O podbieraniu pracowników pisaliśmy w tym artykule, na przykładzie Rocket Internet
Zdjęcie główne artykułu pochodzi z depositphotos.com
W Polsce pracuje około ~150.000 programistów, a poszukiwanych jest prawie 75.000. Przy takim zapotrzebowaniu, działy HR i agencje head-hunterskie stają na głowach, aby ściągnąć koderów do firmy klienta.
Dwa wyeksploatowane scenariusze „polowania” na programistę
Jak w praktyce wygląda polowanie na programistę? Niestety nad wyraz często mają miejsce poniższe scenariusze:
1. Rekruter nie rozumie specyfiki branży i wystawia na Pracuj.pl ogłoszenie: „Poszukujemy do startupu programistę Javy w wersji Script z wykształceniem wyższym informatycznym i 10-letnim doświadczeniem z Node.js. CV i list motywacyjny prosimy przesyłać na adres…”. No dobra, koloryzuję. Koloryzuję, prawda? 😐
2. Rekruter przeszukuje LinkedIna i oferuje bezpośrednio kandydatom np. 20% wyższe wynagrodzenie niż mają obecnie. A nie, nie załatwiona. Jeszcze premia, odpowiednio wyższa z każdym kolejnym zleceniem.
3. Rekruter zleca znalezienie programisty zewnętrznej agencji HR i stosuje podobne strategie.
Powyższe to ciągłe bazowanie na skąpej ilości kandydatów i przerzucaniu ich z firmy do firmy. To droga donikąd. Dlatego niektóre firmy zauważyły, że bardziej racjonalnym rozwiązaniem jest “wychowanie” sobie własnych programistów. O tym sposobie za chwilę.
Czym programowanie różni się od budownictwa?
Najpierw ważna uwaga: obecnie programowanie jest zajęciem zespołowym. Czasy, w których programista samodzielnie tworzył cały system minęły wraz z końcem poprzedniego millenium. Dzisiaj w zespołach jest miejsce dla architektów systemu i inżynierów oprogramowania, którzy projektują system we współpracy z developerami przekształcającymi wizję na kod.
Jak w budownictwie – architekt projektuje dom, ale równie ważny jest kierownik budowy i doświadczeni murarze, którzy ułożą cegły zgodnie z planem. No, może jest jedna istotna różnica – programiści uczą się w szaleńczym tempie i nawet szeregowy „klepacz kodu” ma szansę po paru latach zostać głównym programistą odpowiedzialnym za cały projekt. W budownictwie raczej nie zdarza się, żeby murarz zaczął projektować mosty.
1 na 100 nauczy się samodzielnie
Na szczęście w IT takie przeskoki są możliwe, a nawet częste. Wielu najbardziej docenianych programistów, obecnie piastujących najwyższe stanowiska inżynierskie, zaczynało naukę samodzielnie i krok po kroku rozwijało swoje kompetencje. Część z nich w międzyczasie skończyła studia, ale samego programowania uczyła się samodzielnie.
Takich „samorodków” jest jednak za mało. I zawsze będzie. Samodzielna nauka programowania wymaga przecież gigantycznego samozaparcia. Free Code Camp, serwis pozwalający ułożyć plan samodzielnej nauki programowania, jeszcze do niedawna podawał, że z 840.000 osób, które zaczęły naukę, pracę znalazło 9.000. Wielu uczestników kursu rezygnuje już przy pierwszym potknięciu, chociaż wszystkie mają podane rozwiązania w sieci.
Głównym problemem są właśnie te drobne porażki, przez które 99 ze 100 „aspirujących” odpadnie już na starcie. A niewielka pomoc pozwoliłaby zrobić drugi, łatwiejszy, krok.
Studia, które nie rozwiązują problemu. Przynajmniej nie w całości
I nie, studia informatyczne nie są jedynym rozwiązaniem. Nawet pomijając to, że z roku na rok zaczyna je coraz więcej osób, ale kończy coraz mniej, wielu programistów po prostu nie skorzysta ze zdobytej na nich wiedzy.
