Na czym polega rola Non-Executive Director w funduszu RE Poland?
Marlena Szymanek: RE International inwestuje tylko w startupy i projekty HR-owe, a ja buduję struktury osób, które pracują dla funduszu. Moja rola obejmuje merytorykę, branżowość, zarządzanie strategiczne i doradztwo.
Nie ma w RE takiej hierarchii, jak w polskich funduszach, że mamy głównego partnera zarządzającego i kilku partnerów bardziej komercyjnie powiązanych z funduszem, dlatego wszystkie funkcje analityczne i finansowe podejmowane są w siedzibie funduszu w Wielkiej Brytanii.
Tylko 15% zarządzających w funduszach to kobiety. Dlaczego tak mało?
Jest niewiele kobiet, które chcą stawać w szranki z mężczyznami o topowe pozycje. A jak się już decydujemy, to musimy mocniej udowadniać, że się nadajemy. Jesteśmy oceniane przez pryzmat naszej kobiecości, przedsiębiorczość i tego, jak bardzo jesteśmy w stanie zaangażować się w pracę. To bardzo często stoi w kontrze do tego, jak żyjemy, jakie mamy obowiązki, plany na siebie i rodzinę. Są mężczyźni, którzy nas bardzo wspierają i James Caan (założyciel RE International) należy do takich osób. W wielu krajach w oddziałach RE rolę Non-Executive lub country managera sprawują kobiety.
Co sprawiło, że została Pani doceniona przez Jamesa Caana?
Na to stanowisko chętnych był bardzo wiele osób, ale myślę, że przeważyło moje wieloletnie doświadczenie, którym chętnie się dzielę oraz to, że jestem przedsiębiorcą i founderem startupu. A jeśli fundusz ma inwestować w startupy, to dobrze by było, żeby ludzie w nim pracujący rozumieli problemy startupowców oraz to, jak wygląda lokalny rynek VC i z czym founderzy odchodzą od stołu. Ja doskonale to wiem, bo przez ostatnie 2 lata budowałam firmę, pozyskiwałam dotację, walczyłam o finansowanie od funduszy i pozyskanie inwestorów strategicznych.
Zastanawiam się, dlaczego nieliczni mężczyźni nie mają obaw i uprzedzeń do kobiet na stanowiskach, a cała masa ma z tym problem.
Odpowiedź jest złożona. Przy pozyskiwaniu funduszy wielokrotnie odbiłam się od ściany. Dostawałam pytania, czy na pewno mogę się zaangażować w swój startup. Podczas gdy jestem zaangażowana w rozwój swojej firmy po kilkanaście godzin na dobę przez 7 dni w tygodniu. Ten element kobieta-matka i kobieta-dom jest bardzo mocno zakorzeniony w męskiej świadomości. Poza tym dochodzi element konkurencji. Jeśli mężczyźni mieli wcześniej pozytywne doświadczenia z kobietami, to łatwiej jest im je wspierać. Złe doświadczenia i nawyki kulturowe wyniesione z domu rodzinnego i biznesowej drogi budują negatywny obraz relacji damsko-męskiej.
Żeby coś osiągnąć, kobiety muszą prowadzić komunikację z mężczyznami po męsku. Co im w tym przeszkadza? Panie dość krytycznie podchodzą do swoich umiejętności, wymagają od siebie więcej i chcą, żeby zawsze wszystko było zapięte na ostatni guzik, a nie zawsze się tak da.
Czy to, że sporą część życia kobiety poświęcają rodzinie, nie powoduje, że są gorzej przygotowane do swoich ról zawodowych, szczególnie tych wysoce odpowiedzianych?
Myślę, że nawet lepiej (uśmiech). Podziwiam kobiety-matki, które dzielą swoje obowiązki domowe z karierą i czasem też z pasją, rozwojem, szkoleniami i networkingiem. Jeśli będzie więcej kobiet na wyższych stanowiskach, to oswajanie rynku pracy z kobiecością będzie nam szło sprawniej.
Wróćmy do funduszu. Kto może liczyć na wsparcie od RE Poland?
Inwestujemy przez 5 lat w proste, konwencjonalne projekty w fazie konceptu, startupu lub scaleupu. RE inwestuje w konwencjonalne pomysły np rekrutacja, pay- roll, doradztwo, testy psychologiczne czy inne rozwiązania, na które brak jest innego finansowania. Oprócz finansowania dajemy wsparcie biznesowe i networkingowe.
Fundusze na rynku mają wymagania względem trakcji, my jej nie wymagamy.
