Na zdjęciu: automat Foodles | fot. Facebook
Automat ze świeżym obiadem
Na terenie korporacji albo większych przedsiębiorstw często znajdują się stołówki, gdzie pracownicy mogą kupić obiad lub jakiekolwiek inne ciepłe lub zimne posiłki. Mniejsze firmy natomiast mają wydzielone kuchnie, a w nich mikrofalówki, w których można odgrzać przygotowane w domu jedzenie. Właśnie w takich biurach może się sprawdzić rozwiązanie opracowane przez zespół francuskich przedsiębiorców współtworzących Foodles.
Startup ten dostarcza firmom automaty przypominające te, w których możemy kupić batony, chipsy i napoje. Jednak zamiast przekąsek, w lodówkach Foodles znajdują się gotowe dania dostarczane przez spółkę z Francji. TechCrunch podaje, że po zainstalowaniu w biurze takiego automatu, startup pobiera od firmy co miesiąc 3 tysiące euro i codziennie przywozi świeże posiłki oraz realizuje specjalne zamówienia.
Lokalne restauracje
Dzięki temu pracownicy firmy nie muszą zamawiać posiłków w lokalnych restauracjach i barach, bo mogą zwyczajnie podejść od maszyny i po przyłożeniu karty do czytnika kupić za pięć euro wybrane danie. Na razie jednak Foodles nie jest popularnym rozwiązaniem nawet we Francji, bo współpracuje tylko z kilkoma spółkami z Paryża.
Na pierwszy rzut oka model biznesowy może wydawać się dość zwyczajny. TechCrunch zauważa jednak, że Foodles ma przewagę nad konkurencją głównie dlatego, że łatwiej jest nakłonić pracowników, aby częściej robili zakupu w automacie stojącym na terenie firmy niż zamawiali posiłki samodzielnie. Do tego francuski startup nie przygotowuje jedzenia we własnych kuchniach, ale współpracuje z lokalnymi restauracjami, a dostawa kilku dań na raz jest tańsza niż realizacja pojedynczych zamówień.
Rynek dostaw
– Szacuje się, że światowy rynek dostaw jedzenia wart jest 83 mld euro i w najbliższych latach dalej będzie się szybko rozwijał. Ten wynik dobrze ilustruje trend, który można zaobserwować w wielu krajach na świecie. Co w takim razie sprawia, że klienci coraz chętniej korzystają z dostaw jedzenia? – pisze Piotr Łupiński, CEO RocketLuncher.
Wyjaśnia, że jednym z czynników jest technologia. Klienci oczekują bowiem wygodnych sposób zamawiania posiłków do domów i biur. Sugeruje, że najpopularniejsza obecnie forma telefonicznego zamawiania jedzenia, zostanie w najbliższym czasie zastąpiona. Coraz więcej firm przecież oferuje możliwość kontaktu z biurem obsługi za pośrednictwem aplikacji mobilnych, komunikatorów jak Messenger i platform do zamawiania posiłków.
Drony
Jednak możliwość złożenia zamówienia to tylko jedna strona medalu, bo pozostaje jeszcze kwestia dostawy, ale i z tym największe na świecie restauracje jakoś sobie radzą. Do nich z pewnością należy sieć pizzerii Domino’s Pizza, która pod koniec ubiegłego roku dostarczyła za pomocą bezzałogowego drona pizze klientom z Nowej Zelandii. Jest to zresztą forma doręczenia, której oczekują konsumenci. Głównie dlatego, że dostawy realizowane przez latające maszyny po prostu szybciej docierają na miejsce.
– Drony niosą ze sobą obietnicę bezpieczniejszych, szybszych dostaw w rozwiniętych okolicach. Oznacza to, że klienci mogą się spodziewać dowozu świeżo przygotowanego zamówienia w ciągu 10 minut. To jest przyszłość – powiedział dyrektor generalny sieci restauracji Domino’s Pizza Don Meij. Zgodnie z wewnętrznym badaniem firmy, aż 70 proc. zamawiających chciałoby skorzystać z dowozu posiłku za pomocą bezzałogowego statku.
Wydaje się więc, że na rynku jest miejsce zarówno dla rozwiązań takich jak Foodles, jak i bezzałogowych dronów.