Już od początku lat ’90 nasz rozmówca, Adam Jesionkiewicz, na pomaganiu innym w obsłudze i zabawie z komputerami był w stanie zarabiać dziesięciokrotność średnich zarobków. Był też jednym z pierwszych grafików komputerowych, w czasach gdy w Polsce zaczęła się tworzyć branża reklamowa, która potrzebowała pionierów. – To były naprawdę piękne i romantyczne czasy. Nikt z nas nie myślał o tym w kontekście „pracy”. To była świetna zabawa i niezwykła przygoda, która do tego pozwalała łatwo i dostatnio żyć – wspomina Jesionkiewicz. – Ślad tych czasów pozostał w mojej głowie do dzisiaj – dodaje.
Dziś Adam Jesionkiewicz jest CEO i co-founderem Ifinity, która należy do czołówki światowych innowatorów w dziedzinie „Internet of Things” oraz „Smart Cities”, wdrażającej wielkoskalowe rozwiązania oparte o tzw. beacony, m.in. dla Miasta Warszawy, Kataru, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Turcji, RPA, i innych. Jest też założycielem i Prezesem Fundacji Smart Cities, a także członkiem Rady Programowej Fundacji Startup Poland. Designerem, wizjonerem i przedsiębiorcą z dwudziesto letnim doświadczeniem. Obsesyjnie zainteresowany wpływem nowych technologii na relacje międzyludzkie i rozwój cywilizacji. Przez lata tworzył i zarządzał wieloma firmami z sektorów ICT i reklamowego. Jak wyglądały jego początki w branży?
1. Co najwięcej nauczyło Pana na temat przedsiębiorczości?
Myślę, że nie różnię się tu wiele od podobnych mi przedsiębiorców. Tego sposobu na życie można nauczyć się przede wszystkim przez popełnianie błędów i ciągłą pracę nad sobą. Ludzie generalnie nie lubią mylić się, a tym bardziej zaliczać wpadek, ale dla przedsiębiorców to podstawa. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że porażka to immanentna cecha prawdziwej przedsiębiorczości. Oczywiście bardzo dużo czytam, zarówno w internecie, jak i z książek. Teoria jest ważna, ale to inicjatywa i stawianie sobie konkretnych celów zmienia życie nasze i osób, które nas otaczają.
U mnie przedsiębiorczość rozpoczęła się w bardzo naturalny sposób. Po prostu zawsze poświęcałem się rzeczom, które kocham i którymi zajmuję się wręcz obsesyjnie. W ten sposób w zasadzie nawet nie jesteś w stanie stwierdzić, kiedy jest to tylko hobby, a kiedy robi się z tego biznes. Dosyć wcześnie zrozumiałem, że w budowaniu organizacji najważniejszą cechą jest umiejętność wykorzystywania wiedzy innych ludzi i łączenia ich kompetencji. To kluczowe i niezwykle trudne. Być może trzeba się z tym urodzić, bo sztuką jest inspirowanie i codzienne motywowanie wielu osób, które do tego na ogół są w wielu dziedzinach mądrzejsze od Ciebie. To specyficzna umiejętność, ale według mnie najważniejsza. Kiedy uświadamiasz sobie tę prostą zasadę zaczynasz rozumieć, że możesz zbudować absolutnie wszystko, a jedyne bariery jakie istnieją, to te w Twojej głowie.
2. Jak zarobił Pan swoje pierwsze pieniądze? Na co je Pan wydał?
Trudno powiedzieć, ale chyba była to praca w jakimś protoplaście klubu komputerowego. Ponieważ od dziecka byłem zafascynowany komputerami, a od szóstej klasy podstawowej osobiście odkrywałem magię ZX Spectrum, to w średniej szkole moje umiejętności były dosyć egzotyczne. Wszędzie, gdzie pojawiały się komputery ktoś prosił mnie o pomoc. Tak zacząłem zarabiać pierwsze pieniądze. Wydawałem je oczywiście na same komputery, akcesoria i inne rzeczy z nimi związane. Większość osób w tamtych czasach uważała mnie za idiotę. Mimo że w wieku kilkunastu lat już coś tam potrafiłem sam zarobić, to i tak mówiono mi w twarz: „zostaw te głupoty, chleba Ci przecież nie przyniosą”.
