Alan Jakman od blisko dwóch lat zawodowo prowadzi poszukiwania genealogiczne. Samą genealogią interesuje się już od 10 lat. Z uwagi na coraz większe zainteresowanie społeczeństwa swoimi korzeniami, przodkami, postanowił założyć firmę More Maiorum. Poszukiwacze Korzeni, która oferuje profesjonalne i kompleksowe badania genealogiczne. W wywiadzie dla Mam Startup opowiada o wyzwaniach związanych z zakładaniem własnej firmy i rynku genealogicznym w Polsce.
Skąd wziął się pomysł na założenie firmy More Maiorum. Poszukiwacze Korzeni? Co spowodowało, że postanowiłeś własne hobby przekuć w biznes?
Od blisko 6 lat prowadzę jedyny bezpłatny miesięcznik genealogiczny „More Maiorum” w Polsce. Artykuły w nim publikują zarówno rodzinni genealodzy, jak i zawodowi archiwiści, historycy i przedstawiciele innych dyscyplin w jakiś sposób związanych z poszukiwaniami genealogicznymi.
Samą genealogią zajmuję się już nieco ponad 10 lat. W trakcie własnych poszukiwań, które, co istotne, prowadzone były w różnych częściach obecnej Polski i poza jej granicami, zebrałem sporo doświadczenia. Później coraz więcej osób pisało do mnie, że są zainteresowani zleceniem badań genealogicznych. Mogłem więc w praktyce sprawdzić swoje umiejętności i wiedzę. Ale te poszerzam i zdobywam cały czas.
Na czym dokładnie opiera się Twoja działalność? Do kogo skierowana jest Twoja firma?
Oferta skierowana jest do co najmniej czterech grup potencjalnych klientów: osób, które chciałyby wiedzieć, kim są ich przodkowie, ale nie mają czasu na samodzielne poszukiwania i chcą je powierzyć profesjonaliście, genealogów, którzy utknęli w pewnym momencie i chcą kontynuować badania w konkretnym kierunku, historyków rodzinnych, którzy poszukują np. ksiąg metrykalnych znajdujących się w archiwum w regionie, w którym mieszkam oraz kancelarii prawnych i innych instytucji prowadzących sprawy spadkowe.
Każde te poszukiwania wyglądają nieco inaczej. Jedno zlecenie można zrealizować w jeden dzień – np. kwerendę konkretnych dokumentów w archiwum, a inne, np. stworzenie pełnego drzewa genealogiczne, może trwać nawet rok albo dłużej. Rzadziej zdarzają się klienci, którzy zlecają wyłącznie tłumaczenia metryk albo opracowanie metryk pod konkretnym kątem (np. średni wiek umieralności w latach 1800-1850 w parafii „X”).
Poza tym prowadzenie działalności związanej z usługami genealogicznymi, to nie tylko same poszukiwania, ale także prowadzenie wykładów, warsztatów czy pisanie artykułów oraz działanie na rzecz społeczności genealogicznych, poprzez indeksację czy fotografowanie metryk.
Co było największym wyzwaniem przy rozwijaniu biznesu?
Zapewne przełamanie pewnych stereotypów w środowisku, że poszukiwania genealogiczne można prowadzić „wyłącznie” dla siebie, a dla innych, jeśli już, to tylko w formie wolontariatu. Mówienie o tym, że zarabia się na genealogii nie jest zbyt dobrze widziane, choć jest to taka sama usługa, jak każda inna. Jednak od kilku lat myślenie ludzi się zmienia. Firm genealogicznych jest coraz więcej, ale rośnie także genealogiczny „czarny rynek”, gdzie usługi dla innych świadczą osoby nieprowadzące żadnej działalności gospodarczej.
Na początku rozwijania biznesu, byłeś pod skrzydłami Akademickich Inkubatorów Przyszłości. Jakie były wady i zalety działalności pod AIP?
Zaletą była szybkość otwarcia „firmy” – można było działać właściwie już na drugi dzień po podpisaniu umowy. Choć obecnie założenie jednoosobowej działalności gospodarczej nie trwa wiele dłużej. Plusem była z pewnością możliwość nauki i wypróbowania swojego pomysłu bez większych konsekwencji. Jednak z czasem zaczęło mi doskwierać coraz więcej ograniczeń ze strony AIP. Podpisywanie umów z każdym klientem przez osoby decyzyjne z AIP bardzo wydłużało najprostsze zlecenie. Poza tym w AIP mamy do czynienia z „podwójnym opodatkowaniem”. Aby wypłacić na swoje konto wynagrodzenie, od każdej zarobionej kwoty (np. 100 złotych) należało zapłacić podatek VAT oraz podatek z tytułu umowy zlecenie (a w przypadku nieposiadania statusu studenta także inne składki). W najlepszym więc wypadku na konto otrzymywaliśmy na „czysto” niecałe 70 złotych.
