„Zbudowałem firmę, mając farta”. Liczysz na szczęście, czy jesteś kowalem własnego losu?

Dodane:

Adam Sawicki, Redaktor prowadzącyRedaktor prowadzący MamStartup Adam Sawicki

„Zbudowałem firmę, mając farta”. Liczysz na szczęście, czy jesteś kowalem własnego losu?

Udostępnij:

Stewart Butterfield, założyciel Slacka, uważa, że w 98% przypadków osiągnął sukces dzięki szczęściu, czemuś, czego nie mógł kontrolować. Jak by tego nie nazwał – przypadek, los, zbieg okoliczności – twierdzi, że „to coś” jest jednym z najistotniejszych czynników wpływających na powodzenie w biznesie. Ale opinia jednego człowieka, jaki wybitny by nie był, to wciąż tylko opinia. Ja szukam kolektywnej mądrości.

Starając się ją znaleźć, zapytałem kilku przedsiębiorców i przedstawicieli VC co sądzą na temat szczęścia w biznesie. Czy faktycznie ma ono znaczenie? A może wręcz przeciwnie – jesteśmy kowalami własnego losu, którzy ciężką pracą i umiejętnościami kują sukcesy własnych firm?

Zanim przejdziemy do ich odpowiedzi, omówmy wyniki ankiety, którą przeprowadziliśmy na LinkedInie. Zapytaliśmy tam naszych czytelników: jaka rolę odegrał przypadek w sukcesie ich firm? 52% ankietowanych odpowiedziało, że na pewno miał pewien wpływ. Kolejne 22% stwierdziło, że przypadek miał kluczowe znaczenie. Zaledwie 26% pytanych uznało, że przypadek nie miał żadnego znaczenia lub miał, ale marginalne.

Przy okazji – dziś o godz. 15.00 na antenie Radia 357 odbędzie się  kolejne wydanie audycji programu pt. Firmament. Jego temat brzmi „Firma z wyboru, sukces z przypadku”.

Pierwszy wniosek: szczęście ma różne barwy

– Jest taka stara zasada w golfie, którego jestem pasjonatem, że sto procent piłek, które były uderzone za słabo, nie wlatuje do dołka, natomiast kilkadziesiąt procent tych, które były uderzane za mocno, jednak wlatuje. I z tego wynika jasne przesłanie: „Próbuj”. Jak nie spróbujesz, to staniesz w miejscu lub zaczniesz się cofać – mówi Wojciech Kostrzewa, CEO Billon Group.

Mateusz Warcholiński, współzałożyciel software house’u BrainHub, rozpatruje szczęście w dwóch kategoriach. Szczęście „short-term” i szczęście „long-term”. Co oznacza tyle, że w krótkim czasie „wiatr może wiać w żagle” i na przykład wygrasz w lotka sporą sumę, ale za chwilę ją stracisz, bo podejmiesz złą decyzję. Długoterminowe szczęście to już co innego. Ono sprzyja tym, którzy wiedzą, potrafią, uczą się na błędach, wyciągają wnioski i analizują. Słowem: tym, którzy mają doświadczenie.

Co więcej, szczęście czy też przypadkowość towarzyszy przełomowym decyzjom. Tak uważa Przemysław Budnicki, CEO Holo4Labs. Przy czym to szczęśliwe trafy, zbiegi okoliczności i przypadki stawiają nas przed wyborami. Wtedy mamy kontrolę, możemy zdecydować, w jakim kierunku chcemy pójść – tu już nie ma mowy o przypadkowości. Trzeba być otwartym, pozytywnie nastawionym i chętnym „dawać z siebie”. Wtedy, zdaniem Przemysława Budnickiego, zaczynamy sprzyjać szczęściu.

Drugi wniosek: szczęście i ciężka praca to potężne połączenie

Historia Mateusza

– Uważam, że każdy jest kowalem własnego losu, a szczęście to wypadkowa włożonej pracy i gotowości do wyjścia ze strefy komfortu – mówi Mateusz Warcholiński.