HR jest zdominowany przez kobiety, więc liczymy na ich pomysły, które nie muszą być zaawansowane technologicznie. Szukamy founderek (i founderów), którzy chcą otworzyć agencje, firmy rekrutujące np. w konkretnych branżach. Ale powinny to być osoby, które już pracowały w HR, nie chcemy eksperymentatorów – chyba że mają dobry business plan.
Czy może Pani więcej powiedzieć o swoim startupie Woonti?
Woonti to skrót od „work on time”. Jest narzędziem do szybkiego rekrutowania fachowców w ogromnej i zaniedbanej dziedzinie – blue collar, która niesie naszą gospodarkę. Ponad 60% zawodów w Polsce to stanowiska blue collar. To też potężna emigracja zarobkowa z Polski za granicę, dlatego próbujemy uporządkować ten rynek.
Co to znaczy?
Woonti to jest moja niezgoda na to, w jaki sposób Polacy i wiele innych narodowości jest traktowanych na rynku pracy w tej chwili. Uważani są za fachowców, a są zwalniani z dnia na dzień, albo każe się im czekać za granicą tydzień-dwa na kolejny kontrakt, tylko dlatego, że nikt nie zajął się zbudowaniem płynnego obiegu ludzi między projektami.
Gdyby pracodawcy byli w stanie zaproponować godziwą stawkę za pracę, to polscy specjaliści zostawaliby w kraju. Obecnie wysokość polskich wynagrodzeń nie zmienia się od nawet 15 lat, dlatego mamy braki kadrowe. Z kolei firmy za granią też nie podwyższają stawek Polakom, którzy są wiodącą siłą roboczą, dlatego zaczynają mieć problemy z satysfakcjonującym wynagrodzeniem. W Oslo próbuje się pozamykać agencje pracy, co będzie naszym rodakom utrudniało znalezienie zatrudnienia. W Belgii Polacy są już za drodzy i belgijskim firmom bardziej opłaca się zatrudniać Azjatów. Przestajemy być konkurencyjni.
Nie możemy zamykać ludzi w bańkach małych agencji, trzeba pokazać ich światu. Musimy przestać myśleć o pracownikach fizycznych jako o taniej sile roboczej, zacząć inwestować w kształcenie zawodowe, które obecnie bardzo w Polsce kuleje.
Działacie już?
Jesteśmy w fazie testów. Współpracujemy również z naukowcami, którzy dodatkowo prowadzą badania na tym rozwiązaniem. Od kiku miesięcy działamy na rynku gównie norweskim i kilku innych zagranicznych. Do Polski również chcemy zawitać. Woonti w mediach społecznościowych dociera do 1,5 mln użytkowników, z czego jestem bardzo dumna.
Jak Woonti pomaga fachowcom?
System jest oparty o kompetencje zawodowe pracowników. Dobiera tylko osoby pasujące do danego ogłoszenia. Mamy w swojej bazie kilka tysięcy osób szukających pracy.
Jakie ma Pani refleksje związane z pozyskiwaniem finansowania dla Woonti?
Przy Woonti dosłownie wszystko mogło się wysypać, ale pomogli mi moi biznesowi przyjaciele. Mój startup to nie jest projekt robiony w garażu, bo teraz startupów już w ten sposób się nie robi. Za niski budżet rzędu kilku tysięcy nie da się skalować projektu międzynarodowo ani wybudować odpowiedniej technologii. Mnie udało się pozyskać grant unijny oraz inwestorów. Teraz kończymy rozmowy z polskimi funduszami. Bez finansowania nie moglibyśmy w ogóle rozpocząć projektu.
Mamy na rynku 6 pokoleń, które się ściera ze swoimi koncepcjami przed inwestorami. Mam nadzieję, że ten pokoleniowy mix wypchnie wszystkie złe nawyki, jeśli chodzi o standardy pracy i zaczniemy się normalizować.
Zaskoczyły Panią jakieś pytania inwestorów?
Po trzech miesiącach od rozpoczęcia projektu pytali o trakcję i to było dość abstrakcyjne (uśmiech). Wtedy mówili, że będą nas obserwować i wielu z nich tylko obserwuje do dziś. Od jednego z inwestorów usłyszałam, że jestem „overqualified” i nie widziałam jak mam to skomentować (uśmiech). Poza tym prawie na każdym spotkaniu musiałam tłumaczyć się ze swojego życia i spraw prywatnych, ponieważ powątpiewano czy mam czas na startup.
Przeczytaj również: Zoom Ceiling. Czy można awansować pracując zdalnie? Odpowiada Susanna Romantsova