– Cały projekt wykonałem siedząc jeszcze w szkolnej ławce – pisze nam Krzysztof Wende, współautor aplikacji CloudCab. Po odejściu wspólnika i sprzedaniu swojego biznesu, otrzymał propozycję pracy jako CTO dla startupu z siedzibą w San Francisco. W rozmowie z nami opowiada, jak łączył obowiązki związane z nauką w technikum z pracą nad własnym biznesem.
Na zdjęciu: Krzysztof Wende, współtwórca aplikacji CloudCab
Pokazuje też, jak pozyskał pierwszego inwestora, który przez cały czas pełnił rolę doradcy przedsięwzięcia, by później stać się jego jedynym właścicielem. Historia powstania systemu CloudCab, którego nazwa została zmieniona na LightDispatch, zaczęła się od pozyskania pierwszego zlecenie przez tego młodego programistę.
Naprawa odbiornika wiadomości z GPS
Za pierwsze zlecenie programistyczne Krzysztof Wende otrzymuje 30 dolarów. Znajduje je na Freelancer.com, kiedy jeszcze jest w trzeciej klasie technikum. Co prawda spędza nad nim trzy dni, ale są to pierwsze pieniądze zarobione na pasji, więc nie narzeka, że jest ich tak mało. Później podejmuje się większego wyzwania. Pomaga pewnemu Serbowi mieszkającemu w Nowym Jorku stworzyć klienta TCP. Za każde zlecenie od niego otrzymuje sto dolarów, więc podejmuje się coraz to nowszych prac. Aż przychodzi czas na największe dotąd wyzwanie.
– Zlecono mi rozwiązanie problemu, który pojawił się w korporacji WideTech Colombia, zajmującej się serwisami związanymi z geolokalizacją – mówi Krzysztof Wende. Ich system śledzi pojazdy doręczycieli paczek, kierowców samochodów dostawczych, czy zajmujących się przewozem ludzi. – Zlecenie polegało na naprawieniu kodu, którego zadaniem było odebranie wiadomości z nadajnika GPS i odpowiedniego zdekodowania go po stronie serwera napisanego w Javie – dodaje.
Gwałt na godności programistów
Choć młody programista nigdy wcześniej nie pisze linijki w języku Java, ryzykuje i podejmuje się zlecenia, bo zna C#. – Przekazany mi kod był gwałtem na godności profesji programistów – opowiada. Okazuje się, że poprzedni programiści jedno proste zadanie, jakim było odebranie wiadomości z nadajników GPS, rozłożyli na ponad tysiąc linijek kodu z redundancją, na temat której mógłby napisać esej wytykający każdy z popełnionych błędów. Wende zgłasza swoje uwagi zleceniodawcy, mówiąc, że kod to jakiś dowcip i napisałby go lepiej.
Udaje mu się naprawić program. Tydzień później Filip Baba, zleceniodawca, pisze do młodego programisty, że przekazał firmie WideTech to co usłyszał. Zaproponował też korporacji stworzenie osobnego systemu. – W ten sposób uzyskaliśmy pierwszego inwestora na nowy projekt – mówi. Krzysztof Wende i Filip Baba stają się wtedy wspólnikami i razem rozpoczynają pracę nad CloudCab. To system bardzo podobny do Ubera przeznaczony dla przedsiębiorstw taksówkowych. Pół roku zajmuje im stworzenie MVP produktu, a przez następny rok zajmują się dodawaniem funkcjonalności.
Na równi z Uberem
W trakcie prac nad systemem napotykają na dwa poważne problemy z developmentem. Pierwszy, stricte programistyczny, wymaga ogromnych nakładów pracy i dopiero piąty specjalista pomaga go rozwiązać. Zajmuje to dwa miesiące, podczas których młoda spółka traci wsparcie jednego z potencjalnych klientów. Wende i Baba mieli na zlecenie wzbogacić program stale raportujący o pozycji GPS pojazdu o funkcję automatycznego pobierania danych, nawet jeśli aplikacja jest wyłączona, ale nie ma na to czasu.
Drugim ogromnym problemem staje się wtedy błyskawiczny rozwój Ubera. – Kiedy zaczynaliśmy pracę nad CloudCab, Uber był małym startupem, działającym tylko w kilku stanach. Z czasem rozwinął się tak, że zaczął stawać się zagrożeniem dla korporacji taksówkowych, a co za tym idzie, również dla nas – mówi młody przedsiębiorca. Nie jest to jedyny biznes działający w tej branży, co wtedy nie staje się jeszcze przeszkodą, ale zaletą w rozwoju aplikacji mającej działać m.in. w Nowym Jorku.