Na początku lat ’90 już byłem w stanie zarabiać na tym dziesięciokrotność średnich zarobków. Byłem jednym z pierwszych grafików komputerowych, a w tym czasie w Polsce zaczęła się tworzyć branża reklamowa, która, jak żadna inna, potrzebowała pionierów. To były naprawdę piękne i romantyczne czasy. Nikt z nas nie myślał o tym w kontekście „pracy”. To była świetna zabawa i niezwykła przygoda, która do tego pozwalała łatwo i dostatnio żyć. Ślad tych czasów pozostał w mojej głowie do dzisiaj. Z natury rzeczy staram się szukać branż, które dopiero się rozpoczynają. To daje ogromne możliwości ich kształtowania, nauki, tworzenia standardów. Takie branże tworzą się co 5-7 lat. Wart być tego świadomym i nie załamywać rąk, że „kiedyś to było łatwo, a dzisiaj to już wszystkie karty są rozdane”. To oczywisty mit.
3. Ma Pan 200 tysięcy złotych na inwestycje. W co Pan inwestuje?
Idąc dalej, 200 tysięcy to już jest kwota, z którą można ruszyć w realizację jakiegoś konkretnego planu. Znalazłbym w swoim otoczeniu zajęcie, które naprawdę kocham, ufundował z tego podstawowy zespół i stworzył fundament do funkcjonowania tego jako potencjalny biznes. Potraktowałbym to jako tzw. pre-seed, a do reszty zaangażowałbym jakieś seedowe fundusze, które pozwoliłyby mi szybko nabrać trakcję. Tak zaczynały się wszystkie spektakularne projekty i warto dać sobie szansę. Można też oczywiście wydać te 200 tys. na wakacje i też mieć jakieś tam wspomnienia. Dla każdego coś miłego.
4. Ma też Pan możliwość zaprosić do współpracy twórcę znanej firmy. Kogo Pan wybiera i dlaczego?
Tak się składa, że mam naprawdę bardzo wielu idoli, choć nie wiem, czy to odpowiednie słowo. Po prostu inspirują mnie ludzie, którzy zamieniają ideę w siłę sprawdczą, która następnie wpływa na miliony, czy miliardy ludzi. Gdybym jednak miał w tej chwili wybrać tylko jednego, to byłby nim Elon Musk. Nie dlatego, że dzisiaj jest modny, ale dlatego, że pracuje w branży, która bliska jest moim pasjom. Mówię tu o firmie SpaceX i mojej pasji do astronomii i kosmosu. Uważam, że Elon, w przeciwieństwie do innych przedsiębiorców, tworzy rzeczy, które mają dzisiaj dla nas, mieszkańców Ziemi, niewielkie znaczenie. 99% mieszkańców planety nie odczuje jego innowacji osobiście. Ale za to dla kolejnych pokoleń jego praca ma dosłownie kosmiczne znaczenie. On zmienia naszą cywilizację na kilka pokoleń do przodu i to jest naprawdę niezwykłe.
W przyszłości największe fortuny powstaną na eksploracji kosmosu, a on dzisiaj kładzie pod to już nie tylko kamień węgielny, ale całe rozległe fundamenty. Przypomnę, że najważniejszym zadaniem każdej cywilizacji jest pozyskanie umiejętności opuszczenia swojej planety. Tylko to zapewni jej nieśmiertelność. Reszta zostanie zmieciona naturalnymi procesami, jak choćby wizytą niewielkiej asteroidy.
5. Projekt, aplikacja, której żałuje Pan, że jej nie wymyślił?
Co chwila mam takie deja vu. Siedzę w tym świecie ponad 30 lat więc więc miałem wiele wizji i pomysłów. Najbardziej chyba żałuję, że nie rozwinąłem swojego pomysłu na okienkowy system operacyjny, który kiedyś zacząłem pisać w Basic’u na topornym Spectrum. Gdybym był konsekwentny i kontynuował fascynację tym tematem, to kto wie, co by z tego wynikło? Jestem też zły na siebie za Tindera, za Facebook’a, za parę gier mobilnych, a ostatnio za Slacka. Wszystko to można było zrobić. Z drugiej strony, na tym właśnie polega problem. Innowacja to nie jest pomysł. Innowacja to umiejętność wprowadzania idei w dużej skali, w głównym nurcie.