Sam wielokrotnie doświadczył czegoś, co nazywa „szczęściem long-term”. I tak na przykład załapał się do pracy w dziale R&D w BMW, bo znał język niemiecki, miał za sobą praktyki w Niemczech, no i zaaplikował na stanowisko. Potem jeden z jego weekendowych projektów – James, bitte – osiągnął ogromny sukces medialny w Niemczech. Czy było to szczęście? Los tak chciał? Tylko poniekąd. Trzy lata wcześniej Mateusz uruchamiał różne startupy, pracując nad nimi po 10 godzin dziennie. W międzyczasie uczył się marketingu, sprzedaży i software developmentu.

Historia Przemysława

– Wiele z moich sukcesów biznesowych rodziło się w wyniku relacji rozpoczętych zwykłym bezinteresownym odruchem, chęcią pomocy, otwartości na drugiego człowieka, życzliwości. Zwykłych prostych odruchów – mówi Przemysław Budnicki.

Wspomina, że kiedyś chciał pomóc wygrywającemu konkurentowi i oszczędzić jego czas na pozyskanie map do projektu. Mógł to zrobić, bo utrzymał kontakt ze sprzedającym owe mapy. W trakcie konkurent się wycofał, a Przemysław wrócił do gry i kupił nieruchomość, na której zbudował salon motocyklowy Honda. Salon doprowadził go do bankructwa, ale to sprawiło, że dziś jest tu gdzie jest – w Holo4Labs.

– Szczęście i zaciętość uruchomiło inwestycję w nieruchomości, którą właśnie kończę. Ten sam zbieg nie pomógł mi popchnąć kwestii pozwoleń na budowę. Przez opóźnienia i rosnące ceny materiałów musieliśmy ze wspólnikami dołożyć do budżetu remontowego dużą ilość pieniędzy. Ponieważ jednak miałem szczęście, kiedy poznałem aktualnych wspólników, wiem, że poradzimy sobie z tym elementem i z kolejnymi przeszkodami. Mam kilka takich opowieści. Kiedy je analizuję, doceniam rolę szczęścia i jednocześnie widzę rolę uporu, pracy, stwarzania właściwego gruntu do zmian i łapania okazji – mówi Przemysław Budnicki.

Historia Wojciecha

– O tym, że skończyłem studia w Niemczech i tam zająłem się ekonomią, zdecydował przypadek. Studiowałem prawo na Uniwersytecie Warszawskim, gdy wybuchła „Solidarność”. W czasie strajków studenckich na jesieni 1981 roku władze komitetu strajkowego spytały mnie, czy nie zaopiekowałbym się profesorem prawa, który przyjechał z Berlina Zachodniego i chciał zobaczyć, jak ta polska studencka rewolucja wygląda – wspomina Wojciech Kostrzewa.

Język znał na tyle dobrze, że się zgodził. W rewanżu profesor zaprosił mojego rozmówcę na swoje seminarium do Berlina, gdzie ten pojechał i wygłosił referat. 12 grudnia miał wrócić do Warszawy. Ale tak się złożyło, że tym lotem leciała duża grupa niemieckich turystów. W efekcie zabrakło miejsca dla Wojciecha Kostrzewy.

– Następny samolot był 14 grudnia. A co się stało 13 grudnia, wszyscy wiemy… Utknąłem więc za murem berlińskim w czasie stanu wojennego i musiałem działać w warunkach bardzo dużej niepewności. W końcu dzięki niemieckim znajomym z Berlina trafiłem do Kilonii, a że tamtejszy uniwersytet słynął z wysokiego poziomu nauk ekonomicznych, odkurzyłem swoje marzenie z młodszych lat i zająłem się ekonomią – najpierw jako student, potem jako pracownik naukowy – wspomina.

Powrót do Polski nie był już zbiegiem okoliczności. Podczas expose Tadeusza Mazowieckiego Wojciech Kostrzewa na własnej skórze doświadczył hiperinflacji. Pomyślał wtedy, co może zrobić, by poprawić sytuację kraju. Myśl zamienił w czyn.