Zarządzanie flotą, nie pośrednictwo
– Nauczeni na błędach konkurencji postanowiliśmy pozbyć się wszystkich problemów jakie powodowały istniejące systemy. Te już działające rozwiązania podchodziły do tematu bardzo wąsko – mówi Wende. Kiedy był to system do taksówek, nadawał się wyłącznie do taksówek, kiedy był do kontroli floty przewoźników, również nadawał się wyłącznie do tego. Dlatego w głowach wspólników powstaje idea, by stworzyć system tak elastyczny jak to tylko możliwe. Gdy są blisko wypuszczenia MVP, na rynku działa dwóch głównych konkurentów.
Są nimi, wcześniej wspomniany, Uber, który wtedy zajmuje się przewoźnictwem, ale planuje zdecentralizować dyspozycje pojazdów. Czym innym zajmuje się za to CloudCab, który ma z kolei wspomagać centrale taksówkowe, a nie walczyć z nimi. Drugim konkurentem na rynku jest Lyft, podobny do Ubera system, ale skupiający się na kontaktach międzyludzkich w trakcie przewozu. Projekt polskiego przedsiębiorcy ma wypełnić niszę, o którą nie zadbali poprzednicy. Aplikacja ma być odpowiedzią WideTech Columbia na zagrożenie ze strony Ubera.
Śledzić dostawcę
System składa się z trzech podprojektów: aplikacji przewoźnika, aplikacji klienta oraz tablicy dyspozycyjnej do kontroli wszystkich zleceń i składania raportów. Najbardziej bazową funkcjonalnością jest zamówienie przewoźnika “na już”, jak wezwanie pizzy czy zamówienie taksówki. Aby to zrobić, użytkownik aplikacji składa zamówienie, a system znajduje najbliższego kierowcę, by poinformować go o takim zleceniu. Podwózkę może też zamówić w inny sposób.
– Drugim wariantem było zamówienie przez telefon do centrali dyspozycyjnej, gdzie operator ręcznie wpisywał zlecenie do systemu wraz z lokalizacją zamówienia. Sposób ten działał identycznie, z wyjątkiem tego, że klient nie mógł śledzić na mapie swojego dostawcy – mówi twórca aplikacji pośrednio konkurującej z Uberem i Lyftem. Kolejną jej funkcją było wyznaczanie trasy celów, a trzecią możliwość rezerwacji przejazdu. System szuka wtedy przewoźnika najbliżej danego adresu o konkretnej godzinie.
Na zdjęciu: Filip Baba, współtwórca CloudCab (po lewej)
Wszyscy mają aplikację
Programista zaznacza, że Uber i Lyft rozwiązują jeden problem, a narzędzie od polskiego przedsiębiorcy celuje w większy target. – Staraliśmy się, żeby z naszego systemu mogło skorzystać całe przewoźnictwo – mówi. I tak się staje. Elastyczność i modularność projektu, z niewielką ilością modyfikacji, pozwala dostosować go do: transportu paczek, dostarczania próbek krwi do analizy wraz z weryfikacją zawartości paczek, dostarczania pizzy i przewozu ludzi.
Projekt nie czerpie też, tak jak Uber i Lyft, zysku na prowizji. CloudCab działa w modelu white label. – Partnerzy używali aplikacji tak jakby była ich własną, a nam płacili miesięcznie za każdy pojazd zarejestrowany w bazie. Rozwiązanie było oferowane jako PaaS, dzięki czemu klienci nie musieli się martwić o zatrudnianie żadnych specjalistów technicznych w celu konfiguracji serwisu – dodaje Krzysztof Wende, pomysłodawca aplikacji, którą później sprzedaje kolumbijskiej firmie.
Pierwsi partnerzy
Żeby CloudCab zaczął zarabiać potrzebni byli partnerzy. W ich poszukiwaniach standardowy marketing raczej by się nie sprawdził. Dlatego młody zespół postanawia podzielić się obowiązkami rodem z historii powstania Facebooka. Krzysztof Wende zajmuje się rozwiązywaniem problemów technicznych, a Filip organizacją licznych spotkań z dyrektorami biznesów zajmujących się przewoźnictwem, aby przekonać ich do współpracy. – Po pół roku działania część klientów zaczęła się do nas zgłaszać sama – mówi Wende.
