Rozmawiamy z Pauliną Rakowską, która jest podróżniczką i przedsiębiorcą społecznym. Od 2011 roku mieszka w Chile gdzie założyła organizację pozarządową VOFAIR.ORG. Dowiedzcie się więcej o sile wolontariatu, o tym ile kosztuje pomaganie innym oraz jak akceleratory startupów zmieniają świat.
Czym jest VOFAIR?
VOFAIR to skrót of Volunteer Fairly, czyli (w niedosłownym tłumaczeniu) uczciwy wolontariat. VOFAIR to firma społeczna, której misją jest wdrożenie przejrzystości na rynku międzynarodowego wolontariatu. Jak tę misję wdrażamy? Weryfikujemy projekty wolontariatu poprzez 3 kroki.
- Kwestionariusz do wypełnienia przez organizację goszczącą.
- Kwestionariusz dla byłych wolontariuszy (wymagamy minimum trzech odpowiedzi).
- Wizyta w miejscu projektu w celu ostatniego sprawdzenia warunków i przygotowania materiałów audiowizualnych.
Jeśli projekt spełni kryteria uczciwego wolontariatu, przygotowujemy jej profil na platformie projektów VOFAIR, a organizacja goszcząca może zamieścić nasze logo na swojej stronie internetowej. Podsumowując VOFAIR to taki znak jakości, certyfikat dla uczciwych projektów wolontariatu.
Obecnie działamy w Ameryce Południowej z siedzibą w Santiago de Chile. Pragniemy też nawiązać współpracę z podobną inicjatywą w Polsce DOBRY WOLONTARIAT. Rozmawiamy również z organizacjami w Niemczech, Francji i Stanach Zjednoczonych.
Skąd pomysł na tego typu projekt?
Kiedy przyjechałam do Ameryki Południowej, zauważyłam, że tutejsze organizacje pozarządowe ledwo “wiążą koniec z końcem.” W Chile tylko 4% społeczeństwa odbywa wolontariat. To jest nie do porównania np. ze Stanami Zjednoczonymi albo Niemcami, gdzie aby dostać się na studia, mile widziane jest w CV doświadczenie w bezpłatnej pomocy innym.
Pomysł na VOFAIR zrodził się podczas mojej podróży z plecakiem po Ameryce Południowej. Zostawiłam pracę (wtedy w firmie brokerskiej na Węgrzech), żeby spełnić moje marzenie i odbyć wolontariat w Boliwii. Szukanie projektu na latynoskim kontynencie zajęło mi kilka miesięcy. Nie chciałam płacić za pakiet wolontariatu, oferowany przez wiele agencji. Ceny takich pakietów mogą osiągnąć nawet tysiąc dolarów za tydzień wolontariatu.
Wysyłałam więc listy motywacyjne bezpośrednio do organizacji, które znajdywałam na stronach i forach internetowych. W ten sposób nawiązałam kontakt z organizacją w Cochabamba, która mieści się w Boliwii, gdzie koncentruje się większość projektów wolontariatu.
Wierzę głęboko, że wolontariat powinien być bezpłatny i szeroko dostępny. Firmy, które pobierają pieniądze za łączenie wolontariuszy z projektami sprawiają, że wolontariat międzynarodowy stał się ekskluzywny. Nie wspomnę już o jakości usług oferowanych przez te firmy, które w wielu przypadkach (jak słyszałam od byłych wolontariuszy) pozostawiają wiele do życzenia.
Brałaś również udział w chilijskim akceleratorze startupów. Jak dokładnie działa projekt Startup Chile?
Startup Chile jest projektem finansowanym przez rząd Chile, którego pomysłodawcami są liderzy ze Stanów Zjednoczonych. Wybrane w trudnym procesie rekrutacji projekty (100 w każdej rundzie) otrzymują 40 tysięcy dolarów na rozwijanie się podczas sześć miesięcy. Młodzi przedsiębiorcy z całego świata przyjeżdżają do Santiago i pracują w jednym biurze przypominającym głośną bibliotekę, gdzie zamiast książek wszyscy pogrążeni są w swoich laptopach i tabletach.