– Pewnego dnia po prostu wszedłem do Ministerstwa Finansów, żeby porozmawiać z Leszkiem Balcerowiczem. Balcerowicza nie było, ale spotkałem jego zastępcę, nawiązaliśmy dobry kontakt i zaproponował mi współpracę. Poprosiłem o urlop na uczelni, żeby budować polską gospodarkę. Z urlopu już nie wróciłem, ale gospodarkę buduję do dziś. Dodam tylko, że jesienią 1989 roku każdy mógł zrobić to co ja, ale tylko nieliczni się na taki krok zdecydowali – wspomina.

Trzeci wniosek: szczęściu trzeba pomagać, być proaktywnym

Czy w biznesie powinno ograniczać się wszelkiego rodzaju przypadkowość?

– Nigdy nie liczyłbym na przypadek lub szczęście, prowadząc firmę. Czasami zadaję sobie pytanie: jeżeli coś mi się nie udało, czy zrobiłem wszystko co było w mojej mocy, żeby dany temat wyszedł? Jeśli odpowiedź brzmi tak, nie mam sobie nic do zarzucenia – mówi Mateusz Warcholiński. Jednocześnie radzi, żeby nie czekać aż szczęście do nas przyjdzie, lepiej wyjść mu naprzeciw.

Przemysław Budnicki dodaje, że biznes musi się „spinać” bez przypadkowości. Poleganie tylko na szczęściu doprowadzi do dużego kryzysu, więc po co projektować klęskę? – Jednocześnie zawsze zostawiam miejsce na ciekawość, poznawanie, bezinteresowną pomoc, które z mojego doświadczenia potrafią generować sytuacje z dużym potencjałem „szczęśliwego splotu okoliczności” – mówi.

I tak zdaniem mojego rozmówcy na niektóre rzeczy mamy po prostu wpływ, a na inne niekoniecznie. Po stronie „wpływu” Przemysław Budnicki zapisuje wszystko co opiera się na danych i jest powtarzalne, np. lejek marketingowo-sprzedażowy, proces obsługi klientów. Natomiast po stronie „szczęścia” kreatywne aspekty prowadzenia biznesu, np. tworzenie nowych rozwiązań.

Wojciech Kostrzewa zwraca uwagę na inny aspekt. A mianowicie na network i reputację. Z jednej strony sieć kontaktów, to kogo poznajemy nie zawsze jest naszą zasługą. Czasami to zrządzenie losu. Ale dobre relacje często owocują nieoczekiwanymi, pozytywnymi sytuacjami. To na co z kolei mamy wpływ to reputacja. Zdaniem CEO Billon Group tę buduje się przez całe życie. Warto o nią dbać. – Tu drogowskazem niech będzie jedna z najważniejszych książek w moim życiu, wspomnienia Władysława Bartoszewskiego „Warto być przyzwoitym” – radzi Wojciech Kostrzewa.

Czwarty wniosek: polegając wyłącznie na szczęściu, nie zbudujesz firmy

Biznes to nie tylko liczby zapisane w Excelu. To również obietnica fajnego stylu życia, odpowiedzialność za pracowników, a niekiedy nawet konieczność sięgnięcia po zewnętrzny kapitał. To szczególnie popularne w środowisku startupowym, gdzie na rozruch potrzebna jest spora kasa.

Ale czy szczęście odgrywa istotną rolę w fundraisingu? Co inwestorzy myślą o przedsiębiorcach, którzy przychodzą do nich po pieniądze i mówią, że niemal wszystko co osiągnęli w życiu zawodowym zawdzięczają przypadkowi? Inwestują? Odsyłają „delikwentów” z kwitkiem? Posłuchajcie co mają do powiedzenia przedstawiciele VC.