Ich aplikacja początkowo skierowana jest do korporacji taksówkowych, jednak szybko się to zmienia. – Zorientowaliśmy się, że jest dużo więcej klientów w branży przewoźniczej, którzy mogliby skorzystać na współpracy z nami. CloudCab używa wtedy pięć firm z Nowego Jorku: cztery taksówkowe i jedna przewożąca próbki krwi między oddziałami szpitali – opowiada. W tym czasie, pierwszy zewnętrzny udziałowiec cały czas zwiększa swoje wpływy w spółce.
Bez pensji, pełni pasji
Przez pierwsze pół roku pracy nad MVP CloudCaba zespół pracuje bez wynagrodzenia. Wszystkie pozyskane pieniądze przeznacza na rozwój aplikacji. Zmienia się to, gdy w sierpniu 2014 roku inwestor zwiększa finansowanie. – Wtedy zaczęliśmy pobierać normalne pensje, z nielicznymi wyjątkami kiedy trzeba było ciąć koszty – mówi współtwórca aplikacji dla przewoźników. Zatrudnia też dwóch programistów w Polsce, którymi zarządza. Zespół korzysta też z pomocy pracowników WideTech Colombia, którzy wiele razy pomagają zespołowi rozwiązać problemy, opowiadając o tych z ich aktualnym systemem.
– Dyskusje na temat oddania całego projektu pod ich skrzydła trwały około trzech miesięcy od listopada 2014 do stycznia – dodaje. Razem ze wspólnikiem w końcu dochodzi do wniosku, że sprzedaż przedsięwzięcia to dobry pomysł. Krzysztof Wende ma w tym roku zdać maturę, a przez rozwijanie startupu nie ma czasu się na nią przygotować. Oceny w szkole nie napawają też optymizmem, a ilość zadań do zrobienia w pracy nadal rośnie. – Drugim powodem sprzedaży była zatrważająca ekspansywność Ubera – mówi.
Walka o klientów coraz cięższa
Na początku myśli, że niezależna konkurencja zmotywuje inne przedsiębiorstwa do skierowania się w kierunku rozwiązań “w chmurze”, co na początku mogło być prawdą. Później jednak Uber bardzo wyraźnie odbija się na kieszeni konkurencji, która tnie koszty i prowadzi dużo mniej zdecydowane działania. – Z każdym kolejnym miesiącem walka o klientów była coraz cięższa – opowiada. Jednym z lepszych klientów jest za to korporacja WideTech Colombia, inwestor CloudCab, który używa systemu tak jak inni, w modelu white label.
Zna też rynek, na którym aplikacja młodych przedsiębiorców działa i wie, że walka z konkurencją nie będzie łatwa. Ta sprawia, że partnerów systemu nie przybywa. Z projektu odchodzi też wspólnik – Filip Baba, który otrzymuje świetną ofertę pracy w innej korporacji. Wende przez jakiś czas stara się pozyskiwać klientów zdalnie, ale przez jego młody wiek, mało który z partnerów traktuje go poważnie. Wie już, że sam tego nie pociągnie, więc postanawia sprzedać swoje prawa do firmy za 50 tysięcy dolarów.
Happy end?
To jednak nie koniec przygody z projektem. Jego system CloudCab zostaje przez nowego właściciela poprawiony. Zmianie ulega też nazwa, od teraz partnerzy znają go pod hasłem LightDispatch. Krzysztof Wende nie odchodzi od razu z projektu, a zostaje poproszony o jego dalsze rozwijanie, ale pod skrzydłami właściciela i w mniejszym wymiarze godzin. Przez następne trzy miesiące, pracując dla WideTechu, szkoli odpowiednich następców, by mogli podjąć jego pracę, tam gdzie została zakończona.
Dzięki oddaniu projektu w dobre ręce, zdaje maturę i dostaje się na studia na jednej z krakowskich uczelni. Po dwóch miesiącach dochodzi jednak do wniosku, że mają one niewiele wspólnego z rozwojem zawodowym i postanawia je rzucić. – Dzisiaj pracuję zdalnie jako konsultant do startupu ulokowanego w San Francisco. Ze względu na ofertę zostania wspólnikiem za parę miesięcy, gdy dostanę wizę, planuję się tam przeprowadzić, by móc dać z siebie jak najwięcej w rozwój projektu – mówi. – Czuję, że tym razem uda mi się nie popełnić tych błędów, które skazały Cloud Cab na wiele niepowodzeń – dodaje.