6. Jeśli nie startup, to gdzie by Pan pracował?
Nie zastanawiałem się nad tym, ale też wiem, że nie miałbym z tym żadnego problemu. Osobiście daleki jestem od stawiania tezy, że jedyną drogą na fajne i dostatnie życie to zakładanie własnych firm. To obiegowa bzdura. Jeżeli nic by mi nie wychodziło z moim biznesem, to natychmiast dołączyłbym do ludzi, którzy robią to lepiej ode mnie i wsparłbym ich tam, gdzie moje kompetencje mogą pomóc. Kiedyś pewnie chciałbym wrócić do branży reklamowej, bo dobrze się w niej czułem. Dzisiaj jednak wybrałbym coś z pogranicza technologii i edukacji. To rodzący się nowy świat i uważam, że wydarzy się tu w najbliższej dekadzie bardzo dużo. Kręcą mnie też tematy związane z VR i sztuczną inteligencją. Kusząca jest wizja NGO’sów, więc kto wie, czy tam też bym się nie skierował? Nie jestem w stanie odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Zbyt wiele możliwości.
7. Jak Internet zmienił Pana życie?
Nie mam pojęcia, jak wyglądałoby moje życie bez internetu. Jest tak bardzo dla mnie transparentny, że nie jestem chyba świadomy, że w ogóle istnieje. Jak powietrze, którego nie widać, a jednak bez niego umieramy bardzo szybko. Od 96 roku, kiedy założyłem pierwszą firmę internetową, Internet jest dla mnie bardzo ważnym elementem życia, a w sferze zawodowej absolutnie najważniejszy.
8. Jakie miękkie i twarde umiejętności potrzebne są w biznesie?
Z miękkich umiejętności kluczowa jest sztuka budowania relacji z ludźmi, zarówno wewnątrz organizacji, jak i poza nią. Z twardych wytypowałbym wiedzę związaną z mierzeniem biznesu, czyli kwantyfikowaniem wszystkich procesów i zjawisk, wyciąganie prawidłowych wniosków i wdrażanie ich w życie.
9. Jak określiłby Pan idealnego partnera w biznesie?
Pominę truizmy, jak zaufanie, czy kompetencje, bo to każdy wie, nawet ten, który nigdy nie zakładał żadnej firmy. Sądzę, że w zespole partnerów najważniejsza jest umiejętność jasnego podzielenia zakresów odpowiedzialności. Wiele firm tonie dlatego, że każdy boi się podjąć decyzję albo podświadomie sądzi, że decyzja należy do kogoś innego. Partnerzy muszą umieć się uzupełniać i w sposób zdecydowany dzielić się odpowiedzialnością. Muszą umieć też pogodzić się z decyzją innej osoby i nie reagować emocjonalnie.
10. Co jest kluczem do sukcesu przedsięwzięcia?
Cel, strategia, realizacja, ewaluacja, ciągłe dostosowywanie się i otwartość na zmiany. Można by tu wpisać listę dziesięć punktów z książki: Biznes dla opornych. To wszystko prawda. Wystarczy to dobrze realizować w odpowiednim czasie, miejscu i z odpowiednimi ludźmi. Proste?
11. Jak motywuje się Pan do działania?
Nie zastanawiam się nad tym. Szanuję ludzi, ich geniusz, staram się rozumieć wady i wspierać ich, jak tylko mogę. Za ważną pracę płacę więcej niż rynek, wdrażam programy opcyjne, za chwilę motywacyjne. W mojej branży nie da się zbudować uniwersalnego rozwiązania dla każdego. Firmy technologicznie nierzadko muszą tworzyć zasady dla każdego odrębnie. Unifikacja w tym biznesie zabija kreatywność i efektywność, a to przecież najcenniejsze wartości każdej współczesnej firmy.
Wbrew pozorom to bardzo rozległa kwestia. Na motywację pracownika wpływa wszystko. Każdy dzień to tysiące drobnych z pozoru zdarzeń, które mogą całkowicie zniszczyć relacje albo wręcz przeciwnie, rozkwitnąć i pchnąć całą firmę do przodu. Są oczywiście rozwiązania systemowe i należy z nich korzystać. Wydaje mi się jednak, że na koniec dnia największe znaczenia mają jednak te drobne, niepozorne zdarzenia i to, jak traktujemy ludzi i jak bardzo jesteśmy w tym autentyczni. Jesteśmy tylko ludźmi, do tego nie aż tak bardzo odmiennymi od siebie, jakby się wydawało. Każdemu z nas w gruncie rzeczy chodzi o to samo. O co? Zapytajmy sami siebie, a poznamy odpowiedź.