Jeszcze na studiach stworzył XOFTO, firmę która zajmowała się produkcją gier na telefony komórkowe. Dwa dni zajęło mu dotarcie do osób decyzyjnych w Polsacie, by uzyskać wyłączną licencję na Włatców Móch. Za to pierwsze przedsięwzięcie otrzymał nagrodę od Ministerstwa Gospodarki. Dziś szuka takich samych ambitnych ludzi, którym pomoże rozwijać się poprzez Akcelerator Lift-OFF.
Tomasza Popów możecie kojarzyć ze znanego w branży startupowej przedsięwzięcia – Taxi5. To właśnie dla tej firmy zdobył największą inwestycję w polską aplikację mobilną – dwa miliony złotych. Spółką już nie kieruje, ale zajął się tworzeniem prywatnego akceleratora. Swoją ofertą chce zainteresować krnąbrnych przedsiębiorców.
Docenia przegranych, czyli tych którzy zaryzykowali, bo jak mówi Ci „zadają więcej pytań”. Dla przykładu, bez problemu mówi o swoich błędach, które sumiennie od czasu pierwszej firmy spisuje w notatniku. W wyborze ciekawych przedsięwzięć najbardziej zwraca uwagę na zespół, bo to on zawsze stoi za sukcesem firmy.
Co miałeś na myśli mówiąc o niepokornych duszach?
Startupowcy to ludzie, którzy chcą coś zmieniać. Gdy na ulicy widzą lampy sodowe myślą sobie, że pobierają za dużo energii, dlatego tworzą ledową wersję. Pracują w firmie i wysyłają miliard mejli, żeby komunikować się i wymyślają Slacka. Po prostu coś im nie pasuje. Sami nie wiedzą jak, ale wydaje mi się, że oni potrafią to zmienić. Ważne, że o pozwolenie na to nie pytają nikogo.
Nazwałbyś ich buntownikami?
Chyba tak, bo kwestionują status quo. Zadają pytania takie jak: Czy tak musi być? Kto tak to poustawiał? Kto spowodował, że wygląda to tak, a nie inaczej? Gdyby sobie ich nie zadawali nie byłoby rozwiązania. Bez właściwie postawionego pytania nie ma odpowiedzi.
Powiedziałeś, że nikogo nie pytają o pozwolenie, ale też o pytaniach, które sobie zadają. Muszą więc mieć umiejętność…
… to taka krnąbrna dusza, która wychodzi poza szablon i dla niego liczy się to, żeby to robił. Przykładem może być fotograf, Jacek Bonecki, który w latach 70. wysyłał zdjęcia na światowe konkursy i jako adres zwrotny podawał ten ze szkoły podstawowej. Zrobił to, by dyrekcja dowiadując się o sukcesach, pozwalała mu na więcej. Prosty zabieg sprawił, że mógł rozwijać swoją pasję, właśnie dlatego, że nie poszedł utartą drogą. Nie pytał, czy może podać ten adres, czy może w ogóle wziąć udział w takim konkursie – olał to wszystko. Uważał, że to nieważne i po prostu podał adres. I wygrywał konkursy.
Wydaje mi się, że niepokorne dusze, poszukują innych kompanów. Zgodzisz się z tym?
Szukają takich samych jak oni. Gdzieś na ścianie widziałem [napis – przyp.red.] “Gdzie znajdę ludzi, którzy lubią jeździć na rowerze górskim?”. Nie znajdziesz ich w mieście. Idziesz w góry i szukasz takich samych, jak Ty. To oni powiedzą Ci żebyś używał takich butów, bo są lepsze, albo przekręił hamulce, bo przez to palec się ociera. Dzięki temu nadajesz na tych samych falach, co oni. Dokładnie o to chodzi, żeby nawzajem siebie rozumieć. Krnąbrne dusze i niepokorne dusze, rozumieją niepokorne dusze.
W każdym przypadku tak jest?
Ludzie, którzy mają mentalność poukładaną (ja nie mówię w złym tego słowa znaczeniu) urzędniczą, dobrze komunikują się z urzędnikami, w sensie: pismo, pozwolenie, dokument, podpis, procedura. I oni się rozumieją. Przedsiębiębiorcy mają kumpli przedsiębiorców. Złodzieje złodziei.