Jednak zdecydowanie muszę powiedzieć, gdyby nie AIP, być może nigdy nie zrealizowałbym tego pomysłu. Po prostu po pewnym czasie, jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, nadchodzi czas, by działać samodzielnie.
Jak wygląda rynek usług genealogicznych w Polsce?
W ostatnich latach można zaobserwować znaczący wzrost w tym sektorze. Firm jest coraz więcej, a jest to spowodowane coraz większym popytem na tego typu usługi. Jak wcześniej wspomniałem, są także genealodzy, którzy zajmują się tym „przy okazji” i jest to dla nich jakaś dodatkowa forma zarobku. W przeciwieństwie do rynku np. amerykańskiego, u nas nie ma jeszcze typowej „korporacji genealogicznej”, choć być może to tylko kwestia czasu.
Patrząc z perspektywy własnych doświadczeń, czy coraz więcej osób korzysta z usług poszukiwań genealogicznych? Jeżeli tak, to dlaczego? Czy są to osoby młode czy starsze?
Zdecydowanie coraz więcej osób chce poznać swoje korzenie. Wiele materiałów jest dziś dostępnych online, nie zawsze trzeba jechać do archiwum czy parafii i na miejscu przeglądać dokumenty. Mimo tego wiele osób z jednej strony nie ma czasu, by zgłębiać tajniki poszukiwań genealogicznych, a z drugiej ma dużą chęć uzyskania wiedzy o swoich przodkach. Motywy są różne – zdarza się np. że rodzina chce zrobić nietypowy prezent na 50. rocznicę ślubu dla dziadków. Z reguły klientami są raczej osoby między 35 a 60 rokiem życia.
Na swojej stronie oferujesz pełne poszukiwania genealogiczne i ekspresowe kwerendy archiwalne. Jaka jest między nimi różnica?
Ekspresowe kwerendy archiwalne to przede wszystkim zlecenia w najbliższych mojemu miejscu zamieszkania archiwach, które realizowane są w miarę możliwości jak najszybciej. Najczęściej dotyczą konkretnie wskazanych przez klienta jednostek. Poszukiwania genealogiczne zaś to, przeważnie, kompleksowe opracowanie wywodu przodków bądź drzewa genealogicznego.
Z jakimi kosztami trzeba się liczyć chcąc zlecić kompleksowe poszukiwania genealogiczne?
Wszystko zależy od tego, czego oczekuje klient i co możemy „wyciągnąć” z danych metryk. Może zdarzyć się, że księgi parafialne sięgają XVII wieku, są kompletne, dobrze zachowane i w ten sposób możemy znaleźć setki krewnych. Z drugiej strony zdarzają się sytuacje, że dokumentacja jest bardzo słabo zachowana i poszukiwania urywają się w połowie XIX wieku. Jeśli klient chciałby zlecić pełne poszukiwania genealogiczne, czyli nie tylko przodków, ale także ich rodzeństwa i dalszych krewnych, trzeba się liczyć z kwotą rzędu co najmniej kilku tysięcy złotych. Ale to po pierwsze praca na przynajmniej kilkanaście miesięcy, więc koszt rozkłada się w dłuższym czasie i to zawsze klient decyduje, kiedy kończymy poszukiwania, a po drugie to dość skrajny przypadek.
Innym przykładem może być zlecenie kwerendy w archiwum państwowym, które jest położone wiele setek kilometrów od miejsca zamieszkania klienta. Przykładowo, jeśli zainteresowana osoba mieszka w Suwałkach, a interesujące ją dokumenty znajdują się w Katowicach, to koszt dojazdu, noclegu, wyżywienia, a także ewentualnego urlopu (albo zaprzestania pracy we własnej firmie) znacząco przewyższa kwotę, jaką osoba ta poniosłaby, zlecając to genealogowi mieszkającego w okolicy.
Z jakimi trudnościami najczęściej się spotykasz przy poszukiwaniach genealogicznych?
Czasami jest to np. dotarcie do materiałów, które znajdują się w niedostępnym archiwum, najczęściej tym kościelnym. Zdarza się także, że dochodzimy do „ściany”, momentu, w którym urywają się metryki, nie ma żadnych innych dokumentów pozametrykalnych i poprowadzenie dalszej genealogii jest właściwie niemożliwe.
Jakie są Twoje plany na przyszłość związane z firmą?
Myślę, że próba dotarcia do klienta zagranicznego, szczególnie amerykańskiego. Choć to nie będzie proste.