peer) wyszukiwarką na świecie – nasz produkt był w 100% technologicznie gotowy na podbój globalnego rynku. Ale stało się to, co powinien brać pod uwagę każdy startup – zmieniły się warunki rynkowe. Pojawił się trend „mobile first” – stopniowe odchodzenie prywatnych użytkowników od komputerów w stronę tabletów i smartphonów, które wtedy miały bardzo ograniczona pojemność pamięci. Nie przewidzieliśmy tego, nie byliśmy w stanie się… odpowiednio szybko przygotować. To lekcja dla każdego startupu – nie skupiaj całej uwagi na rozwijaniu produktu, równie ważne jest obserwowanie trendów na rynku. Gdy przegapisz ten przełomowy – nawet najlepiej dopracowany produkt się nie obroni.
Zwycięstwo SeekStorm w programie Startuj z Mazowsza, kategoria Inno-Tech. Źródło zdjęcia: mazovia.pl.Co takiego miało w sobie FAROO, że przyciągało miliony odbiorców, czym różniło się od np. Google?
Gosia: Nasza wyszukiwarka odpowiadała prawdziwemu duchowi internetu. Sama nazwa zawiera słowo „net”, czyli sieć, która ma tysiące węzełków, gdzie te wszystkie węzełki są jednakowo ważne. Gdy powstało Google zauważyliśmy w nim te idee centralistyczne i to nam się bardzo nie spodobało. Google nie jest przecież siecią „równoprawnych” węzełków, tylko jest takim „słońcem” od którego wychodzą promienie – użytkownicy. Z FAROO chcieliśmy wrócić do korzeni internetu, do jego idei demokratyczności. Chcieliśmy przeciwstawić się dążeniom monopolizacji opinii. W FAROO, inaczej niż w Google, najwyżej wyświetlały się wyniki, które cieszyły się największą liczbą wyświetleń wśród użytkowników, to było nasze jedyne kryterium, które zapewniało użytkownikom bliższy rzeczywistości obraz tego, która strona jest popularna i godna zaufania.
Wolf: Gdy ktoś patrzył na jakąś stronę, to była ona od razu indeksowana, gdy patrzyły kolejne osoby, to szła ta strona w rankingu do góry. W wyszukiwarkach Google o pozycji strony, decydują – poprzez działania SEO – w dużej mierze właściciele stron, a nie sami ich użytkownicy. I to nam się w tym rozwiązaniu nie podobało, dlatego tworzyliśmy FAROO.
Gosia: To był ranking demokratyczny. Brany był pod uwagę głos wszystkich podłączonych do FAROO użytkowników.
Wróćmy do teraźniejszości: w swoim kolejnym projekcie, w SeekStorm, porzuciliście pomysł na tworzenie alternatywy dla Google. Dlaczego?
Wolf: Koszty, koszty i jeszcze raz koszty. Google dysponuje ilością serwerów, z którą nikt nie może się mierzyć. Stąd postanowiliśmy budować rozwiązanie dla odmiennej niszy – klienta korporacyjnego.
Gosia: Tak, rozwiązanie, które Wolf opracowywał przez ostatnie sześć lat, to dużo szybsza i tańsza enterprise search – wyszukiwarka dokumentów, którą kierujemy do urzędów, dużych firm, jednostek naukowych, ale również do sklepów internetowych. Tym ostatnim przyspieszymy tempo wyszukiwania produktów na stronie przez klienta, tym pierwszym umożliwimy wyszukanie dokumentów na stronie przez nawet tysiąc osób jednocześnie (co jest istotne dla instytucji np. gdy zmieni się prawo – wiele osób jednocześnie wyszukuje ten sam akt prawny). Do tej pory te rozwiązania były albo powolne, albo drogie, albo nie mogło z nich korzystać wiele osób jednocześnie. Wolf stanął na głowie i znów wymyślił coś fajnego – nasze rozwiązanie jest trzydzieści razy tańsze od konkurencji, dwadzieścia razy szybsze. Jesteśmy też dużo bardziej ekologiczni niż nasza konkurencja: jeden serwer, na którym działa SeekStorm, może obsłużyć tyle dokumentów, co tysiąc serwerów z konwencjonalną technologią.
Porównanie wyszukiwarki SeekStorm z konkurencją. Źródło: materiały SeekStorm.
Skąd bierze się przewaga SeekStorm nad konkurencją?
