Jeżeli teraz kupisz ten błyszczący gadżet, to najprawdopodobniej przepłacisz. Takie założenie towarzyszy nowemu startupowi o nazwie Shopobot. Przedstawiciele projektu poinformowali właśnie, że otrzymali wsparcie od takich funduszy jak Google Ventures czy Ventures AOL.
Iskierką, która powołała do życia sklepowego bota było „poważne zapotrzebowanie rynku konsumenckiego, o którym potencjalni konsumenci nie zdają sobie nawet sprawy”. Tak właśnie twierdzą prezes spółki Julius Schorzman i szef produktu Dave Matthews. Ich zdaniem ceny w sklepach internetowych potrafią się zmieniać nawet kilka razy w ciągu tygodnia. Niby nic dziwnego, gdyby nie to, że różnica w cenie może sięgać nawet 20%! Julius Schorzman pracował wcześniej w Amazonie, dlatego jego teorie mają całkiem spore prawdopodobieństwo słuszności. Shopobot zbiera informacje o wahaniach cen, sugerując nam, kiedy najlepiej unikać zakupów danych przedmiotów.
Schorzman i Matthews twierdzą, że interfejs ich produktu spełnia zapotrzebowanie cyfrowych zapaleńców, jednocześnie zachowując intuicyjność i łatwość obsługi dla okazjonalnych kupców. Cała filozofia funkcjonowania Shopobota ogranicza się do tego, aby powiedzieć shopobotowi, co chcemy kupić, a on w odpowiedzi przeanalizuje ceny w sklepach i powie nam TERAZ KUPUJ lub TERAZ NIE KUPUJ. W wypadku odradzenia kupna, bot posiada opcję powiadomień w sytuacji, kiedy cena wróci do rozsądnego poziomu. To wszystko może brzmieć znajomo, gdyż podobna funkcjonalność jest zastosowana na stronie SeatGeek, która podpowiada, kiedy najlepiej kupować bilety na różnego rodzaju imprezy.
Na obecną chwilę Shopobot skanuje głównie sklepy z elektroniką, pobierając przy tym opłaty za leady.
Główna funkcjonalność produktu, która pomaga kupującym, może się jednak okazać strzałem w stopę we współpracy ze sklepami. Shopobot może bowiem ograniczyć ilość sprzedanych towarów wśród nie zawsze zorientowanych klientów. Schorzman i Matthews zapewniają jednak, że w wypadku buntu sprzedawców mają alternatywne modele biznesowe.
źródło: venturebeat.com