Wspomnieni wcześniej inżynierowie systemów, architekci, senior developerzy – dla nich wiedzy zdobytej na studiach będzie wręcz za mało, więc i tak będą się douczać w praktyce, przez pierwsze lata pracy. Natomiast szeregowym programistom dużo bardziej od całek oznaczonych przyda się praktyczne ćwiczenie implementacji wzorców projektowych w Javie czy korzystanie z nierelacyjnych baz danych w JavaScriptcie.
Nikt nie każe księgowej projektować systemów
Umówmy się – poznanie podstaw programowania to nie jest rocket science i jest to do nauczenia się przez znaczną część społeczeństwa. Szacuję*, że nawet do 10% pracowników biurowych da się przekształcić na programistów, pod warunkiem odpowiedniego podejścia do edukacji, nastawionego na silne wsparcie na samym początku.
Jasne, księgowa nie zacznie projektować systemów po roku nauki programowania. Jednak ogarnięty analityk czy nawet pracownik działu marketingu może sam zbudować sobie landing page zamiast zlecać to do działu IT. Jednocześnie wykorzysta on swoje dotychczasowe doświadczenie marketingowe, którego nie mają programiści, którzy przez całe życie programowali.
Rozsądni rekruterzy dają szansę zdeterminowanym programistom
Każdego dnia widzę, jak dziesiątki rekruterów dają szansę początkującym programistom, którzy postanowili dokonać zwrotu o 180 stopni w swojej dotychczasowej karierze.
To działa zarówno przy rekrutacji wewnętrznej, jak i zewnętrznej.
1. Przy rekrutacji wewnętrznej, rekruter lepiej zna współpracownika, z którym od paru lat widzi się w przerwach na kawę niż programistę z zewnątrz, z którym jedynym kontaktem była godzinna rozmowa kwalifikacyjna. Dobry specjalista HR znajdzie – czasem z naszym wsparciem technicznym – osoby o predyspozycjach odpowiednich do przekwalifikowania się. Zaufany pracownik chętnie zostanie w firmie awansując wewnętrznie (i przy okazji podpisując “lojalkę” 🙂 ).
2. Przy rekrutacji nowych osób, rekruterzy doceniają dotychczasowe doświadczenie nowych kandydatów i ich odwagę do zmiany. Dla wspomnianej wcześniej księgowej, która postanowiła zostać programistką, pojęcia takie jak VAT czy amortyzacja nie są tylko abstrakcyjnymi zmiennymi zapisanymi w systemie. Dzięki temu rozumie, co program ma robić i dostosowanie do potrzeb biznesu jest większe niż w przypadku osoby nie znającej tych pojęć. Wystarczy zestawić determinację osoby, która w wieku 40 lat rzuciła swoje dotychczasowe życie z 22-letnim programistą, którego oczekiwania od startu mocno przekraczają średnią pensję…
Jednym z rozwiązań na znalezienie programistów jest pomaganie im już na samym początku, żeby osoby zdeterminowane do samodzielnej nauki nie zrezygnowały na starcie i miały szansę pokonać pierwsze przeszkody. W rzeczywistości niektóre problemy podczas nauki można rozwiązać w parę minut, o ile dedykowany mentor będzie nakierowywał ich na właściwe tory.
–
*Szacunki przeprowadzone zostały po wewnętrznych testach z partnerami Kodilli. Polegały one na dopuszczeniu setek osób zainteresowanych pracą programisty do próbnego tygodnia nauki zakończonego analizą ich zachowań, wykonaniem pierwszego projektu i rozmowach przeprowadzonych przez mentorów Kodilli. W efekcie prawie 10% osób niemających wcześniej związku z programowaniem zostało skierowanych do dalszego szkolenia, a kolejne osoby wyraziły chęć podjęcia nauki w późniejszym czasie.
–
Marcin Kosedowski
Szef działu marketing w szkole programowania online Kodilla, która w rok od startu zdobyła tytuł Najlepszej Szkoły Programowania 2016, przyznany przez portal edukacyjny Edutorial. Od ponad 10 lat związany z branżą media i marketing. Specjalista od efektywnych kosztowo kampanii, w Kodilla.com zajmuje się strategią marketingowo-sprzedażową i promocją marki.