Widziałem kiedyś zdjęcie, na którym był Henry Ford i Thomas Edison. Zawsze to było dla mnie dziwne, że takie znane postaci, w jakimś momencie na siebie trafiły. No pewnie, że na siebie trafiły! Jeżeli jeden i drugi są w czymś dobrzy, to muszą na siebie trafić. Fundusz VC nie powinien więc szukać projektów w mediach, bo wtedy jest już za późno. Powinien szukać ich na hackathonie, uczelni, stołówce studenckiej, czy w akademiku. Tam, gdzie wieczorem jest zapalone światło.
„… jak daliśmy dupy, to nikt o nas nie będzie mówił, i jeden, czy drugi artykuł, w którym będziemy starali się zainteresować odbiorców, nie pomoże” – Tomasz Popów
Przeciw czemu się buntujesz?
Przeciw niczemu. Chyba tylko przeciwko temu, że większość moich znajomych wyjechało za granicę do pracy, a ja zostałem tutaj, bo uważam, że można tutaj robić fajne rzeczy, np. tworzyć firmy, produkowane za złotówki, a zarabiające w dolarach, w euro. Startupy z Wrocławia bardzo dobrze to pokazują
W jaki sposób?
Pokazuje to sukces Michała Sadowskiego, okupiony bardzo dużą pracą, sprytem, mądrością. Sukces, nawet giełdowy w tym roku, LiveChata – Macieja Jarzębowskiego, czy Kamila Rudnickiego z Time-Camp, który będzie gościem Akceleratora LIFT-OFF w tym tygodniu (19 grudnia). To nie są mrzonki. Potrzebujemy takich drogowskazów, potrzebujemy takich osób. Ja jestem raczej tym, który chciałby pomagać tym przyszłym Sadowskim, przyszłym Rudnickim.
Nie zawsze zachęcałeś. Mówiłeś: “Wiem, że myślicie, że tylko wy możecie wpaść na ten genialny pomysł, ale nawet z rachunku prawdopodobieństwa wynika coś innego”1.
To nie jest tak, że mamy w Polsce monopol na robienie dobrych rzeczy. Powiedział to…
… Rafał Agnieszczak.
To nie jest tak, że możemy mieć nadreprezentację startupów, które odniosły sukces. Jako naród jesteśmy w piłce nożnej tam, gdzie jesteśmy. Znamy swoje miejsce i w startupach też jesteśmy tam, gdzie być powinniśmy. To, że znaczna część sukcesów startupów przypada na Stany wynika z tego, że mają więcej wiedzy i doświadczenia. Więcej prywatnego kapitału, a nie dotacji. U nas też wszystko zaczyna się rozwijać, jesteśmy na samym początku tego procesu. Na razie, na pewno nie mamy nadreprezentacji. Mamy dokładnie to, na co sami zapracowaliśmy.
Wracając do cytatu, może dlatego robimy kilka projektów naraz. Żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo porażki.
Moim wspólnikom zawsze mówię, że nie powinni tego robić. Bo startup nie ma czasu na dwie drogi, ma czas na jedną i trik nie polega na tym, żeby trzymać budżetu, dyscypliny w firmie, tylko na tym, by robić to, co trzeba zrobić. Michał Anioł powiedział, że jak tworzy rzeźbę, to tylko odkraja rzeczy, które są niepotrzebne. No i startup, który odnosi sukces dokładnie to robi. Zajmuje się działaniami, które przynoszą rezultaty, a ogranicza te które ich nie dają. On dostaje jakąś formę, ideę i wyrzuca z niej rzeczy, które są niepotrzebne.
„Musisz czuć ryzyko, że pieniądze możesz stracić. Bardziej prawdopodobne jest, że je stracisz” – Tomasz Popów
Dlatego tak ważne jest MVP?
To jest jakaś koncepcja MVP, koncepcja minimalnego produktu, który się już utrzyma na rynku i minimalnego rozwijania tego projektu. To jest ciągle koncepcja zaciągania długu technologicznego, czyli świadomości, że: tak, wiem że robimy źle, że tak technologii nie powinno się robić, ale robimy to, dlatego, że u nas najważniejszy jest w tym przypadku czas i wejście, dotknięcie i spenetrowanie tego rynku. Weryfikacja hipotezy. Za cenę długu technologicznego kupujemy czas i weryfikację rynku.