Marcel Animucki, investment manager w bValue:

Zrozumienie roli szczęścia i elementu losowości jest bardzo istotne, aby prawidłowo rozpoznać swoje mocne i słabe strony. Jest to szczególnie trudne u osób osiągających ponadprzeciętne wyniki w życiu zawodowym, gdyż często są one w równie dużej mierze rezultatem bardzo wielu wyrzeczeń i ciężkiej pracy.

Dla mnie świadome uznanie roli szczęścia w biznesie zdecydowanie nie dyskwalifikuje przedsiębiorcy, a wręcz stanowi duży atut. Wszystkie badania statystyczne pokazują, że szczęście jest równie istotnym elementem sukcesu co umiejętności i ciężka praca, jednak w odróżnieniu od nich nie stanowi fundamentu tego sukcesu.

Dlatego gdy founder docenia rolę szczęścia, jest to zdecydowanie pozytywny sygnał, jednak zły, gdy ją przecenia. Aby odpowiednio zrozumieć intencje słów autora, należy zagłębić się z danym założycielem w dyskusję i zrozumieć, jak duży element szczęścia decydował o jego sukcesie oraz w jakich okolicznościach.

Michał Olszewski, partner w Movens Capital:

Napoleon faktycznie wybierał generałów spośród tych, którzy mieli szczęście. Zostawmy jednak ten bon mot. Podstawą są osiągnięcia. A one nie biorą się z przypadków. Często sukces jest wynikiem umiejętnego wykorzystania splotu korzystnych okoliczności (przypadków). Ale to aktywność zwiększa szanse pojawiania się tych przypadków, z kolei skuteczność pozwala zamieniać je w sukcesy. Tym samym wierzę w kombinację trzech czynników: szczęścia, pracowitości i umiejętności (inteligencji połączonej z odwagą, charyzmą).

To, że ktoś mówi o farcie, może być zabiegiem retorycznym, sposobem na zaintrygowanie rozmówcy na początku spotkania. Może też być przejawem pozytywnego podejścia do życia – zwracanie uwagi głównie na te korzystne sytuacje. I to jest fajny punkt startu do rozmów o szczegółach.

Natomiast sama wygrana w Lotto, choćby wysoka, nie czyni z ciebie foundera. Budowanie firmy to pasmo wyzwań, z którymi codziennie musisz sobie radzić w sposób kreatywny, wykazując się innowacyjnością i wytrwałością. Dotyczy to zarówno spraw strategicznych, jak i codziennych. Zarządzasz zespołem, relacjami z klientami, partnerami, finansami, marketingiem, tworzysz i sprzedajesz wizję wszystkim wokół. „Na farcie” to się nie może udać.

Borys Musielak, partner zarządzający w Smok VC:

Od razu inwestuję, bo warto stawiać na szczęściarzy!

A tak serio to jest nieco prawdy w powiedzeniu, że szczęście sprzyja lepszym. Przypadkowi zawsze trzeba pomóc. Nawet żeby wygrać na loterii, trzeba kupić los.

Moja własna kariera jest tego doskonałym przykładem.

Exit Filmastera do Samba TV to był przypadek. Jak inaczej wytłumaczyć, że amerykański przedsiębiorca, dający gościnny wykład w Krakowie nagle zainteresował się małą firmą z Polski na tyle, żeby zaproponować jej akwizycję? Niby tak! Ale bilet na Bitspiration musiałem kupić. Do Ashwina musiałem zagadać po jego wystąpieniu (każdy mógł, ale tylko ja do niego podszedłem), a potem spotkać się z nim jeszcze nie raz w różnych częściach świata zanim doszło to finalnej transakcji.

A pewnie gdybym wcześniej nie zorganizował Paulowi Bragielowi kolacji dla przedsiębiorców w Warszawie, ten nie przedstawiłby mnie nigdy Ashwinowi. A gdyby nie było exitu, nie stworzyłbym z Paulem funduszu SMOK Ventures. I tak dalej, w nieskończoność. Najlepsi przedsiębiorcy cały czas intensywnie szukają nowych szans i starają się wykorzystać każdą okazję, żeby rozwinąć swój biznes. Czasem przypadkiem się udaje.