Michael Arrington, bo o nim mowa, swoją przeprawę od początkującego blogera do mentora i anioła biznesu rozpoczynał we własnym pokoju. W tej historii sukcesu znajdzie się ciężka praca, oplucie przez hejtera na jednej z konferencji i wynajęcie ochrony w obawie o swoje bezpieczeństwo.
fot. newsone.com
Po ukończeniu Stanford Law School Arrington przez 5 lat pracował jako prawnik w dwóch renomowanych kancelariach. Choć zarabiał nieźle, nie był zadowolony z tego, co robi na co dzień, więc w 1999 roku postanowił porzucić wyuczony zawód i zatrudnić się jako menedżer ds. rozwoju w ówcześnie znanym startupie Real Names. To dlatego dzisiaj tak lubi przedsiębiorców – w wywiadzie dla Wired powiedział o nich: To szaleni ludzie. Kto o zdrowych zmysłach rzuca pracę prawnika czy bankowca, który zarabia 200 tysięcy dolarów rocznie, by pracować w startupie z szansą 1 do 10 na zostanie bogatym?
Real Names, mimo stumilionowego dofinansowania poniósł porażkę, a Arrington zaczął zakładać własne startupy. Pierwszym z nich był Achex, system do płatności online, który został przejęty przez First Data Corp za 32 miliony dolarów. Obecnie z systemu Achex korzysta znany bank Western Union. Startup nie odniósł spektakularnego sukcesu, ponieważ w tamtych latach pojawił się potężny konkurent PayPal. Michael nie załamał się porażką, a za zarobione pieniądze kupił sobie Porsche. Po odejściu z Achex, pracował w Anglii, Danii oraz Kanadzie w firmach zajmujących się sprzedażą domen. W 2004 roku postanowił jednak rzucić obecne zajęcie i z oszczędnościami wynoszącymi kilkaset tysięcy dolarów wziąć 9-cio miesięczny urlop. Niespełna rok później skontaktował się z nim Keith Teare – pomysłodawca Achexa, z nowym pomysłem na startup – Edgeio, który miał konkurować z Craiglistą, czyli pierwszym popularnym serwisem z drobnymi ogłoszeniami. Michaelowi pomysł się bardzo spodobał, dlatego postanowił wejść z dawnym partnerem w spółkę. W przeciągu następnych kilku lat stał się co-founderem Zip.ca, Pool.com oraz Razorgator.
Pierwszy wpis
Współtworząc startupy Arrington zaczyna blogować, a jego artykuły czytało, komentowało i subskrybowało coraz więcej osób. 11 czerwca 2005 opublikowany został pierwszy post na TechCrunchu, który został usunięty z sieci. Dzięki narzędziu archiwizującemu wszystkie wpisy w internecie, mamy do niego wgląd także i dziś.
Liczba czytelników rośnie tak szybko, że Arrington postanowia po sześciu miesiącach odejść z Edgeio i zająć się wyłącznie blogowaniem. Na pisanie artykułów poświęca mnóstwo czasu. Przy komputerze potrafi spędzać 16 godzin dziennie przez 7 dni w tygodniu i, jak sam wspomina, zdarzało mu się zasypiać nad klawiaturą. Przez pracę nad blogiem zaniedbał kontakty ze znajomymi.
Po pierwszych małych sukcesach i przy znacznym przyroście liczby czytelników, Michael postanowia nawiązać bliższy kontakt ze swoimi czytelnikami. Spotkania odbywają się w ogrodzie jego domu. 15 września 2005 roku na pierwszym z nich pojawiło się dwudziestu gości, na drugim sto, na trzecim dwieście a na czwartym aż pięćset osób. Imprezy i spotkania u Arringtona stały się bardzo popularne, dlatego też stały się pewnego rodzaju tradycją i częścią wycieczki każdego przedsiębiorcy odwiedzającego Dolinę Krzemową.
Twórca TechCruncha sławę i uznanie zdobywa rok później – 9 października 2006, kiedy jako pierwszy informuje internautów o przejęciu YouTube przez zarząd Google. Jak do tego doszło?
– Dowiedziałem się o przejęciu YouTube tylko dlatego, że byłem online o 2 rano i przyjaciel mnie o tym wydarzeniu poinformował – powiedział Arrington dla Wired. Michael starał się jak najszybciej tę informację potwierdzić, co mu się udało. Zdarzało się i tak, że Michael opisując nowy startup i przy okazji rozmawiając z jego twórcami postanawia w niego zainwestować. Tak się stało np. we wrześniu 2006 roku z opisywanym na blogu Dogsterem.
Bywając na branżowych konferencjach Michael często rozmawia z przedstawicielami obu stron świata startupowego: z inwestorami i pomysłodawcami startupów. Swoje znajomości świetnie wykorzystuje, kontaktując młodych przedsiębiorców z ludźmi posiadającymi pieniądze i spore doświadczenie. Efektem tych zabiegów mogło być zapoznanie twórców Zaarly, czyli platformy, której zadaniem jest połączenie osób szukających danego produktu z osobami, które je posiadają, z Ronem Conwayem, ich późniejszym inwestorem. Obserwując zalety takich spotkań, Michael postanawia we wrześniu 2007 roku zorganizować pierwszą konferencję pod hasłem TechCrunch 40.
Na czym opierał swój sukces? Jak sam mówi, na utrzymywaniu trwałych relacji z ludźmi i budowaniu zaufania. Nie wszyscy jednak darzyli Arringtona sympatią. Podczas konferencji w Niemczech w 2008 roku jeden z uczestników spotkania opluł go w geście pogardy.
W tym samym roku Michael rozpoczął pracę nad tabletem o nazwie Crunchpad, co odbiło się szerokim echem w mediach. Urządzenie nie podbiło jednak serca czytelników TC, a przedsięwzięcie zakończyło się fiaskiem.
W następnej części artykułu dowiecie się ile zarabiał Arrington na prowadzeniu TechCruncha, dlaczego sprzedał swój serwis AOLowi i czym Michael zajmuje się teraz. Publikacja w piątek. Zapraszamy!