Życie to nie jest ciągłe MVP. Jakbyśmy mieli podzielić całe życie na te rzeczy, które dają korzyści i nie, to niewiele by nam zostało.
Właśnie zostanie dużo. Zainwestowaliśmy już w trzy startupy, dwa kolejne są w procesie inwestycyjnym, pewnie za chwilę je domkniemy i na razie więcej ich nie będzie.
Dlaczego?
Bo nie będzie sukcesu akceleratora, jeśli te pierwsze spółki nie odniosą sukcesu. I trzeba się skupić na tym, żeby im maksymalnie pomóc. Postanowiłem, że nie będę biegał po rynku i wszystkim mówił: “robimy taki akcelerator, jesteśmy mistrzami świata”. Chciałbym, żeby nasze inwestycje o nas mówiły, żeby nasza praca o nas mówiła. Jak jesteśmy dobrzy, to w przyszłym roku będzie o nas głośno, dlatego że nasze firmy będą odnosiły sukces. A jak daliśmy dupy, to nikt o nas nie będzie mówił, i jeden, czy drugi artykuł, w którym będziemy starali się zainteresować odbiorców, nie pomoże.
Nie promujecie akceleratora?
Nie epatujemy banerami, jak jakieś 3.1, że wiesz: “Przyjdź do nas, my rozdajemy pieniądze”. Nie rozdajemy pieniędzy, szukamy mądrych ludzi, z którymi jesteśmy w stanie zmienić rzeczywistość, którzy są pracowici i trochę szaleni. Nawet bardzo szaleni, bo z tymi kompetencjami, które mają, porywają się z motyką na słońce, ale jednak tam idą. Jak przychodzę do pracy i otwieram drzwi w akceleratorze, to boje się, że zastanę jedną osobę, może dwie. Że ci ludzie nie przyjdą, po prostu.
Skąd ta obawa?
Bo co ich trzyma? Pensja, którą dostają minimalną, tylko żeby zjeść chelebek i jeszcze z dżemikiem wyłącznie na weekend? Po co oni tu przychodzą? Jak otwieram tu drzwi, a za nimi są moi wspólnicy, to wiem, że ma to sens. Czuję, że wiedzą po co tam są i samą obecnością mówią: Dajemy rade, idziemy do przodu. Robimy wynik. Chcemy to robić.
Co może zepsuć: nadmiar czy niedostatek pieniędzy?
Myślę, że to i to. Kuriozalnie, nadmiar może bardzo zepsuć, bo wydaje ci się, że masz dużo kasy i zaczynasz myśleć o rzeczach, które są po prostu niepotrzebne. W efekcie czego budżet pęcznieje, zatrudniasz jakieś osoby i wydaje ci się, że robisz dobrze, a robisz największą tragedię.
A niedostatek?
Pokazuje pomysłodawcy, że pieniądze nie biorą się z kosmosu. Ktoś je kiedyś zarobił i teraz daje je Tobie i masz, dzięki tym pieniądzom i swoim talentom, spowodować, że pewna idea zostanie zbudowana i właśnie jak jest mało tych pieniędzy, to się je szanuje i ogląda każdą złotówkę, zanim się ją wyda.
Dlatego doceniasz przegranych, osoby które zainwestowały i straciły pieniądze?
Bardzo doceniam, dlatego że sukces jest niesamowicie złym doradcą, bo deprawuje i wtedy wydaje ci się, że kolejna inwestycja też będzie sukcesem. Jak z pierwszą kasą zainwestowaną na giełdzie zrobisz wtopę, to grubo zastanowisz się nad kolejnymi. Dlatego ludzie, którzy stracili pieniądze na inwestycjach, zadają więcej pytań. Też się martwię i obawiam inwestycji, ale tylko głupi się nie martwi. Dlatego musisz czuć ryzyko, że te pieniądze możesz stracić. Bardziej prawdopodobne jest, że je stracisz inwestując w startupy.
–
Drugą część rozmowy z Tomaszem Popów opublikujemy w najbliższy poniedziałek. Dowiecie się z niej o błędach, które popełnił, o tym czy pracę w Taxi5 określiłby jako zawodową porażkę i co najbardziej kształtuje startupowca.