Wszystkie wydatki na firmę musimy rozliczać podczas spotkań co kilka tygodni z mentorami finansowymi. Nie brakuje też imprez typu hackathony, kursów, prezentacji, warsztatów i interakcji pomiędzy przedsiębiorcami. Startup Chile jest prawdziwym inkubatorem i akceleratorem przedsiębiorstw, a jego największą zaletą jest łatwość otrzymania wizy na pobyt i pracę w Chile, coś czego nie udało się jeszcze osiągnąć w Dolinie Krzemowej.
Czy w programie brały jeszcze udział jakieś osoby z Polski?
Tak, przede mną przecierali ścieżki w Startup Chile Gosia i Mateusz Łapsa-Malewscy i w mojej rundzie pracuje też Magda Szuszkiewicz ze swoim projektem Inaika.
O jakiej tematyce zazwyczaj powstają tam projekty?
Startup Chile może pochwalić się szeroką gamą projektów, od technologii stosowanych w rolnictwie do innowacji w medycynie. Myślę jednak, że większość projektów to typowe “geek” aplikacje na telefony i projekty sklepów online, platform referencyjnych i innych serwisów w sieci.
Jakie są Twoim zdaniem najciekawsze projekty?
Mnie osobiście najbardziej podobają się i wręcz zachwycają innowacje społeczne. Jednym z takich projektów jest Pace4life, startup specjalizujący się w reuse (podobnym użyciu) rozruszników serca. Inne niesamowite projekty tworzą produkty, które pomagają diabetykom w dozowaniu insuliny (poprzez urządzenie zastępujące strzykawkę). Poznałam też firmy, które specjalizują się w pomocy nauki imion (np. wewnątrz firm) za pomocą gier online.
Rozmawiamy z Pauliną Rakowską, która jest podróżniczką i przedsiębiorcą społecznym. Od 2011 roku mieszka w Chile gdzie założyła organizację pozarządową VOFAIR.ORG. Dowiedzcie się więcej o sile wolontariatu, o tym ile kosztuje pomaganie innym oraz jak akceleratory startupów zmieniają świat.
Dlaczego warto w Chile stworzyć startup?
Na pewno warto tu przyjechać choćby na sześć miesięcy ze względu na inicjatywę Startup Chile. Kraj jest bezpieczny, biurokracja na poziomie i „do pokonania”, a ostatnio nawet wdrożono prawo skracające założenie firmy do jednego dnia (pod koniec tego roku sprawdzi się w praktyce).
Czy takie inicjatywy jak Startup Chile i projekty, dzięki niemu powstałe mogą zmienić świat na lepsze? Czego jeszcze brakuje do spełnienia tego zadania?
Inkubatory i akceleratory zdecydowanie zmieniają oblicze świata. Przede wszystkim pozwalają przedsiębiorcom skupić się na innowacjach, a nie martwić się przez pierwsze miesiące o własne rachunki do zapłacenia. Z drugiej strony żaden uniwersytet czy doświadczenie w pracy dla kogoś nie jest w stanie nauczyć Cę tyle, co zarządzanie własnym projektem. Zatem inkubatory pełnią także rolę edukacyjną i łączą ludzi o podobnych zainteresowaniach.
Jestem zdania, że startupy, które skupiają się na przedsiębiorczości społecznej, takie właśnie jak mój projekt, są coraz bardziej modne. Nie mam na myśli sieci znajomych w internecie, ale firm i inicjatyw, które pomagają w zwalczaniu problemów społecznych. Być może wśród akceleratorów przedsiębiorczości brakuje takiego filtra, który sprawdzałby jaki problem społeczny rozwiązuje dany produkt czy usługa. Wtedy każda mała firma po trochu zmieniałaby świat na lepszy.