Gosia: W komputerze mamy dwa rodzaje pamięci: SSD i RAM. Ten drugi jest bardzo szybki, ale ma małą pojemność i jest bardzo drogi. Wolfowi udało się stworzyć technologię, która wykorzystuje SSD tak, jak gdyby to był RAM. Opracował to tak, że bloki informacji w SSD są bardzo niewielkie, dzięki czemu zapisuje bardzo niewiele i zawsze trafia w to miejsce, w które potrzebuje. To autorskie rozwiązanie Wolfa dało nam możliwość takiego wykorzystania twardego dysku, jakby prawie to był RAM – dlatego potrzebujemy mniej serwerów i dlatego jesteśmy szybsi.
Dlaczego po tylu latach działalności w Niemczech postanowiliście założyć Waszą nową firmę w Polsce?
Gosia: SeekStorm to jest taki nasz bilet powrotny do Polski, to znaczy powrotny dla mnie, a dla Wolfa bardziej bilet w jedną stronę 😉 Wybraliśmy Polskę z kilku powodów: chcemy, żeby rynek, na który wchodzimy był gotowy na korzystanie z naszej usługi – w Polsce mamy na to większe szanse niż w Niemczech. Rynek jest mniej nasycony – są na nim jeszcze „niczyje” obszary, niezajęte przez konkurencję. W Polsce nie ma też takiej bariery, żeby stosować nowe rozwiązania. Poza tym nie jest to dla nas pierwszy raz poza granicami Niemiec – nasz drugi startup, FAROO, prowadziliśmy z Wielkiej Brytanii.
Wolf: Polacy patrzyli na innowacje, trendy na rynkach w USA, we Francji, Wielkiej Brytanii i chcieli mieć to samo – stąd może i w Polakach większe otwarcie na innowacje, na nowe rozwiązania, niż w Niemcach. U nas w Niemczech do pomysłów startupów podchodzi się bardziej na dystansach – bardziej zwraca się uwagę na ryzyka niż na szanse. Kolejna sprawa, która może być zaskakująca dla niektórych, to fakt, że w Polsce podatki są dużo niższe niż w Niemczech, szczególnie jeżeli chodzi o formę spółki z o.o. Tak na marginesie dodam jeszcze, że w Polsce biznes jest bardziej otwarty na kobiety, a kobiety na biznes. Tutaj kobiety naturalniej wchodzą w biznes, w Niemczech bardziej jest to odgórnie wprowadzane.
Porozmawialiśmy o Waszym produkcie, ale tym, co wyróżnia Wasz startup jest nie tylko wasze rozwiązanie, ale również fakt, że jesteście małżeństwem. Czy to Wam przeszkadza, czy pomaga? 🙂
Gosia: Jeżeli buduje się startup, to moim zdaniem jeżeli chce się utrzymać dobre relacje w rodzinie, trzeba się w to zaangażować razem. Startup to praca dwadzieścia cztery godziny na dobę – nie zostaje za wiele czasu dla budowania relacji osobistych… Biorąc nasz przykład, to myślę, że inna żona, niezaangażowana w projekt, po prostu urwałaby Wolfowi głowę 😀 – on od sześciu lat, praktycznie bez przerwy, siedzi i opracowuje swoją technologię.
Wolf: Tak, Gosia jest takim moim, można powiedzieć, inwestorem. W startup inwestuje się oprócz pieniędzy tyle czasu, że moim zdaniem można to robić tylko wspólnie. Jest tak czasochłonny, że na życie rodzinne nie pozostaje już czasu. A gdy biznes prowadzi się wspólnie, to nawet zwykły spacer może przerodzić się w owocny „biznes meeting” 😉 Pomysł na nasze rozwiązanie jest z nami cały czas i nie musimy czuć się z tego powodu winni.
–
W historii Gosi i Wolfa Garbe jak w soczewce widać niezwykłe szanse, ale i wyzwania stojące przed każdym, działającym wiele lat na rynku startupem, budującym biznes samodzielnie, bez pomocy korporacyjnych zasobów finansowych, wiedzy itd. Lekcja, która płynie z doświadczeń Gosi i Wolfa, to przede wszystkim konieczność ogromnej wytrwałości i upartości w dążeniu do wyznaczonego sobie celu. Porażki nigdy nie były dla nich powodem, dla którego rezygnuje się z podejmowania kolejnych prób realizacji swoich marzeń.